Nowy projekt ustawy o mediach publicznych ma szanse wejść pod obrady parlamentu. Tak przynajmniej wynika z deklaracji złożonych przez polityków podczas debaty "Bitwa o media publiczne", która odbyła się w Fundacji im. Stefana Batorego.
Nad mediami publicznymi (telewizją, radiem i internetem) sprawuje pieczę 50-osobowy Komitet Mediów Publicznych. Do jego zadań należy m.in. wybór 7-osobowej Rady Mediów Publicznych (poprzez konkurs). KMP współpracuje z Instytutem Mediów Publicznych, który zajmuje się m.in. badaniem i oceną jakości i wartości nadawanych programów. Komitet sprawuje również nadzór nad Funduszem Mediów Publicznych, który – na zasadach podobnych jak Państwowy Instytut Sztuki Filmowej – ma wspierać produkcję audycji realizujących służbę publiczną.
KMP powoływany jest na 5-letnią kadencje, poprzez losowanie spośród 250-osobowego zasobu kadrowego (lub inna nazwa: kolegium elektorskiego). Przedstawicieli do zasobu kadrowego delegują różne organizacje: samorządowe, pozarządowe, zawodowe, stowarzyszenia twórców, konferencje rektorów. Członkowie zasobu kadrowego pracują społecznie i zbierają się przynajmniej raz na pół roku.
Rada Mediów Publicznych ma określać obowiązki mediów, uchwala kodeks etyki, dzieli pieniądze i wyłania – w drodze konkursów – dyrektorów telewizji, radia i Portalu Mediów Publicznych (to nowa instytucja; w Portalu Mediów Publicznych dostępne są wszystkie materiały archiwalne radia i telewizji, dla każdego).
Nie ma abonamentu, ale jest opłata audiowizualna (8 zł miesięcznie), płacona przez każdego podatnika (przy zachowaniu różnych zwolnień).
Zagwarantowany jest minimalny poziom wydatków na programy dla dzieci, produkcje filmowe i teatralne, audycje kulturalne, informacyjne, regionalne, poświęcone mniejszościom.
Pojawia się reklama społeczna i kulturowa.
Tak w wielkim skrócie miałyby wyglądać media publiczne według ustawy przygotowanej przez Komitet Obywatelski Mediów Publicznych, w skład którego wchodzili przedstawiciele środowisk pozarządowych i twórczych.
Proponowane rozwiązania były tematem debaty pt. „Bitwa o media publiczne” zorganizowanej przez Fundację Batorego. Debata była nie tylko pierwszą publiczną prezentacją projektu ustawy, ale także okazją do tego, aby „wysondować”, jakie są szanse, żeby projekt trafił do sejmu i stał się przedmiotem prac poselskich.
Uwaga na grupy interesów
Twórcy ustawy z pełną świadomością zrezygnowali z możliwości złożenia projektu jako obywatelskiego, dążąc do tego, aby trafił on pod obrady sejmu jako projekt międzypartyjny. Pozytywnym zatem sygnałem dla nich były deklaracje polityków, biorących udział w debacie. Zarówno poseł Rafał Grupiński z PO, jak i Elżbieta Kruk z PiS – przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zapowiedzieli w imieniu swych ugrupowań, że skierują projekt do prac w komisji sejmowej. Podobnie wypowiedział się także obecny na spotkaniu Marek Borowski z Socjaldemokracji Polskiej.
Przed zbytnim optymizmem przestrzegał jednak Aleksander Smolar z Fundacji im. S. Batorego, który zauważył, że nie wiadomo, czy poparcie polityków się utrzyma, gdyż ustawa zagraża różnym grupom interesów.
– Partie polityczne nie stwarzają warunków rozwiązania bardzo istotnych problemów naszych mediów. Jest rzeczą bardzo budującą, że ta inicjatywa spotkała się z poparciem w punkcie wyjścia. Nie jest jednak pewne, czy to poparcie się utrzyma, bo dochodzimy do etapu, kiedy są zagrożone konkretne interesy: z jednej strony koncepcja finansowania mediów publicznych, z drugiej interesy związane z kontrolą mediów publicznych.
Kontrola i finanse
Rzeczywiście – kontrola mediów oraz ich finansowanie były tymi zagadnieniami, na które zwrócili szczególną uwagę uczestniczący w debacie politycy. W panelu dyskusyjnym, oprócz R. Grupińskiego i E. Kruk, wzięli udział również Jan Dworak – w latach 2004-2006 prezes Telewizji Polskiej oraz dziennikarz i publicysta Jacek Żakowski, który reprezentował twórców ustawy.
– Siłą tego projektu i celem wartym poparcia jest stworzenie silnych mediów publicznych. Jego słabością jest struktura mediów – mówił Jan Dworak. Jego zastrzeżenia budził np. Instytut Mediów Publicznych oraz wymagane wskaźniki dotyczące zawartości i jakości nadawanych programów. Zdaniem J. Dworaka ekspertyzy Instytutu będą bezużyteczne, a wskaźników z jednej strony jest za dużo, a z drugiej – nie uwzględniają kilku istotnych zagadnień (są np. wskaźniki dotyczące kultury wysokiej, a nie ma dotyczących edukacji ekonomicznej, czy obywatelskiej).
– Papierologia już działa w mediach publicznych i nic z tego nie wynika. Zbyt dużo wskaźników może być narzędziem nacisków na producentów, nadawców i dziennikarzy. Projekt jest nadregulowany. Wskaźniki należy minimalizować – mówił J. Dworak.
Były prezes Telewizji Polskiej zarzucił także twórcom ustawy anachroniczny sposób zarządzania dziennikarzami.
– Chciałoby się, aby projekt bardziej docenił zawody, które są solą mediów, a także, aby wybitni twórcy mieli wpływ na media, a nie urzędnicy. Za mało miejsca poświęcono dziennikarzom.
Poseł Rafał Grupiński za wielki walor przedstawionego projektu uznał odcięcie polityków od mediów publicznych. Jego zdaniem jednak proponowany sposób zarządzania mediami ma charakter imperialny: tworzy się kilka ciał wyłączonych z nadzoru zewnętrznego, szczególnie nie ma kontroli nad finansami publicznymi. Poseł nie dostrzegł także oszczędności, za to wyczytał, że pensje nowych szefów mediów publicznych miały by być wyłączone spod ustawy kominowej.
Zdaniem R. Grupińskiego autorzy ustawy w niekonsekwentny sposób podeszli do wypełniania misji publicznej. Ustawa zakłada bowiem z jednej strony, że zaledwie 21% programów będzie miało charakter misyjny, podczas gdy finansowanie mediów publicznych w 70% opiera się na opłacie audiowizualnej, a w 30% na dochodach z reklam.
– Jest to ustawa producencka. To tak, jakby lis pisał konstytucję dla kurnika. Ta ustawa jest niby napisana dla twórców, ale w istocie mają oni tylko 21% na swoje programy. A cała reszta – hulaj dusza, piekła nie ma – podsumował R. Grupiński.
Elżbieta Kruk na początku swego wystąpienia przestrzegła przed zbytnią wiarą w to, że sama ustawa i przepisy zagwarantują niezależność mediów.
– O niezależności mediów publicznych decydują nie tylko gwarancje formalne, ale realia, czyli kultura polityczna. Politycy nauczyli się obchodzić gwarancje niezależności – mówiła szefowa KRRiTV.
W nowej ustawie doceniła przede wszystkim fakt, że pracowało nad nią tak wiele środowisk. Jednak zdaniem E. Kruk projekt na tym etapie jest raczej deklaratoryjny i nie da się go wprowadzić w życie. Zwróciła m.in. uwagę na zapisy dotyczące udziału przedstawicieli organizacji pozarządowych w Zasobie Kadrowym i Komitecie Mediów Publicznych.
E. Kruk upomniała się m.in. o obecność przedstawicieli parlamentu i prezydenta w Komitecie Mediów Publicznych.
– Dlaczego nie ma tam parlamentu i prezydenta, a jest samorząd? Czym się różni polityk samorządowy od polityka parlamentarnego?
Zwróciła również uwagę na to, że pod rządami proponowanej ustawy współpraca poszczególnych ministerstw z mediami (co ma miejsce obecnie) byłaby nielegalna. Zastanawiała się także, czy opłata audiowizualna jest rozwiązaniem zgodnym z Konstytucją.
Za niekonstytucyjne politycy uznali również przepisy dotyczące współpracy mediów z samorządami regionalnymi.
Konkurencja i pracownicy
Podczas dyskusji ujawniły się również inne, oprócz polityków, grupy zainteresowane kształtem ustawy o mediach publicznych. Jedną z nich reprezentował Adam Pieczyński, członek zarządu TVN.
- Istnienie silnego, dyktującego standardy medium publicznego, do którego trzeba równać, jest ważne. Brak takiego benchmarku jest dla nas realnym problemem. Chcemy mieć dobrą i uczciwą konkurencję – mówił A. Pieczyński. Jego głównym zarzutem wobec ustawy było zbyt słabe dążenie do ograniczaniu wpływów z reklam w telewizji publicznej.
- Obecny hybrydowy model finansowania mediów publicznych: z abonamentu i reklam, zachęca TVP do uzyskiwania jak najwyższych przychodów z reklam i drenuje rynek reklamowy. To się w tej ustawie nie zmieni – ocenił A. Pieczyński.
Na inną grupę, która może stać się poważnym „hamulcowym” proponowanych zmian zwrócił uwagę Andrzej Wajda.
– Najważniejsze to odpowiedzieć sobie na pytanie jaka jest obecnie telewizja. Polityczna? Nie. Publiczna? Nie. To jest telewizja pracownicza! – mówił reżyser, wyliczając, że w TVN pracuje tysiąc osób, a w TVP – cztery i pół tysiąca. – Ten problem dotyczy ogromnej grupy ludzi, którzy będą musieli znaleźć zatrudnienie gdzie indziej. Tego się nie da zreformować, bo w TVP działa ponad 30 związków zawodowych. To są ludzie, którzy znają wszystkich, wiedzą, do kogo zadzwonić.
Rewolucja fundamentalna
- Miło, że jest taka otwartość na nasz projekt – mówił w imieniu twórców ustawy Jacek Żakowski, podkreślając jednocześnie, że ich zamiarem było zrobienie rewolucji fundamentalnej. – Zmiana musi mieć charakter radykalny, instytucjonalny, aby wymusić zmianę z kultury parakomercyjnej na kulturę mediów publicznych.
Zdaniem J. Żakowskiego część zarzutów do ustawy wynika z tego, że krytycy nowe zapisy odnoszą do obecnej struktury mediów publicznych.
- Rada Mediów Publicznych to nie będzie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w nowym wydaniu, ale zupełnie nowe ciało wygenerowane według kryteriów kompetencji, zaufania, kultury.
Nie zgodził się, że niektóre zapisy ustawy są niekonstytucyjne.
- Jeśli opłata audiowizualna jest niekonstytucyjna, to znaczy, że PIT też jest niezgodny z Konstytucją – mówił J. Żakowski i dodał, że Komitet Obywatelski Mediów Publicznych współpracował z wybitnymi konstytucjonalistami, którzy dbali o to, aby projektowane przepisy były zgodne z ustawą zasadniczą. Przyznał, że przepisy dotyczące współpracy mediów z samorządami wymagają jeszcze dopracowania.
- Projektujemy media publiczne, a nie państwowe. Tak, jak uczelnie. Rząd i prezydent to instytucje państwowe, dlatego ich nie umieściliśmy w KMP, ale nie jesteśmy tutaj doktrynalni – mówił publicysta, odnosząc się do wypowiedzi E. Kruk.
Pozarządowe przygotowanie
Grupą, która także powinna być zainteresowana nowym kształtem mediów publicznych są organizacje pozarządowe. Twórcy ustawy przypisali im istotne role nie tylko w procesie wpływania na władze mediów (poprzez udział reprezentantów w Komitecie Mediów Publicznych), ale także w tworzeniu programów i możliwości wpływania na prezentowane w nich treści. O to, czy organizacje będą w stanie wywiązać się z nałożonych na nie w ustawie wymagań „reprezentacyjnych” pytała podczas debaty Elżbieta Kruk.
– Na jakiej zasadzie organizacje będą zgłaszać swych przedstawicieli? To są przecież tysiące podmiotów – zwróciła uwagę szefowa KRRiTV.
– Mamy Ogólnopolską Federację Organizacji Pozarządowych. Ta organizacja była jednym z głównych motorów ustawy. Jest opracowany cały system wyborów. Mam nadzieję, że to będzie istotny element uspołecznienia mediów - uspokajał Jacek Żakowski.
Mniej optymistycznie zapatrywał się na tę kwestię prof. Piotr Gliński.
– Nie jest tak, że organizacje mają wypracowane metody wyboru. Jest kilka metod, ale żadna z nich się nie nadaje w tej sytuacji – mówił socjolog. Jego zdaniem pewnym rozwiązaniem mogło by być „rozebranie” szerokiego pojęcia „organizacje pozarządowe” i wskazanie bardziej konkretnych środowisk, które mogłyby delegować swych przedstawicieli do zasobu kadrowego, np. towarzystwa naukowe.
Źródło: inf. własna