Czy alkohol powinien być tańszy od chleba? [felieton Gulczyńskiego]
Gdy Polacy szykowali się do majówki, posłanka Paulina Matysiak oburzyła się na promocję piwa „12+12”. Bo czy alkohol powinien być tańszy od chleba? Jej Partia Razem zaproponowała „Trzy Kroki do Nowoczesnej Polityki Alkoholowej”: zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych, zakaz reklamy alkoholu i promocji cenowych oraz upowszechnienie testów trzeźwości. Te propozycje niektórym wydały się mocno przesadzone. Z drugiej strony – spotkały się z pozytywną reakcją od lewicy po konserwatystów. Czy są zatem sensowne?
Pijemy coraz więcej
Zanim zaczniemy dyskutować o rozwiązaniach, musimy ustalić, że rzeczywiście mamy w Polsce problem z alkoholem. Według danych Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych pijemy coraz więcej i należymy do niechlubnej czołówki wśród państw OECD. W 1992 r. piliśmy 6,5 litra czystego alkoholu na jednego mieszkańca (wliczając w to dzieci). W 2020 – aż 9,6 litra. Wzrosła przede wszystkim konsumpcja piwa: z 38,6 litrów do 93,6 litrów na mieszkańca.
Nie trzeba nikogo przekonywać, że alkohol pity w nadmiarze szkodzi zdrowiu i sprzyja przemocy. Ponad 800 tys. osób jest uzależnionych od alkoholu, a 2–2,5 miliona pije szkodliwie. Cztery z pięciu osób pijących szkodliwie to mężczyźni. Różnice płci w deklarowanej konsumpcji zmniejszają się, bo… konsumpcja wśród kobiet rośnie we wszystkich grupach wiekowych.
Czy edukacja nie wystarczy?
Co więc można z tym zrobić? Oburzenie wywołała propozycja ograniczenia wolności gospodarczej i konsumpcyjnej – czy też prawa do taniego piwa przy majówkowym grillu. Może w takim razie wystarczy „edukować”, tzn. wytłumaczyć Polakom – zwłaszcza młodzieży – że picie szkodzi, więc pić należy z umiarem?
Edukacja jest oczywiście ważna, bo „czym skorupka za młodu nasiąknie…”. Nawyki alkoholowe zmieniają się z pokolenia na pokolenie, ale w dużej mierze utrzymują potem z wiekiem. Na przykład w USA pokolenia, które wchodziły w dorosłość do końca lat 70., przez całe swoje życie piły szczególnie dużo sake. Sake wyszło jednak z mody i młodsze pokolenia nie nabrały takiego nawyku.
Ale badania pokazują, że edukacja nie wystarczy. Jak zauważa Tomasz Markiewka, zrzucanie problemów społecznych na brak edukacji może powstrzymywać nas od rozważania prawdziwie skutecznych rozwiązań.
Ograniczanie dostępności działa
A wiemy, że takie rozwiązania istnieją. Za symbol walki z alkoholizmem może uchodzić Michaił Gorbaczow. Za jego rządów w ZSRR podniesiono ceny alkoholu, ograniczono czas sprzedaży i karano pijanych w pracy. Taka polityka okazała się skuteczna – jej zakończenie przyczyniło się z kolei do kryzysu umieralności w latach 90.
Międzynarodowe badania – a na ich podstawie także zalecenia międzynarodowych organizacji, jak OECD i WHO – potwierdzają, że skuteczne jest przede wszystkim ograniczenie dostępności alkoholu.
Można je osiągnąć poprzez podniesienie cen (np. przez podwyższenie akcyzy, wyznaczenie ceny minimalnej, zakaz promocji opartych na ilości zakupionego alkoholu), zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych i zmniejszenie liczby punktów sprzedaży. Badania pokazują też, że reklama wpływa na ilość konsumowanego alkoholu, a więc jej ograniczenie również może być skuteczne. Tak więc propozycje Partii Razem znajdują solidne poparcie w badaniach i doświadczeniach innych krajów, również podobnych kulturowo do Polski.
Ogólnie można powiedzieć, że w tę stronę zmierza już – prowadzona bez szyldu „narodowej polityki alkoholowej” i zbędnych kontrowersji – polityka obecnego rządu. Wprowadzono w życie plan podwyższania akcyzy, podatek od małpek i ustawę pozwalającą samorządom na ograniczenie godzin sprzedaży alkoholu. Wcześniej zakazano też wystawiania alkoholu w witrynach sklepowych.
Wiele pozostaje jednak do zrobienia i politykom trzeba w tym pomóc. Obecnie w parlamencie są dwa zespoły zajmujące się uzależnieniami – jeden rządowy i jeden opozycyjny. Mimo – wydawałoby się – ogólnie zbieżnych celów, nie udaje się więc skoordynować wysiłków różnych stronnictw.
Widać to na przykładzie samorządów. Ogólnie zaledwie 9 procent gmin ograniczyło godziny sprzedaży alkoholu. Często więc alkohol jest dostępny w sąsiedniej gminie. W niektórych miastach ograniczenie godzin sprzedaży obowiązuje tylko w wybranych dzielnicach. W Krakowie z kolei nie udało się skutecznie przyjąć uchwały ograniczającej godziny sprzedaży. W zamian podpisano porozumienie ze sprzedawcami, z którego wycofano się później dla ratowania ich biznesu w pandemii.
Wywieranie presji na samorządy, by korzystały z możliwości ograniczenia dostępności alkoholu, jest zadaniem na teraz dla organizacji pozarządowych i lokalnych działaczy. A długoterminowo – trzeba pracować nad zgodą społeczeństwa na skuteczne rozwiązania. Tak, by politycy nie musieli ukrywać dobrych pomysłów w obawie o sondażowe słupki.
Michał Gulczyński – doktorant w dziedzinie polityki publicznej i administracji na Uniwersytecie Bocconiego w Mediolanie. Autor raportu "Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn w Polsce". Prowadzi badania na temat płci i demografii w polityce. Ukończył ekonomię międzynarodową i iberystykę w ramach MISH na Uniwersytecie Warszawskim, studia wschodnioeuropejskie na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim oraz europejskie studia interdyscyplinarne w Kolegium Europejskim w Natolinie. Twórca strony iberoameryka.com. Członek Collegium Invisibile. Zaangażowany w liczne projekty edukacyjne.
Źródło: informacja własna ngo.pl