Kogo i jak chronić powinna Ustawa „równościowa”? Czy rządowy program „500+” służy antydyskryminacji, czy nie? A także jakie stanowisko ma Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania w sprawie ataków na siedziby organizacji równościowych? Podczas seminarium z okazji 5 lat Ustawy „równościowej” nie brakowało emocji. Przeczytaj relację i rozmowę z ministrem Kaczmarczykiem.
Pewien mężczyzna został dostrzeżony przez swojego pracodawcę na zdjęciach z Marszu Równości w Krakowie. Po powrocie do pracy usłyszał, że „pedałów nie zatrudniamy”. Został zwolniony. Ponieważ był zatrudniony w oparciu o umowę cywilno-prawną, nie obejmowała go ochrona zapisana w Kodeksie Pracy. Z pomocą Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego zaskarżył jednak pracodawcę do sądu w oparciu o Ustawę „równościową”. Wygrał. To pierwsza tego typu sytuacja w Polsce. Ale tego typu spraw wciąż jest niewiele.
Ile kobiet w dyskusji o równości?
O seminarium, które z okazji pięciolecia obowiązywania Ustawy o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania (zwanej także ustawą „równościową” i „wdrożeniową”) zorganizował Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania (pełniący także funkcję Pełnomocnika Rządu ds. Społeczeństwa Obywatelskiego), Wojciech Kaczmarczyk, zrobiło się głośno tuż po ogłoszeniu składu zaproszonych prelegentów. Powód był prosty – wśród nich byli sami mężczyźni. W odpowiedzi na tę sytuację Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego poprosiło o zmianę swojego przedstawiciela na przedstawicielkę. Temat ten pojawił się już na samym początku spotkania w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
– Rozumiem, że być może jest to przypadek, ale uważność na udział kobiet w debacie publicznej wydaje się bezcenna, pożądana, a wręcz konieczna – mówiła Karolina Kędziora z PTPA i Koalicji na Rzecz Równych Szans. Do sprawy odniósł się również Rafał Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich INSPRO, który zaznaczył, że podczas spotkania występuje w zastępstwie. Do udziału w roli prelegentek zostały zaproszone dwie jego koleżanki z INSPRO, które nie mogły jednak przyjechać z powodów służbowych. Skład prelegentów – reprezentujących różne perspektywy i poglądy – nie stał się jednak kluczowym tematem spotkania.
Czy Ustawa „równościowa” działa?
Karolina Kędziora, której wystąpienie rozpoczęło seminarium, zwróciła uwagę na fakt, że musieliśmy czekać aż siedem lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej, zanim powstała Ustawa „wdrożeniowa”. Wskazała również, że chociaż obowiązuje już nie tak krótko, to skala korzystania z niej w sprawach rozpatrywanych przez polskie sądy, jest bardzo mała. – Jak wynika z naszego monitoringu do 2014 roku w całej Polsce prowadzonych było 5 postępowań rozpoczętych na podstawie przepisów Ustawy „równościowej” – wyliczała.
Jako przyczynę takiego stanu rzeczy wskazywała między innymi niską świadomość dotyczącą praw wynikających z Ustawy. Apelowała do rządu o podjęcie w większym stopniu działań mających na celu edukację antydyskryminacyjną. – Dyskryminacja istnieje. Ale z jakiegoś powodu osoby zainteresowane nie korzystają z instrumentów prawnych, jakie daje im Ustawa, a większość postępowań, które są prowadzone, inicjują organizacje pozarządowe. Co robi państwo, żeby ochrona, którą przewiduje Ustawa „wdrożeniowa”, była rzeczywiście w praktyce wykorzystywana przez społeczeństwo? – pytała.
Ustawa „równościowa” nie chroni osób z niepełnosprawnościami
Kędziora wskazywała również na słabości samej Ustawy. Jednym z istotnych jej mankamentów – według przedstawicielki PTPA – jest fakt, że zawiera zamknięty katalog cech prawnie chronionych: inaczej, niż jest to na przykład w Kodeksie Pracy czy Konstytucji RP. – W Ustawie nie jest zapisana choćby ochrona przed dyskryminacją ze względu na stan zdrowia – wskazywała. – Polska wykonała absolutne minimum, tylko tyle, ile nam kazała Unia. A warto dyrektywy unijne traktować jako punkt wyjścia, a nie dojścia.
Wskazała również na to, że w niektórych obszarach Ustawa zapewnia ochronę przed dyskryminacją w sposób wybiórczy (przykładowo w obszarze edukacji obejmuje ona wyłącznie sytuacje nierównego traktowania ze względu na rasę, pochodzenie etniczne czy narodowość).
Zgodził się z nią Jacek Zadrożny z Fundacji Vis Maior, który za olbrzymią wadę Ustawy uznał fakt, że jej zapisów nie można stosować w przypadku dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność. Przekonywał, że skutkuje to niedostosowaniem Ustawy do Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych, którą – co prawda z ociąganiem – ale Polska podpisała i ratyfikowała. – Ta Ustawa w ogóle nie chroni praw osób z niepełnosprawnościami – mówił. – We wszystkich obszarach poza rynkiem pracy nie mogą one korzystać z jej ochrony.
Jako przykład takiej sytuacji podał między innymi odmowę przyjęcia osoby niewidomej na studia na jednej z łódzkich uczelni wyższych. – Oczywiście, taka osoba może zaskarżyć uczelnię w procesie cywilnym, ale to i trudniejsze, i bardziej ryzykowne, bo można zostać obciążonym kosztami sądowymi strony przeciwnej w wypadku porażki – stwierdził. – Państwo nie dopełniło obowiązku zapewnienia skutecznych i efektywnych metod ochrony osób z niepełnosprawnościami przed dyskryminacją.
Postulował, by – po pierwsze – Polska podpisała Protokół fakultatywny do Konwencji ONZ. Polscy obywatele i obywatelki mogliby wtedy skarżyć się na jej nieprzestrzeganie do instytucji międzynarodowych. Po drugie – wzmacniając głos Kędziory – namawiał, by otworzyć katalog cech prawnie chronionych przez Ustawę „równościową”.
Równi i równiejsi?
Zdecydowanie z przedmówcami nie zgodził się Tymoteusz Zych z Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris”, który przekonywał, że otwarcie tego katalogu stałoby w sprzeczności z konstytucyjną zasadą równości wobec prawa.
Wynika to – jak przekonywał – z faktu, że Ustawa „równościowa” zakłada zasadę przeniesienia ciężaru dowodu, co w praktyce oznacza, że osoba, która skarży daną instytucję czy firmę o nierówne traktowanie, musi jedynie uprawdopodobnić zaistnienie dyskryminacji, zaś to oskarżony musi udowodnić, że do niej nie doszło. W opinii Karoliny Kędziory, jak również wielu innych obecnych na sali osób, nie stanowi to jednak przekonującego powodu, by nie otwierać katalogu zawartego w ustawie „wdrożeniowej”.
Zych przekonywał jednak, że jest to zasada, którą należy stosować niezwykle ostrożnie, gdyż stanowi – niekiedy uzasadniony – wyjątek od reguły równości wobec prawa. Stwierdził, że o ile jest on uzasadniony na gruncie Kodeksu Pracy (gdyż między pracodawcą a pracownikiem występuje wyraźna dysproporcja sił), o tyle nie można go rozszerzać na wszystkie grupy i sytuacje.
Wystąpienie przedstawiciela Ordo Iuris spotkało się z wieloma głosami polemicznymi. Anna Błaszczak z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich przekonywała, że większość sytuacji, w których Ustawa „równościowa” ma zastosowanie, to sprawy, w których dysproporcja między skarżącym a skarżonym występuje. Dotyczy to – w jej opinii – zarówno relacji między obywatelem lub obywatelką a państwowym systemem edukacji, świadczeń socjalnych czy zdrowia, jak również relacji gospodarczych – właśnie z tego powodu stworzono prawo konsumenckie.
Ilu potrzeba, by ich chronić?
Zych przekonywał także, że tego typu przywileje procesowe powinny być zapewniane jedynie w sytuacji dyskryminacji ze względu na te przesłanki, co do których istnieją badania empiryczne potwierdzające dużą skalę nierównego traktowania. – Takimi cechami są płeć, rasa czy pochodzenie etniczne. Mamy tu do czynienia z szeregiem badań empirycznych, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że tego typu dyskryminacja na szeroką skalę ma miejsce – mówił. – W innych przypadkach ustawodawca postanowił skroić zakres ochrony wąsko, wychodząc z założenia, że dyskryminacja nie występuje w nich na tak dużą skalę, w związku z czym określone grupy nie są w tak dużym stopniu na nią narażone.
Posłużył się przykładem osób z grupy LGBTQ, co do których – w jego opinii – brakuje rzetelnych badań empirycznych potwierdzających skalę problemu dyskryminacji jej przedstawicieli. Przekonywał, że badania, na które najczęściej powołują się twórcy dyrektyw unijnych, a więc badania Europejskiej Agencji Praw Podstawowych, są niereprezentatywne, oparte o wadliwą metodologię zadawania pytań oraz błędny sposób pozyskiwania respondentów.
W tej sprawie spotkał się z jeszcze ostrzejszą polemiką niż w poprzedniej. – Niepokoi nas kwestionowanie badań pokazujących zakres występowania zjawisk dyskryminacji – mówiła Magdalena Pocheć z Fundacji Batorego. – To zabieg o charakterze politycznym mający na celu unieważnienie takich dokumentów i spychanie tych tematów na margines.
W podobnym tonie wypowiadała się Błaszczak, która wskazywała, że z doświadczeń Biura RPO wynika, że „każdy, komu nie podobają się jakieś wyniki badań, zaczyna od kwestionowania ich metodologii”. Wskazywała także na trudność w przeprowadzeniu reprezentatywnych badań wśród osób należących do mniejszości oraz na wartość badań jakościowych.
Ze sprzeciwem o bardziej ideowym charakterze spotkała jednak wspomniana teza prawnika z Ordo Iuris o tym, że pewnymi mechanizmami ochrony powinny być objęte jedynie osoby z grup, co do których badania potwierdzają dużą skalę występowania ich nierównego traktowania. – Nie liczba osób, które zgłaszają przypadki dyskryminacji ze względu na daną przesłankę powinna być miernikiem tego, czy wprowadzamy ochronę prawną, czy nie – przekonywała Karolina Kędziora. – Jeżeli chcemy być nowoczesną demokracją, powinniśmy czytać Artykuł 32 Konstytucji zgodnie z intencją ustawodawcy: wszyscy w Polsce mają się czuć bezpieczni, wszyscy mają mieć równy dostęp do prawa, wszyscy jesteśmy ważni. Potrzebujemy ochrony systemowej. W przeciwnym razie osoby, które są najbardziej narażone na dyskryminację, zostaną pozostawione same sobie, bez wsparcia, które jest im tak bardzo potrzebne – dodawała przedstawicielka PTPA.
Taką samą opinię wygłosili również przedstawiciele Biura RPO, Stowarzyszenia Homo Faber czy Fundacji Batorego.
Wolność kontra godność
Przedstawiciel Ordo Iuris wskazywał również na potrzebę wyznaczenia granicy działania prawa antydyskryminacyjnego ze względu na wolność słowa, wolność gospodarczą i wolność religijną. Jako przykład podał znane z zagranicy przypadki kar nakładanych na cukierników czy kwiaciarki, którzy nie chcieli świadczyć usług parom homoseksualnym. – Absolutyzując reguły prawa antydyskryminacyjnego, możemy popaść w paradoks, prowadząc do dyskryminacji wtórnej poprzez nieprawidłowe rozumienie pryncypiów – mówił. I dodawał: – Pytanie nie brzmi, czy, ale gdzie wyznaczyć granice prawa antydyskryminacyjnego w imię wolności i równości.
Granicą, którą zaproponowali inni uczestnicy dyskusji, była kwestia ochrony godności człowieka. – Konflikt wartości jest elementem życia społecznego – przekonywała Błaszczak. – W takiej sytuacji musi dojść do ich ważenia. I godność ma wartość wyższą niż wolność gospodarcza – przekonywała. Jeszcze mocniej to stanowisko sformułował Zadrożny, który opowiedział scenę z prozy Stephena Kinga, który opisał stację benzynową w USA z przełomu lat 50. i 60., na której obok łazienki stał drogowskaz prowadzący nad strumień z napisem: „dla kolorowych”. – Gdyby ktoś przyszedł, wyrwał tę tabliczkę i oskarżył właściciela stacji, to zgadzam się, że byłoby to naruszenie swobody zawierania umów. Na pewno właścicielowi byłoby strasznie przykro, że musiałby zamknąć biznes. Tylko gdzie w tym jest dbałość o godność dziesiątków, setek, tysięcy „kolorowych”, którzy musieli dymać do tej rzeki tylko dlatego, że ten pan miał ochotę ich dyskryminować ze względu na kolor skóry? – pytał przedstawiciel Vis Maior. – Gdy rozmawiamy o godności, o równości, musimy też pamiętać o przyzwoitości, bo z niej wypływają wszystkie te przepisy. Gdybyśmy mieli posługiwać się tylko pojęciem wolności, nasze społeczeństwo dawno by upadło. Fundamentalne zasady każą patrzeć na równość jako na nadrzędną wobec swobody gospodarczej. I do mnie w ogóle nie trafiają argumenty o kwiaciarkach i piekarzach. To nie są przykłady, które mogłoby być ważące – dodał. I zakończył: – Z całej pana wypowiedzi zgadzam się tylko z jedną rzeczą: że ustawodawca intencjonalnie wprowadził ograniczenia w Ustawie „równościowej”. I właśnie dlatego ta Ustawa jest zła i trzeba ją zmienić jak najszybciej.
500+ chroni przed dyskryminacją?
Ważnym wątkiem obecnym przez większość seminarium były również przypadki dyskryminacji ze względu na rodzicielstwo czy sytuację rodzinną. Opowiadający o nich Rafał Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich INSPRO wskazywał na potrzebę docenienia wykonywanej przez ponad półtora miliona osób w Polsce nieodpłatnej pracy domowej na pełen etat. Powoływał się na badania Głównego Urzędu Statystycznego, który wyliczył, że jej wartość w 2013 roku wyniosła 44% PKB. – Dziwię się mojemu państwu, że w taki sposób traktuje tę grupę, która jednocześnie tak dużo nam wszystkim daje – mówił. Wskazywał także, że 87% tej grupy stanowią kobiety. Powołując się na ich świadectwa (odtworzone podczas spotkania), pokazywał, że wiele ich obaw nie dotyczy nawet bieżącej sytuacji, ale zabezpieczenia na przyszłość – na starość lub na wypadek porzucenia przez męża lub partnera.
W tym kontekście pojawił się również wątek programu 500+, który – w ocenie Górskiego – jest wyjściem naprzeciw potrzebom wielu rodzin, zwłaszcza wielodzietnych. – To jednak rozwiązanie na tu i teraz – dodawał. – A co będzie za kilkanaście, kilkadziesiąt lat z osobami, których sytuacja dotycząca ubezpieczeń czy emerytur nie jest w żaden sposób uregulowana? – pytał przedstawiciel INSPRO, proponując, by powołać zespół interdyscyplinarny, który zająłby się poważnie tym wyzwaniem.
Jego głos wsparła także Teresa Kapela ze Związku Dużych Rodzin „3 plus”, która wskazała, że 500+ jest wsparciem głównie dla młodych rodzin wielodzietnych, podczas gdy ciężar utrzymania dzieci kończy się często dopiero po ukończeniu przez nie studiów wyższych.
Rafał Górski wspominał również o trudnościach, jakie napotykała jego organizacja, gdy chciała zainteresować tematem poprzedniego Ministra Pracy i Polityki Społecznej, Władysława Kosiniaka-Kamysza. Odpowiedział on, że są to prywatne sprawy kobiety i mężczyzny, od których zależy, w jaki sposób uregulują te kwestie, a państwo nie powinno w tej sprawie interweniować. Anna Błaszczak z Biura RPO poinformowała, że podobnej odpowiedzi udzieliła także obecna minister Rodziny, Elżbieta Rafalska.
Czy równość obchodzi rządzących?
Podejście kolejnych rządów do tematyki dyskryminacji było zresztą szerzej omawiane podczas seminarium. Jacek Zadrożny wskazywał na dziwny tryb konsultowania Ustawy „równościowej”, który sprawił, że konsultacji społecznych w praktyce nie było, a przynajmniej były udawane. Karolina Kędziora przekonywała zaś, że niezależnie od tego, kto rządzi, niewiele się zmienia. – Polska musiała implementować przepisy unijne, ale ze strony władz zainteresowanie sprawą było małe. Świadczy to o ciągłym deficycie edukacji antydyskryminacyjnej po stronie władz państwowych – mówiła, dodając, że źródłem rzetelnych informacji na temat skali, specyfiki aktów dyskryminacyjnych, jak również potrzeb ich ofiar, są w Polsce głównie organizacje pozarządowe. – Mamy obawy, czy polityka równościowa będzie realizowana w należytym zakresie – mówiła Magdalena Pocheć z Fundacji Batorego. Poinformowała również, że Fundacja zdecydowała się uruchomić konkurs dotacyjny kierowany specjalnie do organizacji równościowych. – Organizacje zajmujące się równością mogą mieć obecnie utrudniony dostęp do funduszy publicznych. Niepokoi nas również fala nienawiści i ataków na organizacje specjalizujące się w przeciwdziałaniu dyskryminacji – mówiła Pocheć.
Temat ataków na NGO zajmujące się tematyką równościową, zwłaszcza na organizacje działające na rzecz praw osób LGBTQ, pojawił się również w wypowiedziach innych uczestników spotkania. – Tym organizacjom potrzebne jest wsparcie, ponieważ nie ma wątpliwości, że to tendencja, która się nasila – mówiła Kędziora. – Organizacje obawiają się o swoje bezpieczeństwo – przekonywała, kierując swoje słowa do Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania. Stwierdził on jednak, że z raportów Komendy Głównej Policji, prokuratury krajowej, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a także z jego spotkania z organizacjami zajmującymi się przeciwdziałaniem dyskryminacji, taki wniosek nie płynie. – Uczestnicząc w debacie publicznej na ten temat, warto odnosić się do faktów i nie tworzyć atmosfery zagrożenia, która nie jest uzasadniona skalą zjawisk – mówił. – Owszem, każde przestępstwo i każda przemoc jest czymś haniebnym, czymś, co zasługuje na jednoznaczne potępienie. Natomiast państwo powinno reagować w takich sytuacjach zgodnie ze swoimi procedurami. I państwo działa. A jeżeli reakcja państwa w tego typu sytuacjach jest niewystarczająca, to także temu służą nasze spotkania z organizacjami, żeby pokazywały nam tę nieadekwatność – stwierdził.
Odmówił również odpowiedzi na wprost zadane pytanie o jego stanowisko na temat ustawowo gwarantowanych parytetów i mechanizmu „suwaka” na listach wyborczych. Poprosił w tej sprawie o głos swoją doradczynię, Agnieszkę Rymszę, która – zastrzegając, że jest to jej stanowisko, nie zaś opinia Pełnomocnika – argumentowała przeciwko stosowaniu tych mechanizmów (choć podkreśliła, że jest zdecydowanie za udziałem kobiet w życiu publicznym, którego większy stopień należy jednak osiąnąć innymi środkami niż obowiązkiem ustawowym). Przekonywała, że powinny liczyć się kompetencje, a nie płeć, a parytety bywają upokarzające dla kobiet, mogą sprzeciwiać się ich godności jako jednostek (gdyż podmiotem prawa powinny być jednostki, a nie grupy), a także stawać w kontrze wobec demokratycznej wolności zrzeszania się (gdyż w demokratycznym państwie powinny mieć prawo powstawać grupy i partie polityczne tworzone przez same kobiety bądź samych mężczyzn). Wskazywała, że lepszym rozwiązaniem jest edukacja oraz usuwanie wszelkich barier utrudniających kobietom angażowanie się w politykę.
Trzy pytania do Wojciecha Kaczmarczyka, Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania oraz Pełnomocnika Rządu ds. Społeczeństwa Obywatelskiego
Czy planuje pan minister kolejne kroki mające na celu konsultowanie potrzeby i treści ewentualnych zmian w Ustawie?
Celem dzisiejszego spotkania jest natomiast skonfrontowanie różnych opinii, wartości i poglądów w zakresie tego, jaki powinien być zakres ochrony zapewnianej w ramach prawa o równym traktowaniu. I z całą pewnością będziemy dalej na ten temat rozmawiać. Będziemy zapewne podejmować także inicjatywy dotyczące tego, w jaki sposób doskonalić zarówno samo prawo, jak i praktykę jego stosowania.
Kontrowersje wywołał pierwotny skład prelegentów, mających wystąpić podczas seminarium, w którym zabrakło kobiet.
Dowiedz się, co ciekawego wydarzyło się w III sektorze. Śledź wydarzenia ważne dla NGO, przeczytaj wiadomości dla organizacji pozarządowych. Odwiedź wiadomosci.ngo.pl.
Źródło: inf.własna (ngo.pl)