Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Trwają prace nad przygotowaniem strategii rozwoju sektora obywatelskiego. O tym, czy organizacje pozarządowe mogą być partnerami dla nieformalnych ruchów i co należałoby zmienić, aby tę współpracę ułatwić, lub wręcz umożliwić, mówią krakowskie aktywistki – Małgorzata Bochenek i Agnieszka Tyman.
Katarzyna Klimek-Michno:– W społeczne działania włączają się mieszkańcy, którzy nigdy nie byli związani z organizacjami pozarządowymi. Za to w spontaniczne, nieformalne akcje chętnie się angażują. Dlaczego tak się dzieje?
Reklama
Małgorzata Bochenek: – Myślę, że powodów jest co najmniej kilka. Jeden z nich to taki, że nieformalne inicjatywy zawsze są oddolne, powstają w konkretnym celu, biorą się z jakiejś potrzeby. Za konkretne działania biorą odpowiedzialność konkretni ludzie. Zakładana jest równość i niehierarchiczność.
Część organizacji pozarządowych też oczywiście działa na takich zasadach, ale można spotkać również takie, w których odstrasza zhierarchizowany układ, marnowanie czasu i energii oraz brak efektywnych działań.
Agnieszka Tyman: – Jeśli już sięgamy po jakieś narzędzia, np. tworzymy stronę internetową czy zakładamy profil w portalu społecznościowym, to dlatego, że jest to faktycznie nam potrzebne do zrealizowania celu, dotarcia do jak największej liczby zainteresowanych. Jeśli nie jest nam to niezbędne do wykonania zadania, to nie musimy mieć np. biura, spełniać biurokratycznych wymogów i tworzyć tej nadbudowy, która jest konieczna w przypadku organizacji. My sięgamy po rozwiązania, które pozwalają działać szybko i bezpośrednio. I zawsze prowadzą do jakiegoś konkretnego celu.
Tak było w przypadku Inicjatywy Prawo do Miasta, w której działacie?
A.T.: – Inicjatywa ta zawiązała się w 2012 roku, zaraz po tym, jak na Rynku Głównym środowisko lokatorskie i anarchistyczne zorganizowało demonstracje i protesty. W jednym miejscu spotkały się wówczas różne środowiska, zgłaszano postulaty i rozmawiano o zmianach potrzebnych w różnych obszarach, m.in. w transporcie czy edukacji.
M.B.: – Tamto wydarzenie stało się impulsem do zawiązania nieformalnej grupy „Inicjatywa Prawo do Miasta”, która później organizowała różne akcje, m.in. maraton pisania uwag do studium zagospodarowania przestrzennego. Zaangażowaliśmy się też w prace nad budżetem obywatelskim. Okazało się, że osoby w różnym wieku, z różnych środowisk znalazły wspólną płaszczyzną i chcą razem działać.
Mówicie o energii do społecznego działania. Tymczasem badania pokazują, że z roku na rok spada liczba wolontariuszy…
A.T.: – Osoby, które chodzą do pracy, zwykle nie mogą poświęcić dużo czasu na wolontariat w organizacjach pozarządowych. Dla nich dobrym rozwiązaniem okazują się grupy nieformalne, bo tutaj mogą bardziej elastycznie reagować i angażować się w takim stopniu, w jakim pozwala im na to sytuacja.
M.B.:– Uważam, że część pracy powinna być odpłatna i nie nazywana wolontariatem, jeśli wiąże się z bardzo dużymi wymaganiami do spełnienia. To może zniechęcać – jeśli ktoś widzi, że część osób w organizacji otrzymuje wynagrodzenie i praca w fundacji czy stowarzyszeniu to ich jedyne źródło utrzymania, a oferta dla wolontariusza jest bardzo obciążająca czasowo, wymagająca i całkowicie bezpłatna.
Co jest waszym zdaniem największą bolączką organizacji pozarządowych?
A.T.: – Grantoza. To jest zjawisko, które dotyka część NGO. Polega na tym, że organizacje same kreują problemy i podejmują działania, dzięki którym będą mogły zdobyć grant, fundusze.
A jak to wygląda w nieformalnych grupach?
A.T.: – Organizacje kojarzą mi się z taką ogólną, szeroko, ale nie zawsze konkretnie pojmowaną pożytecznością, pozytywnością. Natomiast inicjatywy nieformalne, oddolne zawiązują się z silnej potrzeby. Jeśli ktoś angażuje się np. na rzecz środowisk lokatorskich, poświęca swój czas, energię, zupełnie za darmo, to znaczy, że musi mu na tym faktycznie zależeć, że jest to bardzo ważne, niezbędne, wręcz – z jakichś powodów – konieczne. Inicjatywy oddolne rodzą się zwykle z altruizmu, poczucia odpowiedzialności, obowiązku. W przypadku organizacji pozarządowych czasem działania są podejmowane tylko dlatego, że można na nie zdobyć grant.
M.B.: – A gdy projekt się kończy, to działania również wygasają i nie są kontynuowane. To jest marnotrawienie czasu i energii ludzi. W grupach nieformalnych koniec następuje zazwyczaj wtedy, gdy problem jest rozwiązany lub ludziom już brakuje siły.
Zdarza się, że nieformalne inicjatywy zostają zalegalizowane. I również korzystają z grantów…
A.T.:– Tak, to prawda. Znamy przykłady inicjatyw, które później były rozwijane w bardziej zorganizowanych i formalnych strukturach. Uważam, że jest to jak najbardziej w porządku – pod jednym warunkiem: musi temu faktycznie przyświecać konkretny cel i działania muszą zmierzać do rozwiązania jakiegoś problemu, dokonania zmiany itd. Jeśli działania wymagają kontynuacji i będą bardziej efektywne dzięki dostępowi do budżetu, prawnych narzędzi itd., to czemu ich nie sformalizować. Na pierwszym miejscu zawsze powinna być jednak potrzeba. Dopiero później grant.
M.B.: – Bywa tak, że w ramach ruchu miejskiego tworzy się grupa, która postanawia zalegalizować działalność. Jeśli część ludzi chce kontynuować działania jako organizacja – w porządku. Gdy pozostałe osoby widzą potrzebę i wolą działać nadal w nieformalnych grupach, organizacje nie powinny zabierać tylko dla siebie zarówno „zabawek”, jak i „piaskownicy”. Czyli należy szanować wybór drugiej strony i nie szkodzić sobie nawzajem, ani nie zawłaszczać tego, co zostało wypracowane wspólnie.
Z waszych subiektywnych obserwacji wyłania się obraz trzeciego sektora znacznie różniącego się od nieformalnych ruchów miejskich. Czy NGO mogą być zatem partnerem dla takich grup? Czy postrzegacie organizacje jako konkurencję?
M.B.: – Myślę, że jak najbardziej mogą być partnerem. Nie można całego sektora postrzegać przez pryzmat tylko części organizacji. Zwracamy jednak uwagę na ważne zjawiska, które sprawiają, że społeczeństwo może zniechęcać się do organizacji. Jeśli chcą budować partnerstwo, to powinny być tego świadome.
Co konkretnie rekomendujecie trzeciemu sektorowi?
M.B.:– Organizacje nieraz wykorzystują potencjał mieszkańców, aby samemu się wypromować. Chcą być liderami, narzucać swoje wizje i rękami innych wykonywać pracę zamiast współpracować. Tworzą projekt, zdobywają środki i wówczas szukają ludzi do jego realizacji. W moim odczuciu często przyjmują postawę „pionierów cywilizacji”, którzy niosą społeczeństwu już jakieś gotowe rozwiązanie. Tymczasem powinny odpowiadać na istniejące potrzeby, podejmować rozmowy z mieszkańcami, pytać ich o sugestie, pomysły, spostrzeżenia, dowiadywać się, co mieszkańcy chcieliby zmienić, zapraszać do tworzenia projektu od samego początku.
A.T.: – Mieszkańcy nie powinni czuć, że są jedynie beneficjentami, że otrzymują pomoc od organizacji. Prawie jak jałmużnę. Powinni być partnerami dialogu i aktywnymi współuczestnikami. Dzięki temu będą mieć poczucie, że ich głos się liczy, że realnie wpływają na otaczającą ich rzeczywistość. Odnoszę wrażenie, że czasem na pierwszym miejscu jest miasto i organizacje (bo miasto jak chce stworzyć pozory dialogu ze stroną społeczną, to rozmawia z NGO, być może faktycznie uważa ich za reprezentację), a dopiero gdzieś dalej mieszkańcy. Uważam, że należałoby zwiększyć decyzyjność obywateli i pozwolić im bardziej włączyć się w działania na rzecz społeczności lokalnych.
M.B.: – Jeśli organizacje chcą zyskać partnerów w ruchach miejskich, to powinny chcieć współpracować. Nie tylko rekrutować, ale łączyć siły. Jeśli fundacja czy stowarzyszenie popierają jakąś akcję nieformalną, to mogą zaoferować wsparcie, wprost powiedzieć, co konkretnie mogliby zrobić. Niestety, bywa też tak, że organizacje chcą współpracować tylko z innymi organizacjami pozarządowymi, ograniczają się wyłącznie do środowiska NGO. Ważna jest więc otwartość na kontakty, na komunikację i budowanie wzajemnego zaufania.
Agnieszka Tyman: działaczka związkowa (Inicjatywa Pracownicza), członkini Federacji Anarchistycznej. Wciąż jeszcze wierzy w normalność i sprawiedliwość.
Małgorzata Bochenek: aktywistka miejska, współorganizowała m.in. Priorytet Obywatelski Dzielnicy Pierwszej, maratony pisania uwag do studium, Forum Mieszkanek i Mieszkańców Krakowa i inne działania społeczne w ramach "Inicjatywy Prawo do miasta". Współprzewodnicząca Rady Programowej Budżetu Obywatelskiego Miasta Krakowa. Nie należy do żadnego NGO, ale współpracuje z ich członkiniami i członkami w realizacji różnych inicjatyw społecznych.
Projekt „Ogólnopolska Debata III Sektor dla Polski”, realizowany jest w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG. Realizuje go Sieć Wspierania Organizacji Pozarządowych SPLOT oraz Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych.
Agnieszka Tyman: Mieszkańcy nie powinni czuć, że są jedynie beneficjentami, że otrzymują pomoc od organizacji. Prawie jak jałmużnę.
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.