Czy z depresją można żyć? Czy depresja wpływa na życie zawodowe? Czy da się utrzymać jakość życia mając depresję? 3 lata temu odpowiedzi na te pytania były dla mnie obojętne, bo nie czułem się grupą docelową. Teraz mogę na nie odpowiedzieć z własnych doświadczeń – pisze Karol Krzyczkowski. Dzisiaj obchodzimy Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego.
Zapnijcie pasy, bo czeka nas…
Jazda bez trzymanki
Zaczęło się pod koniec 2022. Przez kilka miesięcy miałem zjazdy emocjonalne, ale jakoś tak głębsze niż zwykle. Jakiekolwiek próby zapanowania nad tymi emocjami kończyły się ostrą i nierówną walką z samym sobą. Dodatkowo zaczęło buntować się też ciało. Podwyższone tętno, insomnia, brak łaknienia, problemy z koncentracją, lęk. Wszystko tak po prostu, bez widocznej przyczyny, bez jakiegoś wyraźnego zewnętrznego bodźca. Codziennie z trudem wstawałem i bałem się, że w drodze do pracy coś mnie zeżre, jak nie fizycznie, to psychicznie.
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie aktywny.blog >
Mój stan emocjonalny przypominał żabę gotowaną na wolnym ogniu. Z dnia na dzień było coraz gorzej, ale różnica była na tyle mała, że cały czas chciałem nad tym sam zapanować. Mówiłem sobie, że dam radę, że to chwilowe. Owszem, były chwile wytchnienia, a potem było jeszcze gorzej niż wcześniej.
Było tak źle, że wymagałem pomocy z zewnątrz, bo przestałem kontrolować moje emocje. Za to one zaczęły kontrolować mnie.
Na tyle, że zacząłem patrzeć na koniec życia jak na wybawienie. Jak na stan, w którym to wszystko się wreszcie skończy i już nie będzie ciążyło, bolało i niezależnie od tego jak będzie, to na pewno będzie lepiej. Bo gorzej już być nie może.
Dopiero wtedy zdecydowałem się na wizytę u psychiatry.
Diagnoza: F41.2 Zaburzenie depresyjne i lękowe mieszane
To, jak nisko zjechałem emocjonalnie i jak bardzo ugotowała się moja żaba, poczułem dopiero wtedy, kiedy zaczęły działać leki. Pierwsze, jeszcze nie docelowe antydepresanty. W ciągu kilku tygodni ich brania wszystko zaczęło się zmieniać. Do takiego stopnia, którego nie pamiętam w moim życiorysie.
Dotarło do mnie, że taki zjazd to nie kwestia dni, ani tygodni, tylko lat trzymania w sobie emocji. Najpierw wydają się całkiem normalne, potem uciążliwe, ale zawsze można sobie je jakoś wytłumaczyć tym, że każdy ma gorsze dni, albo że widocznie takie jest życie dla każdego. Ale te emocje coraz bardziej ciążą, męczą i zabierają siły, aż w końcu organizm ma dość ich tłumienia i puszcza je wszystkie na wolność.
Terapia SSRI (selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny) dała wytchnienie. Po kilku tygodniach wyciszyłem lęki i przesypiałem noc. Wrócił apetyt. Wróciło racjonalne myślenie. Zacząłem psychoterapię.
Kuracja farmakologiczna ma jednak swoje złe strony. Nie zawsze wszystko zagra za pierwszym razem, nie każdy pierwszy antydepresant jest tym docelowym. Trzeba obserwować ich działanie. U mnie pierwsze dawki wywołały problem ze zbieraniem myśli. Przywoływanie czegoś z pamięci trwało koszmarnie długo, szczególnie kiedy było to słowo, którego chciałem użyć w zdaniu. Wariował mi zmysł równowagi, źle oceniałem odległość i miałem problemy z trafianiem dłonią w klamki i uchwyty (co bywało zabawne, bo się mijałem tak o 10 cm z klamką do drzwi, które miałem przed nosem). Po kilku miesiącach się to unormowało, ale pojawiły się inne nieoczekiwane efekty uboczne.
Leki, które brałem, zapewniały mi komfort psychiczny, ale wpływały na mój zmysł równowagi, ocenę odległości i libido. Odpuściłem sobie jazdę na rowerze, ze względu na bezpieczeństwo moje i innych. O kursie na prawo jazdy mogłem pomarzyć. O seksie też, bo moje libido zniknęło. Potrzeby z tej sfery zostały wyłączone w całości. Akurat to zdecydowanie wpływa na komfort życia, szczególnie kiedy się jest zdrowym (przynajmniej na ciele) czterdziestolatkiem. Po rocznej farmakoterapii i psychoterapii, razem z moja psychiatrką zdecydowaliśmy o próbnym odstawieniu leków.
Depresja i lęki wróciły. Żaba ugotowała się ponownie w ciągu 3 miesięcy. Ale było to o tyle ciekawe doznanie, że mogłem obserwować zmianę w moim postrzeganiu świata na bieżąco. Przeszedłem ten proces bez obaw, bo wchodziłem do tej czeluści kolejny raz. Wiedziałem co tam będzie. Tkwiłem tam przecież naście(?) lat. Wiedziałem, gdzie jest ten próg, po którym sam już nie dam rady utrzymać emocji i wiedziałem jak zareagować.
Farmakoterapia wróciła, ale tym razem z innymi lekami. Te nie wyłączają libido i nie wpływają na zmysł równowagi. Co prawda usypiają, ale bierze się je na noc, więc to w sumie ich zaleta. Nie mogę pić alkoholu, co mi nie przeszkadza. Leki niwelują lęk społeczny, więc mówię co myślę, co również mi nie przeszkadza, ale na wszelki wypadek ograniczyłem korzystanie z mediów społecznościowych 🙂
W kupie siła
Jak tylko poczułem się lepiej po pierwszych lekach, to napisałem o tym przez co przechodzę na FB. Tak dla własnej terapii i wyrzucenia z siebie tego wszystkiego, co we mnie siedziało. Wyszedłem z moja depresją z szafy. Odzew wśród moich znajomych był bardzo pozytywny, ale też zaskakujący.
Wiele osób z mojego otoczenia zaczęło się do mnie odzywać indywidualnie z jednym przesłaniem: „rozumiem cię, też to mam”. I były to osoby, które postrzegałem jako osoby stabilne emocjonalnie, takie, które odnoszą sukcesy w życiu zawodowym i prywatnym.
Depresja nie wybiera. Ludzi, którzy jej doświadczają jest pełno wokół nas. Tylko ich nie widzimy. Twarz depresji to twarz zwykłego człowieka. Takiego, którego widać jak rozmawia w knajpie ze znajomymi, jak się cieszy i śmieje. Depresji nie widać.
Miałem kilka zabawnych dialogów w stylu „Co bierzesz? To? Eee, to bierzesz prochy dla początkujących” albo „Ja te tabletki to dostałam dla psa, musze mu dawać przed wizytą u wetki, bo inaczej się stresuje i ją gryzie”.
Kilka osób odezwało się do mnie, że po tym co u mnie przeczytali postanowili coś z sobą zrobić i porozmawiać ze specjalistami. Mówienie o tym ma sens. Pisanie też. Dlatego to czytasz.
Komfort
Jeśli chodzi o komfort życia, to teraz mogę powiedzieć, że nigdy nie czułem się lepiej. Między mną z dzisiaj, a mną z 2022 roku i wcześniejszych dat jest przepaść. Mogę to porównać do efektów kiedy ludziom po wszczepieniu implantu ślimakowego podłącza się aparat i po raz pierwszy słyszą. „Wy naprawdę tak słyszycie?” U mnie jest to „wy naprawdę tak nie czujecie złych emocji?” Przepaść. Ale na plus.
Będąc mądrzejszy o te doświadczenia mam pretensje do siebie, że nie skorzystałem z pomocy wcześniej. Że nie miałem skali porównawczej, żeby się przekonać, że to co czuje nie jest normalne. Że można żyć lepiej i bez takich obciążeń. Że nikt mi wcześniej nie powiedział, że można coś tym zrobić.
Dlatego, jeśli czytasz ten post, to mówię ci: Można. Trzeba. Zrób to dla siebie. Zrób, nawet jeśli wydaje ci się, że jest „chujowo ale stabilnie” i że dajesz radę. Teraz możesz do tego podejść świadomie. Kiedyś może być już za późno i ta świadomość może cię opuścić, a emocje mogą dokonać zniszczenia. Jest taki punkt, z którego już się nie wraca.
Zrób to, szczególnie kiedy jesteś facetem. Nie dołączaj do statystyk, które mówią o tym, że w samym 2022 roku życie odebrały sobie 5 233 osoby, z czego 4 404, czyli 84%(!), stanowili mężczyźni. Jest alternatywa, jest wyjście z tej sytuacji. Porozmawiaj ze specjalistami.
Refleksje po fakcie
Chciałbym, żebyście wyciągnęli dla siebie coś z mojej lekcji:
- Depresja nie przychodzi nagle. Nie ma cienkiej czerwonej linii po przekroczeniu której gwałtownie przechodzicie ze stanu “jest OK” do “jest do bani”. To się dzieje stopniowo, prawie nieodczuwalnie, aż dochodzi do momentu, w którym już nie pamiętacie jak to jest z tym “jest OK”.
- Na spotkanie z psychiatrą sporo się czeka, ale pierwsze antydepresanty, które pomogą wam złapać chwilę wytchnienia i doczekać do takiego spotkania, może przepisać wam lekarz pierwszego kontaktu. Opipramol robi robotę.
- Nie czekajcie do ostatniej chwili. Jeśli czujecie, że szorujecie po dnie, to dajcie sobie pomóc. Oczywiście, możecie szorować swoje dno, żeby zobaczyć, że pod nim jest jeszcze kolejne, i kolejne, i kolejne, tylko z takiej otchłani coraz trudniej wrócić, a niektórzy już z niej nie wracają. Szczególnie faceci.
- Nie jesteście sami. Wyjdźcie z szafy. Mówcie o tym. Znajdziecie innych i zdziwicie się jak blisko was są. Może uratujecie komuś życie.
Nazywam się Karol Krzyczkowski, choruję na depresję i stany lękowe. Żyję dzięki farmakoterapii. Realizuję się rodzinnie i zawodowo. Do zobaczenia na moim blogu. Idzie nowe.
Karol Krzyczkowski – aktywista, wolontariusz, autor bloga aktywny.blog
Źródło: aktywny.blog