– Głęboko wierzę w Konstytucję, a jedną z jej zasad – opisaną w preambule – jest zasada pomocniczości (subsydiarności). To jest mój drogowskaz – z Jarosławem Szostakowskim, członkiem Warszawskiej Rady Działalnosci Pożytku Publicznego, który kandyduje do Sejmu, rozmawia Alina Gałązka.
Alina Gałązka: – Jest Pan bardzo znaną osobą wśród warszawskich organizacji pozarządowych – bo od samego początku reprezentuje Pan Radę Warszawy w Warszawskiej Radzie Pożytku Publicznego. Jest Pan też związany z Fundacją Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej (http://spczs.eu/wordpress/o-fundacji/) – organizacją historycznie bardzo zasłużoną dla kraju, której korzenie – przypomnijmy – sięgają połowy lat 80., kiedy to zawiązała się grupa ludzi tworzących „międzynarodówkę dysydencką”. Co daje Panu perspektywa aktywnego działacza sektora obywatelskiego w codziennej pracy radnego?
Jarosław Szostakowski: – To prawda. Moja aktywność w kontekście organizacji pozarządowych nie rozpoczęła się w chwili, kiedy zostałem radnym. Od roku 1991 do 2016 kierowałem Fundacją Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej, w tej chwili jestem członkiem zarządu. Kierowanie pracami Fundacji było dla mnie ogromną satysfakcją. Wśród wielu różnych działań było takie: pokazywaliśmy uczestnikom wielu staży i warsztatów, jak funkcjonuje demokracja w Polsce. Pokazywaliśmy też dziennikarzom czy działaczom społecznym z innych krajów, jak funkcjonuje samorząd.
Praca w Fundacji więc z jednej strony dała nieocenioną wiedzę o tym, jak działają organizacje pozarządowe, z drugiej pokazała, że współpraca władz lokalnych z takimi organizacjami jest niezbędna. Samorząd sam, choćby bardzo chciał, nie spełni wszystkich funkcji, jakich oczekują mieszkańcy. To stowarzyszenia, instytuty, fundacje wpływają realnie na polepszanie jakości naszego życia i uzupełniają lukę, którą władza lokalna pozostawia.
Jeżeli chodzi o moją samorządową służbę miejskiego radnego, jestem przekonany, że przez dwadzieścia lat wspólnie z koleżankami i kolegami z warszawskiego III sektora oraz z urzędnikami miasta doprowadziliśmy do tego, że to właśnie Warszawa ma najlepiej zorganizowany system współpracy z NGO – dzisiaj opisany w wieloletnim programie rozwoju współpracy. Jestem dumny z tego, że inne samorządy inspirują się naszymi rozwiązaniami.
Nie żal zostawiać?
– Teraz czas na nowe siły, nowe pomysły, nowe wsparcie dla NGO. Nikt przecież nie jest niezastąpiony i jestem przekonany, że moi następcy w Radzie Warszawy – jeśli rzeczywiście zdobędę mandat i odejdę do Sejmu – będą równie wrażliwi na współpracę z organizacjami pozarządowymi. Oczywiście, jak siebie znam, to jeżeli zostanę posłem, nie będę stronił od tematów istotnych dla organizacji pozarządowych.
To prawda, że system współpracy z samorządem jest w Warszawie bardzo rozbudowany, czego NGO z innych miast troszkę nam zazdroszczą. Wystarczy wspomnieć chociażby ogromną kwotę przeznaczaną na zadania publiczne realizowane przez NGO (w 2019 to ok. 186 mln zł), coraz bardziej słyszalny głos, który wybrzmiewa w komisjach dialogu społecznego, preferencyjne stawki wynajmu lokali miejskich, wieloletni programu współpracy („Program Rozwoju Współpracy”), gdzie widnieje zapis o roli NGO jako kluczowego i podmiotowo traktowanego partnera dla administracji. Ciągle słyszymy o kryzysie finansowym, który czeka samorządy za sprawą posunięć obecnego rządu. Czy nie zachodzi obawa, że zabraknie wsparcia, jakiego Pan, jako szef klubu, który miał w Radzie Warszawy większość, udzielał?
– Przez lata, w których byłem radnym i kierowałem największym klubem w Radzie Warszawy, udało nam się wypracować szereg mechanizmów współpracy z organizacjami pozarządowymi, jak choćby właśnie komisje dialogu społecznego czy preferencyjne stawki dla lokali, w których NGO prowadzą działalność. Tego nie da się ot, tak, zlikwidować. I sądzę, że nawet w obliczu kryzysu finansowego, jaki Warszawę niewątpliwie czeka z powodu wprowadzanych przez PiS zmian w podatkach czy nieodpowiedzialnej polityki edukacyjnej, władze Warszawy będą współpracę z NGO-sami kontynuować i tym bardziej ją pielęgnować. Taki jest po prostu kierunek rozwoju samorządu w miastach europejskich. Tego się nie zatrzyma.
Nie wyobrażam sobie dzisiaj Warszawy bez tych tysięcy działań inicjatyw, za którymi stoją organizacje pozarządowe.
Jak ocenia Pan zmiany, które zaszły ostatnio w życiu NGO na poziomie kraju? Chodzi mi zwłaszcza o powstanie centralnej instytucji – Narodowego Instytutu Wolności?
– Narodowy Instytut Wolności jest instytucją, która ma wspierać rozwój społeczeństwa obywatelskiego, a także działalność pożytku publicznego i wolontariat. Bardzo słuszne hasło. Nic mu nie mogę zarzucić. W teorii. Praktyka nie jest już taka optymistyczna. Chciałbym, żeby w tak zasadniczych sprawach, jak udział organizacji pozarządowych w realizacji zadań na rzecz mieszkańców, obywateli oraz współpracy z administracją nie było żadnych kontrowersji. Niestety rząd PiS zdecydowanie inaczej interpretuje zasadę subsydiarności niż liderzy organizacji pozarządowych i moje polityczne środowisko. Mogę wręcz powiedzieć, że wygląda na to, że nie zauważa tej zasady.
Co jakiś czas dochodzą nas groźne pomruki, że rządząca obecnie partia chce zmienić obowiązującą od 2003 ustawę o pożytku, która wyznacza zasady współpracy NGO z administracją publiczną. Czy jako poseł zamierza Pan działać w tej sprawie?
– Jeśli te zmiany będą na niekorzyść dotychczasowej współpracy, to oczywiście będę bronił wypracowanych już standardów! Po rządach PiS nie spodziewam się niczego dobrego, więc skoro ze środowisk docierają „złowieszcze pomruki”, to znaczy, że trzeba patrzeć władzy na ręce. Mam jednak nadzieję, że te wybory wygra Koalicja Obywatelska i plany rządu PiS – jakiekolwiek by były – staną się przeszłością. Dla mnie ważne jest wypracowywanie i doskonalenie współpracy organizacji z samorządami i analogicznie współpracy administracji państwowej z organizacjami i samorządami. Jeśli potrzeba zmiany ustawy o pożytku wyjdzie z tych środowisk, to trzeba to zaplanować i przeprowadzić w taki sposób, by włączyć wszystkich zainteresowanych. Głęboko wierzę w Konstytucję, a jedną z jej zasad – opisaną w preambule – jest zasada pomocniczości (subsydiarności). To mój drogowskaz. Jeśli zostanę wybrany, z pewnością będę się nią kierował.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.