W poszukiwaniu zagubionej tożsamości. Cmentarny aktywizm na Ziemiach Pozyskanych
Społeczne inicjatywy na zachodnich terenach Polski ratują niemieckie cmentarze, przypominając o dawnych mieszkańcach i budując lokalną tożsamość. Alan Weiss opisuje je w artykule zamieszczonym w Kwartalniku „Trzeci Sektor”.
Artykuł prezentuje opis zjawiska ruchu społecznego na ziemiach zachodniej Polski, dołączonych do Polski w 1945 roku, który zajmuje się niemieckimi (w tym żydowskimi) cmentarzami w perspektywie rewitalizacji miejsc pamięci, budowania tożsamości osób zaangażowanych w te inicjatywy, a w końcu wzbogacania tożsamości miasta. Związane jest to także z odtwarzaniem losów ludzi, których inskrypcje odczytywane są na odnajdywanych stelach, oraz z nawiązywaniem kontaktów i współpracy z potomkami dawnych mieszkańców i mieszkanek tych ziem.
W tekście podano kilka przykładów biogramów osób, którym poświęcone są odnalezione stele, stworzonych na podstawie kwerend archiwalnych. Przedstawiona została przede wszystkim historia nekropolii dawnego Wrocławia oraz działania wrocławskiej inicjatywy „Spod ziemi patrzy Breslau”.
Od co najmniej dekady można zauważyć wyraźny wzrost zainteresowania historią ziem zachodniej i północnej Polski, tych, które przed 1945 rokiem należały do Niemiec. I nie chodzi tu o historię przez wielkie „H”, lecz mikrohistorie ludzi, dawnych mieszkańców tych ziem. Przejawia się to zarówno w popularnej literaturze reportażowej, jak choćby w książkach Poniemieckie (Kuszyk 2019), Miedzianka (Springer 2017) i Mein Gott, jak pięknie (Springer 2023) czy Odrzania (Rokita 2023). Dużą popularnością na Dolnym Śląsku cieszą się także audycje Joanny Mielewczyk Kamienice emitowane przez Radio RAM. To opowieści o przedwojennych i powojennych mieszkańcach wrocławskich kamienic i doczekały się one również wydań książkowych oraz filmu dokumentalnego zatytułowanego Los.
W mediach społecznościowych ogromne zasięgi notują profile publikujące przedwojenne zdjęcia miejscowości (we Wrocławiu to Beard of Breslau, Tajemniczy Wrocław czy Mój dawny Wrocław), czasem zestawione z identycznym kadrem, lecz wykonanym współcześnie.
Tłumnie odwiedzane są też jarmarki, na których można nabyć pamiątki po przedwojennych Ślązakach. Zarówno te największe targi jak Jeleniogórski Jarmark Staroci i Osobliwości (organizowany dwa razy w roku), jak i comiesięczna Świdnicka Giełda Staroci, Numizmatów i Osobliwości czy odbywający się w każdą niedzielę wrocławski Targ na Młynie. Nie odstraszają rosnące w zawrotnym tempie ceny pocztówek, porcelany czy starych szyldów.
We Wrocławiu można natknąć się na odnawiane na kamienicach niemieckie napisy, reklamujące piekarnie, salony fryzjerskie bądź sklepy spożywcze, choć w tych miejscach już dawno nie świadczy się takich usług. Odbywa się to za zgodą albo wręcz z inicjatywy mieszkańców danego budynku oraz za akceptacją Dolnośląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
Na tej fali zaczęły powstawać także inicjatywy zajmujące się niemieckimi cmentarzami. Najczęściej bardzo zaniedbanymi albo zupełnie zdewastowanymi. Podejmowane są przez formalne lub nieformalne grupy próby rewitalizacji nekropolii, ewentualnie upamiętnienia tych miejsc, jeśli zostały one po wojnie zrównane z ziemią.
O ile w kwestii cmentarzy żydowskich podejmowano od lat działania rewitalizacyjne zarówno przez instytucje państwowe, jak i przez gminy żydowskie, o tyle sytuacja pozostałych niemieckich nekropolii była i jest znacznie gorsza. Przykładem może być Wrocław, w którym do naszych czasów nie przetrwał żaden z ewangelickich cmentarzy. Zostały zlikwidowane lub zamienione w cmentarze katolickie. Z kolei z trzech breslauerskich cmentarzy żydowskich przetrwały dwa – jeden stał się Muzeum Sztuki Cmentarnej, zarządzanym przez Muzeum Miejskie, a drugi znajduje się pod zarządem wrocławskiej Gminy Żydowskiej. Dowodem jest także chociażby tegoroczna konferencja „Przestrzenie pamięci. Zabytkowe cmentarze we współczesnych kontekstach”, która odbyła się w siedzibie Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie w dniach 9-10 kwietnia 2024 roku, gdzie temat niemieckich cmentarzy był właściwie zmarginalizowany.
Działania inicjatyw cmentarnych nie mają nic wspólnego z tanatoturystyką, czyli rozwiniętą w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych gałęzią turystyki cmentarnej czy ogólnie związanej ze śmiercią. Mają one raczej charakter upamiętnienia, przypominania historii miejsca i ludzi i na tej podstawie budowania tożsamości miejscowości czy regionów, ale także tożsamości indywidualnej. O ile np. w Czechach również zdarzają się podobne ruchy i temat ten pojawia się w książkach (np. Faiglová, Svítlová 2015 czy Štifter 2023), o tyle nie odbywa się to na taką skalę jak w Polsce i ma odmienny charakter. Podobnie jak np. na Górnym Śląsku, w Czechach ciągłość historyczna nie została zerwana ze względu na to, że po 1945 roku nie nastąpiła tam całkowita wymiana ludności, jak na terenach nazywanych ostatnio Ziemiami Pozyskanymi. Z terytoriów przyznanych Polsce w czasie konferencji poczdamskiej miliony ludzi zostało wysiedlonych, a ich miejsce zajęły miliony nasiedleńców o innej narodowości, innym języku i kulturze. Dlatego też za ideą rewitalizacji niemieckich cmentarzy na dawnych niemieckich ziemiach stoją inne motywacje, niż ma to miejsce w Czechach czy na Górnym Śląsku. Te działania mają także wymiar wykraczający poza daną miejscowość bądź potrzebę zakorzenienia. Świadomie lub nieświadomie konstytuują ponadnarodową wspólnotę losów. Spróbujmy się przyjrzeć zatem temu cmentarnemu ruchowi na Ziemiach Pozyskanych.
Likwidacje niemieckich cmentarzy
W granicach Breslau z roku 1945 znajdowały się 74 cmentarze – ewangelickie, katolickie, żydowskie, gminne i komunalne. W kolejnych dekadach zniknęły 44 z nich. Najpierw przez działania wojenne, później przez pozyskiwanie z nich budulca nie tylko przez kamieniarzy, ale i osoby prywatne, aż po niszczenie systemowe decyzjami Rady Narodowej Miasta Wrocławia.
Dochodziło też oczywiście do odreagowywania wściekłości na Niemców. Zrozumiałej wówczas niechęci do wszystkiego co niemieckie. A we Wrocławiu po wojnie wszystko było niemieckie. Niemieckie napisy na budynkach, sprzętach, a nawet na sztućcach. Skuwało się je więc lub zamalowywało. Czasem z nakazu władzy, która prowadziła akcję odniemczania.
Na cmentarzach w pierwszej kolejności niszczone były zdjęcia nagrobne, rozbijano tablice inskrypcyjne, przewracano stele. Dochodziło też do rozkopywania grobów. Najpopularniejszym powodem wcale nie były złote zęby i domniemane kosztowności, lecz czaszki. Bo czaszki sprzedawało się studentom medycyny. To były inicjatywy oddolne. Zniszczeń dokonywano w pojedynkę lub w kilka osób.
Jednak już pod koniec lat 50. dokumenty oficjalne rejestrują wywożenie z cmentarzy najcenniejszego materiału – granitu szwedzkiego. Na przykład 13 stycznia 1959 roku Zarząd Zieleni Miejskiej miasta Wrocławia wydał 30 m³ granitu Wojewódzkiej Spółdzielni Pracy i Usług Technicznych i Rzemieślniczych w Warszawie, w sumie ponad 270 steli (Archiwum Państwowe we Wrocławiu). A już dwa lata wcześniej, 29 lipca 1957 roku, Prezydium Rady Narodowej Miasta Wrocławia przyjęło uchwałę o likwidacji 30. niemieckich cmentarzy (Trzaskowska. 2020; s. 133-136), które miały polegać na splantowaniu terenu. Część materiału kamiennego trafiła na hałdy np. przy Cmentarzu Osobowickim, skąd można go było pozyskiwać w cenach gruzu. Resztę wrzucano do grobowców lub wyrównywano nimi teren. Najczęściej wykorzystywano nagrobki do tworzenia parków. Tak powstały we Wrocławiu m.in. Park Zachodni, Park Skowroni, Park Andersa czy Park Marii Dąbrowskiej. W tych miejscach jeszcze przez lata można było się natknąć na fragmenty nagrobków, a nawet na całe stele. Z czasem znikały albo wtapiały się w krajobraz. Stawały się niewidoczne. Choć nie dla wszystkich. Na ewangelickim Elftausend Jungfrauen Friedhof (Cmentarzu Jedenastu Tysięcy Dziewic), który obecnie nazywany jest Parkiem Marii Dąbrowskiej, na środku ścieżki leżała stela. Pan Henryk, który przechodził tamtędy często, omijał tę tablicę, na której wciąż były widoczne inskrypcje dotyczące szesnastoletniej Margarethe Riemeÿ, lecz nie mógł patrzeć, jak ludzie po niej depczą. Dlatego zabrał stelę na swoją działkę, postawił pod drzewem i od czasu do czasu zapala przy niej świeczkę.
Kiedy we Wrocławiu w roku 2021 zaczęła działać inicjatywa Spod ziemi patrzy Breslau i tworzyła mapę pozostałości po niemieckich cmentarzach dawnego Wrocławia, pan Henryk napisał, że chętnie przekaże ją do lapidarium. Inicjatywa poza zabezpieczaniem elementów sztuki sepulkralnej stara się również identyfikować odnajdywane nagrobki i przybliżać losy – jak mówią aktywiści tej grupy – naszych sąsiadów i sąsiadek z przeszłości.
Identyfikowanie nagrobków
Odtwarzanie losów ludzi wymienionych na stelach opiera się na metodyce badań genealogicznych. Wykorzystywane są zbiory archiwów państwowych (księgi adresowe, księgi meldunkowe, księgi podatkowe, dokumenty metrykalne z urzędów stanu cywilnego oraz księgi metrykalne parafii ewangelickich), Archiwum Archidiecezjalnego we Wrocławiu (księgi metrykalne parafii katolickich i ewangelickich), Archiwum Budowlanego Miasta Wrocławia, ale również informacje z portali genealogicznych, takich jak ancestry.com, myheritage.com czy familysearch.com, które także zawierają zbiory różnych dokumentów oraz profili osób. Żeby jednak skorzystać z tych ostatnich wymienionych baz, trzeba wykupić dostęp.
Opracowane na podstawie dokumentów historie publikowane są następnie w mediach społecznościowych inicjatywy na Facebooku i Instagramie. Margarethe Riemeÿ ze steli znalezionej przez pana Henryka również została opisana. Na podstawie kwerendy ustalono, że urodziła się na drugim piętrze przy Brüderstr. (ul. Pułaskiego) 20. Jej rodzice Paul i Berta z domu Herold wzięli ślub 16 października 1880 roku. Paul był maszynistą lokomotywy, dlatego zapewne kolejne adresy zamieszkania zlokalizowane były w pobliżu Dworca Głównego. Margarethe miała też starszego o dwa lata brata – Kurta. Przyczyny śmierci dziewczyny nie udało się jednak ustalić.
„Cmentarnicy” ze społeczności Spod ziemi patrzy Breslau również sami odnajdują nagrobkowe resztki. W parkach, szczególnie po intensywnych deszczach, natknąć się można na fragment wyszlifowanej skały albo wypolerowanego marblitu. W takich okolicznościach (co ważne dla tej konkretnie opowieści) z kałuży został wyciągnięty fragment marmurowej tabliczki inskrypcyjnej. Brakowało imienia i nazwiska. Widoczny był jedynie rok urodzenia – 1850 oraz miesiąc i rok śmierci – czerwiec 1917. Można było odczytać także część epitafium o życiu w pracy i trudzie oraz wiecznym odpoczynku, który dał Pan.
Miejsce znalezienia marmurowej tabliczki to północno-wschodnia część Parku Skowroniego. W tym miejscu do dzisiaj spoczywają osoby pochowane na zamienionym w park katolickim Neuer Friedhof St. Mauritius (Nowym cmentarzu św. Maurycego). Szczęśliwie część ksiąg pogrzebowych z tej nekropolii zachowała się w Archiwum Archidiecezjalnym. I to na ich podstawie można było zidentyfikować osobę, której poświęcony był ów fragment. W czerwcu 1917 roku pochowano bowiem na cmentarzu św. Maurycego tylko jedną osobę, która miała 66-67 lat. W ten sposób okazało się, że z kałuży wydobyto fragment nagrobka Franza… Kaluzy. Franz był robotnikiem pracującym, podobnie jak ojciec Margarethe, na kolei. Nie urodził się w Breslau, lecz w Seifersdorf (dziś Skarbiszowice na Opolszczyźnie) 19 września 1850 roku. Franz zajmował lokal po drugiej stronie Dworca Głównego, w stosunku do mieszkania Riemeÿów, przy Hubenstraße (ul. Hubskiej) 96, na drugim piętrze.
Jak mówią osoby zaangażowane w działania Spod ziemi patrzy Breslau, najciekawsze wydają im się historie zwykłych osób: listonoszy, krawcowych czy szewców. Ale zdarzają się również tzw. zasłużone jednostki.
Jedną z nich jest Oskar Erich Meyer, profesor geologii na Technische Hochschule (dzisiaj Politechnice Wrocławskiej), ale także poeta, pisarz, alpinista i instruktor wspinaczki, który nadzorował budowę kilku schronisk w Sudetach. Ojciec Oskara Ericha – Oskar Emil Meyer, pochodził z Dolnej Saksonii i był profesorem oraz dyrektorem Wydziału Fizyki na Uniwersytecie Wrocławskim, autorem pierwszego systemowego ujęcia teorii lepkości gazów. Z kolei jego stryj, Lothar Meyer, był profesorem chemii, krótko związanym z Wrocławiem jako wykładowca i dyrektor laboratorium, znanym jako współtwórca układu okresowego pierwiastków.
Oskar Erich Meyer uległ wypadkowi w Stubeier Alpen (część Alp Centralnych na granicy austriacko-włoskiej). Zarwała się pod nim skała i choć lina wytrzymała, Oskar doznał poważnych obrażeń głowy i klatki piersiowej. Stwierdzono wstrząśnienie mózgu. We wrocławskiej klinice przeszedł operację, zmarł jednak dwa miesiące później. Został pochowany na Alter Maria Magdalena Friedhof (Stary cmentarz Marii Magdaleny – dzisiaj północno-zachodnia część Parku Władysława Andersa). Z księgi pogrzebowej możemy wyczytać, że trumnę niosło ośmiu tragarzy, a do trumny zgodnie z życzeniem zmarłego włożono jeszcze czekan i linę. Tę ostatnią informację podano w biuletynie Towarzystwa Alpejskiego we Wrocławiu, w którym koledzy wspinacze żegnali swojego druha.
Fragment nagrobka Oskara Ericha Meyera został odnaleziony podczas prac ziemnych we wrocławskim… Ogrodzie Zoologicznym. Okazało się, że władze ZOO w latach 70. XX wieku pozyskały gruz cmentarny jako materiał budowlany, z którego następnie wybudowano wybiegi dla zwierząt kopytnych. Większość kamieni ułożona jest inskrypcjami do dołu. Ale w kilku miejscach można dopatrzeć się choćby „podpisu”, czyli tzw. gmerka, jednego z najbardziej znanych zakładów kamieniarskich w Breslau – firmy „Kunzel i Hiller”, która działała od lat 70. XIX wieku właściwie do roku 1945.
Często kwerendę na temat danej osoby można przeprowadzić, nie wychodząc zza własnego biurka, jeśli tylko ma się komputer i dostęp do internetu. Wiele dokumentów zostało bowiem zdigitalizowanych przez lokalne archiwa państwowe (szukajwarchiwach.gov.pl). Dokumenty z Archiwum Archidiecezjalnego nie są dostępne w sieci, ale można z nich korzystać na miejscu. Oczywiście dla poszczególnych miejscowości ten zasób może się różnić.
Spod ziemi patrzy Breslau
Inicjatywa Spod ziemi patrzy Breslau powstała w 2021 roku. Początkowo zajmowała się tworzeniem interaktywnej mapy (na bazie map Google’a), na którą nanoszone były odnajdywane nagrobki. Samo odnajdywanie polegało z kolei na wyszukiwaniu w internecie archiwalnych informacji o tego typu znaleziskach, a następnie weryfikowaniu ich w terenie oraz przeprowadzaniu dokumentacji fotograficznej. Inicjatywa apelowała także przez media społecznościowe do mieszkanek i mieszkańców Wrocławia o dzielenie się wiedzą na temat lokalizacji artefaktów sztuki sepulkralnej. Równolegle trwały rozmowy z radami osiedli i władzami miasta w sprawie upamiętnienia miejsc cmentarnych zamienionych w parki oraz wyznaczenia terenu pod lapidarium, czyli miejsca, gdzie odnalezione artefakty mogłyby zostać wyeksponowane. Niestety, do tej pory taki teren nie został wyznaczony. Niemniej jednak w porozumieniu z Dolnośląskim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków stele, którym grozi zniszczenie, są zabezpieczane przez aktywistów inicjatywy w celu ich przechowania do czasu powstania lapidarium, gdzie zostaną godnie pokazane. Spektrum zainteresowania grupy nie ogranicza się jedynie do cmentarzy chrześcijańskich bądź komunalnych, czego dowodem jest chociażby pomoc przy przeprowadzeniu procesu wmurowania stolpersteinów, czyli pamiątkowych kamieni, poświęconych ofiarom obozów koncentracyjnych. W ten sposób w Kątach Wrocławskich wmurowany został stolperstein żydowskiego małżeństwa Adolfa i Friedy Steinów. Spod ziemi patrzy Breslau współpracuje również z organizacjami żydowskimi, pomagając przy pionizowaniu macew na Nowym Cmentarzu Żydowskim przy ul. Lotniczej we Wrocławiu czy przy identyfikacji osób tam pochowanych. Pośród działań Spod ziemi patrzy Breslau warto wymienić także prowadzenie wykładów na temat zapomnianych cmentarzy oraz spacerów śladami pozostałości po nekropoliach Breslau. Tylko w tym roku takie wydarzenia odbyły się we współpracy z Muzeum Architektury we Wrocławiu oraz Uniwersytetem Trzeciego Wieku Uniwersytetu Wrocławskiego. W zeszłym roku odbywały się z kolei warsztaty z korzystania z niemieckich ksiąg adresowych.
Obecnie inicjatywa skupia się na pracach nad lapidarium na nieczynnym od 1958 roku cmentarzu przy ul. Krzyckiej. Aktywiści czyszczą stele, pionizują je i odnawiają inskrypcje. Nekropolia do 1945 należała do ewangelickiej parafii Salavatora i Johannesa (Zbawiciela i św. Jana), a po wojnie do katolickiej parafii Trójcy Świętej, której obecny proboszcz wyraził zgodę na prowadzenie prac rewitalizacyjnych na tejże nekropolii. Nad pracami czuwa dyplomowany mistrz kamieniarski Dariusz Dembiński, który na co dzień zajmuje się konserwacją i renowacją zabytków Śląska. Wbrew pozorom kamień można łatwo zepsuć, naruszyć jego strukturę, co spowoduje jego destrukcję w kolejnych latach. Także odmalowywanie inskrypcji to sztuka wymagająca sporej wiedzy materiałoznawczej, dostosowania technik do konkretnego kamienia. Jak mówi sam Dembiński: „Czasem lepiej nic nie zrobić, niż zrobić coś niezgodnie ze sztuką i zniszczyć nagrobek”.
Rewitalizacja cmentarza odbywa się także na zasadzie warsztatów, które w okresie wiosenno-letnim odbywają się raz w miesiącu, a udział w nich bierze od 20 do 30 wolontariuszy i wolontariuszek. Są to osoby pochodzące z bardzo różnych środowisk, o różnym wykształceniu i różnych poglądach. Są wśród nich także osoby z Ukrainy, Białorusi, a nawet z Włoch. Wszystkich łączy ciekawość historyczna miejsca, w którym teraz mieszkają. Jedni poczuwają się do odpowiedzialności za miasto i pamięć o dawnych jego mieszkańcach, innych interesuje sama praca z kamieniem.
Mistrz kamieniarski Dariusz Dembiński, urodzony we Wrocławiu, ale obecnie mieszkający w wiosce pod Strzegomiem, mówi, że urodził się na Śląsku (w historycznym rozumieniu Śląska, którego stolicą był Wrocław) i jest Ślązakiem. Dlatego kiedy widzi przewrócony nagrobek innego Ślązaka, to czuje się w obowiązku go podnieść i uszanować, bez względu na narodowość czy wyznanie osoby wymienionej na steli czy macewie. Dodaje też zwykle, że skoro pije wodę z tego samego źródła, co dawni Ślązacy, je warzywa z tej samej ziemi, to ta bliskość z dawnymi mieszkańcami tych terenów nabiera wręcz biologicznego znaczenia.
Jest też inna motywacja. Coraz częściej z inicjatywą kontaktują się potomkowie Breslauerów i Breslauerek z zapytaniem o historię swoich dziadków, jak również o miejsce ich pochówku. Tak też urodzona w Breslau Karin z córką Suzanne odwiedziły miejsce spoczynku dziadków – niewielki cmentarzyk na wrocławskiej Wielkiej Wyspie, który jest obecnie skwerkiem przy ulicy Kosiby (nie przez przypadek zaraz po wojnie nazwanej Cmentarną).
Czasem nie udaje się wiele ustalić. Muszą wystarczyć tylko adresy i to nieistniejących już budynków. Ale bywa i tak, jak w przypadku rodziny Sabiny Grabsch, do której po niemal 80. latach powrócił Nowy Testament podpisany przez jej prababcię Alidę Fischer. Zachował się w domu wybudowanym przez dziadka Sabiny. Członkom inicjatywy udało się też odszukać potomków osób, których historię odtworzono na podstawie danych z odnalezionej steli. To przypadek steli Berthy Böber. Nagrobek przeleżał kilkadziesiąt lat na pętli tramwajowej przy Parku Południowym na wrocławskim Borku, by w marcu tego roku, dzięki inicjatywie Spod ziemi patrzy Breslau, powrócić na teren cmentarza Bernardyna. To tam, w obecnym Parku Tarnogajskim, powstało lapidarium. Udało się też nawiązać kontakt z wnuczką Berthy, a dzięki temu spojrzeć w oczy Berthy na starym zdjęciu.
Polacy, których rodziny związane były ze Lwowem lub z Wilnem, mają znacznie większą szansę odwiedzenia grobu swoich przodków na cmentarzu Łyczakowskim, Janowskim, Orląt Lwowskich czy na wileńskiej Rossie. Dlatego również „spodziemnej” grupie zależy, by ocalić jak najwięcej śladów po mieszkańcach dawnego Wrocławia.
Historia działań na rzecz cmentarzy dawnego Wrocławia nie rozpoczęła się wraz z powstaniem inicjatywy Spod ziemi patrzy Breslau. Już w 1958 roku powołano Biuro Opieki nad Grobami Obcokrajowców, podległe Ministerstwu Gospodarki Komunalnej. Zadaniem Biura było pośredniczenie w zleceniach od obywateli i obywatelek Niemiec dotyczących odszukania grobu i jego przystrojenia. W grę nie wchodziła ekshumacja, odbudowa zniszczonego nagrobka czy postawienie nowego. Działania te nie obejmowały także grobów wojennych. Zlecone prace niemieckie rodziny opłacały w dewizach. W ten sposób państwo polskie zmonopolizowało takie usługi i skutecznie odsunęło powstawanie oddolnych inicjatyw w tym zakresie. Ale już po dwóch latach Ministerstwo Gospodarki Komunalnej nakazało przystąpienie do zamykania niemieckich cmentarzy z sugestią ich likwidacji (Trzaskowska 2020, s. 130-131).
Dopiero w 1983 roku w ramach Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków stworzono zespół, którego zadaniem była inwentaryzacja niemieckich cmentarzy, w tym tych zlikwidowanych. Była to pierwsza próba całościowego opisu nekropolii z czasów Breslau (Burak, Okólska 2007, s. 20). Zwieńczeniem prac zespołu było wydanie w 2007 roku monografii Cmentarze dawnego Wrocławia opracowanej przez Marka Buraka i Halinę Okólską. Ale jeszcze pod koniec lat 90. XX wieku referaty na wrocławskich konferencjach dotyczących sztuki cmentarnej w znikomym stopniu odnosiły się do historii i sytuacji niemieckich cmentarzy stolicy Śląska.
W roku 2007 w Parku Grabiszyńskim, na terenie splantowanej drugiej części cmentarza Grabiszyńskiego, odsłonięto Pomnik Wspólnej Pamięci. Jest to monument poświęcony zlikwidowanym wrocławskim cmentarzom oraz ludziom na nich pochowanym.
To wszystko nie zmieniło jednak sytuacji rozproszonych po całym mieście fragmentów nagrobków, na które trafiali mieszkańcy. Zarówno w prasie, jak i na internetowych portalach informacyjnych pojawiały się co jakiś czas artykuły o odnalezieniu niemieckiej steli. Jednak żadna z instytucji miejskich nie poczuwała się w obowiązku uporządkowania tej, zdaniem wielu mieszkańców, dość wstydliwej dla miasta kwestii.
Inne grupy cmentarne na Dolnym Śląsku
Na Dolnym Śląsku poza Wrocławiem też się sporo dzieje. Najbardziej znanym i spektakularnym przykładem jest Gostków. To tam znajduje się kultowe już miejsce, opisane w książce przez Karolinę Kuszyk (Kuszyk 2019). W roku 2016 Angelika Nolberczak ze swoją mamą Haliną Bryk wzięły udział w licytacji cmentarza ewangelickiego w swojej wiosce. Gmina wystawiła teren na sprzedaż pod zabudowę. Mieszkanki Gostkowa nie chciały do tego dopuścić. Uważały, że jest to miejsce spoczynku dawnych mieszkańców i mieszkanek Giesmannsdorfu, czyli obecnie Gostkowa, więc należy im się szacunek. Na nekropolii stało wówczas raptem kilka nagrobków. Reszta była przewrócona, przysypana śmieciami, gęsto zarośnięta krzakami, różnej wielkości drzewami i wysoką trawą. Po ośmiu latach prac z wolontariuszami i fachowcami miejsce odzyskało blask. Pomagał wspominany tu już mistrz kamieniarski Dariusz Dembiński, a także Szymon Modrzejewski, którego Stowarzyszenie
„Magurycz” jest bodaj najstarszą istniejącą organizacją zajmującą się renowacją cmentarzy. Od 37 lat głównym terenem ich działań jest Beskid Niski, a także cmentarze w Ukrainie.
Z kolei Milickie Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne „Dolina” opiekuje się dwoma niemieckimi cmentarzami. Stowarzyszenie „Tiliae” pracuje na cmentarzu w Piątnicy, obecnie dzielnicy Legnicy, ale przed 1945 rokiem była to wieś Pfaffendorf. Prezeska tego stowarzyszenia Hanna Szurczak od lat prowadzi stronę internetową, na której publikuje wywiady z osobami zaangażowanymi w rewitalizację cmentarzy w całej Polsce. W okolicach Sycowa również działa grupa porządkująca zapomniane nekropolie. Pracy starczy dla wszystkich chętnych, zwłaszcza że zgodnie z wykazem Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków we Wrocławiu na Dolnym Śląsku znajduje się wciąż 1686 niemieckich cmentarzy różnych wyznań. A i tak nie ujęto w tym wykazie wszystkich. Nie ma w nim np. miejsc opisanych w tym tekście – parków i skwerów, które przecież też są cmentarzami, skoro spoczywają tam ludzie.
Działania cmentarne na Pomorzu Zachodnim
Takich grup jak Spod ziemi patrzy Breslau jest w Polsce coraz więcej. Niektóre z nich działają znacznie od niej dłużej. Można więc śmiało mówić o cmentarnym ruchu, który zajmuje się zaniedbanymi nekropoliami.
Jeśli chodzi o Ziemie Pozyskane, to jednym z prekursorów działań oddolnych na rzecz niemieckich cmentarzy był Marek Sztark – na początku lat 80. student polonistyki na Uniwersytecie Szczecińskim. Razem z innymi osobami ze Studenckiego Teatru Kana organizowali przedstawienia, performance’y i wystawy. Jedna z takich wystaw, zorganizowana na wydziałowych korytarzach, dotyczyła niemieckich grobów na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie.
Hauptfriedhof (Cmentarz Centralny) powstał w latach 1899-1900. To największa nekropolia w Polsce, a trzecia pod tym względem w Europie. Jej powierzchnia zajmuje ponad 170 ha. Być może dlatego wiele niemieckich grobów i nagrobków na tym cmentarzu ocalało, podczas gdy inne okoliczne miejsca pochówków znikały z przestrzeni miasta po roku 1945. Do naszych czasów w formie grobów lub lapidariów przetrwało na Cmentarzu Centralnym niemal tysiąc niemieckich nagrobków. Fotografie niemieckich steli o wymiarach 100x70 cm pochodzące z wystawy, którą w 1983 roku zorganizował Sztark, zostały w kolejnym roku wykorzystane do jednorazowego spektaklu, opartego na tekstach Edgara Lee Mastersa z Umarli ze Spoon Rivers oraz na sztuce Samuela Becketta Nie ja. Sala, gdzie odbywało się przedstawienie, była zupełnie wygaszona. Na ziemi leżały ukośnie zdjęcia steli w antyramach i na każdym stała zapalona świeca. Pomiędzy nimi krążyła publiczność. W pewnym momencie aktorzy niosący misę z czarnym tuszem wylewali chochlą tusz na świece, które gasły, a ciemna ciecz rozlewała się po fotografiach nagrobków. Inskrypcje i całe stele ginęły pod czarną plamą.
Na sztuce się jednak nie skończyło. Dwadzieścia lat później, w roku 2003, Sztark ze znajomymi założył Stowarzyszenie na rzecz Cmentarza Centralnego. Zajmowali się porządkowaniem cmentarza i motywowaniem zakładu komunalnego, by zaprojektowano lapidarium ze zniszczonych grobów, co ostatecznie doszło do skutku. Następnie organizowane były kwesty na renowację nagrobków, odbywające się do dzisiaj w czasie listopadowych świąt.
W latach 2002 i 2005 Sztark organizował też konferencje zatytułowane Nekropolie, kirkuty, cmentarze, podczas których osobną część stanowiły wystąpienia, dotyczące historii cmentarzy i sposobów dbania o nie.
Marek Sztark mieszka obecnie we Wrocławiu i pracuje w tutejszym Ośrodku Kultury i Sztuki. Nie zapomniał jednak o cmentarzach. Był inicjatorem spotkań „Strażników miejsc (nie)pamięci”, czyli inicjatyw cmentarnych z całej Polski, które co kilka miesięcy spotykają się w kamienicy Fundacji Oppenheim przy placu Solnym, żeby wymieniać się doświadczeniami, a także wspierać w działaniach. Zapraszani są też specjaliści – historycy sztuki, konserwatorzy zabytków etc. Wśród gości są także osoby z Niemiec, które przyjeżdżają do Polski, żeby również rewitalizować nekropolie swoich przodków.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do Szczecina, gdzie od niemal 20 lat kwestią cmentarzy zajmuje się nadkomisarz Marek Łuczak, koordynator wojewódzki do spraw zabytków Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie. On także założył organizację Pomorskie Towarzystwo Historyczne, która prowadzi rewitalizację nekropolii oraz miejsc historycznych w Szczecinie i w okolicznych gminach. Łuczak, jak przystało na policjanta, uważa, że najistotniejszą sprawą jest dokumentacja, robienie zdjęć i katalogowanie. Z doświadczenia wie, że niektóre nagrobki potrafią nagle zginąć albo zostać zniszczone.
Na Pomorzu Zachodnim działa prężnie także inna grupa – Stowarzyszenie „Denkmal Pomorze”, która koncentruje się na ochronie zabytków i propagowaniu wiedzy o dziejach i kulturze regionu pomorskiego, ze szczególnym naciskiem na zabytki sztuki sepulkralnej.
Niemieckie cmentarze w Łodzi
Jak się jednak okazuje niemieckie cmentarze, to nie tylko kwestia Ziem Odzyskanych. Wiele osób zdziwiło się, gdy na wrocławskich spotkaniach „cmentarników” pojawili się Joanna Kwiatkowska i Marcin Nowicki z łódzkiej Fundacji Kwela. Opowiadali o niemieckich cmentarzach w Łodzi i województwie łódzkim. Przed II wojną światową Niemcy stanowili tam ok. 15% populacji. Była to ludność, która osiedlała się już w pierwszej połowie XIX wieku. Największą nekropolią był założony w roku 1889 Cmentarz Wiznera (7 ha), zlikwidowany niemal sto lat później – w roku 1983. Inny cmentarz ewangelicki został zabudowany blokami.
Zanim powstała fundacja, Marcin Nowicki poszukiwał informacji o mieszkańcach kamienicy, w której mieszkał, a potem poszerzył badania o całą ulicę Nawrot. Zaczął też badać swoje drzewo genealogiczne i odkrył tam gałęzie niemieckie i czeskie. Tak, Czesi też się tu osiedlali – najpierw pod Łodzią, a potem przenosili się do miasta.
Założyciele Fundacji Kwela mówią, że temat ich wciągnął, ponieważ o kulturze polskiej czy żydowskiej mówi się w Łodzi wiele, tymczasem o sporej mniejszości niemieckiej i czeskiej, które przez długi czas również tworzyły to miasto, rzadko można usłyszeć.
Joanna Kwiatkowska, germanistka, szuka pozostałości po łódzkiej gwarze niemieckiej, tzw. Lodzerdeutsch. Na profilu Facebookowym Kweli poza historiami ludzi publikuje także przepisy kulinarne z łódzkich przedwojennych gazet, w których znajduje dania charakterystyczne dla kuchni czeskiej i niemieckiej. Czasem są to połączenia kilku kultur, także polskiej i żydowskiej. Fundacja Kwela organizuje spacery historyczne, warsztaty genealogiczne, a także opiekuje się kilkoma ocalałymi cmentarzami.
Fundacji, stowarzyszeń i inicjatyw oddolnych, które działają na rzecz zapomnianych nekropolii w okolicach Łodzi jest więcej. Ale i w województwie mazowieckim działa chociażby Fundacja „Kamienie Niepamięci”, która powstała, by chronić materialne zabytki protestantyzmu. Jednym z takich miejsc jest cmentarz ewangelicki w Górze Kalwarii.
Próby zmian systemowych na rzecz historycznych cmentarzy
Liczba inicjatyw lokalnych zajmujących się cmentarzami została dostrzeżona przez władze centralne. Od 2018 do 2020 roku odbywały się spotkania grupy roboczej pod egidą Rzecznika Praw Obywatelskich za kadencji Adama Bodnara. Grupę tworzyło w sumie kilkadziesiąt osób: przedstawiciele Kościołów i związków wyznaniowych w Polsce, prawnicy, pasjonaci historii i sztuki sepulkralnej zrzeszeni w stowarzyszeniach propagujących wiedzę historyczną i chroniących zabytki, jak również działający indywidualnie. Celem było wypracowanie nowej Ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych.
Rozmawiano o tym, co zrobić, aby chronić stare zapomniane cmentarze i ocalić wielokulturowe dziedzictwo historyczne. Dyskutowano m.in. o problemie cmentarzy wyznaniowych, które nie zostały zgłoszone do rejestru zabytków (ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową), a zatem nie podlegają ochronie prawnej. Takie cmentarze często należą do osób prywatnych lub gminy i niestety zdarza się, że są sprzedawane lub wykorzystywane do celów komercyjnych (cmentarze bywają zamieniane na parking lub działkę budowlaną). Wspominany już Szymon Modrzejewski, uczestniczący w spotkaniach, podnosił kwestię objęcia ochroną prawną miejsc, które administracyjnie przestały być cmentarzami, choć wciąż na ich terenie leżą szczątki ludzkie.
Projekt ustawy nie powstał, choć głosy o przygotowaniach pojawiają się od wielu lat. Jednym z efektów prac grupy roboczej przy RPO było przygotowanie broszury Siedem kroków, miniporadnika dla osób, które chcą się zaangażować w ratowanie zapomnianych cmentarzy. W publikacji omówione są zarówno kwestie formalne, prawne, jak i techniczne przeprowadzania inwentaryzacji i tworzenia dokumentacji.
16 kwietnia 2024 roku w Dzienniku Ustaw opublikowano jednolity tekst Ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Niestety nie trafiły do niego zapisy regulujące kwestie ratowania historycznych nekropolii, a sama nowelizacja nie była procedowana w komisjach czy na plenum sejmowym. Wciąż więc te kwestie są regulowane przez przestarzałą już ustawę z 31 stycznia 1959 roku. Intensywnie rozwijający się ruch społeczny zajmujący się ratowaniem niemieckich cmentarzy pokazuje, że przyszedł czas na wypełnianie kolejnych białych plam w dziejach Polski. To także konfrontowanie się z często niełatwą i skomplikowaną historią ziem dołączonych w roku 1945, co wspiera proces tworzenia świadomego społeczeństwa obywatelskiego. Niewątpliwie są to działania, które pomagają w budowaniu tożsamości tych terenów i ich obecnych mieszkańców, ale także stanowią płaszczyznę do dialogu i porozumienia z potomkami przedwojennych Ślązaków. Poza kilkoma latami po II wojnie światowej, kiedy Niemcy mogli opłacić usługę zajęcia się grobami przodków, ale – jak pisałem wyżej – tylko w bardzo ograniczonym zakresie, przez kilkadziesiąt lat poszukiwania miejsc pochówku były niemożliwe lub bardzo ograniczone. Trudno się więc dziwić niezbyt licznym działaniom naszych zachodnich sąsiadów. Niemniej jednak aktywność polskich grup szukających kontaktów ze stroną niemiecką zaczyna zmieniać ten stan rzeczy. Pojawiają się pierwsze współprace i wspólne działania, jak choćby to na cmentarzu w Bystrzycy koło Wlenia, gdzie pracującą grupę z Hanoweru wspierają osoby z Wrocławia i Legnicy.
Niewątpliwie konieczne są także rozwiązania systemowe, bez których praca inicjatyw oddolnych może zostać zaprzepaszczona. Historyczne miejsca pochówków powinny zostać objęte ochroną jako część dziedzictwa kulturowego.
Artykuł został opublikowany w nr. 63-64 (3-4/2023) „Kwartalnika Trzeci Sektor”. Od 2021 roku treści Kwartalnika są dostępne na licencji Creative Commons (Uznanie autorstwa – Użycie niekomercyjne – Na tych samych warunkach).
Wydawcami Kwartalnika są: Fundacja Akademia Organizacji Obywatelskich i Szkoła Główna Handlowa w Warszawie.
www.kwartalnik3sektor.pl
Dziękujemy za możliwość przedruku.
bibliografia
Burak, Marek, Okólska, Halina. 2007. Cmentarze dawnego Wrocławia, Wydawnictwo Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Faiglová, Barbora, Svítlová, Dana. 2015. Tafofil, Grada.
Kuszyk, Karolina. 2019. Poniemieckie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec. Rokita, Zbigniew. 2023. Odrzania, Wydawnictwo ZNAK, Kraków.
Springer. Filip. 2017. Miedzianka. Historia znikania, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, wyd. IV. Springer. Filip. 2023. Mein Gott, jak pięknie, Karakter.
Štifter, Jan. 2023. Kolekcjoner śniegu, tłum. Anna Radwan-Żbikowska, Książkowe Klimaty.
Trzaskowska Grażyna. 2020. „Uwaga! Nie przysypywać pni drzew!”. Likwidacja wrocławskich cmentarzy w latach 60. i 70. oraz jej skutki, Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka, Rocznik LXXV, s. 133-136.
akty prawne i dokumenty
Ustawa z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 576).
Archiwum Państwowe we Wrocławiu, zespół Zieleni Miejskiej Miasta Wrocławia, 1959, sygn. 881, s. 159-162.
źródła internetowe
Cmentarz Centralny w Szczecinie https://pl.wikipedia.org/wiki/Cmentarz_Centralny_w_Szczecinie [dostęp: 30 września 2024].
Fundacja „Anna w Gostkowie” https://www.facebook.com/FundacjaAnna?locale=pl_PL [dostęp: 30 września 2024].
Fundacja Kwela, https://www.facebook.com/profile.php?id=100047494791171 [dostęp: 30 września 2024].
Milickie Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne „Dolina”, https://www.facebook.com/profile.php?id=100069141712398&locale=pl_PL [dostęp: 30 września 2024].
Stowarzyszenie Denkmal Pomorze https://www.facebook.com/denkmalpomorze/?locale=pl_PL [dostęp: 30 września 2024].
Stowarzyszenie „Magurycz” https://www.facebook.com/StowarzyszenieMagurycz?locale=pl_PL [dostęp: 30 września 2024].
Stowarzyszenie „Tiliae” https://www.facebook.com/Pfaffendorf/?locale=pl_PL [dostęp: 30 września 2024].
Siedem kroków (poradnik), https://drive.google.com/file/d/1fSvpeZwaAxO1jBwK5vNDUPjmG8eZOIe2/view [dostęp: 30 września 2024].
Spod ziemi patrzy Breslau, https://www.facebook.com/spodziemipatrzybreslau [dostęp: 30 września 2024].
Wiejskie cmentarze ewangelickie województwa łódzkiego, strona Hanny Szurczak ze Stowarzyszenia Tiliae, http://www.cmentarzeewangelickie-lodzkie.pl/rp_powrot_do_domu.php?mn=publicystyka [dostęp: 30 września 2024].
Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków we Wrocławiu, https://wosoz.ibip.wroc.pl/public/?id=2589 [dostęp: 30 września 2024].
Zbiory archiwalne online, https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/ [dostęp: 30 września 2024].
Źródło: Kwartalnik Trzeci Sektor