Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Ruszają projekty, które mogą znacząco odmienić system pomocy społecznej w Warszawie. Problemy „trudnych” części miasta mają rozwiązać konsorcja organizacji ściśle współpracujące z miejskimi instytucjami wsparcia. O budowaniu Lokalnych Systemów Wsparcia opowiada Tomasz Pactwa, dyrektor Biura Pomocy i Projektów Społecznych.
Marek Władyka: – Szkoły, różnorodne placówki wsparcia, ośrodki kultury, sportu, organizacje pozarządowe, streetworkerzy, asystenci rodziny. Kiedy przyjrzeć się elementom tworzącym Lokalne Systemy Wsparcia, można odnieść wrażenie, że to rodzaj wielofunkcyjnej maszyny społecznej. Skąd pomysł na tak złożony system?
Tomasz Pactwa: – W Programie Rodzina element Lokalnego Systemu Wsparcia był opisany, nie był natomiast w pełni realizowany. Mamy genialne wręcz przykłady funkcjonowania lokalnych grup wsparcia na poziomie bardzo lokalnym, w dzielnicach. Chcieliśmy te dobre przykłady przenieść na poziom miejski i spróbować wykorzystać na rzecz szeroko rozumianej Pragi, czyli tam, gdzie kumulacja problemów społecznych jest największa. Przeanalizowaliśmy system wspierania dzieci, sam Program Rodzina, zebraliśmy dobre praktyki. Odbyliśmy też szereg spotkań z przedstawicielami organizacji pozarządowych. Rozmawialiśmy o tym, jakie rozwiązania we wspieraniu dzieci i młodzieży są skuteczne. Okazało się, że w niektórych dzielnicach skuteczniejsze od pojedynczych projektów są działania współpracujących osób wywodzących się z różnych instytucji i organizacji. Z czego to wynika? Dziecko funkcjonuje w różnych miejscach – w szkole i poza nią. Żeby pomóc dziecku wiele instytucji musi ze sobą współpracować i przekazywać sobie informacje. W kilku dzielnicach tak to funkcjonuje, ale w sposób nieusystematyzowany. Zastanawialiśmy się, co wpływa na to, że frekwencja w jednej „trudnej” szkole jest wysoka, a w drugiej niska. Wydaje się, że odpowiedzią jest zaangażowanie i rzetelna, otwarta współpraca osób działających na rzecz konkretnego dziecka, konkretnej rodziny. Jeśli założymy, że wiele osób jest zaangażowanych w problem dziecka, które nie radzi sobie w szkole lub ma dysfunkcje rozwojowe, to wtedy możemy być skuteczniejsi.
Reklama
Uznaliśmy, że jeżeli skupimy się na dziecku i wszystkie elementy wsparcia zawrzemy w ramach działania jednego konsorcjum i jednego projektu, to może osiągniemy sukces. Często podczas spotkań przedstawiciele organizacji pozarządowych zgłaszali, że nie mogą bezpośrednio wpływać na wyniki nauczania dzieci lub frekwencję, gdyż jest to problem złożony i często wymaga dużej pracy z rodziną, albo ze szkołą, albo jeszcze z innymi instytucjami, a zwykle kłopotem były i są ograniczające ramy narzucone przez grantodawcę.
Czuli, że ich działania są niepełne i włożona w nie energia nie daje w pełni spodziewanych efektów.
T.P.: – Wysłuchaliśmy tych argumentów i stwierdziliśmy, że ogłosimy konkurs, w którym kwalifikujemy wszystko, co jest możliwe, tak, by pomóc dziecku. Ale oczywiście pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, określamy wskaźniki, który pokażą, czy dziecku rzeczywiście pomogliśmy – jeśli tak, to w jakim zakresie i wreszcie, które z zaproponowanych działań są skuteczniejsze. Po drugie, współpraca. Projekty złożone przez partnerów, którzy mają już doświadczenie w pracy w danym środowisku są, naszym zdaniem, efektywniejsze. Nasz taryfikator cen, kwot, kosztów w ramach tego konkursu nie obowiązuje. Liczy się rezultat.
Projekt „Baza” to pierwszy, który otrzymał dofinansowanie na takich zasadach. Jego atutem jest też rozbudowany system monitoringu. Będziemy sprawdzać, które działania są lepsze. Innymi słowy, wprowadzamy kompleksowe działanie na danym obszarze i badamy co najlepiej się sprawdza w danej grupie osób. Poprzez odpowiednie określenie warunków konkursowych skłaniamy osoby reprezentujące różne instytucje oraz organizacje działające na danych obszarze do współpracy i sprawdzimy efekty tej wspólrpacy. Jeśli niektórym konsorcjom uda się wypracować interesujące rozwiązania, to będziemy chcieli wprowadzać je jako standardy dla innych dzielnic lub przynajmniej je promować. Chcemy w perspektywie następnych lat odpowiedzieć sobie na, wydawałoby się, proste pytanie, na ile środki, które wydatkowaliśmy, działania, które podjęliśmy, były skuteczne.
Miasto wykorzystuje tu doświadczenia z zakończonego projektu „Blok, podwórko, kamienice, ożywiły się dzielnice”. Wspierano tam dzieci, młodzież, młodych rodziców, rewitalizowano podwórka na Pradze. Co takiego tam się udało, co z powodzeniem można stosować dalej?
T.P.: – W przypadku tamtego projektu skupiliśmy się na trochę innych elementach. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób angażować społeczności lokalne, w tym też dzieci i młodzież, do pracy na rzecz otoczenia. Zebraliśmy kilka wniosków, które wprowadziliśmy bezpośrednio do zasad nowego konkursu. Po pierwsze, organizacje pozarządowe, które już działają na danym obszarze, są efektywniejsze. Wprowadzanie kogoś z zewnątrz, mimo że będzie trochę tańszy, jest mniej skuteczne. Zanim organizacja pozna dobrze środowisko, mijają miesiące, czasem nawet lata. Niewątpliwie, trzeba korzystać z potencjału, który już jest. Po drugie, system streetworkingu jest dużo skuteczniejszy w dotarciu do osób wymagających wsparcia niż jakikolwiek rodzaj promocji działań wśród mieszkańców.
Przedstawicielka jednego ze stowarzyszeń realizujących ten projekt powiedziała, że logo m. st. Warszawy działa wręcz odstraszająco.
T.P.: – Pracownicy miasta nie są najlepiej odbierani na Pradze. Mamy nadzieje, że nasze działania to zmienią. Trudno dotrzeć do ludzi i zyskać ich zaufanie. Na to trzeba lat wzajemnej współpracy. Z całą pewnością streetworkerzy są skuteczniejsi w dotarciu do mieszkańców Pragi niż urzędnicy. Dlatego uznaliśmy, że ten element również musimy wspierać. Cały system budują ludzie, których relacje opierają się na zaufaniu. Dlatego rola streetworkerów jest nieodzowna w dobrze funkcjonującym Lokalnym Systemie Wsparcia. Działając w środowisku, streetworker może wspierać dzieci i młodzież bezpośrednio, a także korzystać z całego menu usług oferowanych przez miasto i jego instytucje i jest w stanie daną osobę odpowiednio pokierować dalej.
Czyli nie ogranicza go „projekt”, który realizuje np. jego macierzysta organizacja.
T.P.: – Zdecydowanie tego byśmy nie chcieli. Celem Lokalnego Systemu Wsparcia jest lepsze adresowanie pomocy, wyeliminowanie dublowania usług w kilku placówkach na danym terenie, wyspecjalizowanie się instytucji i organizacji oraz wzmocnienie specjalistów. Wracając do pytania, streetworker powinien mieć wiedzę na temat całej, kompleksowej oferty instytucji miejskich i organizacji pozarządowych działających na danym, relatywnie małym obszarze. Do tego potrzebna jest pewna standaryzacja działań m.in. placówek wsparcia dziennego prowadzonych przez organizacje pozarządowe, nad czym już pracujemy. Patrząc na system całościowo, wiem, że możemy uczynić go skuteczniejszym za te same lub niewiele większe środki. Musimy się jednak „nauczyć” współpracować. Projekty (mam nadzieje, że będzie ich więcej) dotyczące Lokalnych Systemów Wsparcia mają na celu przyspieszenie tego procesu. Chcemy tę koncepcję sprawdzić na Pradze, gdzie kumuluje się wiele problemów. Jeżeli nasze założenia okażą się słuszne i będziemy w stanie wykazać większą efektywność działań, to myślę, że będziemy mogli korzystać z takich rozwiązań w sposób systemowy w całym mieście.
Budowanie Lokalnego Systemu Wsparcia ma również pomóc ustalić niedostatki samych instytucji, „białe plamy” w ich funkcjonowaniu.
T.P.: – Chodzi nam o usunięcie „białych plam”, które pojawiają się na styku kompetencji różnych instytucji. Ośrodki pomocy społecznej mogą robić to, na co pozwalają im odpowiednie regulacje prawne czasem nie mogą pomóc, chociaż z czysto ludzkiego punktu widzenia aktywne działania pomocowe byłyby wskazane. Organizacje pozarządowe są bardziej elastyczne, mogą interweniować tam, gdzie instytucja z powodu swoich ograniczeń nie sięga. Na tym etapie musimy te działania ustrukturyzować, wprowadzić do nich ład organizacyjny, aby się wzajemnie nie wykluczały. Nie chcemy hamować inicjatyw organizacji pozarządowych, szczególnie tych innowacyjnych. Chcemy, by wspierały i uzupełniały działania instytucji miejskich. Cała struktura musi być na tyle elastyczna, by wychwytywać dobre pomysły i je wzmacniać, a nie blokować. Konkurs został tak zorganizowany, że dajemy dużą swobodę organizacjom w kształtowaniu projektu pod warunkiem osiągania zakładanych w projekcie wskaźników. Nie dajemy sobie monopolu na wiedzę, jak rozwiązać problem. Chcemy natomiast zbadać, jakie działania będą skuteczniejsze. Samą skuteczność będziemy natomiast weryfikować dzięki wskaźnikom. Niektórzy boją się wskaźników, szczególnie w sferze społecznej, ale musimy podjąć ten trud, by się rozwijać , by móc powiedzieć jakie działania lepiej się sprawdzają w Warszawie. Chciałbym za dwa lata powiedzieć coś więcej o tym, co działo się na Pradze niż tylko to, że wydaliśmy pieniądze.
Czy w przyszłości mogłoby to oznaczać, że np. ośrodki pomocy społecznej mogłyby zupełnie zmienić formułę działania? Czyli że więcej zadań mogłoby być realizowanych w sposób „elastyczny”?
T.P.: – Trudno teraz mówić o reformie warszawskiego systemu pomocy społecznej. To kolejny etap, który zawiera wiele elementów i zadań wykraczających poza zakres projektu, o którym rozmawiamy. Działania w tym zakresie mamy zaplanowane na rok 2015. Musimy się do tego przygotować w sposób kompleksowy, co wymaga czasu i analiz. Wydaje się, że dzisiaj mówimy o wzmacnianiu roli organizacji pozarządowych jako istotnch partnerów wspierających działania instytucji publicznych. Organizacje pozarządowe również będą musiały budować wspólnie swój potencjał. Chodzi tu też o naukę zarządzania przedsięwzięciami przekraczającymi zakres kompetencji jednej organizacji. Osoby, które nabędą kompetencje do tworzenia i działania w ramach Lokalnych Systemów Wsparcia, będą w stanie tworzyć je w dowolnej części miasta. Sądzę, że będą to unikalne kompetencje. Widzę wśród warszawskich NGO-sów ogromny potencjał, nie w pełni wykorzystywany na rzecz lokalnych społeczności. Takiego ważnego społecznego partnera potrzebujemy my, urzędnicy, aby lepiej zarządzać miastem.
Jak Pan sobie wyobraża Lokalne Systemy Wsparcia za 10-20 lat?
T.P.: – Sadzę, że za 10-20 lat nie będziemy musieli dodatkowo finansować tworzenia Lokalnych Systemów Wsparcia, bo praktyka ich funkcjonowania lub innych modeli, który wspólnymi siłami zbudujemy, jako skuteczniejsza, będzie dominująca. Moim zdaniem, osoby otwarte, które chcą rozmawiać, nie zamykają się we własnym środowisku, nastawione na rozwiązywanie problemów, są skuteczniejsze. Jeżeli będziemy je wspierać, tworząc jednocześnie ramy i zasady, system będzie się rozbudowywał. Obecnie finansujemy połączenie wszystkich elementów, by ten proces nastąpił szybciej. Za 10 lat będziemy mieli bazę dobrych praktyk, będziemy wiedzieli, co się sprawdza, co należy poprawić i będziemy mogli również systematycznie rozwijać naszą wspólną ofertę na rzecz naszych mieszkańców.
W Warszawie jest sporo „indywidualności”, które w pojedynkę świetnie realizują projekty, są kreatywni, mają wspaniałe pomysły. Naszym zadaniem jest je wykorzystywać dla wspólnego dobra. Tym konkursem wychodzimy trochę z „barykad”, które czasem rozdzielały instytucje publiczne i organizacje pozarządowe. Mam nadzieję, że za 10 lat Warszawa będzie dzięki temu lepszym miejscem do życia.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.