Szkoła ludowa Hardanger Folkehøgskole w Lofthus jest partnerem Hajnówki Centralnej – Stacji Kultury w polsko-norweskim projekcie Następny krok: Sztuka bliżej Natury. Na zaproszenie norweskiego partnera przebywały w Norwegii w maju przedstawicielki Hajnówki Centralnej – Stacji Kultury, lidera projektu oraz Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Ludowego, polskiego partnera projektu.
Wizyta studyjna trwała od 2 do 9 maja 2023 roku i przebiegała w dwóch norweskich miejscowościach: Lofthus oraz Bergen.
Beata Kubiszyn-Puka: – Rozmawiamy podczas podróży drogą nad malowniczym fordem Hardanger. Bardzo malownicze okoliczności przyrody. No i masz chwilę w napiętym planie dnia…
Trond Istebø, rektor Hardanger Folkehøgskule: – … nie jest tak źle. Pod koniec roku zawsze dużo się dzieje. Żegnamy studentów po roku nauki. Ogłaszamy nabór nowych na kolejny rok. Szykujemy się na wycieczkę statkiem po malowniczym fiordzie i mamy gości z Polski, z którymi dzielimy się dobrymi praktykami.
Dziękujemy, to dla nas bardzo ważne i ciekawe, że jako nasz projektowy partner dzielicie się doświadczeniami na temat organizacji szkoły ludowej, no i linii projektowania kostiumów cosplay. Realizacja polsko-norweskiego projektu „Następny krok: Sztuka bliżej Natury”, sprzyja zapoznaniu się z dorobkiem waszej szkoły i dorobkiem kulturowym twojego kraju, udostępnianym m.in. w ciekawych muzeach Bergen.
– Chętnie pokażemy wam nasze możliwości. Nasi nauczyciele z Hardanger Folkehøgskule przeprowadzą warsztaty cosplay w Polsce.
Współpraca będzie więc polegała na szerokiej wymianie dobrych praktyk. Porozmawiajmy na początek o tym, jak działa wasza szkoła, o inwestycjach w młodzież i w przestrzeń
– Szkoła uczy. To jej naczelne zadanie. To jest inwestycja w młodzież – prawo do roku na pogłębianie swojej pasji, na naukę ale i zastanowienie się, co chce naprawdę robić w dorosłym życiu.
Ale też szkoła jest przez roku „drugim domem” dla studentów. A ponadto w czasie letnich wakacji pełni rolę hotelu dla turystów odwiedzających okolicę fiordu Hardanger. Dlatego dbamy tu o przestrzeń wokół obiektów szkoły. W ubiegłym roku zrobiliśmy altanę, w której działa grill, powstało tam także jacuzzi. Liczba hamaków pod drzewami zwiększa się latem, ale już teraz kilka z nich służy relaksowaniu się studentów w pogodne dni. Planujemy przestrzeń i zależnie od możliwości oraz potrzeb kształtujemy ją wraz ze studentami i personelem szkoły.
W Polsce mawia się, że „czego Jaś się nauczy, to i Jan umie…”. Jakie są pożądane kierunki edukacji w waszym kraju?– W nauczaniu w szkole ludowej nie chodzi o zdobycie dyplomów czy spełnienie jakiejś społecznej potrzeby edukacyjnej. Chodzi o to, by pokazać studentowi, jak może on najlepiej robić to co lubi, jak rozwinąć może pasję, z którą do nas przyszedł.
– W nauczaniu w szkole ludowej nie chodzi o zdobycie dyplomów czy spełnienie jakiejś społecznej potrzeby edukacyjnej. Chodzi o to, by pokazać studentowi, jak może on najlepiej robić to co lubi, jak rozwinąć może pasję, z którą do nas przyszedł.
Tu odbywa się raczej nieformalna edukacja. Poświęcasz rok studenckiego życia na to, żeby skupić się na robieniu głównie tego, co cię interesuje. Dowiadujesz się, jak działać, czasem poszukujesz drogi, nie wiesz jeszcze, co jest tą ciekawą, frapującą dla ciebie aktywnością, tym, co chcesz i potrafisz robić z pasją.
Jeśli wspólnie potwierdzimy ten pasjonujący dla studenta kierunek, to wspieramy ów wybór. I rozwijamy umiejętności przy wykorzystaniu wszystkich sił i możliwości. Rozsyłamy informacje ludziom, którzy mogą być naszymi ekspertami i pomóc studentom w rozwoju. Piszemy do organizacji, klubów sportowych, konwentów cosplay, treserów psów, by dać możliwość pozyskania jak największej wiedzy studentowi i studentce zainteresowanej daną dziedziną.
A zatem nie zatrudniacie nauczycieli o wszystkich tych specjalnościach w waszym uniwersytecie?
– Jesteśmy koordynatorami. Znajdujemy studentom ekspertów potrzebnych do rozwoju ich zainteresowań. Eksperci, których pozyskujemy do współpracy, pochodzą wyłącznie z Norwegii. Przyjazdy zagranicznych gości byłyby zbyt kosztowne.
Robimy zatem rozeznanie co do tego, jak dużo studentów z linii sportowej interesuje się np. karate. Szukamy następnie specjalistów, którzy mogliby z nimi ćwiczyć. Sprawdzamy, czy są dostępni w naszej okolicy. Zapraszamy, by przekazali uczniom, ile godzin praktykują, jak rozwijać tę pasję, by osiągnąć w niej mistrzostwo. Zawsze wyszukujemy ekspertów.
Organizujemy wizyty studyjne np. u sportowych instruktorów gwarantujących przekazanie wiedzy na wysokim poziomie. Gdy ktoś chce dajmy na to surfować, jedziemy do Hiszpanii i tam, na falach oceanu zdobywamy potrzebne umiejętności. W tym roku sześciu trenerów psów przyjeżdżało do piesków, które mieszkały w naszej szkole wraz ze studentami – ich opiekunami i zdobywały umiejętności np. ratownictwa górskiego. Eksperci pokazywali nauczycielom oraz uczniom, jak mają je trenować.
Zaczynaliśmy z wami każdy dzień od śniadania i porannego śpiewania, a ściślej opowieści nauczycieli i uczniów na temat tego, co wydarzy się w danym dniu, kto jest obecny, kto chory, kto podzieli się wiedzą podczas przygotowanej prezentacji na interesujący go temat.
– Plan dnia w szkole jest tak ułożony, że nauczyciele spotykają się codziennie na godzinną rozmowę o tym, czego uczniowie oczekują, Zastanawiamy się wspólnie, jak ma się to oczekiwanie do zaplanowanego na początku efektu edukacji. Słuchamy, jakie są potrzeby studentów i próbujemy znajdować odpowiedź na nie. Ale czasem to nie jest w pełni możliwe.
Gdy studenci mają np. problemy emocjonalne, depresje, wspieramy ich przy pomocy pielęgniarki, która rozmawia, a gdy jest konieczne, kieruje studenta do lekarza. Gdy pojawia się problem z używaniem przez naszych uczniów alkoholu lub narkotyków, to pierwszym krokiem w przeciwdziałaniu jest rozmowa. Podkreślamy, że jest to nielegalne w naszej szkole. Takie są nasze zasady. Jeśli to nie skutkuje, odsyłamy do domu i radzimy, żeby uczeń zastanowił się co chce dalej robić w życiu.
Od początku jasno komunikujemy: „jak chcesz tu być, musisz respektować reguły”. To my je stanowimy – społeczność naszej szkoły. To jest nasz dom. Informujemy o tym wszystkich, zanim tu przyjadą. Gdy więc zdarzą się niewielkie odstępstwa, umawiamy się ze studentami, że to nie będzie się powtarzać. Gdy jednak powstanie duży problem, np. narkotykowy –zawiadamiamy policję. Kilku chłopaków paliło marihuanę, więc odesłaliśmy ich do domów, bo nie tylko złamali reguły, ale też inni studenci nie chcieli mieć w otoczeniu osób, których zachowanie może być nieprzewidywalne. Szkoła ma być miejscem bezpiecznym.
„Młodość ma swoje prawa” mawia się w Polsce.
– Rozumie się. Młodzi są młodzi, a więc próbują testować, jak zachowa się ich organizm, ich otoczenie. Teraz mamy dużo problemu z tradycją tzw. russ. To jest tradycja szalonych zabaw na zakończenie edukacji w szkołach średnich. Czasem zdarza się, że podczas imprez do drinków trafiają jakieś oszałamiające substancje, wskutek czego biesiadnicy łatwo stają się ofiarami przestępstw. Mamy zasadę, że nie pytamy, co się stało, jeśli zechcą, to zwierzą się z kłopotu. Mówimy tylko, że żeby pomóc, trzeba wiedzieć. Jeśli otwarcie deklarują, że chcą pomocy, to wspieramy rozmową lub innym niezbędnym działaniem.
Czy szkoła ludowa współpracuje z rodzicami swoich uczniów?
– Nie mamy współpracy z rodzinami. Zapraszamy rodziców jedynie na rozpoczęcie roku, a także na festyn w listopadzie, z dobrym obiadem i artystycznym programem. Zabierają też studentów po zakończeniu roku, żegnamy się. I to cały nasz kontakt.
Gdy studenci mają problem, pytamy, czy mamy zadzwonić do rodziców gdy są np. w szpitalu. Ale to oni decydują, czy chcą powiadomić rodziców. Są dorośli.
Kto płaci za szkołę, jak odbywa się finansowanie szkoły ludowej?
– Opłaty studenckie stanowią około połowy kosztów kształcenia. Dlatego uczniowie wnioskują o stypendia i płacą za szkołę ze stypendialnego funduszu. Potrzebują też kieszonkowego na proszek do prania, podróże do domu. Mogą pracować np. podczas wakacji, żeby zebrać środki na wspomniane kieszonkowe.
Szkoły ludowe w Norwegii są obecnie dostępne dla obywateli Norwegii. Także studenci z Danii i Szwecji mogą tu aplikować, ubiegając się o nordyckie stypendium. Mamy też nowy grant dla studentów z ogarniętej wojną Ukrainy. Do niedawna był też dostępny fundusz stworzony przez norweskich fundatorów z przeznaczeniem dla młodzież z Unii Europejskiej, ale był on intensywnie wykorzystywany i obecnie jest pusty, a donatorzy niestety już nie żyją.
Gdy student potrzebuje środków i pyta o pracę – nie możemy pomóc mu w szkole, bo nie można być tu jednocześnie i uczniem, i pracownikiem. Radzę im, żeby szukali pracy zarobkowej na farmie lub w sklepie w okolicy. Pełno tu sadów, przydają się farmerom młode ręce do pracy.
Student może wziąć kredyt. Przyznawany jest specjalny bon rządowym, dostępny tylko dla studentów, maksymalnie na osiem lat studiów. Tyle czasu trwają np. studia doktoranckie. Kredyt taki spłaca się do dwadzieścia pięć lat. Ma on stałe i niewysokie oprocentowanie.
Czy rektor rozpoczyna kadencję wraz z zespołem, który sam dobiera, czy zasadą jest, że przejmuje zespół zastany?
– Skompletowałem mój zespół, gdy rozpocząłem tu kontrakt. Kontrakt rektorski jest bezterminowy. Władze oświatowe mogą go wypowiedzieć na piśmie wraz z końcem roku akademickiego, ale od sierpnia, czyli od nowego roku muszą dać rektorowi nową pracę.
Może jednak zdarzyć się taka sytuacja, że do szkoły nie zgłoszą się studenci… Wówczas rektor traci pracę. Ale w Hardanger Folkehogskule zgłaszają się w komplecie i to od sześćdziesięciu lat.
Trzeci z powodów ewentualnego rozstania się z rektorem może być taki, że popełni on jakieś wykroczenie, postępuje nieodpowiedzialnie i głupio, okrada szkołę… Ale generalnie ujmując sprawę trzeba podkreślić, że norweskie prawo pracy jest bardzo korzystne dla pracowników. Ja jako szef nie jestem w związku zawodowym, który chroni prawa pracownicze. Ale i ja mam nawiązaną współpracę z organizację wspierającą mnie, jako pracodawcę.
Dlaczego zaczęliście realizować kierunek cosplay?
– Zaczerpnąłem ten pomysł z innej szkoły, o której wiedziałem, że bardzo się tam spodobał. Zadzwoniłem i spytałem, czy trudno będzie rozpocząć to u nas? Okazało się, że wręcz przeciwnie. Mieliśmy dużo miejsca na te zajęcia, dobrze przygotowaliśmy pracownie i personel. Dlatego odnieśliśmy sukces. Mamy środki oraz nauczycieli na to, by realizować zajęcia z projektowania i szycia odzieży. Ale na samo szycie nie było chętnych, natomiast okazało się, że nasi uczniowie chcą robić kostiumy. Cosplay zwyciężył. Od lutego robimy już nabór na kolejny rok. Na początku maja mamy tylko kilkanaście miejsc wolnych. Zapełnią się do wakacji…
Często młodzi przychodzą do nas z pomysłami na własny kostium. Ale zdarza się, że wspólnie z nauczycielami poszukują inspiracji. Albo po prostu o kostiumie decyduje nauczyciel. Wybór zależy od umiejętności manualnych studenta.
Niektórzy są tak znakomici, że już w czasie studiów pracują dla teatru podczas wakacyjnych praktyk. Niektórzy robią kostium, bo jak mówią – chcą być jak najbliżej postaci, z którą utożsamiają się. Ci studenci, którzy decydują się na zawodowstwo, zostają na drugi rok kierunku cosplay, żeby na wyższym poziomie zdobyć umiejętności projektowe.
Uczycie projektowania, szycia, malowania tkanin, wykonywania akcesoriów, robienia makijażu scenicznego. Dużo tych umiejętności, wielkie jest zaangażowanie studentów. No i imponujący pokaz, w którym wczoraj uczestniczyliśmy. Czuliśmy się jak w bajce lub grze komputerowej, wśród tylu niezwykłych postaci, w które wcielili się wasi uczniowie. To było wspaniałe!
– Dziękuję. Zobaczyliśmy efekty rocznej pracy. I satysfakcję zarówno uczniów, jak nauczycieli. To cieszy. I najlepiej promuje naszą szkołę z jej unikatową linią cosplay.
→ Przeczytaj: „Cosplay, teatr i uniwersytet na dworcu w Hajnówce”
Wspomniałeś o linii tresury psów, linii sportowej. A jest też linia podróżnicza. Porozmawiajmy o waszych kontaktach z Afryką.
– Od lat pomagamy mieszkańcom Czarnego Lądu, współpracując z organizacją charytatywną w Tanzanii. Wysyłamy pieniądze na edukację kobiet oraz dzieci, które zostały wykluczone z systemu edukacji, ponieważ ich rodzice nie mają pieniędzy na kształcenie. Szkoła w Tanzanii, którą wspieramy aplikuje do Funduszy Norweskich o pomoc. Nasi uczniowie odwiedzają ją, włączają się w pomaganie i zapoznają się na miejscu z dobroczynną działalnością naszego kraju.
W tym roku zaczęliśmy też pracować z organizacją charytatywną w Kostaryce, spiesząc na pomoc ludziom dotkniętym skutkami huraganu w Haiti. Wielu uchodźców z Haiti zostało w Kostaryce. Zostali pozbawieni nie tylko domów, ale i dokumentów tożsamości, które uległy zniszczeniu. Jak nie masz dokumentów, nie możesz iść do szkoły, nie masz opieki medycznej. W pewnym sensie nie istniejesz. Dlatego im pomagamy, wykorzystując fundusz, który został ustanowiony około miesiąc temu właśnie w takim celu.
Skoro mówimy o pomocy, to wspomnę, że w naszej niewielkiej miejscowości Lofthus znajduje się centrum pomocy Ukraińcom dotkniętym skutkami wojny. W hotelu nad fiordem mieszka dwa tysiące uchodźców. Jest to działanie systemowe i to rząd, nie ludzie prywatni, daje tę pomoc. Uczą się tu języka norweskiego, pomagamy im wynająć domy, służymy wsparciem, by rozpoczęli w naszym kraju normalne życie, poza teatrem wojny.
Świat współczesny to jest wielka sieć powiązań, zapytam więc o to, co jeszcze zmieniło się w Norwegii wskutek wojny na Ukrainie? W Polsce zmieniło się bardzo wiele, przyjęliśmy kilka milionów uchodźców…
– Wiemy o tym, podziwiamy Polaków za to, co zrobiliście dla swoich sąsiadów. Macie powody do dumy i zyskaliście uznanie świata. My pomagamy na skalę kraju, który ma niespełna pięć milionów ludzi. U nas wskutek tej wojny wszystko stało się drogie: jedzenie, bo nie ma pod dostatkiem zboża i mąki, także prąd, materiały budowlane. Na przykładzie inwestycji mojej szkoły powiem, że garaż, który budujemy będzie kosztował dwukrotnie drożej niż to zaplanowaliśmy na początku roku. Musimy więc pobierać wyższe opłaty od studentów, czego bardzo nie lubimy, bo naszym zdaniem szkoła powinna być tania. Ale rząd nie dodaje nam zwiększonych dotacji, choć mieliśmy nadzieję, że tak będzie. Skutki wojny Rosji z Ukrainą są odczuwalne w każdej sferze życia i w całej Europie.
Gdy myślisz o tym, jakiego studenta chcesz wykształcić w swoim uniwersytecie ludowym, czego powinien nauczyć się, jakim stać się człowiekiem po roku edukacji, to jakie są twoje wyobrażenia?
– Jeśli nasze metody i aktywność są efektywne, ta studenci opuszczając szkołę po roku są bardziej refleksyjni. Staramy się tak pracować, by byli bardziej nastawieni na rozwiązania, niż tylko na siebie i własne potrzeby. Uwrażliwiamy ich na to, że trzeba dostrzegać uwarunkowania zewnętrzne. Po roku wielu z nich staje się bardziej odpowiedzialnymi za siebie i swoje działania. Wiedzą, czego chcą od życia, stają się otwarci na innych, refleksyjni. Przeważnie podsumowują, że to był dla nich dobry czas, był to moment na zastanowienie nad drogą życiową. Czują się zmotywowani do szukania nowych perspektyw.
Nie znam odpowiedzi na pytanie, co konkretnie ich zmienia. Może grupa, gdy zaczynają dostosowywać się do reguł życia w zbiorowości? Może to wpływ otoczenia, a więc naśladują koleżanki i kolegów? A może sami doświadczają wewnętrznej przemiany, na którą stają się tu gotowi? Ale nadal są to dzieciaki, choć „w większych butach”. Są nastolatkami z dyplomem dojrzałości. Potrzebują pozytywnego wzmocnienia, potrzebują od nas oceny – tego nie rób, a to rób.
Czy uważasz, że dorosłość osiąga się obecnie później niż np. w poprzedniej generacji?
– Pracuję ponad dwadzieścia lat w tym zawodzie. Mam więc porównanie, że jest inaczej niż kiedyś. Problemy młodości i potrzeba dzielenia się nimi oraz szukania rozwiązań są podobne. Ale po latach bycia bardzo blisko młodych ludzi mogę powiedzieć, że każdy rocznik jest inny. Oni zmieniają się, ale czy na gorsze? Byłbym ostrożny w ocenianiu.
Dam przykład: pierwsze roczniki były bardziej egocentryczne, ludzie byli w grupie, ale niejako oddzielnie. Kiedyś piosenka o poszukiwaniu tożsamości, jaką kilka dni temu śpiewaliśmy w naszej szkole razem ze studentem, który jest w procesie transformacji płci, byłaby wyśmiana, wybuczana. Teraz, jak słyszeliście, spotkała się z odruchami wzruszającego zrozumienia. A więc młodzi Norwegowie i Norweżki są teraz bardziej otwarci, mają bardziej otwarte głowy i serca. Myślę, że wpływ na to mają m.in. nowe technologie i treści, którymi młodzi chętnie dzielą się za ich pośrednictwem.
Zmienił to również czas pandemii covidu. Młodzi ludzie stali się jakby spokojniejsi. Zbudowali swoje sieci kontaktów wirtualnych, siedzą „na telefonach”, są w ciągłym kontakcie z tymi, na których im najbardziej zależy, mają możliwość „wylogowania się” z rzeczywistości dzięki technologiom i „przebywania w świecie” dla siebie idealnym.
Gdy dwadzieścia lat temu byłem na wycieczce z moimi studentami, to rozmawiali, żartowali, śpiewali… A teraz studenci na wycieczce siedzą w ciszy, w słuchawkach i preferują bycie w grupach społecznych, wybranych przez każdego z nich, z którymi łączą się za pomocą technologii.
Czy to świadczy o dorosłości? Nie podejmuję się odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno świadczy o tym, że rozpoznają ścieżki, którymi podąża współczesny świat. I uczą się stąpać po nich pewnie.
Mówisz im o tym jako dydaktyk?
– Każdego roku mam specjalne wystąpienie do studentek i studentów, przed Bożym Narodzeniem. Mówię im wówczas o dobrym zachowaniu. Przesłanie jest takie, że powinieneś być życzliwym, sympatycznym, miłym.
To jest bardzo popularne w Norwegii, kultura kraju preferuje słowo snilness, co oznacza bądź miły.
– Dobrze jest powiedzieć grupie studenckiej o wartościach, którymi można kierować się w życiu. W takiej sytuacji jak Boże Narodzenie, w odświętnym garniturze, z mównicy, dobrze jest dać im taki sygnał do namysłu. Przedstawiam im wówczas przykłady z życia, wskazując, co mnie dało więcej przyjaciół, czy przyniosło mi więcej radości.
Mówię im, że mogą każdego dnia wybierać: czy chcesz być dobrym, czy złym człowiekiem, czy chcesz być usatysfakcjonowany, czy niezadowolony, szczęśliwy czy nieszczęśliwy, miły czy niemiły… To ty wybierasz. To twoja droga.
Mówię im o uczuciu samotności, depresji, złości, których zdarza się nam doświadczać. To jest trudne. Ludzie odczuwają takie emocje. Ale to nie znaczy, że trzeba być samotnym…
Myślę, że takie jest nasze zadanie w szkole ludowej – pokazać młodym ludziom drogę do satysfakcjonującego bycia w społeczności: rówieśniczej, rodzinnej, zawodowej.
Hajnówka Centralna – Stacja Kultury, z którą realizujesz polsko-norweski projekt, chce przekształcić się w przyszłości w szkołę ludową o profilu teatralnym. Jakich rad udzieliłbyś na starcie takiej szkole?
– Radziłbym, żeby wykorzystać potencjał, który jest. Na pewno znajdą się chętni, by zdobywać doświadczenie w takiej unikatowej szkole. Chętnie będziemy służyć pomocą.
Dziękuję za rozmowę.