Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
W Żywej Bibliotece zamiast książek wypożyczamy ludzi. W kawiarnianej atmosferze zaglądamy w ich życie, jak w książki. W bibliotece pojawiają się tytuły o różnorakiej tematyce: muzułmanka, żyd, niepełnosprawny… Rozmawia się z nimi, żeby przełamać stereotypy i uprzedzenia.
Idea Żywej Biblioteki wywodzi się z Danii. Po raz pierwszy takie
spotkanie przygotowała organizacja „Stop the Violence” w 2000 roku
podczas festiwalu w Roskilde. Jej zamiarem było pokazanie, że
spisanie praw człowieka w konwencję to za mało. To od nas zależy,
jak „inny” jest traktowany w naszych małych społecznościach. Odtąd
Żywa Biblioteka odbywa się w Danii co roku. Organizowana jest też
m.in.: w Islandii, Szwecji, Portugalii i Norwegii. Od niedawna
także w Polsce.
W Warszawie, w każdy ostatni poniedziałek miesiąca między 16.00 a 18.00 kawiarnia Kafka przy ul. Oboźnej 3 zmienia się w Żywą Bibliotekę. To miała być jednorazowa akcja (część programu „Każdy inny – wszyscy równi”), ale bardzo pozytywne przyjęcie, z jakim się spotkała, sprawiło, że przerodziła się w cykl spotkań. Co miesiąc możemy „wypożyczyć” inne książki. Wybrałam się do Żywej Biblioteki we wrześniu. Odtąd jestem jej stałą bywalczynią.
Etniczne kolory
Rozglądam się po kawiarni, jedyne wolne miejsce jest przy dziewczynie w jasnoróżowej chuście – hidżabie – jest to znak szczególny Arabek. W ten sposób poznaję Suzan Allawiah. Pochodzi z polsko-syryjskiej rodziny. Mamę ma Polkę, ojca - Syryjczyka. Wiarę odziedziczyła po tacie. Obchodzi islamskie święta. Na spotkaniu czytała modlitwy w języku arabskim. Hidżabu nie nosi na co dzień, tylko od święta. Zakłada go zawsze, kiedy idzie do meczetu. Pokazała nam, jak zakłada się taką chustę. Ma czternaście lat. Jest uczennicą gimnazjum w Warszawie. Lubi swoją szkołę. Ale po 11 września 2001 roku nie czuła się w niej dobrze. Szczególne nieprzyjemności spotkały jej siostrę, którą koledzy przezywali Bin Laden. W tym momencie czytelnicy w Kafce gruchnęli śmiechem.
– To nie było śmieszne – skomentowała poważnie Suzan. Na jej stoliku, poza ciastkami, którymi częstują się goście, leżą: oryginalny Koran, dywanik do modlitw, szkatułki i syryjski paszport.
– Nigdy nie miałem w ręku prawdziwego syryjskiego paszportu – mówi jeden z czytelników.
Większość pytań dotyczy rytuałów islamu. Pytano też, jak żyje się w Syrii, czy często tam jeździ.
Po miesiącu odbyło się kolejne spotkanie Żywej Biblioteki. Tym razem Suzan była czytelnikiem. Myślałam, że ma charakterystyczne dla Arabek długie i czarne włosy. Byłam zaskoczona, widząc jej rudą głowę.
– To kolor po wąsach taty – śmieje się dziewczyna.
Tajemny urok jaskiń
Przy innym stoliku, przy kawie i ciastkach, o pasji swojego życia opowiada grotołaz i alpinista Rafał Kardaś. W prawdziwej jaskini byłam tylko raz, więc tym chętniej przysiadłam się do jego stolika. Na co dzień R. Kardaś uczy geografii. Pytam, czy zaraża swoją pasją uczniów.
– Oczywiście – mówi z dumą. – Niektórzy ze mną schodzą do jaskiń.
Czytelnicy obejrzeli mnóstwo zdjęć z jaskiń, które pan Rafał zrobił i pokazywał na laptopie. Zadawali mu także wiele pytań: czy to jest niebezpieczne? Do jakich jaskiń zamierza Pan jeszcze wejść? Jak głębokie są to jaskinie? Czy zdarzyło się, że będąc w jaskini, czuł Pan, że z niej nie wyjdzie?
– Czasem, kiedy jestem w jaskini, odrywają się skały i zasypują moje wyjście. Wtedy muszę zejść niżej i poszukać innego – odpowiada Rafał Kardaś.
Do stolika podchodzi Magda, organizatorka poprzedniego spotkania. Śmieje się, że gdy ktoś się dosiada nie wie, jakie pytania zostały już zadane i czasem pyta o sprawy, o których była już mowa. I „żywa książka” opowiada cierpliwie jeszcze raz.
Mikołaj inny
Idę do stolika, znad którego dochodzi głośny śmiech. Siedzi przy nim straszy pan z czerwoną opaską na głowie i długą, siwą brodą.
– Dlaczego jest pan „żywą książką”?
– Zorganizowałem akcję „Duża paka dla głodnego dzieciaka. Jestem bezdomnym – odpowiada.
Romuald Modrakiewicz przygotowuje paczki żywnościowe dla dzieci z rodzin w popegeerowskich wsiach. Żeby mieć na nie pieniądze, zbiera puszki. Skarży się, że ludzie biorą go za pijaka. Podkreśla, że nie pije, choć większość bezdomnych ma ten problem. Opowiada o ich życiu, o przytułkach dla bezdomnych i zasiłkach. Nie mówi, dlaczego sam nie ma stałego dachu nad głową, ale też nikt mu takiego pytania nie zadaje. Ważne jest, że potrafił zorganizować tak ważną akcję. Na jego stoliku leżą czerwone lizaki. Romuald rozdaje je „czytelnikom”.
– W końcu jestem Mikołajem – śmieje się głośno.
Wyzwolenie w ruchu
„Czytałam” też inną „żywą książkę”: Jagodę Polasik, niepełnosprawną mistrzynię floretu i szpady. Z tłumu wyróżnia się nie tym, że siedzi na wózku, ale pięknymi blond włosami po pas. Przyniosła ze sobą mnóstwo zdjęć i medali. Nieraz zajmowała miejsce na podium. Na parapecie obok stolika można zobaczyć zdobyte przez nią puchary. Każdy może wziąć do ręki ciężki, złoty medal z paraolimpiady w Sydney.
– W ludziach jest niespotykany potencjał, który ujawnia się w nieoczekiwanym momencie. Lub wcale. Szermierka potrafi wyzwolić takie siły i emocje, o których nie wiemy, że w nas drzemią – opowiada Jagoda. Czym się różni szermierka od floretu? Czy Pani zwiedzała miasta, w których odbywały się zawody? Czy trzeba dużo trenować? – interesowali się „czytelnicy”. Pytam, czy to drogi sport.
– Niestety, tak – odpowiada mistrzyni. – Ale każdy może uczyć się szermierki. Nie trzeba mieć do niej szczególnych predyspozycji.
I czytelnicy...
Barbara Wolniewicz-Grzelak, jedna ze spotkanych w Kafce czytelniczek, podkreśla, że trzeba te niezwykłe książki szanować.
– Są takimi samymi członkami społeczeństwa jak ja, chociaż mają inną kulturę, religię i poglądy. Dzięki takim spotkaniom mogę wyrazić swoją niezgodę na dyskryminację innego. Poprzez dialog przełamujemy uprzedzenia – mówi.
Przychodzą mi na myśl słowa Paula W. Emmersona: „Czasem przeczytanie jakiejś książki stanowi o losie człowieka”. Każdy na co dzień może spotkać się z nietolerancją, antysemityzmem, ksenofobią na własnym podwórku, szkole czy w pracy. Czy będziemy reagować, to już zależy od nas. Od „żywych książek” dowiemy się , jak może czuć się człowiek, kiedy nie zrobimy nic.
W Warszawie, w każdy ostatni poniedziałek miesiąca między 16.00 a 18.00 kawiarnia Kafka przy ul. Oboźnej 3 zmienia się w Żywą Bibliotekę. To miała być jednorazowa akcja (część programu „Każdy inny – wszyscy równi”), ale bardzo pozytywne przyjęcie, z jakim się spotkała, sprawiło, że przerodziła się w cykl spotkań. Co miesiąc możemy „wypożyczyć” inne książki. Wybrałam się do Żywej Biblioteki we wrześniu. Odtąd jestem jej stałą bywalczynią.
Etniczne kolory
Rozglądam się po kawiarni, jedyne wolne miejsce jest przy dziewczynie w jasnoróżowej chuście – hidżabie – jest to znak szczególny Arabek. W ten sposób poznaję Suzan Allawiah. Pochodzi z polsko-syryjskiej rodziny. Mamę ma Polkę, ojca - Syryjczyka. Wiarę odziedziczyła po tacie. Obchodzi islamskie święta. Na spotkaniu czytała modlitwy w języku arabskim. Hidżabu nie nosi na co dzień, tylko od święta. Zakłada go zawsze, kiedy idzie do meczetu. Pokazała nam, jak zakłada się taką chustę. Ma czternaście lat. Jest uczennicą gimnazjum w Warszawie. Lubi swoją szkołę. Ale po 11 września 2001 roku nie czuła się w niej dobrze. Szczególne nieprzyjemności spotkały jej siostrę, którą koledzy przezywali Bin Laden. W tym momencie czytelnicy w Kafce gruchnęli śmiechem.
– To nie było śmieszne – skomentowała poważnie Suzan. Na jej stoliku, poza ciastkami, którymi częstują się goście, leżą: oryginalny Koran, dywanik do modlitw, szkatułki i syryjski paszport.
– Nigdy nie miałem w ręku prawdziwego syryjskiego paszportu – mówi jeden z czytelników.
Większość pytań dotyczy rytuałów islamu. Pytano też, jak żyje się w Syrii, czy często tam jeździ.
Po miesiącu odbyło się kolejne spotkanie Żywej Biblioteki. Tym razem Suzan była czytelnikiem. Myślałam, że ma charakterystyczne dla Arabek długie i czarne włosy. Byłam zaskoczona, widząc jej rudą głowę.
– To kolor po wąsach taty – śmieje się dziewczyna.
Tajemny urok jaskiń
Przy innym stoliku, przy kawie i ciastkach, o pasji swojego życia opowiada grotołaz i alpinista Rafał Kardaś. W prawdziwej jaskini byłam tylko raz, więc tym chętniej przysiadłam się do jego stolika. Na co dzień R. Kardaś uczy geografii. Pytam, czy zaraża swoją pasją uczniów.
– Oczywiście – mówi z dumą. – Niektórzy ze mną schodzą do jaskiń.
Czytelnicy obejrzeli mnóstwo zdjęć z jaskiń, które pan Rafał zrobił i pokazywał na laptopie. Zadawali mu także wiele pytań: czy to jest niebezpieczne? Do jakich jaskiń zamierza Pan jeszcze wejść? Jak głębokie są to jaskinie? Czy zdarzyło się, że będąc w jaskini, czuł Pan, że z niej nie wyjdzie?
– Czasem, kiedy jestem w jaskini, odrywają się skały i zasypują moje wyjście. Wtedy muszę zejść niżej i poszukać innego – odpowiada Rafał Kardaś.
Do stolika podchodzi Magda, organizatorka poprzedniego spotkania. Śmieje się, że gdy ktoś się dosiada nie wie, jakie pytania zostały już zadane i czasem pyta o sprawy, o których była już mowa. I „żywa książka” opowiada cierpliwie jeszcze raz.
Mikołaj inny
Idę do stolika, znad którego dochodzi głośny śmiech. Siedzi przy nim straszy pan z czerwoną opaską na głowie i długą, siwą brodą.
– Dlaczego jest pan „żywą książką”?
– Zorganizowałem akcję „Duża paka dla głodnego dzieciaka. Jestem bezdomnym – odpowiada.
Romuald Modrakiewicz przygotowuje paczki żywnościowe dla dzieci z rodzin w popegeerowskich wsiach. Żeby mieć na nie pieniądze, zbiera puszki. Skarży się, że ludzie biorą go za pijaka. Podkreśla, że nie pije, choć większość bezdomnych ma ten problem. Opowiada o ich życiu, o przytułkach dla bezdomnych i zasiłkach. Nie mówi, dlaczego sam nie ma stałego dachu nad głową, ale też nikt mu takiego pytania nie zadaje. Ważne jest, że potrafił zorganizować tak ważną akcję. Na jego stoliku leżą czerwone lizaki. Romuald rozdaje je „czytelnikom”.
– W końcu jestem Mikołajem – śmieje się głośno.
Wyzwolenie w ruchu
„Czytałam” też inną „żywą książkę”: Jagodę Polasik, niepełnosprawną mistrzynię floretu i szpady. Z tłumu wyróżnia się nie tym, że siedzi na wózku, ale pięknymi blond włosami po pas. Przyniosła ze sobą mnóstwo zdjęć i medali. Nieraz zajmowała miejsce na podium. Na parapecie obok stolika można zobaczyć zdobyte przez nią puchary. Każdy może wziąć do ręki ciężki, złoty medal z paraolimpiady w Sydney.
– W ludziach jest niespotykany potencjał, który ujawnia się w nieoczekiwanym momencie. Lub wcale. Szermierka potrafi wyzwolić takie siły i emocje, o których nie wiemy, że w nas drzemią – opowiada Jagoda. Czym się różni szermierka od floretu? Czy Pani zwiedzała miasta, w których odbywały się zawody? Czy trzeba dużo trenować? – interesowali się „czytelnicy”. Pytam, czy to drogi sport.
– Niestety, tak – odpowiada mistrzyni. – Ale każdy może uczyć się szermierki. Nie trzeba mieć do niej szczególnych predyspozycji.
I czytelnicy...
Barbara Wolniewicz-Grzelak, jedna ze spotkanych w Kafce czytelniczek, podkreśla, że trzeba te niezwykłe książki szanować.
– Są takimi samymi członkami społeczeństwa jak ja, chociaż mają inną kulturę, religię i poglądy. Dzięki takim spotkaniom mogę wyrazić swoją niezgodę na dyskryminację innego. Poprzez dialog przełamujemy uprzedzenia – mówi.
Przychodzą mi na myśl słowa Paula W. Emmersona: „Czasem przeczytanie jakiejś książki stanowi o losie człowieka”. Każdy na co dzień może spotkać się z nietolerancją, antysemityzmem, ksenofobią na własnym podwórku, szkole czy w pracy. Czy będziemy reagować, to już zależy od nas. Od „żywych książek” dowiemy się , jak może czuć się człowiek, kiedy nie zrobimy nic.
Żywa Biblioteka zorganizowana została przez Wolontariat Pomosty Fundacji Wychowawców i Młodzieży „Prom” oraz Stowarzyszenie Młodych Dziennikarzy „Polis” w programie edukacyjnym „Warszawa Różnolita”. Program wpisuje się w idee kampanii Rady Europy „Każdy inny – wszyscy równi”. Wspiera go i dofinansowuje Miasto Stołeczne Warszawa. |
Źródło: inf. własna
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.