Więcej niż przedsiębiorstwo. W piątą rocznicę uchwalenia ustawy o spółdzielniach socjalnych
Spółdzielnia socjalna to coś więcej niż przedsiębiorstwo. Ludzie, którzy zakładają spółdzielnię tworzą przede wszystkim nowe więzi społeczne i etos nowego obywatela - przypomina o tym w piątą rocznicę uchwalenia ustawy o spółdzielniach socjalnych Cezary Miżejewski.
Niedawno w trakcie dyskusji o sensie ekonomii społecznej, przedstawicielka jednej z organizacji pozarządowych podała definicję ekonomii społecznej – która jej zdaniem – odzwierciedla jej sens. Według tej definicji, ekonomia społeczna to „użycie instrumentów biznesowych do rozwiązywania problemów społecznych”.
Uznałem, że ta definicja jest błędna - nie tylko dlatego, że użycie pojęcia „problemy” od razu nadaje kwestii społecznej wymiar negatywny. Uważam, że ekonomia społeczna to raczej „rozwiązywanie kwestii społecznych przy użyciu instrumentów ekonomicznych”.
Miało to oczywiście swoje konsekwencje. W obawie przed „okropieństwami” spółdzielczości, ograniczano zapisy tak, aby zapobiec domniemanym nadużyciom. Pomimo tego znalazło się wielu odważnych, którzy zobaczyli w regulacji prawnej szanse na pracę, samozatrudnienie, wpływ na własne życie… zmianę. Podjęli oni trud budowy nowych instytucji.
Traktowano ich z lekceważeniem, uważając za przedsiębiorców „drugiej kategorii”. Naukowcy rozprawiali o nowej ustawie i jej możliwościach, uważając, że spółdzielnia socjalna jako „instytucja hybrydowa” łącząca cechy przedsiębiorstwa i organizacji pozarządowej jest naruszeniem wszelkich reguł i psuciem świetnych rozwiązań.
A jednak powoli tworzyły się pierwsze grupy inicjatywne poszukujące swoich pomysłów na usługi i produkty, które kupi klient i to nie z litości, ale z potrzeby. To zadowolony klient, w tym samorządowy, kupując, ma dawać świadectwo, że „stygmat wykluczonego społecznie” jest w koncepcji przedsiębiorczości społecznej zdezaktualizowany. Pomimo głosów sprzeciwu i chóralnych gromów.
Zapomniano, co jest istotą ekonomii społecznej. Zapomniano, że ludzie, zanim opracują business plan, zanim przystąpią do strategii marketingowej, muszą najpierw stworzyć grupę, muszą zacząć sobie ufać, wspólnie myśleć, zaprzyjaźnić się. Mimo, że decydenci nie rozumieli tych oczywistych prawd, pojawiali się kolejni ludzie, chcący dzięki przedsiębiorczości społecznej zmieniać siebie i rzeczywistość.
Tym bardziej innowacyjność spółdzielni – bo jest to w najwyższym stopniu innowacja – jest ważna. Spółdzielni nie tworzą bowiem duże organizacje sieciowe sektora pozarządowego zatrudniające wielu kadrowych pracowników. Tworzą je ludzie, o których nikt do tej pory nie słyszał w ruchu pozarządowym. Ludzie, którzy uruchomili o wiele więcej niż nowe podmioty ekonomii społecznej.
Gdy debatujemy o przyszłości spółdzielni socjalnych, nie zapominajmy o ich podstawowym celu. Tym celem jest zmiana postaw i wiary we własne siły, bo to one tworzą nową jakość. Już blisko sto lat temu francuski ekonomista społeczny prof. Karol Gide, zwrócił uwagę, że „gdy spółdzielnia stanie się tylko przedsiębiorstwem – będzie ona zawsze bardzo złym przedsiębiorstwem”.
Gdy jednak przyjrzymy się właśnie tym treściom o wymiarze społecznym czy ideowym, to widać wyraźnie, że choćby z tego powodu warto inwestować w spółdzielnie. Nie tylko pieniądze i działania instytucji publicznych, ale przede wszystkim naszą wiarę, że mogą one przyczynić się – nie do rozwoju PKB i spadku bezrobocia – ale do pozytywnej zmiany w świadomości społecznej.
To oczywiście nadal jest początek. Po pięćdziesięciu latach upaństwawiania i dwudziestu latach prywatyzowania, trudno oczekiwać przełomu w działaniach społecznych. Trudno oczekiwać szybkich efektów. Państwo może w tych działaniach przeszkadzać lub je wspierać. Co można, i co należałoby zrobić przeczytacie w następnej części tego tekstu.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl