Pod koniec maja tego roku zmarła Ludwika Wujec. Uczestniczka opozycji demokratycznej w czasach komunizmu, nauczycielka, osoba zaangażowana zawodowo we władzach samorządowych Warszawy. Znałam ją osobiście, tak jak wiele osób ją znało. Ludka i jej mąż, Henryk Wujec byli nieprawdopodobnie towarzyscy i wszędzie obecni. Łatwo było ich poznać, szybko przechodzili na ty. Ale najwięcej z Ludką obcowałam, czytając wywiad rzekę, wydany w 2014 roku przez Krytykę Polityczną, zatytułowany „Związki przyjacielskie”.
Jako że Ludka żyła nie tylko dla siebie, ale też dla innych, nie widzę lepszej formy upamiętnienia jej, jak podzielenie się refleksją o tym, czego może nauczyć się od niej współczesne społeczeństwo obywatelskie. A tym czymś jest zaufanie do życia i otoczenia.
Jeśli zaczynasz coś robić, ufaj, że się uda
Wiele organizacji powstało z niczego. To praca i wiara osób zaangażowanych we wspólną sprawę sprawiła, że zaczął się zmieniać świat. Zapytajcie te organizacje, które dziś wydają się Wam dojrzałe i osiągające sukcesy. Na pewno dowiecie się, że na początku był tylko problem, który chciały rozwiązać i dostatecznie silne marzenie, by zacząć działać na rzecz jego rozwiązania. Jeszcze bez doświadczenia, dokładnego wyobrażenia jak to robić, bez strategii.
I tak właśnie działała opozycja demokratyczna. Tak działała Ludka. Jednym z ważniejszych pism wydawanych w podziemiu był „Robotnik”. Ludka była jedną z kluczowych redaktorek. Nikt, kto zaczynał wydawać tę gazetę, nie miał wielkiego pojęcia o tym, jak wygląda życie robotników. Ale było marzenie o tym, by władza realnie szanowała ludzi i ich prawa. I to wystarczyło, by dniami nocami cały zespół ludzi angażował się w wydawanie tej gazety. Redaktorzy na bieżąco uczyli się o potrzebach robotników.
Związki przyjacielskie sprawiają, że szczęście sprzyja
Inną uczącą lekcją z biografii Ludki jest kojąca siła wspólnego działania. W opozycji demokratycznej działały osoby o różnych osobowościach, ścierały się różne koncepcje. Nikt nie wiedział, która droga jest dobra. A jednak ludzie jakoś umieli wspólnie działać, a sukces był pochodną wytrwałości i budowania wspólnoty. I wsparcia ze strony obcych ludzi, którzy czasem pomogli tylko raz, ale w kluczowym momencie.
To także doświadczenie organizacji społecznych. Bez przyjaciół trudno dojść tam, gdzie chcemy. A z przyjaciółmi zdarza się zajść tam, gdzie nam się nie śniło.
Niejeden cud zdarza się w społecznej działalności dzięki wspierającemu otoczeniu. Nagle pojawia się kluczowy sojusznik, darczyńca czy specjalista. Nam się wydaje, że to przypadek. Ale to zawsze wynik tego, że działamy i że dbaliśmy o to, by nie robić tego sami.
Wypalenie? Z przyjaciółmi o to dużo trudniej
I w końcu sprawa chyba dziś najbardziej aktualna. Jak to się działo, że w beznadziei lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku, w biedzie, rozbiciu i przy utracie nadziei ludzie wciąż działali? To związki przyjacielskie ich uratowały. Jedna osoba traciła zapał, inna go podsycała. Ważne, że było się w tym razem, że było z kim porozmawiać, że można było się ogrzać w cieple przyjaźni.
Dziś w organizacjach społecznych kwestia wypalenia zawodowego jest jednym z kluczowych problemów. Tutaj też szukałabym rozwiązań w doświadczeniu opozycji demokratycznej, w przyjaźniach. Ja jej szukam. I największe problemy pokonałam właśnie dzięki temu, że pamiętam o tej lekcji.
Przyjaźnie i ludzie, z którymi zrobiliśmy coś ważnego to być może najlepszy lek na utratę sensu i stres. Na to, by nasza działalność była trwała.
Ludka Wujec jest wyjątkową przewodniczką po działalności społecznej. Za to jej jestem wdzięczna. I to o niej będę myśleć w tym roku – 1 listopada, na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Są tam razem z Heniem. Cieszę się, że zostawiła nam swoją historię w zapisaną w „Związkach przyjacielskich”, które Wam serdecznie polecam jako lekturę.
Źródło: funduszobywatelski.pl