Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Jeśli ngo.pl ma być dobrem wspólnym, to wspólnie musimy się o nie troszczyć i opierać przyszłość na zaangażowanej i świadomej społeczności. Wszyscy mamy w tym względzie ważną rolę do spełnienia – mówi Radosław Jasiński, Dyrektor Programowy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.
Ignacy Dudkiewicz: – Piętnaście lat istnienia portalu ngo.pl to także piętnaście lat wspierania go przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności. Jak zidentyfikowałby Pan zmiany, które przez te lata nastąpiły w społeczeństwie obywatelskim?
Radosław Jasiński, Dyrektor Programowy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności: – To w dużej części inne społeczeństwo niż piętnaście lat temu. Jego siłę stanowi nowe pokolenie, wychowane na innym etosie niż to, które tworzyło zręby sektora obywatelskiego dwadzieścia pięć lat temu. To bardzo istotna zmiana, której liderzy trzeciego sektora często nie zauważają. Współczesne społeczeństwo obywatelskie buduje pokolenie niezwykle otwarte, dla którego świat nie ma granic, a globalna sieć Internetu jest czymś najbardziej oczywistym. W efekcie bycie aktywnym obywatelem wcale nie oznacza udziału w strukturach trzeciego sektora, a struktury organizacyjne przestają być niezbędnym i niezastąpionym elementem konstytuującym społeczeństwo obywatelskie. Trzeba się z tym zmierzyć.
Reklama
To wyzwanie. A co udało nam się osiągnąć?
R.J.: – Udało się w pewnym stopniu zmienić paradygmat myślenia o działalności społecznej. Wielu ludzi, zarówno tych, których ukształtowała poprzednia epoka, jak i młodych, wychowanych w świecie konsumpcji i korporacji, uważało, że zaangażowanie społeczne to rodzaj nieszkodliwego hobby i zajęcia dla „loserów”. Proces tej zmiany trwa i będzie postępował. Coraz częściej działalność społeczna postrzegana jest jako wartościowy element kształtujący człowieka i jego postawę odpowiedzialności za otaczający go świat. W naszym przypadku efektem tej zmiany nie jest wzrost liczby organizacji pozarządowych ani nawet skali ich aktywności, ale działalność samorządu, która stanowi obecnie prawdziwy fundament demokracji w Polsce. Może to niepopularne stwierdzenie i zapewne dyskusyjna teza, ale uważam, że w tej chwili liderem zmian nie są NGO, ale samorząd i działający w nim ludzie.
Jednocześnie samorząd wchodzi w coraz ściślejszą współpracę właśnie z organizacjami pozarządowymi.
R.J.: – Dochodzimy do sedna sprawy, a więc do pytania: skąd w samorządzie wzięli się owi fantastyczni liderzy zmian? To olbrzymia zasługa trzeciego sektora, w którym bardzo często się wychowali, zdobywali pierwsze szlify – czasem w organizacjach, czasem w grupach nieformalnych, a niekiedy po prostu kontestując określone elementy rzeczywistości i nie mając nawet świadomości, że prowadzą działania obywatelskie.
Niewątpliwe jest, że infrastruktura sektora pozarządowego jest bardzo istotnym inkubatorem zarówno dla liderów zmian na szczeblu samorządowym, rządowym, jak i dla wielu inicjatyw biznesowych. Myślę, że to obecnie największa wartość sektora pozarządowego – daje on możliwość podjęcia pierwszej próby, rozwoju danej inicjatywy, odniesienia pierwszych sukcesów lub porażki. Co najważniejsze, daje okazję do współpracy z innymi ludźmi i zrozumienia, jak wielką dźwignię daje współdziałanie z innymi. To często pierwsze dorosłe doświadczenie w życiu wielu osób, którzy później kontynuują swoją karierę w innych sektorach – pozostając lub nie w NGO.
Powstaje wrażenie, jakby sektor pozarządowy był jedynie sektorem „przejściowym”. A tak być nie musi.
R.J.: – Dla wielu osób działalność w trzecim sektorze będzie tylko etapem przejściowym w życiu – to zupełnie naturalne i nie trzeba z tym ani walczyć, ani tego kontestować. Będą wejścia do tego sektora, wyjścia, powroty, okresy współpracy i okresy zapomnienia.
To też jedno z wyzwań, które stoi przed organizacjami pozarządowymi. Aby przyciągnąć i zatrzymać aktywnych ludzi, sektor musi dbać o swoją atrakcyjność. Stać się także atrakcyjnym pracodawcą. Nie chodzi tu jedynie o wysokość zarobków, ale również o wizerunek miejsca, pracując w którym można nabyć użyteczne kompetencje, podejmować odpowiedzialne zadania, być postrzeganym jako człowiek sukcesu. O to muszą zadbać same organizacje świadome tego, że rywalizują z biznesem czy administracją publiczną o najcenniejszy zasób dla rozwoju, a więc o człowieka.
Czy zmienia się pozycja organizacji względem administracji publicznej? Czy profesjonalizacja, o której w istocie rozmawiamy, wpływa na zmianę postrzegania organizacji przez administracje samorządową i centralną jako ważnego partnera w realizacji zadań publicznych, kreowania zmian?
R.J.: – Tak, administracja postrzega organizacje pozarządowe jako partnera, ale czy jako partnera ważnego? Chyba nie. Dwa słowa są w tym kontekście kluczowe. Po pierwsze, czy partner, jakim są organizacje, jest „profesjonalny”, a więc czy dysponuje odpowiednią wiedzą czy to do wykonywania zadań publicznych, czy też bycia partnerem w dyskusji podczas konsultacji społecznych. Jest też drugi istotny czynnik, a więc to, czy ów partner jest „silny” – na ile jest reprezentatywny, powiązany z innymi podmiotami, na ile tworzy sieci czy buduje koalicje, jakie poparcie i jak szybko potrafi mobilizować. Słowem: jak mocnym głosem może przemówić? Ważna jest więc nie tylko możliwość prowadzenia dialogu, ale również to, kogo reprezentujemy i w jaki sposób tę reprezentację jesteśmy w stanie pokazać.
Czy w pana opinii na przestrzeni ostatnich piętnastu lat organizacje wykonały jakiegokolwiek rodzaju skok jakościowy w obrębie swoich działań?
R.J.: – To trudne pytanie. Widzę wciąż bardzo wiele niedostatków mojego sektora. Niestety, jestem jeszcze dość sceptyczny, jeśli chodzi o ocenę naszych możliwości, naszej pozycji jako partnera dla innych sektorów. Nie potrafimy na przykład wykorzystać tak unikalnej sytuacji, jak dostęp do funduszy unijnych, w taki sposób, aby wzmacniać sektor i przygotowywać go do wyzwań bliskiej już przyszłości. Niestety, zbyt często „przejadamy” nasze szanse.
Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że nie dostrzegam też pozytywnych zmian. Idziemy w dobrym kierunku, ale wciąż zbyt wolno, zbyt zachowawczo i za mało odważnie.
Gdzie nam tej odwagi brakuje? W jakim kierunku powinniśmy szybciej iść?
R.J.: – Chciałbym, żeby organizacje zrozumiały, że to, co robią, co dostarczają, ma swoją wartość – niezależnie od tego, czy jest to usługa, doradztwo, szkolenie, pomoc czy wsparcie. Zawsze ma to swoją, nie tylko moralną, ale też wymierną, wartość, która powinna być racjonalnie szacowana i uświadamiana. Powinniśmy zacząć przyzwyczajać naszych odbiorców, że wytworzenie tego, co otrzymują, kosztuje, nawet jeśli pozornie jest to „tylko” czas wolontariusza. Że nie zawsze wszystko jest i będzie za darmo. Możliwość dalszej działalności i rozwoju organizacji pozarządowych będzie zależała od tego, w jaki sposób będą w stanie pozyskiwać zasoby – zarówno od darczyńców, z programów dotacyjnych, jak również pozycjonując swoje wartościowe usługi i produkty na rynku. Zasoby rozumiane nie tylko jako środki finansowe, ale też wiedza, czas czy technologie. Czas nabrać odwagi do dyskusji o pieniądzach, efektywności, konkurencji, kompetencjach. Zaniechanie w tym obszarze to błąd, który przez wiele lat popełnialiśmy.
Co można było zrobić inaczej?
R.J.: – O tym łatwo się mówi, gdy już odbierzemy swoją lekcję, ale znacznie trudniej być prorokiem. Nie wiem. Może powinniśmy lepiej obserwować dojrzałe społeczeństwa obywatelskie i funkcjonujący tam trzeci sektor? Przyjmujemy w różnych dziedzinach życia rozwiązania stosowane w krajach zachodnich demokracji i systemu wolnorynkowego – dlaczego w tej sferze mielibyśmy działać diametralnie inaczej? W trzecim sektorze zbyt często zapominamy, że nasza praca ma konkretny wymiar ekonomiczny, że przekłada się nie tylko na rozwój społeczny, ale również gospodarczy. Zapominamy, jak ważna jest współpraca – liczni samotni liderzy próbują ciągle zmieniać świat w pojedynkę. Musimy też uwalniać się od stereotypów, które często sami tworzymy.
O jakich jeszcze stereotypach pan mówi?
R.J.: – Jest tego sporo. Na przykład myśląc: „sektor obywatelski”, myślimy: „organizacja”, a przecież już ustaliliśmy, że „na scenie” jest pokolenie, które do działania często nie potrzebuje formalnej struktury. Oczywiście, są przedsięwzięcia, które znacznie lepiej działają, jeśli prowadzone są w ramach organizacji. Musimy jednak widzieć obie te perspektywy i racjonalnie wybierać tę drogę, która w danej sytuacji będzie najbardziej efektywna, a nie tylko tę, która jest nam najlepiej znana. Świat, w którym żyjemy, nie stawia nas w sytuacji, w której możemy dokonywać wyborów, przy których możemy się czuć bezpiecznie i których rezultat jest łatwy do przewidzenia. Taki świat już nie istnieje. Im szybciej się do tego przyzwyczaimy, tym większe mamy szanse na osiągnięcie sukcesu.
Czy błąd niemówienia o kosztach, o którym pan mówił, nie był przypadkiem ceną zbudowania wizerunku sektora? Kładąc nacisk na społecznikowski wymiar działalności, organizacje mogły pozycjonować się w oczach opinii publicznej, a więc również potencjalnych darczyńców, jako ważna siła, u podstaw działania której leży jednak coś innego niż zysk ekonomiczny.
R.J.: – Nie wiem, czy sektor kiedykolwiek świadomie się pozycjonował. Nie sądzę, żebyśmy jako sektor podejmowali kiedykolwiek zintegrowane działania w tym kierunku. Nie neguję wartości społecznego zaangażowania, sam przeznaczam na to część swojego czasu, ale gdyby chciał pan dzisiaj przekazać 100 złotych na przykład na pomoc dla powodzian, to jakie byłyby pana kryteria wyboru? „Społecznikowskość” pośrednika czy jego sprawność działania?
Podstawowe pytanie brzmi: jakie potrzeby chcemy zaspokajać, budując sektor? Czy potrzebę dostarczania pomocy przez ludzi o konkretnych motywacjach? Czy też potrzebę dostarczania właściwej pomocy: dobrej jakościowo, we właściwym czasie i miejscu? Z punktu widzenia odbiorcy pomocy ważne jest wyłącznie to, czy jest ona właściwa i na czas, a nie to, kto ją dostarcza.
Biorąc pod uwagę zmiany, jakim podlega zaangażowanie społeczne, czy widzi pan potrzebę zmiany metod jego wspierania?
R.J.: – Dla każdej instytucji, która myśli o wspieraniu innych, istotne są dwa czynniki – po pierwsze efektywność, po drugie trwałość wspieranych działań. Każda instytucja czy osoba fizyczna, która postanowi udzielić wsparcia tym, którzy podejmują ważne społecznie działania, ma prawo wybrać taką filozofię wsparcia, jaką uzna za właściwą – taka różnorodność jest dobra i potrzebna. Ważne jest jednak, by część instytucji wspierających patrzyła na proces wsparcia jak na proces inwestycyjny, w którym oczekuje się od wspieranego, że zaproponuje taki model współpracy, w którym pokaże, że działania, które chce podjąć, są dokładnie sprofilowane pod zdiagnozowaną potrzebę i w danych warunkach stanowią najbardziej efektywny sposób jej zaspakajania. Mówimy więc nie o idei, ale o bardzo konkretnym procesie, który ma uwarunkowania czasowe, finansowe, technologiczne i organizacyjne. Trzeba w takim przypadku wprost mówić o procesie konkurencyjnym, w którym uczestniczą organizacje i inicjatywy chcące otrzymać wsparcie. Kto zaproponuje organizacji wspierającej lepszy „interes”, kto zapewni lepsze efekty, mierzone oczywiście inaczej, niż finansowo, ten powinien mieć większe szanse.
Powiedział pan również o trwałości.
R.J.: – Tak. Stanowi ona niestety bardzo słaby punkt organizacji, które myślą najczęściej w kategoriach projektowych, a nie rozwiązywania problemu czy ustanowienia trwałych mechanizmów. Dlatego organizacja, która przedstawi dobry pomysł na zapewnienie trwałości swoich działań, zawsze zyskuje w procesie oceny wniosków przy ubieganiu się o wsparcie.
Jak mogłoby wyglądać wsparcie dla inicjatyw nieformalnych? Łatwiej mówić o wsparciu dla organizacji pozarządowych…
R.J.: – Oczywiście. Inaczej wygląda wsparcie instytucjonalne, którego odbiorcą jest organizacja, posiadająca choćby osobowość prawną. Wsparcie inicjatyw obywatelskich musi z konieczności bazować na zaufaniu. Są dwie możliwości zorganizowania takiego wsparcia. Można je oferować poprzez organizację, będącą zaufanym partnerem grantodawcy, która jest w stanie redystrybuować pomoc do indywidualnych inicjatyw obywateli czy ich grup. To racjonalny model współpracy tego, który ma środki, z tym, który ma wiedzę z pierwszej ręki o lokalnych realiach. PAFW od lat z powodzeniem stosuje ten model, to po prostu działa.
A druga możliwość?
R.J.: – Drugie źródło będzie w przyszłości prawdopodobnie najważniejszym elementem wsparcia dla inicjatyw nieformalnych. Jest nim zaufanie i hojność współobywateli. Przy dzisiejszych możliwościach komunikacyjnych zainteresowanie współmieszkańców swoją inicjatywą technicznie jest stosunkowo łatwą sprawą. Powstaje mnóstwo narzędzi, które ułatwiają zarówno komunikację, jak i pozyskiwanie zasobów, choćby przez platformy crowdfundingowe.
Jak wiemy, to zaufanie nie jest jednak na razie zbyt mocną stroną naszego społeczeństwa.
R.J.: – To prawda. To pewne ograniczenie, a zarazem wyzwanie. Wierzę jednak, że będzie się to zmieniać, zwłaszcza jeśli będziemy umieli pokazywać przykłady na to, że przedsięwzięcia bazujące na zaufaniu są skuteczne. Jest ich wiele, tylko wciąż nieskuteczne je promujemy. Cały sektor nie wykorzystuje możliwości do tego, żeby prezentować swoje dokonania i sukcesy. To najbardziej pomijany element całego procesu: od pomysłu, poprzez realizację, do podsumowania. To, co jest na końcu, wydaje nam się najmniej ważne. Tymczasem jest to element, który zdecyduje o tym, jak będzie wyglądała nasza przyszłość. I możliwość kontynuowania realizacji choćby statutowych celów organizacji.
Widzi pan zmiany w wizerunku organizacji przez ostatnie piętnaście lat?
R.J.: – Tak, dostrzegam je. Powtórzę jednak po raz kolejny: uważam, że to najbardziej niewykorzystany potencjał, jaki mamy. Nie potrafimy się chwalić. Nieliczne są przykłady instytucji, które świetnie radzą sobie w nowych mediach czy też są zauważalne lokalnie. A umiejętność „chwalenia” się swoimi dokonaniami powinna być w DNA każdej organizacji, a przede wszystkim w DNA każdego jej działacza.
A może jest tak, że startowaliśmy z takiego poziomu braku świadomości społecznej na temat tego, czym są organizacje pozarządowe, że już to, że dziś możemy narzekać na brak umiejętności skutecznego chwalenia się osiągnięciami, a nie jedynie zaznaczenia swojego istnienia, jest pewnym sukcesem?
R.J.: – Przestańmy szukać usprawiedliwienia i skoncentrujmy się na przyszłości. Na pewno świadomość społeczna wzrosła. Warto jednak zadać pytanie o to, ile jest w tym naszej zasługi. Czy w równym stopniu nie jest to zasługa CSR-u biznesowego albo dziennikarzy telewizyjnych, którzy szukali ciekawych tematów? Bądźmy samokrytyczni. Zastanówmy się, na ile jest to rezultat naszej świadomej strategii, naszych świadomych działań. Ile świadomie zrobiliśmy, żeby poznali nas ci, do których nie docieramy, bo nie są bezpośrednimi odbiorcami naszych usług i produktów, a którzy powinni nas poznać, bo mogliby być naszym partnerem, sponsorem, wolontariuszem? Jesteśmy beneficjentem procesów, które zachodzą w społeczeństwie, ale niekoniecznie siłą sprawczą, która te procesy napędza.
Pierwsza dotacja, którą PAFW przyznała portalowi ngo.pl, była przeznaczona na stworzenie systemu informacyjnego o i dla organizacji pozarządowych.
R.J.: – To prawda, a zarazem przyczynek do naszej wcześniejszej dyskusji o filozofii wsparcia i myślenia w kategoriach „inwestycji”. Udzielając wsparcia ngo.pl, postawiliśmy warunek, że ma to być nie tylko baza danych organizacji, bo takie były w uproszczeniu początki portalu – ale cały system. Już wtedy uważaliśmy, że nie chodzi jedynie o gromadzenie danych, ale o dystrybucję informacji i umożliwienie innym dostępu do nich i wymiany.
Ngo.pl jest unikatowym produktem w skali Europy. Dlaczego akurat u nas się udało?
R.J.: – To ważne pytanie. Myślę, że zawdzięczmy ten sukces dwóm czynnikom. Po pierwsze – ludziom. Otwartości pomysłodawców i wykonawców tego systemu na zmierzenie się z trudnymi wyzwaniami i innowacją oraz umiejętności pozyskania partnerów. Po drugie zaś, otwartości i gotowości do ryzyka owych partnerów, którzy zdecydowali się tę inicjatywę wesprzeć. To unikalne połączenie, które piętnaście lat temu zaistniało i pozwoliło zbudować wyjątkowy system wsparcia. Zawsze jednak trzeba patrzeć w przyszłość i pytać: jak powinien on wyglądać w przyszłości?
Pokusiłby się pan o rodzaj przepowiedni w tym zakresie? To niezwykle trudne, bo i technologia, i społeczeństwo zmieniają się bardzo dynamicznie…
R.J.: – Jestem daleki od tego, by ważyć się na przepowiednie, ale skoro pan pyta o to, co uważam za ważne w najbliższej przyszłości, to moim zdaniem musimy nauczyć się cenić swoją pracę i uświadamiać innym, że jeżeli ktoś chce korzystać z jej efektów, to powinien mieć świadomość jej wartości, powinien również coś wnieść od siebie. Technologie zmieniają nasz świat w takim samym, a więc dużym, stopniu, jak zmieniają sektor – pomagając w angażowaniu wielu autorów, współpracowników i interesariuszy. Dla swojej efektywności wymuszają tworzenie jak najszerszej i jak najbardziej zaangażowanej społeczności.
Jeśli ngo.pl ma być dobrem wspólnym, to wspólnie musimy się o nie troszczyć i nie sprowadzać kwestii przyszłości do odpowiedzialności jednego partnera, ale opierać ją właśnie na zaangażowanej i świadomej społeczności.
Liczba materiałów dodawanych przez użytkowników portalu stanowi prawie 90% zawartości serwisu „Wiadomości”. Jak się wydaje, organizacje uznają portal za kluczowe miejsce informowania o swoich działaniach.
R.J.: – Portal ma bardzo mocną pozycję w sektorze i ze względu na nią jest wręcz zobligowany, żeby być wzorem, przykładem, innowatorem, tym, który wyznacza trendy i wskazuje na ważne wyzwania. To szalenie ważna i bardzo odpowiedzialna rola, bo od wszystkich zaangażowanych wymaga ciężkiej pracy i podejmowania ryzyka. Tak jednak postrzegam zadania dla tego, jako się rzekło, unikalnego organizmu, który udało nam się stworzyć. Nie możemy spocząć na laurach, tylko powinniśmy na tym solidnym fundamencie dalej budować. A to oznacza, że nie możemy się ani na chwilę zatrzymać – musimy być zawsze o jeden krok z przodu, pokazując całemu środowisku organizacji pozarządowych, co jest możliwe, co jest oczekiwane, a co będzie istotne w najbliższej przyszłości. To są właśnie strategiczne zadania dla ngo.pl.
A co według pana będzie istotne?
R.J.: – Jesteśmy usypiani przez bardzo korzystne okoliczności, które sprzyjają nam przez ostatnie lata, takie jak dostęp do funduszy unijnych. Trzeba pamiętać jednak, że to stan przejściowy. Albo stworzymy fundamenty działalności trzeciego sektora, które pozwolą mu żyć i rozwijać się bez względu na pogodę, która akurat panuje, albo za parę lat będziemy w dużym kłopocie. Ważne, aby świadomość znaczenia zaangażowania społecznego i roli organizacji pozarządowych w demokratycznym społeczeństwie była powszechna nie tylko wśród działaczy trzeciego sektora, ale także w całym społeczeństwie.
Jednym z owych fundamentów jest system wsparcia, o którym mówimy?
R.J.: – To ważne, by mieć świadomość, że udało nam się stworzyć coś wyjątkowego, co przynosi sektorowi wiele korzyści. Musimy o to wspólne dobro dbać. Wszyscy mamy w tym względzie ważną rolę do spełnienia. Być może wszyscy powinniśmy w przyszłości nałożyć na siebie związane z tym ciężary. Moim zdaniem warto.
O jakich ciężarach pan mówi?
R.J.: – Każdy powinien zastanawiać się nad tym, jak może wspierać portal, jak może się dołożyć do tego dzieła, jak może uczciwie z niego korzystać, pamiętając, że ktoś musiał zapracować albo zapłacić za to, z czego korzystam. To wyzwania stojące przed całym sektorem. Świętując, powinniśmy mieć czas na satysfakcję z tego, co udało się osiągnąć, ale zawsze powinna jej towarzyszyć refleksja o tym, jakie wyzwania czekają nas w przyszłości. Jeżeli zdecydowalibyśmy się jedynie trwać w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy, mając tak potężne narzędzie do dyspozycji, to także musimy być świadomi związanej z tym odpowiedzialności.
Radosław Jasiński – Dyrektor Programowy w Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności – Przedstawicielstwo w Polsce (od 2001), w której stworzył i kieruje realizacją ogólnopolskich programów społecznych w obszarach edukacji, przedsiębiorczości, rynku pracy i nowych technologii. Magister prawa, MBA oraz studiów podyplomowych w zakresie CSR oraz Integracja Europejska; stypendysta amerykańskiego The Johns Hopkins University. Członek Rady Fundacji Rozwoju Wolontariatu oraz Rady Fundacji Akademia Organizacji Obywatelskich.
ngo.pl ma 15 lat!
W grudniu 2015 publikujemy teksty, infografiki, filmy, wywiady z tej okazji. Mamy nadzieję, że będziecie się cieszyć razem z nami!
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.