Współczesny plac powinien być zbudowany na emocjach, stworzony dla ludzi i natury
O warszawskich placach i o tym, w jaki sposób można by zmienić myślenie o nich rozmawiamy z Aleksandrą Litorowicz z Fundacji Puszka oraz Bogną Świątkowską z Fundacji Bęc Zmiana, autorkami projektu „Place Warszawy (do odzyskania)”, który został uhonorowany nagrodą S3KTOR 2019 w kategorii „Nowatorski”.
Jędrzej Dudkiewicz: – Co było motorem napędowym do projektu „Place Warszawy (do odzyskania)”? Czy któregoś dnia uznałyście, że nie można dłużej akceptować tego, iż tyle stołecznych placów to wielkie parkingi?
Bogna Świątkowska, Fundacja Bęc Zmiana: – Korzeni projektu trzeba szukać w 2012 roku, kiedy to przy Placu Małachowskiego zawiązała się koalicja złożona z właścicieli działek, nieruchomości i instytucji kultury, jak Muzeum Etnograficzne i Zachęta Narodowa Galeria Sztuki. Wszyscy byli zainteresowani podniesieniem jakości tej przestrzeni. Sukcesem było doprowadzenie do rozpisania i rozstrzygnięcia konkursu. Problem w tym, że nie doczekał się on realizacji.
Potem powstała podobna koalicja związana z Placem Trzech Krzyży, do której zaproszona została Fundacja Bęc Zmiana z racji sąsiadowania – wynajmujemy lokale miejskie na księgarnię i biuro w pobliżu placu. W obu przypadkach zebrali się ludzie, mający często sprzeczne interesy, którzy chcieli rozmawiać o tych miejscach jako dobru wspólnie użytkowanym. Na placu Trzech Krzyży sytuacja była nieco inna, bo konkurs na tę przestrzeń miasto zorganizowało i rozstrzygnęło już kilka lat wcześniej, ale zwycięska koncepcja nie została wdrożona do dziś.
Coś jest z tymi placami w Warszawie nie tak, pomyślałam. Nawet jeżeli pojawia się energia mieszkańców, społeczników, instytucji, biznesu, to coś jednak zawsze staje na przeszkodzie. Zainteresowało nas, dlaczego tak jest. Skoro wszyscy są zainteresowani tym, by place były dobrą przestrzenią, wygodną do użytkowania, miały wielorakie funkcje, to czemu tak trudno wcielić to w życie.
Aleksandra Litorowicz, Fundacja Puszka: – W Fundacji Puszka impuls pojawił się w czasie realizacji pięciu edycji Międzynarodowego Konkursu FUTUWAWA na najlepszy projekt dla Warszawy przyszłości. Wśród ponad pół tysiąca propozycji poszerzających rzeczywistość miejską, temat placów, na czele oczywiście z placem Defilad, pojawiał się wyjątkowo często.
I tutaj ujawnił się pewien paradoks – architekci, artyści i mieszkańcy wysyłają nam dziesiątki pomysłów na te miejsca, studenci różnych kierunków co rok biorą te przestrzenie na warsztat w ramach zadań projektowych, a tymczasem plac w Warszawie symbolizuje raczej pewną niemoc i ciągłe oczekiwanie na zmianę.
Tak wiele rozstrzygniętych konkursów leży w szufladach, a średni czas uchwalania planu miejscowego dla placu w Warszawie wynosi 9,5 roku. Mamy więc naddatek ruchów ostatecznie mocno symbolicznych dookoła tej miejskiej materii, a w praktyce większość placów w Warszawie to nie-miejsca, czyli parkingi, ronda, wielopasmowe jezdnie lub huby komunikacyjne.
Zaintrygowało nas także to, że nie ma czegoś takiego jak typowy warszawski plac, jaki znajdziemy na przykład w Paryżu czy Barcelonie. Z jeszcze innej strony skupiają się tu wielorakie, dobrze już rozpoznane problemy, ale także te związane z wyzwaniami przyszłości. Mówimy o zmianach klimatycznych, suszach, wyspach ciepła. Wszystko to odsyła nas do placów, gdzie często trudno jest znaleźć fragment, w którym woda może wsiąkać w glebę, czy gdzie możemy schronić się w cieniu drzewa. Eksperci przekonują, że naglącą koniecznością jest odejście od samochodocentrycznego myślenia o roli i wizji miasta, tymczasem na warszawskich placach urządzone są wielkie parkingi.
Zobacz film!
W przypadku tych przestrzeni jest więc o czym rozmawiać i co negocjować, a jednocześnie mogłyby służyć za świetne przykłady mądrych zmian. I jakby tego było mało, placami można objąć całe miasto, traktując je jako system połączonych przestrzeni, których piesze przechodzenie buduje naszą relację i odczuwanie otoczenia. Wszystko to sprawiło, że uznaliśmy za konieczne rozeznanie tego rozległego tematu – nie tylko w wymiarze przestrzennym, ale i społecznym, czyli dowiedzieć się więcej o relacji placów z mieszkańcami miasta.
B.Ś.: – A place w najnowszej historii Polski okazały się bardzo przydatne do okazywania obywatelskiego sprzeciwu na manifestacjach. To jest zresztą jedna z ważniejszych funkcji placów miejskich. Nie są tylko ozdobą miasta, spełniają emocjonalną rolę w życiu mieszkańców.
Przecież właśnie z powodów emocjonalnych, splątanych z politycznymi, Warszawa jest obwarzankiem, miastem z dziurą administracyjną w środku. Plac Piłsudskiego został wyrwany stolicy, by stanął na nim pomnik upamiętniający ofiary katastrofy samolotu prezydenckiego, wbrew woli władz miasta. Dziś to właśnie tam odbywają się symboliczne wydarzenia, przy okazji których widać, jak duże mamy podziały i napięcia w życiu społecznym.
A.L.: – To na placach wyrażamy swoje niezadowolenie czy przekonania. Tutaj upamiętniamy. To tu symbole i gesty mają większą moc, bo się wzajemnie widzimy. I nie trzeba sięgać daleko – przypomnijmy sobie ikoniczne już zdjęcia morza czarnych parasolek na Placu Zamkowym, „Tęczę” na Placu Zbawiciela, oddolne upamiętnienie Piotra Szczęsnego na Placu Defilad, ale też dziesiątki bardziej niewidzialnych, codziennych aktywności i praktyk, z których składa się życie miejskie. Place to więc miejskie pryzmaty, które do tego mają większą dynamikę ewolucyjną niż budynki – mogą szybciej reagować na wydarzenia, zmieniające się potrzeby, mody czy przyspieszone tryby życia miejskiego.
Na czym dokładnie polegał projekt, co było badane?
B.Ś.: – Szukałyśmy źródła „placowości”. Na przykład można byłoby uznać, że Warszawa jest miastem, w którym mieszkańcy używają placów do parkowania samochodów, że ludzie tak po prostu tu mają. W zasadzie powinnyśmy zrobić projekt o tym, jak lepiej parkować. Tyle, że nie zgadzamy się z tym, jak te place w Warszawie obecnie funkcjonują, bo to przecież truizm i banał, że w centrum zainteresowania trzeba postawić człowieka, a nie auto.
Projekt „Place Warszawy” miał więc dwa komponenty. Z jednej strony, był inwentaryzacją: „Zobaczcie, mamy takie place, jest na nich tyle zieleni, tyle ławek, przystanków autobusowych, etc”. Chodziło o pokazanie, w jaki sposób z tych miejsc korzystamy. Takie postawienie się przed lustrem i zastanowienie się, jak myślimy o przestrzeni.
Z drugiej strony, wszystko to było po to, by – znając fakty – pomyśleć, co można zmienić, by przełamać najbardziej negatywne cechy tych przestrzeni. Ile możemy zrobić sami, jako mieszkańcy, a ile i co muszą po prostu zrobić właściciele terenu. W przypadku placów to albo Miasto, które zajmuje się dbaniem o istniejące place pochodzące z przeszłości, albo biznes, inwestorzy i właściciele nieruchomości, którzy tworzą w mieście nowe przestrzenie.
Placów w Warszawie przybywa, są częścią różnych inwestycji. Na przykład na terenie nowego osiedla Browary Warszawskie, Echo Investment stworzyło kilka placów.
Gra jest o to, żeby zarówno remonty istniejących placów, jak i powstawanie nowych, były robione z sensem, z uwzględnieniem zaleceń, które zebrałyśmy podczas projektu.
Coraz głośniej artykułuje się je w debacie, na przykład o konieczności przeciwdziałania negatywnym skutkom zmian klimatycznych w miastach, więc w sumie wstydem byłoby zrobić plac i zignorować tę wiedzę.
A.L.: – Kolejnym założeniem projektu było stworzenie koalicji warszawskich placów, w której mogliby się znaleźć wszyscy, którym ich los nie jest obojętny. Także prywatni inwestorzy, którzy – jak już zostało wspomniane – tworzą nowe place. Próba zawiązania koalicji pokazała jednak, że w myśleniu o przestrzeni wciąż każdy gra do swojej bramki i skupia się na tym, co własne. Natomiast nie zawiodły nas mniejsze podmioty – sklepiki, kawiarnie, instytucje kultury – czyli lokalni gospodarze, którzy rzeczywiście są w tych przestrzeniach obecni i wyrażają gotowość zaangażowania się na ich rzecz.
Jednak otwarte pozostaje pytanie, kiedy nastąpi moment, w którym spojrzymy na przestrzenie nie z punktu widzenia własnych interesów, samotnych wysp, tylko – co było postulatem naszego projektu – jak na połączoną ze sobą konstelację potencjałów.
Jakie rekomendacje zostały wypracowane? Czym place w Warszawie mogłyby być? I czy jest taki plac, który można uznać za wzór?
A.L.: – Naszą rekomendacją jest przede wszystkim zmiana myślenia o współczesnym placu i o formach jego użytkowania. Co to znaczy? W czasie badań zajmowaliśmy się również Patelnią, czyli niecką przy wyjściu z Metra Centrum. To miejsce, które – jak wiele przestrzeni w Warszawie – powstało na kanwie tak zwanej urbanistyki przypadku: te nie do końca świadomie czy konsekwentnie zaplanowane przestrzenie stanowią wynik nawarstwiających się procesów, wydarzeń dziejowych oraz lepszych lub gorszych decyzji. Potraktowaliśmy Patelnię jako plac i okazało się, że to jedno z bardziej społecznych i kulturowo zagospodarowanych miejsc, do tego budzących ogromne emocje – ludzie albo ją kochają, albo nienawidzą.
Współczesny plac, który postulujemy, zbudowany jest na emocjach, wymianie, odfetyszyzowany – stworzony dla ludzi i dla natury, czasem wypełniony, czasem pusty, czasem taki, by na nim przysiąść lub poleżeć, a czasami po prostu przejść. Nie chodzi tylko o „doplacowienie” przestrzeni nowym meblem miejskim, raczej o indywidualne, uważne potraktowanie każdej przestrzeni, a tym samym bardziej sensowne adresowanie działań zmierzających do jej poprawy.
B.Ś.: – Kiedy myślałyśmy o placach, postanowiłyśmy trochę poeksperymentować i przyjąć bardzo szerokie definicje. Jeśli więc chodzi o najlepiej funkcjonujący w Warszawie plac, to są nim… Bulwary Wiślane. Nie są one oczywiście placem w klasycznym rozumieniu, ale spełniają wiele ważnych ról. Następuje tam wymiana informacji, energii, wiedzy o tym, jak – jako mieszkańcy – wyglądamy, jak się zachowujemy. Są piękne widoki, przyroda, można uprawiać sporty, jest świetna przestrzeń rekreacyjna, jest rozrywka, kultura i nauka, Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad Wisłą oraz Centrum Nauki Kopernik. Rozrasta się użytkowanie rzeki przez barki, sport kajakowy pięknie się odrodził. Niezależnie od wieku i zamożności, każdy znajdzie tam coś dla siebie. Bulwary są także istotne komunikacyjnie – to najszybsza trasa przelotowa na linii północ-południe w Warszawie. No, ale nie jest to plac. Plac to miejsce, w którym ludzie gromadzą się, by żyć, dokonywać wymiany doświadczeń, informacji, stylów życia.
Udało się osiągnąć cele projektu?
B.Ś.: – Jeżeli przyjąć, że naszym celem było zebranie maksymalnie bogatej wiedzy o warszawskich placach, usystematyzowanie jej i podanie do publicznej wiadomości wszystkim, którzy chcieliby z niej skorzystać, to tak.
Jeżeli pyta pan jednak, czy na bazie naszego projektu został stworzony jakiś plac w Warszawie, bądź urządzono w pełni jakąś przestrzeń zgodnie z naszymi zaleceniami, to z przykrością muszę powiedzieć, że nikt się do nas nie zgłosił z kwiatami, by podziękować za pracę (śmiech). Cieszy nas to, co dzieje się na Placu Zbawiciela, dzięki inicjatywie świetnie działającego stowarzyszenia aktywistów Miasto Jest Nasze i tamtejszych lokali, czyli modyfikacja ruchu polegająca na rozszerzeniu przestrzeni, w której ludzie mogą się spotykać.
A.L.: – Innym źródłem satysfakcji było także to, że w miarę postępu projektu coraz więcej się o placach mówiło, a także działy się rzeczy, często ze sprzecznych porządków, które ciągle dodawały nam badawczego paliwa – strefa relaksu na Placu Bankowym, betonowy parking na Placu Trzech Krzyży, urządzany i animowany przez Zachętę Plac Małachowskiego, Warszawa w Budowie skupiona na Placu Defilad, badania prowadzone m.in. przez studentów School of Ideas SWPS, Katedry Sztuki krajobrazu SGGW, czy warsztatu Antropologia i Architektura Instytutu Kultury Polskiej UW oraz Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej.
Od początku działaliśmy w sposób interdyscyplinarny, zapraszając do projektu profesorów i studentów, ekspertów i praktyków różnych dziedzin, mieszkańców. O interpretację wyników poprosiliśmy też artystki i artystów, którzy stworzyli cykl performatywny dla warszawskich placów. W moim odczuciu to bardzo dużo wniosło do projektu i pokazało, że miasto może wiele zyskać, jeśli do namysłu nad nim zaprosimy osoby, które postrzegają rzeczywistość często w bardziej niestandardowy sposób.
B.Ś.: – Nie zapraszałyśmy jakoś specjalnie Prezydenta Rafała Trzaskowskiego, ale on sam poczuł się zaproszony. Często podkreślał, startując na urząd, że place są jego priorytetem jako dobra przestrzeń publiczna. W 2019 r. z jego inicjatywy zrobiono eksperyment na Placu Bankowym, który uznałyśmy za świetną okazję, aby zobaczyć, co się stanie, gdy samorząd weźmie sobie do serca potrzeby użytkowania placów przez ludzi, wbrew logice samochodowej.
Co się wydarzyło, to wszyscy wiemy. Pojawiła się gigantyczna fala sprzeciwu, pełna agresji nie tylko wobec krótkotrwałego przekształcenia przestrzeni, ale też skierowana przeciwko ludziom, którzy definiują swoje oczekiwania i potrzeby w mieście w sposób bardziej otwarty na nowe formy użytkowania. W przypadku Placu Bankowego mieliśmy do czynienia z wdrożeniem założeń, które zwykle pojawiają się w sferze postulatów i świetnie wyglądają na szkicach czy wizualizacjach. Opór wobec tego projektu pokazał, ile jeszcze trzeba wysiłku włożyć w to, abyśmy mentalnie uwolnili się od modernistycznego uwielbienia maszyny i zaczęli się troszczyć o siebie.
Warszawie, jak zresztą wielu miastom, przydałoby się wdrożenie założeń miasta wrażliwego, życzliwego mieszkańcom, miasta 15-minutowego, w którym pieszo można ogarnąć wiele niezbędnych dla siebie spraw. Ta potrzeba, szczególnie w czasie pandemii, jest dobrze widoczna.
Co dalej? Będzie jakaś kontynuacja projektu? Jest szansa, że z placami w Warszawie zacznie się dziać coś ciekawego, poza powstającym placem Pięciu Rogów, który też budzi kontrowersje ze względu chociażby na małą ilość zieleni?
A.L.: – Na stronie www.placewarszawy.pl umieściliśmy rekomendacje przydatne tym, którzy zajmują się w Polsce rewitalizacją lub powoływaniem do życia nowych placów – samorządom, inwestorom, ale również wspólnotom lokalnym i mieszkańcom. Czyli wszystkim tym, którzy chcą podjąć się niełatwego wysiłku współzarządzania najbliższymi przestrzeniami albo po prostu mieć punkt odniesienia w myśleniu o tym, czym więcej może być dzisiejszy plac miejski.
Mamy nadzieję, że rekomendacje wybrzmią szczególnie w mniejszych i średnich miastach, w których – ujęta w cudzysłów – rewitalizacja placów sprowadza się bardzo często do bezdusznej standaryzacji, wedle przedziwnego równania beton plus fontanna multimedialna minus drzewa. Reprodukuje to tym samym nieadekwatne do czasów i wyzwań formy oraz funkcje tych miejsc. To nie tylko dewastujące dla przestrzeni, życia w niej, bioróżnorodności, ale także…
B.Ś.: – …degradacja przestrzeni wspólnej, stracona szansa na to, by tworzyć przestrzenie publiczne, które są odpowiedzią na współczesne wyzwania. Katastrofa klimatyczna już się dzieje, powinniśmy więc zupełnie inaczej uwzględniać obecność zieleni i zwierząt w mieście, tworzyć logikę kształtowania przestrzeni dbającą o mieszkańców i o międzygatunkową wspólnotę. Chcemy więcej rozsądku w dystrybuowaniu środków publicznych. Te same pieniądze, które wyrzuca się na fatalnie zaprojektowany – w dehumanizujący sposób – plac, można wydać na coś, co jest polepszeniem dobrostanu mieszkańców. Marzy nam się zatem zmiana logiki wydatkowania środków publicznych.
A.L.: – W trakcie kryzysu klimatycznego, a także nieprzewidzianych incydentów i pandemii, tym, co może nas uratować, jest radykalna zmiana użytkowania miasta. Place mogłyby być najlepszym tego manifestem, areną myślenia o tym, co musimy zrobić, by nie tylko lepiej żyć, ale i przeżyć.
Aleksandra Litorowicz – prezeska Fundacji Puszka, kulturoznawczyni, badaczka, twórczyni portalu o warszawskim street arcie i sztuce w przestrzeni publicznej PUSZKA, konkursu dla Warszawy przyszłości FUTUWAWA oraz portalu edukacyjnego sztukapubliczna.pl. Współzałożycielka Szkoły Architektury Społeczności SAS. Współautorka wielu projektów badawczych, wykładowczyni semestru miejskiego School of Ideas w SWPS, współpracowniczka „Magazynu Miasta” i „Notesu na 6 tygodni”. Przez wiele lat współpracowała z Instytutem Badań Przestrzeni Publicznej ASP w Warszawie i wykładała na studiach miejskich Miasta i Metropolie. Kierowniczka ogólnopolskiego badania malarstwa monumentalnego oraz trzyletniego projektu badawczego „Place Warszawy (do odzyskania)”. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Bogna Świątkowska – pomysłodawczyni, fundatorka i prezeska zarządu Fundacji Bęc Zmiana, z którą zrealizowała kilkadziesiąt projektów poświęconych przestrzeni publicznej, architekturze i projektowaniu, a także konkursów adresowanych do architektów i projektantów młodego pokolenia. Inicjatorka i redaktorka naczelna czasopisma „Notes na 6 tygodni”. Wcześniej naczelna pierwszego popkulturalnego miesięcznika „Machina” (1998–2001), autorka licznych tekstów, wywiadów, programów radiowych i telewizyjnych poświęconych współczesnej kulturze popularnej. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2014). Członkini Społecznej Rady Kultury przy prezydencie m.st. Warszawy (2012-2015), Rady Architektury i Przestrzeni Publicznej m.st. Warszawy (2015-2018), a także Zespołu Eksperckiego ds. Kultury Lokalnej przy Narodowym Centrum Kultury (2015-2017), www.beczmiana.pl.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23