Spacer wśród zieleni od dzielnicy do dzielnicy? Niemożliwe? A jednak. Partyk D. Zaremba z Forum Rozwoju Warszawy opracował koncepcję wytyczenia zielonych szlaków w stolicy.
Magda Dobranowska-Wittels: – Razem z Forum Rozwoju Warszawy przedstawił Pan pomysł na połączenie terenów zieleni w Warszawie. To nie jest pierwsza taka koncepcja. Na czym ona polega?
Patryk D. Zaremba: – Pomysł polega na tym, aby połączyć różnego typu tereny zieleni w spójne szlaki, włączając również fortyfikacje, ogródki działkowe i cmentarze, szczególnie nieczynne, na których nie ma nowych pochówków, jak chociażby cmentarz żydowski na Bródnie, czy cmentarz Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich przy Żwirki i Wigury. Założeniem jest, by na obu brzegach Wisły stworzyć szlaki uwzględniające różnorodność łączonych obszarów. Spacerowałem z aplikacją Endomondo po Warszawie i później śledziłem, ile kilometrów przeszedłem, którą ścieżką. Zauważyłem, że po lewej stronie Wisły idzie się przez zurbanizowane tereny, ale jednocześnie widać, że zieleń styka się ze sobą. To są takie – można powiedzieć – koraliki naszyjnika. Na przykład schodząc od Skweru Tarasa Szewczenki, który jest niedaleko Placu Unii Lubelskiej, w stronę Łazienek, terenami zieleni można przejść aż do Młocin. Ten szlak wystarczy po prostu oznaczyć – tak, jak w górach.
Na prawym brzegu Wisły jest inna struktura. Tam są rezerwaty przyrody wychodzące poza obszar Warszawy. Często występuje zabudowa jednorodzinna na zamkniętych, ogrodzonych działkach. Tereny zieleni są bardzo rozbudowane i szlaki będą trudniejsze do wyznaczenia ze względu na potrzebę ich wyznaczenia wewnątrz np. rezerwatów. Chodzi też o uzupełnienia, na przykład o dostęp do Rezerwatu Olszynki Grochowskiej od strony ulicy Szaserów. Tutaj jest dużo budynków, duża liczba mieszkańców, duże miasto w zasadzie. I trasa kolejowa, która tę część miasta oddziela od rezerwatu. Są tylko „przedepty”, nielegalne, niebezpieczne przejścia przez tory. Można by tu zbudować kładkę lub mikro tunel. Kolejarze wykonują taki tunel w nasypie kolejowym do cmentarza cholerycznego, o którym mało kto wie, że jest w Warszawie. To niewielki cmentarzyk, w zasadzie zbiorowa mogiła w formie kopca, miejsce pamięci już tylko. I jest zupełnie odcięty, w zasadzie w widłach dwóch tras kolejowych i ul. Starzyńskiego. I teraz będzie do niego dostęp. Ten cmentarz też się pojawia na zielonych szlakach.
Jest to zatem pomysł niejako inwentaryzacji już istniejących terenów zieleni, ich połączenia, uzupełnienia małą architekturą. Ale dodatkowa infrastruktura także byłaby potrzebna.
– Tak. Na przykład od Szczęśliwic idziemy rezerwą zieleni wzdłuż ulicy Dickensa, później wchodzimy na skwer przy ulicy Grójeckiej róg Dickensa, z niego bezpośrednio do Parku Zasława Malickiego i tutaj nagle natykamy się na wielką trasę Żwirki i Wigury. I trzeba nadrobić drogi, aby dojść do skrzyżowania. Często coś w tej wędrówce do sygnalizacji świetlnej odwróci naszą uwagę i tak spacerując, zapomnimy, jaki był ciąg dalszy zaplanowanej trasy . Obserwowałem ten odcinek, z budynku mieszkalnego robiłem zdjęcia ulicy Żwirki i Wigury i zauważyłem, że mniej więcej co 40 sekund, może minutę, samochody na dwóch skrzyżowaniach były blokowane. Wtedy nie ma ruchu kołowego w obu kierunkach. A Żwirki i Wigury charakteryzuje się tym, że ma szeroki pas zieleni pośrodku. Można zrobić przejazd rowerowy i pasy, nawet światła, zsynchronizowane z tymi na skrzyżowaniach, aby nie blokować samochodów. Samochody stoją na skrzyżowaniach, a piesi mają wtedy zielone światło , przechodzą, przejeżdżają i kontynuują spacer zielonym szlakiem.
Na tym właśnie polega główna idea Państwa koncepcji?
– Tak, aby płynnie przechodzić przez miasto, wykorzystując różne tereny zieleni, nie do końca nawet zwracając uwagę na to, że przeszliśmy z jednego obszaru w kolejny.
Do tego dochodzą dwa duże tematy. Po pierwsze, wyłoniony w konkursie projekt kładki pieszo-rowerowej nad Wisłą, na wysokości ulicy Okrzei. A po drugie, duża kładka na Odolany, nad terenami kolejowymi. To jest pomysł, który pojawia się w prasie, ale już w luźniejszym kontekście. Warto by spiąć całe Szczęśliwice z Odolanami, które się bardzo rozbudowały. Być może jest teraz szansa, żeby ten temat ruszyć, ponieważ będzie remont linii średnicowej i już jest podpisana umowa na przebudowę Dworca Zachodniego. Ponadto, na wysokości ulicy Mszczonowskiej też jest bardzo niebezpieczne, wydeptane przejście przez tory, właśnie na Odolany – nielegalne. Tam pędzą pociągi dalekobieżne, plus kolejki podmiejskie, więc jest bardzo duży ruch.
Ile kilometrów tych szlaków można by wyznaczyć w Warszawie?
– W naszej koncepcji jest 240 km, ale szacuję, włączając jeszcze rozbudowującą się Białołękę i Wawer, że nawet do 400 km można rozwinąć ich przebieg.
Chce Pan powiedzieć, że to wszystko przeszedł?
– Wszystkiego nie, bo nie było takiej możliwości, często z powodu pogody. Przeszedłem jeden duży „ring”: od Szczęśliwic do Szczęśliwic, przez Pole Mokotowskie, później wzdłuż Wisły do Kampinosu i z powrotem przez Bemowo.
Na tej trasie np. pojawiają się fortyfikacje. Żal wielki, że one są pojedynczo traktowane: na jeden fort jest inwestor, drugi ma właściciela, który nic z nim nie robi, kolejny – Reduta Ordona, który można by włączyć do tych fortyfikacji – w zasadzie jest niewidoczny, nie istnieje. Cytadela jest na szczęście zachowana i znamienna dla całego systemu fortyfikacji. Ale można by stworzyć spójną koncepcją łączącą wszystkie forty. Tak sobie czasami wyobrażam, jakby to było w Stanach Zjednoczonych: Amerykanie pięknie potrafią zadbać o tereny, gdzie odbywały się walki. Robią miejsca pamięci, ale z różnego rodzaju atrakcjami współczesnymi, pokazują dawną broń, wątek patriotyczny wokół tego budują. U nas niestety to jest zapomniane. A wydaje mi się, że jest to chyba jedyna szansa, aby właśnie spójnie traktować tereny, które są od siebie odległe fizycznie, ale jednocześnie bliskie tematycznie.
Opisuje Pan tę koncepcję jako interdyscyplinarną Co to znaczy w praktyce?
– To znaczy, że aby zrealizować ten pomysł, konieczne jest działanie w różnych obszarach. Na przykład: jeśli mówimy o fortach, to musi być w to włączona kwestia konserwacji zabytków. Kolejnym istotnym tematem jest planowanie przestrzenne. Tworzone jest nowe studium zagospodarowania przestrzennego, gdzie można ująć te szlaki. Kolejna kwestia to projektowanie ulic, nowych przejść, sygnalizacji w taki sposób, aby było to zsynchronizowane ze szlakami i pozwalało utrzymać całość przebiegu.
Od razu rodzi się pytanie o koszty. Jaki budżet byłby potrzebny na zrealizowanie tego projektu?
– Kładka pieszo-rowerowa przez Wisłę to już jest bodajże 250 mln zł. Jeśli dołączymy do tego kładkę na Odolany, to już się niebezpiecznie zbliżamy do pół miliarda. Zrobienie jednego pełnego przejścia przez nowe skrzyżowanie z sygnalizacją to jest koszt około 1 do 2 mln zł. Ten budżet może urosnąć do bardzo dużej, wieluset milionowej kwoty, ale te rozwiązania i tak są planowane.
Pomysł na zielone szlaki nie wymusza nowych inwestycji.
Chodzi raczej o to, aby inwestycje, które i tak będą wykonywane, po prostu bardziej ze sobą sprząc. Jako pomysł nowatorski w stosunku do planów miejskich z jednej strony jest bardzo kosztowny, ale z drugiej strony jest „zero kosztowy” – w sensie nowej propozycji inwestycyjnej, ponieważ, w większości przypadków, składa się z elementów, które już są zaplanowane bądź nawet wykonywane. Taka idea przyświecała nam od początku, znając sytuację finansową Warszawy i ostatnie pandemiczne problemy z gospodarką. Jednocześnie wdrożenie tych rozwiązań można rozłożyć nawet na 15 lat. Czyli nawet gdyby, powiedzmy, to był miliard złotych, to w 20-miliardowym budżecie na dany rok te inwestycje będą wymagać poniżej 100 mln zł rocznie.
Przedstawiał Pan tę koncepcję już władzom miasta i – z tego, co czytałam – spotkała się ona z pozytywnym odbiorem. Czy to się już przekłada na jakieś konkrety?
– Jeszcze nie. W 2017 r. byłem na spotkaniu z wiceprezydentem Michałem Olszewskim i dyrektor Biura Architektury Marleną Happach i przedstawiłem pierwszy raz ten pomysł. Skierowali mnie wtedy do Zarządu Zieleni. W Zarządzie Zieleni też miałem rozmowy, ale tam później przez różne osobiste perypetie ówczesnej dyrektor to się trochę rozmyło. Zajęliśmy się więc wyznaczaniem tych szlaków we własnym zakresie. Będziemy chcieli spotkać się z panią Justyną Glusman, dyrektorką koordynatorką ds. Zrównoważonego rozwoju, która odpowiada także za sprawy zieleni w mieście.
Poza tym obecnie trwają prace nad nowym studium zagospodarowania przestrzeni. Jestem w miejskiej komisji urbanistyczno-architektonicznej, więc będę projekt tego studium opiniował, podobnie jak plany miejscowe. Mam więc okazję obserwować, jakie są propozycje zagospodarowania przestrzennego i będę sygnalizować, że można coś inaczej rozwiązać. Problemem jest synchronizacja tych planów między sobą. One powstają w różnych pracowniach, nie tylko miejskiej, ale też prywatnych, i w różnym czasie. Często jest tak, że plan ładnie funkcjonuje, dobrze rozwiązując problemy przestrzenne w swoim obrębie, ale na styku nie zgrywa się z planami sąsiednimi. Zielone szlaki wymuszą swego rodzaju spójne szycie miasta.
Jeśli chodzi o naszą koncepcję, to pewnie nie będzie jakiegoś wielkiego otwarcia, ale być może wydarzy się w przestrzeni coś, co będzie spójne, widoczne i o czym będzie można powiedzieć: „To jest właśnie na tym szlaku”. I taki będzie początek.
Realizacja rozłożona na 15 lat znacznie wykracza poza perspektywę 5-letniej kadencji, którą zazwyczaj mają w Polsce decydenci. Czy w związku z tym myślał Pan o jakichś sojusznikach? O kimś, kto pociągnie ten temat przez te lata?
– Pewnie będzie to możliwe w różnych konfiguracjach, ale myślę, że finalnie, gdy się to wszystko rozwinie, to po prostu mieszkańcy będą w budżecie obywatelskim składali projekty na poszczególne elementy tej koncepcji. Pewnie i politycy będą chcieli się odwoływać do tematu, który będzie już rozwijany i być może nawet będą go włączali do swoich programów. I ja się bardzo cieszę, nawet jeżeli ktoś się później podpisze pod tym. Niech się podpisze i po prostu wykona. Tutaj nie ma co walczyć o to, kto pierwszy wymyślił, tylko pomysł zrealizować.
A skąd ufność w to, że do budżetu obywatelskiego będą zgłaszane takie projekty?
– Ponieważ już teraz wiele się takich pojawia. Przejrzałem projekty zgłoszone do tegorocznego budżetu: obywatelskiego: jest dużo różnego rodzaju skwerów, terenów zieleni, nawet drobnych miejsc wypoczynku z aspektem przyrodniczym. Niech one powstają. Niektóre będą pewnie poza przebiegiem szlaku. Wszystkiego połączyć się nie da, bo wtedy też ta idea straci sens.
Niezależnie od tego, chciałbym zbudować społeczność wokół tej koncepcji. Myślałem, żeby zacząć robić prelekcje na ten temat, a gdy będzie lepsza sytuacja epidemiczna, organizować wycieczki i wyznaczać te szlaki stopami.
Gdzie już teraz można zapoznać się z tym projektem?
– Całość jest na naszej stronie internetowej (http://forumrozwoju.waw.pl/) jako informacja prasowa. Jest umieszczony również folder do pobrania . Oprócz tego projekt jest prezentowany na wystawie „Plany na przyszłość” w Pawilonie ZODIAK, do 18 października 2020 r. Mamy także pomysł, aby potem ją przenieść na Szczęśliwice, do pawilonów, które mogłyby powstać właśnie na wytyczonym szlaku. To jest koncepcja autorstwa zaproszonej do współpracy pracowni TOBA Invest. Nazwali ją Stacja Szczęśliwice. Co ciekawe, te pawilony są przewidziane w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, przy pętli autobusowej. Tam jest pusta przestrzeń, trawa, nie ma drzew. Można to idealnie wykorzystać, żeby stworzyć kilka pawilonów, połączyć je ze sobą i w jednym na przykład robić prelekcje dotyczące zieleni warszawskiej dla uczniów i wszystkich zainteresowanych warszawska bioróżnorodnością.
Gdyby chcieć zachęcić mieszkańców Warszawy do tego, żeby zobaczyli sobie, jak to może wyglądać albo jak już wygląda, to gdzie by Pan zachęcał na taki spacer się wybrać?
– W Polsce, to Planty w Krakowie. Można wokół starego miasta przejść wśród zieleni. To jest oczywiście jeden park, ale pokazuje tę ciągłość zieleni w tkance miasta. Zresztą – pierwotna nazwa naszej koncepcji brzmiała „Planty Warszawy", ale Planty mają jednak inny charakter, ten „ring” powinien być zamknięty wokół jakiegoś charakterystycznego obszaru, na przykład wokół centrum. A nazwa „szlaki” dobrze oddaje liniowy charakter koncepcji.
A jeżeli chodzi o przykłady na świecie, to jedna trasa jest w Nowym Jorku – The High Line na dawnym wiadukcie kolejowym, a druga w Paryżu – La Promenade Plantée, także częściowo na dawnym wiadukcie kolejowym. Ta paryska nawet dobrze oddaje charakter pomysłu dla Warszawy: przebiega przez różne rejony miasta i łączy różnorodne przestrzenie. Tyle tylko, że to są wysoce zurbanizowane miasta, jest mało przestrzeni zieleni pośród tej tkanki, po prostu jest zupełnie inna urbanistyka. Dlatego zieleń wprowadza się tam w taki „chirurgiczny” sposób. U nas jest odwrotnie, a jednocześnie to, co mamy, jest często zaniedbane.
Patryk D. Zaremba – prezes stowarzyszenia Forum Rozwoju Warszawy (FRW), członek Miejskiej Komisji Urbanistyczno - Architektonicznej w latach 2016-19 i 2020-22. Współautor i koordynator m.in. projektu FRW „Aleja Marszałkowska” – idei stworzenia wieloaspektowej strategii rozwoju ulicy Marszałkowskiej, celem podniesienia jej rangi i uczynienia główną ulicą handlową miasta. Organizator warsztatów „Partycypacja społeczna w planowaniu przestrzennym Warszawy” w ramach festiwalu Muzeum Sztuki Nowoczesnej „Warszawa w budowie 2”, absolwent VII edycji programu „Liderzy” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Fundacji „Liderzy”.
Orędownik tworzenia spójnej i konsekwentnie realizowanej wizji Warszawy przyszłości.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23