Zima wasza, wiosna nasza, lato muminków, jesień keczupów [felieton Olgi Górskiej]
Kiedy myślę o wybieraniu, zawsze wraca do mnie monolog Rentona otwierający film „Transpotting” (1996):
„Wybrać życie. Wybrać pracę. Wybrać karierę. Wybrać zajebiście duży telewizor, wybrać pralkę, samochód, odtwarzacz CD i elektryczny otwieracz do puszek (…). Wybrać majsterkowanie i myśl w sobotni poranek: kim ja kurwa jestem. Wybrać siedzenie na kanapie i otępiające, rozdzierające duszę gapienie się w telewizor, wpychanie w siebie śmieciowego żarcia (…). Wybrać przyszłość. Wybrać życie. Ale dlaczego miałbym robić coś takiego? Wybieram nie wybieranie życia. Wybieram coś innego. Z jakiego powodu? Nie ma powodu. Kto potrzebuje powodu, jeśli ma heroinę?”.
(całość: https://www.youtube.com/watch?v=SaP7qmsQbSI)
W połowie lat dziewięćdziesiątych stał się kultowym anty-konsumpcjonistycznym manifestem dla sporej części pokolenia wchodzącego wtedy w dorosłość. Prawie trzydzieści lat później heroina wyszła z mody, ale znaleźliśmy inne zabawki: benzodiazepiny z receptomatów, seriale, media społecznościowe, kupowanie, a tyrada Rentona stała się na powrót aktualna.
Oczywiście nie dla wszystkich ten tekst stał się manifestem, dla niektórych był nim wtedy jeszcze optymistyczny, pozbawiony ciemnych stron, mit sukcesu indywidualnego, kowalstwa własnego losu, a co za tym idzie siły i sprawczości.
Nie będę tu roztrząsać różnic i słuszności obu podejść, ludzie nie dzielą się na krwiożerczych kapitalistów albo uzależnionych od heroiny. Świat jest bardziej złożony, a antagonizmów mamy już za dużo, jesteśmy w spirali niechęci i kpiny.
A jednocześnie monolog „choose life” obnaża dla mnie pewną prawdę o świecie: żyjemy zarówno w dyktacie i obsesji wyboru, a jednocześnie w jego iluzji. Możemy (?) wybrać wszystko. Zadecydować o każdym aspekcie naszego życia. O ile ten aspekt da się kupić. Wybór jako emanacja wolnej woli, jest jednym z wielkich tematów filozoficznych, rudymentarnych, dyskutowanych od początków kultury, a którego ja nie mam ani mocy, ani ambicji rozstrzygać. Większość z nas wybiera jednak wiarę w wolny wybór.
Ciekawe rzeczy kapitalizm robi z wyborem – z jednej strony obiecuje nam, wręcz gwarantuje, że możemy WYBRAĆ WSZYSTKO, a co o tym idzie zadecydować o wszystkim (co daje iluzję omnipotencji): o ubraniach, płatkach śniadaniowych, meblach, ubraniach, edukacji i tak zwanym „stylu życia”, który potwierdzamy za pomocą rzeczy. Tych z tak zwanej „wysokiej półki”, jak samochody czy perfumy i tym, że wybieramy z sześćdziesięciu keczupów na czterech półkach. To dopiero wybór.
Z drugiej strony powraca raz na jakiś czas, konkretnie raz na cztery lata narracja „mój wybór na nic się zda”. „Mój głos nic nie znaczy”. Z jednej strony podejmujemy codziennie dziesiątki nieznaczących lub niewiele znaczących wyborów, z drugiej kiedy przychodzi do wyborów, od których rzeczywiście „coś zależy”, część z nas umywa ręce.
Nie jestem wielką fanką teorii spiskowych, choć rozumiem ich antropologiczne i polityczne znaczenie, ale zaczynam wierzyć, że wybór z sześćdziesięciu keczupów i dwustu trzynastu stacji telewizyjnych ma odwrócić naszą (osób żyjących w zachodnich, konsumpcyjnych społeczeństwach) uwagę od wybierania w sprawach niekonsumpcyjnych.
Wybory metafizyczne, światopoglądowe, polityczne zastępowane są „blokami poglądów”, które ktoś generuje za nas i dla nas. Używam słowa „generuje” nieprzypadkowo. Takie bloki, to hasła bez rozwinięcia, źródeł i wizji. Również narracja polityczna upodobniona do narracji wojny, walki, bitwy odbiera poczucie sprawczości. „Oni” walczą, „oni” się biją, to co ja mogę.
Wybór to nie tylko zakreślenie kratki na karcie do głosowania, choć i ten wysiłek bywa żmudny po tak wielu wyborach w ciągu dnia. W wybieraniu chodzi o to, żeby wiedzieć, co się wybiera.
Anty-konsumpcyjna przemowa Rentona skłania mnie do innej wyliczanki: wybierz wybór.
Wybierz decydowanie o swoim ciele i swoich prawach. Wybierz swoją rodzinę, swoją miłość, swoją pracę, swoje miejsce do życia. Wybierz macierzyństwo lub nie go nie wybieraj. Wybierz wyższe wykształcenie lub nie. Wybierz solidarność, troskę. Wybierz wysoką jakość usług publicznych. Wybierz dobro wspólne.
Oczywiście można wybrać brak wyboru: świat się kończy, co potęguje ochotę do niewybierania. Ale wielką skazą polskiej polityki od początku przełomu 1989 roku nie są tylko: układy, niespełnione ambicje, nadmuchane ego, haki, korupcja, nepotyzm – ale doraźność. Krótkowzroczność społeczna. Myślenie o tu i teraz. Ucieczkowy brak refleksji na temat tego, co po nas. Co zostawiamy. Ale też co budujemy, co chcemy przekazać?
Brzmi górnolotnie? Może brakuje górnolotności wśród konkretów, które okazują się mirażami z obietnic, tik-toków z agresywnymi napisami, finansów publicznych, wyobrażeń na temat tego „czego chcemy”.
Dlaczego jeszcze kilka lat temu niewielu z nas wiedziało, czym są „wolne sądy”, czym jest Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny? Dlaczego większość z nas nie wie, dlaczego potrzebujemy organizacji pozarządowych, ale nie takich, które są przyczółkami władzy, tylko obiektywnymi i niezależnymi organizacjami działającymi na rzecz dosłownie rozumianego „dobra wspólnego”?
Dlaczego większość z nas nie rozumie, jak finansowany jest budżet państwa? Dlaczego wybieramy na naszych przedstawicieli polityków, którzy są z zawodu „politykami”, którzy nie rozumieją rynku pracy, nie wiedzą, ile kosztuje chleb, nie czują problemów mieszkaniowych, prowadzenia firmy czy kłopotów ze żłobkami, dostępnością do lekarzy i tak dalej, i tak dalej?
Większości z nich nie zależy na tym, żebyśmy wiedzieli.
Tak samo, jak dopiero uczymy się zastanawiać nad składem i różnicami między sześćdziesięcioma keczupami na półce w hipermarkecie, tak samo musimy nauczyć się dokonywać wyborów, które realnie wpływają na nasze życie.
Ale niestety tego wyboru, w przeciwieństwie do wybranego keczupu, nie poczujemy od razu.
Olga Górska – urodziła się w Radomiu w połowie sierpnia 1988 roku. Z zawodu kierowniczka, z wykształcenia humanistka, z pochodzenia proletariuszka. W dzieciństwie lubiła grać w piłkę (jako napastniczka), oglądać Króla Lwa i chodzić do kościoła. W dorosłym życiu lubi spać, oglądać stare filmy i słuchać soulu z lat 60. Laureatka III edycji Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO. Felietonistka magazynu „Replika”. Autorka powieści „Nie wszyscy pójdziemy do raju”.
Źródło: informacja własna ngo.pl