Nie sposób streścić sześćdziesięciu pięciu lat intensywnej działalności podczas najdłuższej nawet rozmowy. Tak jak nie sposób zamieścić treści kilkugodzinnej rozmowy w jednym wywiadzie. Ale warto chociaż spróbować. O Stowarzyszeniu Miłośników Ziemi Krośnieńskiej opowiada Tadeusz Łopatkiewicz, równolatek Stowarzyszenia, obecny jego prezes, etnograf. Najchętniej opowiadałby tylko o nim. Udaje mi się jednak go przekonać, by powiedział również parę słów o swojej w nim roli. Ostatecznie, jak sam w pewnym momencie przyznaje, „za każdym działaniem stoi człowiek”.
Dorota Suwalska: – Zawsze mnie ciekawi, co skłania ludzi, by zająć się szeroko rozumianą działalnością społeczną. A z tego, co wiem, rozpoczął ją pan dawno temu, w latach siedemdziesiątych.
Tadeusz Łopatkiewicz: – Tak. W tym roku mija chyba pół wieku. Moi ojciec i mama działali w Stowarzyszeniu Miłośników Ziemi Krośnieńskiej. Byli w pierwszych władzach, wśród pierwszych członków. Ojciec był długoletnim sekretarzem Zarządu Głównego. Do dziś działa w zarządzie. To już ponad 50 lat. Ja natomiast byłem młodym człowiekiem, którego to, co się tam działo, interesowało. Na pewno miałem gen pracy społecznej. I na pewno miałem gen interesowania się tym, co wokół.
Ojciec zapisał mnie do Stowarzyszenia chyba w piątej, szóstej klasie podstawówki. Chodziłem na wykłady, imprezy stowarzyszeniowe, brałem udział w wycieczkach… Wsiąkałem w to wszystko. W 1993 roku zaproponowano mi kandydowanie do zarządu, nasz zarząd jest dość duży, 20–25-osobowy. Potem zostałem pierwszym wiceprezesem. A w 2017 prezesem, bo, przyznajmy to wprost, nie było chętnych.
Powiem pani coś, z czego wszyscy się śmieją, gdy o tym wspominam, ale to jest smutne: ja w tym Stowarzyszeniu od początku jestem najmłodszym członkiem.
I tak do dziś?
– Właściwie tak. Mam młodszego kolegę wiceprezesa, ale to różnica wieku liczona w miesiącach. Natomiast, de facto, wszyscy się postarzeli i ci którzy mieli po trzydzieści, czterdzieści lat, gdy się zapisywałem, teraz liczą sobie osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt. Ale mają potrzebę spotykania się, działania, rozmawiania, brania udziału w wykładach, wycieczkach, pojechania np. na zorganizowany wyjazd na wystawę do Muzeum Narodowego. I to są ludzie, dla których to Stowarzyszenie w gruncie rzeczy działa.
Stowarzyszenie ma na swoim koncie spektakularne osiągnięcia. Przyczyniło się między innymi do powstania Rezerwatu Przyrodniczego na górze Cergowej, czy powołania Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce.
– To, że w Iwoniczu-Zdroju wciąż można oglądać drewnianą zabudowę, to też zasługa Stowarzyszenia, bo na początku lat 70. chciano ją rozebrać. Całe zabytkowe, laubzegowe centrum. Uznano, że remontowanie drewnianych budynków mija się z celem, lepiej wybudować coś nowego. Stowarzyszenie zaprotestowało. Mieliśmy w swoich szeregach wybitnego historyka sztuki z Wawelu, krośnianina, doktora Juliusza Rosa, który przygotował merytoryczne wystąpienie do władz. I położono kres tym rozbiórkom. Dzięki temu Iwonicz się uratował.
Stowarzyszenie do wielu rzeczy przyłożyło rękę. To, że o godzinie dwunastej w Krośnie grany jest hejnał, to również zasługa Stowarzyszenia. Znaleźliśmy w źródłach, że w XVI wieku w Krośnie był hejnalista. Ogłosiliśmy więc ogólnopolski konkurs na skomponowanie hejnału, bo oczywiście zapis nutowy tamtego późnośredniowiecznego nie był znany. Trudno nawet powiedzieć, czy to było wówczas jakoś skodyfikowane. Wyłoniono zwycięzcę i nagrano ów hejnał. Obecnie jest on odtwarzany elektronicznie.
Kolejna sprawa. W 1975 roku powstała w Stowarzyszeniu inicjatywa zamieszczenia na zabytkowych budynkach tablic informacyjnych, żeby obywatele wiedzieli obok czego przechodzą. Wykonaliśmy i uroczyście odsłoniliśmy tablice pamiątkowe poświęcone zasłużonym krośnianom: pisarzowi, poecie i tłumaczowi Franciszkowi Pikowi Mirandoli; wynalazcy Janowi Szczepanikowi; powstańcom styczniowym. Kierowaliśmy wnioski o nazwanie ulic nazwiskami wybitnych krośnian: wspomnianych już Pika Mirandoli i Szczepanika; malarzy Stanisława Bergmana i Seweryna Bieszczada, rzeźbiarza Andrzeja Lenika. A ostatnio również dawnego burmistrza krośnieńskiego Modesta Humieckiego.
Tadeusz Łopatkiewicz jeszcze długo ciągnie opowieść, mówiąc m.in. o upamiętnieniu miejsca, w którym stał niegdyś kościół i szpital Świętego Ducha; wniosku o odznaczenia państwowe za zasługi w walce z okupantem dla Korczyny i Lubatowej; inicjatywie utworzenia Biura Wystaw Artystycznych w Krośnie; dziesiątkach, a nawet setkach sesji popularnonaukowych; wykładach członków Stowarzyszenia dla kuracjuszy w Iwoniczu Zdroju i wielu innych inicjatywach.
A jak wyglądały początki Stowarzyszenia? Wiem, że ważną część działalności stanowiły prace badawcze, edukacyjne i wydawnicze.
– Stowarzyszenie powstawało po 1956 roku, na fali popaździernikowej odwilży. Inicjatorem był dr Antoni Lorens, lekarz medycyny o szerokich horyzontach, który przyłożył również rękę do powstania muzeum w Krośnie. To on w 1957 roku zgłosił pomysł, by powołać Stowarzyszenie. Początkowo działało ono pod nazwą Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Krośnieńskiej. Ale mój ojciec, polonista, w 1973 roku, zaproponował zmianę nazwy. Tak więc właśnie mija 50 lat działalności pod obecną.
Wracając jednak do początków. Stowarzyszenie zaczęło działać w 1958 roku. Z tym że na początku władze wprzęgnęły je do organizowania obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Natomiast potem Stowarzyszeniu chyba troszkę usunęła się ziemia spod nóg. Ja tych czasów nie pamiętam, ale tak mi się wydaje, bo, z tego co wiem, nastąpiła pewna pauza i dopiero po roku, czyli w 1967 powstał pomysł wydania monografii. Taka była wówczas moda, powiaty snobowały się na posiadanie własnej monografii naukowej. Krosno postarało się i zatrudniło bardzo dobrego redaktora, profesora Józefa Garbacika, historyka z UJ. Ten z kolei zaproponował swoich współpracowników, też z Uniwersytetu. Ale miejscowi również sporo wnieśli: materiał fotograficzny, dostęp do źródeł…
Pierwszy tom „Krosno. Studia z dziejów miasta i regionu” ukazał się w 1972 roku, kolejny w 1973. To było duże wydarzenie, odbyły się promocje, każdy uważał, że powinien mieć takie dwa tomy w domu. Tyle że wówczas sądzono, że to zamyka sprawę. Jeśli mamy publikację obejmującą okres od czasów prehistorycznych do roku 1970 roku to już jest kompendium. I pewno tak by pozostało, gdyby nie inicjatywa Stowarzyszenia, że warto stworzyć serię. Z wielkimi trudami w latach 90. udało się wydać tom trzeci Studiów, na który złożyły się już wyłącznie artykuły miejscowych autorów. Potem czwarty, do którego już sam pisałem i nawet złożyłem go na komputerze. Wcześniejsze były jeszcze składane zecersko.
Po czwartym przyszedł piąty, szósty, siódmy i ósmy. Tyle tylko, że nakłady były już zdecydowanie mniejsze. Pierwszy liczył pięć tysięcy egzemplarzy i rozszedł się bardzo szybko. Trzeci dwa tysiące. Potem to już leciało w dół. Ostatni liczył czterysta egzemplarzy. I jeszcze pewnie ze sto mamy do sprzedaży. Dziś nie ma już takiej potrzeby, żeby każdy tom serii mieć w domu.
Wie pani, Stowarzyszenie w czasach, gdy ja się do niego zapisywałem było bardzo mocne. To był prawdziwy ferment w mieście, które, co się będziemy czarować, było dość sennym miejscem. Snobowano się na przynależność do Stowarzyszenia. Ale większość tych ludzi już odeszła. Wraz z potrzebami, które zaspakajało Stowarzyszenie.
Mam wrażenie, że to co robimy, to co moglibyśmy zaprezentować, młodych ludzi dziś nie interesuje.
Próbowaliśmy różnych rzeczy – Tadeusz Łopatkiewicz jako przykład podaje próby tworzenia kół uczniowskich w szkołach średnich, które nie przyniosły jednak spodziewanych efektów.
Wygląda na to, że właśnie dotarliśmy do niepozbawionej problemów współczesności. Powiedzmy więc trochę o nowszych czasach i, przede wszystkim, o pana działalności w Stowarzyszeniu, która nie ogranicza się przecież do dzielenia się wiedzą i doświadczeniem etnografa. Można powiedzieć, że skomputeryzował pan Stowarzyszenie, założył stronę internetową, pełni funkcję fotografa.
– Fotografem jestem domorosłym – uśmiecha się pan Tadeusz, który w ciągu ostatnich piętnastu lat zrobił ponad szesnaście tysięcy fotografii na imprezach stowarzyszeniowych.
– Ale tak, ciekawość zawsze ciągnęła mnie do różnych oboczności. Komputery pozwoliły mi składać teksty. Złożyłem wiele książek, nie tylko dla stowarzyszenia. Zacząłem wpierw robić zaproszenia na stowarzyszeniowe wykłady. Wcześniej był z tym problem, bo kiedy się okazywało, że trzeba przygotować dwieście zaproszeń, to pisząc na maszynie przez kalkę, można było oszaleć. A tu Łopatkiewicz coś tam poprzyciskał na klawiaturze, przeciął gilotyną na pół i zaproszenia gotowe. Jak wiadomo, woda płynie w dół, więc natychmiast mnie do tej działalności zatrudniono. Dzięki temu mam zbiór wszystkich zaproszeń z lat 90., więc łatwo się połapać, jakie były wykłady, kto, kiedy, o której godzinie i o czym mówił.
Po tym, jak w tym 1993 roku zostałem członkiem zarządu, organizowałem wykłady, promocje książek, wycieczki krajoznawcze… Teren znałem nieźle, więc nie był to dla mnie wielki kłopot przewodnikować na jakiejś wycieczce.
Bardzo dużo wycieczek krajoznawczych zrobiliśmy jako Stowarzyszenie i to nie tylko po najbliższym terenie, to jest po Przemyśl, Kielce, Kraków. Jeździliśmy do Wilna; na Białoruś (w dobrym czasie jeszcze, bo chyba w 2014 roku), na Ukrainę; na Słowację (ale to żaden wysiłek, bo to przecież bliziutko); do Pragi; Wiednia, Drezna. Poza tym, co roku odziały terenowe zapraszają kogoś ze swego oddziału macierzystego, czyli z Krosna. W maju jadę, po raz któryś już, z wykładem do Krakowa.
Opowiadając o założeniu strony internetowej, Tadeusz Łopatkiewicz, zgodnie z ideą, że „za każdym działaniem stoi człowiek”, wspomina rolę dr. Stanisława Szafrana, obecnego prezesa Oddziału krakowskiego Stowarzyszenia, który na walnych zebraniach sprawozdawczo-wyborczych konsekwentnie powtarzał, że Stowarzyszenie potrzebuje swojej strony, co wówczas nie u wszystkich znajdowało zrozumienie.
– Aż wreszcie stwierdziłem, że trzeba tę stronę po prostu zrobić i w 2009 roku zarejestrowałem domenę, tyle umiejętności miałem, nauczyłem się CMS-a i do dziś ją prowadzę. Na ten moment nie mam jej komu przekazać, lecz jednocześnie trudno się w tym wszystkim zatrzymać, bo taka strona to świetny pamiętnik, kronika stowarzyszeniowych działań. Jest tam około 16 tysięcy zdjęć z imprez. A ponieważ Google ją indeksują, więc czasem odzywają się bardzo ciekawi ludzie, którzy np. znaleźli na niej jakieś nazwisko, szukają krewnych, kupują nasze wydawnictwa książkowe… Normalnie pewno nigdy bym się z nimi nie spotkał.
Tadeusz Łopatkiewicz opowiada też o dwudniowych obchodach jubileuszu 60-lecia Stowarzyszenia w 2017 roku, które się odbyły się już za jego prezesury, a na które złożyły się m.in.: koncert w szkole muzycznej z udziałem uczniów i nauczycieli; uroczysta sesja Rady Miasta; kolejne spotkanie z cyklu „Na rodzinnej ziemi”. Cykl ten zainicjował w latach 70. ówczesny prezes i polonista, Adolf Marczak. A składają się nań wycieczki krajoznawcze po Krośnie i okolicach organizowane dla przedstawicieli oddziałów terenowych.
W ramach obchodów odbyła się również promocja VIII tomu „Studiów krośnieńskich” i wystawa pod nazwą „Publikacje książkowe członków SMZK”.
– W pewnym momencie zdałem sobie sprawę – wyjaśnia pan Tadeusz – że mamy jako członkowie Stowarzyszenia swoją prywatną działalność naukową, badawczą, wydawniczą… Przedstawiliśmy 123 książki dwudziestu autorów. W bibliotece dobrze to wyglądało i wszyscy byli zaskoczeni, że mamy taki potężny dorobek.
Wspomniał pan kilkakrotnie o oddziałach terenowych Stowarzyszenia…
– Mamy mocno działający oddział w Krakowie z siedzibą na AGH i generalnie złożony z pracowników naukowych tej uczelni oraz ludzi, którzy przez AGH przeszli. Kraków co najmniej od XVI wieku ściąga ludzi z Krosna. Są całe wykazy krośnian, którzy studiowali na Akademii Krakowskiej w XVI wieku. I tak jest właściwie do dziś. Rzeszów dawniej nie był mocnym ośrodkiem akademickim, a więc wszyscy szli do Krakowa. Tylko ja byłem taki dziwny, że poszedłem do Poznania, ale tam była najlepsza etnografia w latach 70. Natomiast krośnian było bardzo dużo w Krakowie i kiedy się okazało, że Stowarzyszenie świetnie sobie radzi, to w 1973 powstało Koło Krośnian w Krakowie, 10 lat później zamienione w Oddział. 1974 roku powołano Koło w Warszawie.
Te Koła w dobrych czasach skupiały około 150 osób. W Warszawie w Alejach Ujazdowskich funkcjonował sklep „Ziemia Krośnieńska”, zainicjowany przez Stowarzyszenie. Krosno było wtedy mocnym ośrodkiem przemysłowym: miało huty szkła, zakłady lniarskie, miało FABOS, czyli fabrykę obuwia sportowego. Więc sklep warszawski sprzedawał krośnieńskie szkło, len… Działał wiele lat i cieszył się dużym wzięciem. Tyle, że to byli ludzie, którzy się pojawili na arenie dziejów i następców nie mają. Oddział warszawski w zeszłym roku zawiesiliśmy, bo nie ma tam kto działać. Krośnian pewno nie brakuje w Warszawie, tylko nie czują takiej potrzeby, no to przecież nikogo nie zmusimy, żeby się zapisał do Stowarzyszenia.
Potem powstał Oddział we Wrocławiu, jeszcze działający, ale już nie tak aktywny jak dawniej, bo to wszystko są starsi ludzie. Jako ostatni powstał Oddział lubelski, który też nie jest ostatnio nadzwyczaj aktywny. Ale członkowie Oddziałów w Lublinie czy Wrocławiu wciąż mają chęć i potrzebę spotykania się, wspominania dawnych czasów, zorganizowania opłatka… Niedawno pani prezes z Wrocławia przysłała mi sprawozdanie, co robili, kogo przyjęli, kto odszedł na zawsze…
Stowarzyszenie kończy w tym roku 65 lat. Czego w takim razie czego życzyłby pan jubilatowi z tej okazji?
– Nowych członków. Młodych. Gdyby tak mieli z połowę lat mniej ode mnie. Bardzo bym się cieszył, gdyby tacy ludzie się pojawili.
Tadeusz Łopatkiewicz – etnograf, doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o sztuce, zabytkoznawca, regionalista. Prezes Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Krośnieńskiej (http://www.smzk.org/, https://www.facebook.com/ZG.SMZK). Członek Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Był również członkiem i wiceprezesem Krośnieńskiego Towarzystwa Fotograficznego. Należał do Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. Autor i współautor kilkunastu książek i kilkudziesięciu artykułów z zakresu etnografii Karpat, inwentaryzacji i ochrony zabytków, historii sztuki i przeszłości konserwatorstwa polskiego – w czasopismach naukowych, a także „Polityce”, „Nowych Książkach”, „Naszym Słowie”, „Podkarpaciu”, „Forum Akademickim” oraz „Windows Security Magazine”, „IT FAQ”, „IT Security Magazine” (informatyka i praktyczne zastosowania IT).
(na podstawie: pl.wikipedia.org/wiki/)
Źródło: informacja własna ngo.pl