Demokracja. Idea, która wywróciła świat do góry nogami. Ktoś kiedyś otworzył puszkę z napisem „demokracja” i od tego czasu obywatele oraz państwa szukają najlepszych rozwiązań, by wspólnie i pokojowo decydować o swoim losie. A jak nam to wychodzi?
Nasze zmagania z demokracją możemy śledzić nie tylko w historycznych źródłach, ale dziś przede wszystkim w Ukrainie, Strefie Gazy czy na kontynencie afrykańskim.
A jak radzimy sobie z demokracją w Polsce? To dobitne pokazują ostatnie wybory prezydenckie w Polsce, a jeszcze lepiej na przykład sierpniowe, przedterminowe wybory prezydenta w Zabrzu, w których niecałe 30% mieszkańców decydowała o kierunku rozwoju miasta.
Ci, którym zależy na demokracji i manifestują to poprzez swoje działania obywatelskie, nie tylko od święta, z pewnością należą do mniejszości. Często mniejszości, która z inną mniejszością nie chce mieć wiele wspólnego.
W Międzynarodowym Dniu Demokracji proponuję refleksję nad demokracją w wydaniu pozarządowym. O tej „dużej” demokracji napisano już tomy książek i setki artykułów, od czego demokracji nigdzie nie zrobiło się lepiej, co obecnie chyba najbardziej widać w Stanach Zjednoczonych, a ostatnio także we Francji. A jak się ma demokracja z udziałem organizacji społecznych i aktywnych obywateli?
W demokrację śmiem wątpić
Jako obywatele mamy pokusę, aby uznawać za demokrację tylko to, co nam się wydaje demokratyczne i nie chcemy pogodzić się z tym, że o naszych wyborach często decydują wątpliwej jakości posty w social mediach, „kiełbasiane” obietnice polityków i ludzie inaczej myślący. Popatrzmy na – nadmiernie gloryfikowany albo niesłusznie obrzucany błotem – ruch obywatelski 15 października, który przyczynił się jednak do zmiany politycznej w sposób demokratyczny, bez używania przemocy. Sam premier Donald Tusk nazwał ten proces „obywatelskim odrodzeniem”. Ile przetrwało z tej idei po półtora roku i jak bardzo byliśmy (a może wciąż jesteśmy?) urzeczeni tym mirażem dobitnie pokazała Katarzyna Sadło w jednym ze swoich felietonów w portalu ngo.pl.
Z tamtego czasu w środowisku pozarządowym pozostały wielkie nadzieje na zasadniczą zmianę w relacjach między organizacjami pozarządowymi a rządem i jego administracją. Sztandarowym przejawem tej nadziei miało być powołanie ministry ds. społeczeństwa obywatelskiego. Związana z tym fala oczekiwań i aprobaty do tego pomysłu przelała się szerokim nurtem także przez łamy portalu ngo.pl. Byłem wtedy sceptykiem i pytałem „Po co nam minister ds. społeczeństwa obywatelskiego”. Mimo dystansu do tego pomysłu, nie przyszło mi do głowy, że ta przygoda może trwać tak krótko i obdarować nas aż dwoma ministrami. Tym, którzy łakną pogłębionej analizy straconych szans związanych z tym stanowiskiem polecam artykuł Ewy Kulik-Bielińskiej, który pojawił się w ngo.pl po lipcowej rekonstrukcji rządu. Zresztą komunikacja tych zmian, delikatnie mówiąc, była nieprofesjonalna. Wiele czasu upłynęło zanim mogliśmy się dowiedzieć, kto będzie przewodził Komitetowi ds. Pożytku Publicznego.
Idąc dalej tropem moim wątpień, widzę, że w portalu ngo.pl wiele razy informowaliśmy o wysłuchaniach publicznych lub je relacjonowaliśmy, choćby na temat Krajowego Planu Odbudowy, usług cyfrowych, polityki migracyjnej czy kandydatek i kandydatów na stanowisko dyrektora NIW-CRSO. Mam nieodparte wrażenie, że wysłuchania te pełnią funkcję tzw. kwiatka do kożucha tej czy innej władzy – zawsze warto je zrobić, bo to przecież demokratyczne, ale wynikami nie ma się co przejmować. Pamiętajmy jednak, że za każdym takim wysłuchaniem, stoi ogromne zaangażowanie organizacji zarówno techniczne, jak i merytorycznie, a niestety ich postulaty w niewielkim stopniu przekładają się na efekty w postaci regulacji prawnych.
Podobnie ma się sprawa z konsultacjami publicznymi, czego wzorcowym przykładem jest… brak takowych konsultacji dotyczących strategii migracyjnej dla Polski. A gdzie bardziej szukać demokratycznego wpływu na kształtowanie polityki państwa, jak nie właśnie w konsultacjach publicznych?
Może jednak oba te mechanizmy są mocno przereklamowane, bo ich realny wpływ na zmiany jest iluzoryczny?
Kolejnym przykładem demokratycznego udziału organizacji pozarządowych w kształtowaniu rozwiązań prawnych przyjaznych działalności obywatelskiej są trzy grupy robocze powołane przez Przewodniczącą Komitetu ds. pożytku publicznego (ds. uproszczeń prawnych dla organizacji pozarządowych, ds. aktywizmu i wolontariatu oraz ds. partycypacji i dialogu obywatelskiego). Umocowanie tych grup przy Komitecie powinno dać im lepszy wpływ na zmianę prawa, a wydaje się, że jest zgoła odwrotnie. Organizacje znowu pozostają demokratycznym partnerem drugiej kategorii, jak wnikliwie pokazał to Tomasz Schimanek w swoim komentarzu dla ngo.pl.
Można powiedzieć, że wszelkie drogi demokratycznego wpływu dla organizacji pozarządowych są otwarte. Działa wiele rad z udziałem organizacji w ministerstwach, urzędach marszałkowskich, gminnych itp., ale biurokratyczna machina, też przecież osiągnięcie demokratycznego państwa, spycha ten udział na margines. Ale nikt nie obiecywał, że demokracja zapewni wszystkim realny wpływ na warunki życia w danej społeczności.
Na koniec tego kalejdoskopowego spojrzenia na demokrację, chcę jeszcze rzucić okiem na samorządy. W tym roku obchodziliśmy 35. rocznicę pierwszych demokratycznych wyborów samorządowych w Polsce. Niektórzy nazywają te zmiany w lokalnych społecznościach największym osiągnięciem demokracji po 1989 roku. Być może, nie spieram się. Pamiętam fragment rozmowy sprzed wielu lat z radnym dużego miasta: na pytanie, ale właściwie na czym polega ta samorządność, odpowiedział pół żartem pół serio „Na tym, że sam rządzę”. Warianty tej odpowiedzi w wielorakich konfiguracjach lokalnych prześladują mnie od tamtego czasu. Tych „samosi” w różnych układach formalnych i nieformalnych jest ciągle na tyle dużo, że to oni kształtują oblicza polskich miast i miasteczek.
Te przykłady pokazują niezbyt świetlany urok demokracji, która często nie zależy od racjonalnego i wspólnotowego myślenia o państwie i jego kształcie oraz ważenia różnych racji, ale od mniej lub bardziej podłych układanek politycznych.
Wszak nie tracę nadziei
Skoro cierpimy na niedostatek demokracji, jak na brak witaminy D, to wypada nam ją suplementować. A gdzie najlepiej znaleźć te „suplementy”, jak nie w portalu ngo.pl, gdzie możemy obserwować niezliczone przejawy demokracji, która nie potrzebuje dodatkowych przymiotników.
Zobaczmy tylko kilka z nich. Projekt Fundacji Stocznia „Wydział Partycypacji”, który umożliwił organizacjom m.in. podniesienie standardów demokratycznych w nich samych i rozwój partycypacji członków tychże. Projekt obywatelski „Stop łańcuchom, pseudohodowlom i bezdomności zwierząt”, przygotowany z udziałem organizacji społecznych. Nie brakuje głosu organizacji przy każdych wyborach, w ważnych dla Polski sprawach, jak przywrócenie prawidłowego działania Trybunału Konstytucyjnego, w sprawie polityki migracyjnej, sposobu finansowania organizacji społecznych itp.
To także tu mogliśmy poznać publikację „Demokracja Codzienna”, dr Katarzyny Sztop-Rutkowska, która przekonuje, że warto mówić o demokracji nie tylko tej przez wielkie „d”, ale tej codziennej, która pozwala umiejętnie kształtować nasze relacje, te pozytywne, i te konfliktowe, z naszymi najbliższymi współobywatelami. Bo przecież demokracja to nie tylko wybory i hałaśliwa polityka. Pokazuje to także akcja Fundacji im. S. Batorego „Masz głos”, która od lat przedstawia, jak społeczności lokalne i władze samorządowe mogą ze sobą współpracować. Mamy także marsze równości, działania antyrasistowskie czy blokady Ostatniego Pokolenia. Być może przykłady demokracji, z którą nie każdemu jest po drodze.
Tu dla odmiany otworzyliśmy róg obfitości, a zamknęliśmy puszkę Pandory.
A może za dużo uwagi poświęcamy demokracji parlamentarnej, wikłając się w analizę sojuszy i złożonych obietnic. Może one nie są nic warte. A warto tylko zadbać o dziurę w drodze na mojej ulicy, o jawność posiedzeń rady miasta czy zajęcia sportowe dla dzieci?
Otwierając puszkę Pandory, miałem z tyłu głowy, to co Zeus zostawił w niej na dnie, a o czym często zapominamy – nadzieję. Nadzieję, że demokracja ma sens, nie dzięki politykom i systemom liczenia wyborczych głosów, ale dzięki zaangażowaniu ludzi w małe i wielkie sprawy ulicy, szkoły, organizacji, wsi, miasta, państwa. Ludziom, którym – mimo własnych trudności – się chce, bo nie mogą pogodzić się z bylejakością, hejtem czy przemocą. Za tę nadzieję Wam dziękuję!
Źródło: Informacja własna ngo.pl