Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Na początku było pięcioro świdnickich studentów i chęć podróżowania bez wydawania kosmicznych pieniędzy na 5-gwiazdkowe hotele. Za niewielkie pieniądze kupili starego busa i przerobili go na kolorowy hipisowski kamper. Tak zaczęła się przygoda, w trakcie której przejechali już prawie 60 tys. km przez 33 kraje świata. O tym, jak wyglądają przygotowania i realizacja takich wypraw opowiada Karol Lewandowski - organizator projektu „Busem Przez Świat”.
Radosław Bednarski: Skąd pomysł na to, aby busem przemierzać świat?
Karol Lewandowski: – Sam pomysł wziął się z potrzeby podróżowania. Ale chcieliśmy podróżować jak najtaniej i szukaliśmy właśnie takiego sposobu podróżowania. Wtedy pojawił się pomysł, aby znaleźć stary samochód, który będzie służył nie tylko jako środek transportu, ale również jako miejsce do spania. Podczas przeszukiwania internetu i starych giełd samochodowych trafiliśmy właśnie na naszego busa VW T3 oraz szereg informacji o tym, że właśnie takim autem hipisi przemierzali Amerykę. Postanowiliśmy więc go kupić. Udało się to bardzo tanio, bo za 2000 zł. Bus został przez nas nieco przebudowany, wstawiliśmy kanapę, kuchenkę, no i właściwie byliśmy gotowi do drogi.
Co udało wam się do tej pory zwiedzić?
K.L.: – Do dnia dzisiejszego w trakcie siedmiu różnych wypraw udało nam się zwiedzić w sumie 33 państwa. Byliśmy w Europie Zachodniej i Wschodniej, postawiliśmy nogę w Azji i zwiedziliśmy całą Amerykę Północną. Pierwsza wyprawa w 2010 r. to właśnie Europa Zachodnia, potem objazd dookoła Polski, w 2011 wyprawa na Wschód, w zeszłym roku wyprawa przez Stany Zjednoczone, Kanadę i Meksyk, a w tym roku odwiedziliśmy Rzym i Watykan, i odbyliśmy dwie wyprawy na Wschód. Teraz szykujemy się do wyprawy na Bałkany, a w grudniu startuje kolejna duża wyprawa, czyli Australia Trip.
Skąd czerpiecie środki na takie wyprawy?
K.L.: – Około połowy tych środków to wszystkie nasze oszczędności odkładane przez cały rok. Drugą połowę zazwyczaj udaje nam się pozyskać częściowo od sponsorów w zamian za np. loga na samochodzie, naszych koszulkach, blogu itd. Ale też od dwóch lat mamy akcję pt. „Pocztówka z wyprawy”, gdzie każdy może sobie za symboliczne 10 zł zamówić pocztówkę np. z Australii czy Nowej Zelandii, a my w zamian za to dostajemy dodatkowy litr paliwa wyprawę.
Jak należy się do takiej wyprawy przygotować?
K.L.: – Tak naprawdę przygotowania zajmują dużo więcej czasu niż sama wyprawa, bo np. wyprawa do Ameryki trwała 3 miesiące, a przygotowania do niej 9 miesięcy. Zaraz po powrocie zaczęliśmy przygotowania do wyprawy do Australii. Bardzo dużo czasu zajmują kwestie formalne i organizacyjne, bo tak naprawdę nikt nie wie, jakie pozwolenia są potrzebne, aby stary samochód przetransportować z Polski do Australii i żeby mógł się on tam swobodnie poruszać. W ambasadach i konsulatach dowiadujemy się tylko, że nikt tego przed nami jeszcze nie robił i w związku z tym nie mają pojęcia, jak to rozwiązać. Dlatego bardzo dużo czasu zajmuje właśnie zdobycie wszelkich dokumentów, załatwienie transportu busa, zaplanowanie trasy i zebranie ekipy (tak się bowiem składa, że co roku do naszego projektu dołącza kilka nowych osób). No i oczywiście pozyskiwanie środków, czyli rozmowy ze sponsorami, pozyskiwanie patronów medialnych itd. Dodatkowo dużo czasu zajmują przygotowania mechaniczne i sprzętowe, bo właściwie od maja, dzień w dzień naprawiamy i przerabiamy nasz samochód, aby w Australii nas nie zawiódł. Zdarzyło nam się już podczas wypraw ok. 30 awarii, bardzo często auto psuło nam się w kompletnej dziczy. I o ile w Stanach Zjednoczonych czy Europie udaje się dość szybko znaleźć mechanika, to w Australii są takie miejsca, gdzie w promieniu 500 km nie ma kompletnie nic łącznie z brakiem zasięgu telefonów. Dlatego staramy się nie tylko przygotować auto jak najlepiej do wyprawy, ale też samemu nauczyć podstaw mechaniki, aby w sytuacjach kryzysowych umieć sobie poradzić.
Jakie przeszkody i trudności czyhają podczas takich wypraw?
K.L.: – Pierwsza przeszkoda to przeszkoda wewnętrzna, że coś takiego w ogóle jest możliwe, że można tak niskobudżetowo podróżować. Na początku, kiedy przekonywałem do wyprawy członków pierwszej ekipy, nie do końca chcieli uwierzyć, że nie trzeba pieniędzy, doświadczenia, że nie trzeba być jakimś tam Cejrowskim czy Wojciechowską, aby móc ruszyć w świat. Potem też znajomi, którzy przez całe pierwsze przygotowania pukali się w głowę i mówili, że nam się nie uda, że nam się odechce, że auto się rozsypie, że dojedziemy maksymalnie do Czech itd. Jak już ruszy wyprawa, jak już przejedziemy pierwsze kilometry to już jest właściwie z górki, bo cokolwiek się zdarzy podczas takiej wyprawy, czy to awaria, kradzieże, czy aresztowanie, to doświadczenie nauczyło nas, że ten problem da się rozwiązać i tak czy inaczej ruszymy w dalszą drogę. Jeśli chodzi o pieniądze, to już dziś wiemy, że uda nam się uzbierać najwyżej połowę budżetu wyprawy australijskiej, ale nie przejmujemy się tym. Mamy pieniądze na transport busa i ekipy do Australii, nie mamy na powrót, ale tym będziemy się martwić przed powrotem.
Jakie fundusze są potrzebne do zorganizowania takiej wyprawy?
K.L.: – Koszt pierwszej wyprawy przez dwanaście państw Europy Zachodniej łącznie z zakupem samochodu, wyżywieniem, paliwem itd. wyniósł 2500 zł na osobę. Wyprawa do Ameryki kosztowała nas 3000 zł na osobę tylko za transport ekipy i busa w obie strony, natomiast pozostała kwota, tzn. 8 dolarów dziennie na osobę na paliwo, wyżywienie itd. to środki pozyskane od sponsorów. Koszt tegorocznej wyprawy do Australii to już 5000 zł na osobę. Właśnie zakończył się nasz projekt finansowania społecznościowego, w którym udało nam się pozyskać prawie 18 000 zł od internautów właśnie na wyprawę australijską i to jest na razie wystarczająca kwota, aby być pewnym tej wyprawy i aby ta wyprawa wystartowała. Nadal jednak poszukujemy sponsora tytularnego wyprawy Australia Trip.
A jakie plany po Australii?
K.L.: – Gdy byliśmy w tym roku w Watykanie, spotkaliśmy tam jedynego polskiego licencjonowanego przewodnika watykańskiego i on nam zaproponował wyprawę przez Amerykę Środkową i Południową pod patronatem papieża Franciszka. Po powrocie z Australii mamy zamiar dokończyć jeszcze kilka mniejszych wypraw po Europie m.in. Skandynawia, Wielka Brytania, Islandia. Potem najprawdopodobniej wyprawa z Meksyku, z Sanktuarium Maryjnego w Guadalupe przez całą Amerykę Środkową i Południową aż do Ziemi Ognistej i z powrotem do Buenos Aires, czyli jakieś 30-40 tys. kilometrów w pół roku.
Przygoda, która najbardziej utkwiła Wam w pamięci.
K.L.: – Takich przygód zarówno pozytywnych, jak i negatywnych jest co najmniej kilkadziesiąt. Jeśli chodzi o te pozytywne, to mi najbardziej utkwiła w pamięci przygoda z Dzikiego Zachodu i Doliny Monumentów, czyli takiego miejsca najbardziej znanego ze wszystkich westernów. Zupełnie przypadkiem natrafiliśmy tam na Indian Navaho, pokazaliśmy im naszego busa, opowiedzieliśmy o projekcie i przewieźliśmy samochodem, a oni w zamian zaproponowali nam przejażdżkę konną za darmo. Pojechaliśmy razem z nimi na tych koniach, galopowaliśmy po pustyni i myślę, że ze wszystkich przygód, które przeżyliśmy podczas amerykańskiej wyprawy, ta najbardziej pozytywnie zapadła nam w pamięci. Poza tym setki poznanych osób, rozmaite przygody typu wygrane pieniądze w Las Vegas, polowanie na aligatory w Parku Narodowym Everglades czy też udział w corridzie w Hiszpanii. Niestety, zdarzyły nam się też przygody mniej pozytywne.
Czyli jakie?
K.L.: – Na przykład w Hiszpanii ktoś ukradł nam z busa wszystkie nasze rzeczy, po czym zamknął samochód z powrotem na klucz i zostawił. To był taki moment, kiedy zastanawialiśmy się nad powrotem do Polski, ale zdecydowaliśmy się jednak kontynuować podróż. Potem na Gibraltarze spędziliśmy cały dzień w areszcie, bo tamtejszej policji nie spodobał się wygląd naszego busa i byli święcie przekonani, że przewozimy w nim narkotyki. Po całym dniu przesłuchań i przeszukaniu całego samochodu, co oczywiście nie dało żadnych rezultatów, w końcu im się znudziło. Choć dalej byli pewni, że te narkotyki gdzieś są, postanowili nas puścić. Ale poza takimi kilkoma nieprzyjemnymi incydentami wszystkie te wyprawy to same pozytywne wspomnienia. Przede wszystkim jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni, jak reagują ludzie na ten projekt. W Stanach mieliśmy zaplanowane na 90 dni tylko 2-3 noclegi, reszta miała się odbyć na dziko pod chmurką. W praktyce się okazało, że około 40 noclegów spędziliśmy u Polonii albo Amerykanów, którzy śledzili naszą wyprawę i sami zapraszali nas do siebie.
Jak już przemierzycie cały świat i zobaczycie wszystkie kraje świata, to co dalej?
K.L.: – Często ludzie zadają nam to pytanie, ale tak naprawdę świat jest na tyle duży, że nie jesteśmy w stanie zobaczyć wszystkiego. Na razie mamy plan odwiedzenia wszystkich niezamarzniętych kontynentów. Została nam Ameryka Południowa, Afryka i Azja. Jeżeli to się uda, to planujemy taką jednorazową wyprawę dookoła świata we wszystkie te miejsca, w których byliśmy, ale też takie, których nie udało nam się zwiedzić, bo zabrakło nam wcześniej czasu. Tę wyprawę planujemy na 2-3 lata i w tej chwili jesteśmy na etapie kompletowania ekipy. Mamy nadzieję, że za 4-5 lat uda nam się na taką wyprawę wyruszyć. Ale nawet jak zrealizujemy wyprawę dookoła świata, zostanie jeszcze wiele miejsc, których nie udało nam się zobaczyć, więc myślę, że prędzej braknie nam życia niż miejsc do odwiedzenia.
Dziękuję za rozmowę.
Od redakcji: Wszystkich chętnych do śledzenia wypraw zapraszamy na bloga projektu www.busemprzezswiat.pl.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.