Wojna na Ukrainie. Potrzebna jest każda pomoc [wywiad]
Żywność, środki higieniczne, leki, pieluchy – lista produktów, których potrzebują osoby z niepełnosprawnością na Ukrainie jest długa. W zdobyciu niezbędnych rzeczy pomaga im m.in. Sofia Markina, działaczka społeczna, która sama jest uchodźczynią z niepełnosprawnością.
Mateusz Różański: – Kiedy przyjechała Pani do Polski?
Sofia Markina: – Przyjechałam 10 marca ze swoim pieskiem. Zrobiłam to, by szukać pomocy dla ludzi w swoim mieście, w Odessie. Sama pochodzę z Donbasu i dla mnie ta wojna zaczęła się w 2014 roku. W 2016 roku utworzyłam organizację pozarządową wspierającą ludzi, którzy – tak jak ja – musieli wtedy uciekać z Donbasu. Wśród nich są też osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Gdy Rosja zaatakowała już cały nasz kraj, najbardziej potrzebujący, w tym zwłaszcza osoby z niepełnosprawnością i ich rodziny, zwróciły się do mnie z prośbą o pomoc.
Jakiej pomocy potrzebują ci ludzie?
– Wszelakiej. Środków higienicznych, pieluch, jedzenia, ale też pracy. Na przykład mój dwudziestoletni syn, który nie mógł przyjechać ze mną, nie ma teraz pracy i nie może zarabiać na swoje utrzymanie. Sam nie jest też w wojsku, ale pomaga armii: kopie okopy, buduje barykady. W takiej samej sytuacji są osoby z niepełnosprawnością. Są teraz praktycznie bez środków do życia. Dlatego potrzebna jest dosłownie każda pomoc.
Jak możemy przekazać tego rodzaju wsparcie?
– Na przykład przez Fundację Kulawa Warszawa, która organizuje zbiórki dla Ukraińców. Sama niedługo będę jechać z transportem do Odessy. Będę przekazywać dary, które zostały zebrane wśród Polaków. Na miejscu odbiorą je ode mnie młodzi wolontariusze.
Sama też, pomimo trudnej sytuacji, biorę udział w zbiórkach. Do Polski przywiozłam ze sobą tradycyjne ukraińskie motanki. Część dochodu z ich sprzedaży przekazałam na zakup siatek maskujących i noktowizorów dla naszych żołnierzy. Teraz naprawdę trudno jest zdecydować, komu przekazać pomoc, wszak nasi żołnierze i obrona terytorialna też jej potrzebują.
Osoby z niepełnosprawnością też.
– Im w czasie pokoju było trudno zarabiać pieniądze, a teraz one są jakby… nikomu niepotrzebne. Dlatego zwracają się do mnie z prośbą, bym szukała dla nich pomocy.
Czy wiele osób z niepełnosprawnością przyjechało do Polski?
– Wiem, że są osoby z niepełnosprawnością, które wyjechały z Ukrainy do Polski i do innych krajów. Wiele jednak z nich zostało w Ukrainie. Ludzie po prostu boją się wyjeżdżać i nie wszyscy tego chcą. Osoby, które wspieram, już raz straciły swoje domy w Donbasie. Przez te osiem lat jakoś odnalazły się w nowym miejscu, przyzwyczaiły się do życia w Odessie i nie chcą po raz drugi być uchodźcami.
Mnie też trudno było podjąć decyzję o wyjeździe. Pięć dni się nad tym zastawiałam, zanim zdecydowałam, że wyjadę do Polski.
Pani jest niejako podwójną uchodźczynią.
– Tak. To już drugi raz, gdy musiałam uciekać ze swojego domu. W 2014 roku przyjechałam z synem do Odessy. W mojej miejscowości Horliwce dalej stoi mój dom, ale ja nie mogę tam pojechać ani go sprzedać. Przez siedem lat w Odessie odbudowywałam swoje życie, a teraz znowu musiałam znowu wyjeżdżać.
Wielu Polaków przyjęło przybyszów, również z niepełnosprawnościami, z Ukrainy pod swój dach. Jak rozmawiać i jak okazywać wsparcie uchodźcom?
– Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą rzeczą, jaką można zrobić jest wspieranie psychologiczne, zabieranie w różne miejsca, pokazywanie im spokojnego życia. Bardzo ważne jest też, by Polacy pomagali im znaleźć organizacje, które wspierają i integrują ukraińską społeczność. Taką organizacją jest na przykład Centrum Praw Kobiet, z którym współpracuję, organizując warsztaty dla Ukrainek.
Dla uchodźców bardzo ważne jest, by spotykać się ze swoimi rodakami, by móc się komunikować. Warto, by polscy gospodarze pomagali swoim ukraińskim gościom znajdować takie organizacje, gdzie mogliby oni spotykać się z ludźmi w podobnej sytuacji i wzajemnie się wspierać.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl