To pierwsza kadencja Warszawskiej Rady Pożytku. Jej członkowie, już od ponad roku, opiniują kwestie dotyczące kultury, edukacji, pomocy społecznej, bezpieczeństwa – a więc szeroko rozumianej polityki społecznej. Na pierwszy rzut oka, Warszawska Rada Działalności Pożytku Publicznego przypomina standardową Komisję Dialogu Społecznego, jej struktura oraz rola są jednak inne. Na czym polegają różnice? – Po pierwsze, różni je zakres oddziaływania. Komisje zajmują się dziesiątkami różnych spraw dotyczących jakiejś konkretnej dziedziny. Rada zajmuje się tematami strategicznymi, które mogłyby dotyczyć wielu komisji jednocześnie – tłumaczy Włodzimierz Paszyński, zastępca prezydenta m.st. Warszawy, przewodniczący Rady. - Po drugie, w skład Rady obok przedstawicieli organizacji pozarządowych oraz urzędników wchodzą także radni. Po trzecie, Rada umocowana jest ustawodawczo. Jej funkcjonowanie wynika z ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie.
Członkowie Warszawskiej Rady Pożytku podczas spotkań nie podejmują wiążących decyzji, jednak – jak sami przekonują – ich ustalenia mają znaczący wpływ na politykę miasta. Zdaniem Marcina Wojdata, Dyrektora Centrum Komunikacji Społecznej, silna pozycja Rady to w dużym stopniu zasługa jej członków. – Jest wiceprezydent miasta, wiceburmistrz, są doradcy prezydenta, pełnomocnicy, a także radni, którzy zajmują się sprawami związanymi z organizacjami pozarządowymi – wylicza Marcin Wojdat. – Stronę pozarządową reprezentują osoby, które znaczą dużo nie tylko z perspektywy tego, co robią we własnych organizacjach, ale z perspektywy całego trzeciego sektora. Ci ludzie są autorytetami w tym środowisku. Potrafią spojrzeć na problematykę nie tylko z punktu widzenia swojej organizacji, ale z perspektywy całego systemu. Co więcej, mają nie tylko bogate doświadczenie zawodowe, ale także życiowe, co nie jest bez znaczenia. Osobowościowo to bardzo silna grupa. Z jej opinią liczy się zarówno urząd, jak i radni.
– Warszawska Rada Pożytku jest dla mnie miejscem, w którym mogę lepiej usłyszeć głos organizacji pozarządowych. Spotkania naszego zespołu wielokrotnie pozwoliły mi spojrzeć na jakiś dokument z zupełnie innej perspektywy – przyznaje Jarosław Szostakowski, radny m.st. Warszawy.
O znaczącej roli Warszawskiej Rady Pożytku zapewnia także Włodzimierz Paszyński. – Kilkakrotnie zdarzyło się, że opinia tego gremium spowodowała, że nad projektami kierowanymi do Rady Miasta podejmowano prace ponownie. W konsekwencji te projekty stawały się po prostu lepsze.
Zaangażowanie poszczególnych członków Rady zmieniało się w czasie. – Przez pierwsze pół roku nie mieliśmy problemów z frekwencją. Co prawda, zdarzało się, że ktoś z urzędu nie mógł dotrzeć na spotkanie, ale wszyscy byliśmy zaangażowani w równym stopniu – opowiada Anna Gierałtowska, prezeska Powiślańskiej Fundacji Społecznej, wiceprzewodnicząca Rady. – Ostatnio obserwujemy jednak pewną zapaść. Strona pozarządowa jest bardzo dzielna i konsekwentnie uczestniczy w spotkaniach, jednak z radnymi i przedstawicielami urzędu jest już trochę gorzej.
Do podobnych wniosków dochodzi Martyna Leciak z Centrum Komunikacji Społecznej. – Prowadzimy statystykę dotyczącą obecności poszczególnych członków Rady. Muszę przyznać, że najlepszą frekwencją mogą pochwalić się przedstawiciele organizacji pozarządowych.
W statystykach dość kiepsko wypadają natomiast radni. Na pięć spotkań Warszawskiej Rady Pożytku, które odbyły się w tym roku, Jarosław Szostakowski uczestniczył w trzech; Andrzej Golimont, z którym pomimo licznych prób nie udało nam się skontaktować, w jednym. – Faktycznie, najaktywniejszymi członkami rady są przedstawiciele sektora pozarządowego. Być może wynika to z tego, że zarówno radni jak i urzędnicy i tak mają kontakt z opiniowanymi dokumentami. Urzędnicy na etapie ich tworzenia, radni na etapie ich uchwalania – tłumaczy Jarosław Szostakowski.
– Na spotkaniach mamy za mało czasu, by porozmawiać na tematy bieżące, ważne i żywe w środowisku organizacji pozarządowych – opowiada Anna Gierałtowska. – Mamy bardzo dużo dokumentów do opiniowania. Dobrze byłoby to zmienić i myślę, że zależy na tym nie tylko mnie, ale także pozostałym przedstawicielom sektora pozarządowego.
Jak to zmienić? – Częstotliwości spotkań raczej nie uda nam się zwiększyć. I tak jesteśmy dość pracowitą grupą, spotykamy się co miesiąc, zespoły robocze jeszcze częściej, a to dla tak licznego grona całkiem sporo. Powinniśmy więc zadbać o to, aby dyskusje nad dokumentami zajmowały znacznie mniej czasu. Rada jest bardzo żywym ciałem. Zdarza się, że rozmowy nad jednym dokumentem zajmują połowę naszego spotkania. Być może swoje opinie powinniśmy przygotowywać wcześniej w formie pisemnej, a być może nie opiniować wszystkich dokumentów, na które zdecydowaliśmy się w tym roku – zastanawia się Anna Gierałtowska.
Członkowie Rady już na samym początku jej działalności ustalili, że nie będę opiniowali wszystkich dokumentów, które mogliby, a jedynie dokumenty o charakterze strategicznym. Z czasem okazało się jednak, że wciąż jest ich zbyt dużo.
– Musimy bardzo dokładnie zastanowić się, jakimi konkretnie dokumentami Rada ma się zajmować. W tej chwili jest ich po prostu za dużo – przyznaje Marcin Wojdat.
Choć prace Rady można usprawnić, nie oznacza to, że ona sama działa źle. Jej członkom udało się już zaopiniować kilkanaście dokumentów, które miały kluczowe znaczenie dla miasta i jego polityk z punktu widzenia organizacji pozarządowych.
Co jest jednak największym sukcesem Rady? – Udało się stworzyć dialog grup, których interesy z założenia mogłyby być sprzeczne. To, że przez ten rok potrafiliśmy ze sobą współpracować, jest jej niewątpliwym sukcesem – mówi Jarosław Szostakowski. – Kilka razy dochodziło między nami do sporów, jednak ich linia nie przebiegała pomiędzy urzędnikami a przedstawicielami organizacji pozarządowych. Podział był merytoryczny, a to naprawdę niezwykle cenne.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)