Mówienie o „NGO-izacji” trzeciego sektora to jak mówienie o „polityzacji” polityki, podczas gdy w rzeczywistości mamy do czynienia z jej depolityzacją - zauważa socjolog Piotr Wciślik w kolejnym tekście na temat NGO-izacji trzeciego sektora, opublikowanym w Kulturze Liberalnej.
„Mówi się często, że żyjemy – z czym pewnie zgodzi się autorka [Agnieszka Graff –przyp. red. ngo.pl] – w epoce postpolitycznej. Postpolityka to, z jednej strony, neoliberalny porządek, który przedstawia się jako bezalternatywny, a z drugiej strony wybuchy populistycznego gniewu bez ujścia w sferze publicznej, która powinna być sferą demokratycznego wyboru pomiędzy alternatywnymi wizjami kształtu tego, co wspólne. No więc skoro uważamy, a pewnie uważamy, że społeczeństwo obywatelskie i polityka instytucjonalna są z tego samego świata, że normatywną fikcją jest ich oddzielanie, że w końcu takie procesy polityczne jak „hegemonia” dzieją się właśnie na ich styku – to dlaczego o jednym myślimy w kategoriach efektu ideologicznego, który trzeba odwrócić, a o drugim w kategoriach jakości systemowej? To może jednak (sic!) „de-NGO-izacja”? (…)
Wreszcie, Agnieszka Graff przeciwstawia ruchy społeczne i NGOs jako alternatywne formy działania. Otóż jeśli to ma być dylemat, to jest to dylemat na zasadzie „czy myć ręce, czy nogi”, na który, jak w pewnym starym powiedzeniu, odpowiadamy „i to, i to”. Ruchy społeczne oraz trzeci sektor potrzebują siebie nawzajem jak teoria i praktyka (…).”