Spółdzielczość w II RP. Krótka historia spółdzielczości polskiej. Cz. 2
Ruch spółdzielczy stał się ważnym elementem gospodarki II Rzeczypospolitej. Piotr Frączak i dalsza część opowieści o spółdzielczości w Polsce. Zapraszamy do poznania historii działań, które powinny wydać się bliskie, znajome i inspirujące wielu współczesnym aktywistom i aktywistkom.
Pierwszą część historii spółdzielczości zakończyliśmy podkreślając jej, niedocenianą chyba, rolę w czasie I wojny światowej 👉 Wspólnymi siłami. Krótka historia spółdzielczości polskiej. Cz. 1
Jednak była i druga strona medalu. Spółdzielczość wyszła z wojny - jak zresztą całe społeczeństwo - mocno osłabiona.
Właściwie przestały istnieć spółdzielnie mleczarskie. Spółdzielnie kredytowe straciły znaczną część swoich kapitałów i wielu członków. Spożywcze zostały wykorzystane do zapewnienia dystrybucji deficytowych towarów pod kontrolą społeczną kosztem sposobu dotychczasowej działalności. Zresztą ta możliwość udziału w dystrybucji reglamentowanych towarów spowodował nagle powstanie wielu “spółdzielni” zakładanych przez osoby widzące w tym szansę na własny interes. To oczywiście tylko niektóre ówczesne problemy.
Jednak ruch spółdzielczy stał się ważnym elementem gospodarki II Rzeczypospolitej i ważnym elementem jej życia społecznego.
Przed II wojną światową w Polsce działało prawie 14 tysięcy spółdzielni (z czego ok. 40% to różne spółdzielnie kredytowe, 23% rolniczo-spożywcze, 16% spożywcze). Osoby członkowskie - ok. 3 mln. Jeśli uświadomimy sobie, że udział w spółdzielniach (np. spożywczych, kredytowych, mieszkaniowych) dotyczył nie tylko bezpośrednio osób członkowskich, ale całych rodzin, to spokojnie można przyjmować, że ok. jedna trzecia społeczeństwa korzystała wówczas z usług spółdzielni.
Znaczenie gospodarcze spółdzielni można uznać za równie istotne. To spółdzielnie zapewniały ponad 50% kredytu lokalnego na wsiach. Miały 25% udział w przetwórstwie mleka, a sklepy spółdzielcze obsługiwały ponad 5% całego handlu detalicznego.
Periodyzacja
Historię spółdzielczości w latach 1918-1939 możemy podzielić na cztery okresy.
Pierwszy trwający do roku 1925 to czas porządkowania porozbiorowego i powojennego bałaganu. Lata do roku 1930 to czas rozwoju, który kończy się wraz z nadejściem kryzysu. W zasadzie do roku 1935 mamy trudny czas, nie tylko zresztą, dla spółdzielczości. Kolejne lata to czas odbudowy - w 1939 roku wiele wskaźników opisujących rozwój ruchu spółdzielczego wróciło do stanu z 1929 roku. I pewnie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie II wojna światowa.
Przyjrzyjmy się też jak wyglądała różnorodność spółdzielni według ówczesnych statystyk, choć przyjmowane podziały często mogą budzić pewne wątpliwości. Mieliśmy więc, po pierwsze, spółdzielnie konsumenckie: spożywcze i mieszkaniowo-budowlane. Potem różne rodzaje spółdzielni kredytowych, a w następnej kolejności osobno liczone spółdzielnie rolników, rzemieślników i pracowników. No i, zawsze pojawiająca się, kategoria „inne”.
Był jeszcze jeden ważny podział na spółdzielnie związkowe (należące do związków lustracyjnych czy patronackich) i niezwiązkowe. Tych ostatnich było, plus minus jedna trzecia, choć możemy się domyślać, że wśród nich były spółdzielnie niedziałające, spółki udające spółdzielnie i jacyś „outsiderzy”.
Komentarz
Lustracje wówczas (tak jak i dzisiaj) były obowiązkowe. O lustracje, czyli niezależną od państwa kontrolę nad działaniem spółdzielni, walczono w zaborze pruskim jako o sposób na ograniczenie wpływu państwa na działalność demokratycznych organizacji - przy jednoczesnym dbaniu o interes osób członkowskich. Tak jak i dzisiaj lustracji spółdzielni niezwiązkowych miała przeprowadzać Rada Spółdzielcza (o niej jeszcze za chwilę).
Tak oto historia spółdzielczości w II RP to historia poszczególnych spółdzielni, całych branż, konkretnych miejscowości (np. tzw. Wioski spółdzielcze). My jednak skupimy się na dwu, ogólnokrajowych aspektach, tej historii. Na wewnętrznych procesach integracyjnych i relacjach z administracją centralną.
Samoorganizacja od dołu. Społem i inni
Już w lutym 1918 w Lublinie odbył się I Zjazd Przewodników Spółdzielczości, który myślał o jednolitym ruchu spółdzielczym w nowej Polsce.
W 1921 powstała ustawowo powołana Rada Spółdzielcza, która jednak była w dużej mierze jedynie “erzacem” jednolitego ruchu. Na ruch spółdzielczy wpływały zarówno różnice historyczne (różne porządki prawno-kulturowe zaborów), różnice ideowe (np. między Bankami Ludowymi a Kasami Stefczyka czy między “neutralnymi” a klasowymi spółdzielniami), różne interesy (np. pomiędzy spółdzielniami spożywców a rolno-spożywczymi). To wszystko nie ułatwiało integracji. Więcej: w okresie wojny i tuż po powstało sporo nowych związków lustracyjnych. Działały one czasem branżowo, czasem terytorialnie, a czasem i branżowo, i terytorialnie. Dodajmy jeszcze, że obok związków lustracyjnych działały różnego rodzaju centrale gospodarcze (finansowe czy hurtowe) nie zawsze powiązane ze związkami lustracyjnymi. Różnorodność, a początkowo wręcz bałagan, była trudna do ogarnięcia, a idea integracji miała przed sobą długą drogę.
Na trzecim Zjeździe Przewodników Spółdzielczości w 1924 roku, który miał debatować o dalszym uporządkowaniu struktur część spółdzielców, trochę z zaskoczenia, poinformowano o powstaniu Unii Związków Spółdzielczych w Polsce. Była ona oparta głównie o Związek Spółdzielni Zarobkowych i Gospodarczych w Poznaniu z ks. Stanisławem Adamskim na czele. Zabiegającemu o integrację spółdzielczości Franciszkowi Stefczykowi nie pozostało nic innego jak zawiązać równoległą federacyjną strukturę - Zjednoczenie Związków Spółdzielni Rolniczych Rzeczypospolitej Polskiej. Niedługo potem doszło do znaczącej integracji spółdzielczości spożywców. Do Związku Polskich Spółdzielni Spółdzielczych w 1925 roku dołączyły się Związek Robotniczych Stowarzyszeń Spółdzielczych, a w 1926 Centrala Spożywczych Stowarzyszeń Spółdzielczych Robotników Chrześcijańskich. W ten sposób powstał Związek Spółdzielni Spożywców RP, który od 1935 oficjalnie używał nazwy “Społem”. Na czele Związku stał do swojej śmierci w 1926 r. Romuald Mielczarski, a po nim prezesem został Marian Rapacki.
Tak oto po 1925 roku mieliśmy w zasadzie trzy centrale. Zmiany zaczęły następować w latach 30-tych. W 1931 od Związku Spółdzielni Spożywców odłączył się Związek Spółdzielni Mieszkaniowych i Mieszkaniowo-Budowlanych (późniejszy Związek Spółdzielni i Zrzeszeń Pracowniczych). W wyniku kłopotów związanych z kryzysem i… interwencji Państwa (o czym niżej) w 1934 roku dochodzi do połączenia Unii i Zjednoczenia w Związek Spółdzielni Rolniczych i Zarobkowo-Gospodarczych Rzeczypospolitej Polskiej (ZSRiZG RP).
Tak oto do końca II RP mamy z jednej strony dwa duże związki ZSS RP “Społem” i ZSRiZG RP z drugiej kilka mniejszych, o nich za chwilę, bo wiążą się bezpośrednio z polityką państwa.
Relacje z państwem
Oczywiście relacje między państwem, a ruchem społecznych wyglądały różnie w różnych okresach. Jednak siła i znaczenie ruchu spółdzielczego musiała być brana przez administrację pod uwagę.
Więcej: wydawało się wręcz, że zorganizowane spółdzielnie mogą być doskonałym narzędziem w rękach państwa. Od samego początku więc w różnych ministerstwach próbuje się tworzyć komórki ds. spółdzielczości. Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej próbowało nawet narzucić swoją wizję prawa spółdzielczego, ale napotkało opór spółdzielni. Zaczęły się więc wspólne prace w Ministerstwie Skarbu. Efekt - już w 1919 roku ustawa trafiła do Sejmu. Uchwalono ją pod koniec 1920, a weszła od początku 1921. Warto zwrócić tu uwagę na kilka kwestii, które i dziś warte są zastanowienia.
Prawo spółdzielcze II RP
Po pierwsze od tej pory przynajmniej w nazewnictwie (przypomnijmy wcześniejsze spółdzielnie działały często jako spółki czy stowarzyszenia) mamy porządek.
Po drugie ustawa pozwalała na zakładanie spółdzielni o poręce (odpowiedzialności) ograniczonej i nieograniczonej. Dziś już nie ma spółdzielni o nieograniczonej odpowiedzialności (odpowiedzialność jest do wniesionych udziałów), ale w II RP dwa konkurencyjne nurty w spółdzielczości kredytowej (tak ks. Stanisław Adamski jak i Franciszek Stefczyk) widziały zalety nieograniczonej poręki.
Po trzecie majątek spółdzielni miał być - po rozwiązaniu - przekazany na cel społecznie użyteczny. Dziś - przypomnijmy - też jest to możliwe, ale statut może dozwolić na podział tego majątku wśród osób członkowski spółdzielni.
Po czwarte ustawa ograniczała możliwość oprocentowania udziałów, umożliwiała podziału zysku w stosunku do usług świadczonych spółdzielni przez osoby członkowskie i zabraniała głosowania udziałami.
Ustawa powołała też Radę Spółdzielczą, która miała być “łącznikiem” między rządem a ruchem spółdzielczym. Dyskutowano o tym, czy ma to być urząd czy też raczej ciało doradcze. Społecznicy, bojąc się zbytniej ingerencji władzy w działalność ruchu spółdzielczego, zgodzili się na drugie rozwiązanie.
Jak dalej układały się relacje administracja państwowa - ruch spółdzielczy? W pierwszych latach niepodległości, w czasach największego niedoboru produktów (1921-1922), administracja próbowała wykorzystać spółdzielnie (głównie spożywcze) do zapewnienia w miarę sprawiedliwej dystrybucji dóbr. Zyskiwały na tym powoływane naprędce spółdzielnie (w części po prostu spekulacyjne) i spółdzielnie robotnicze, które zdobywały w ten sposób znaczną ilość członków. Lecz ta forma “kontroli” skończyła się wraz z reglamentacją towarów, zaś spółdzielnie robotnicze, jako niezależny ruch, nie utrzymały się i wróciły jak widzieliśmy w 1925 do “Społem”.
Kolejna ingerencja państwa w ruch spółdzielczy zaczęła się wraz z narastającym kryzysem lat trzydziestych. Wiązało się to z próbami zwiększonej kontroli władz państwowych. Dzieje się to z jednej strony pod hasłem integracji ruchu spółdzielczego (głoszonego przez same spółdzielnie), z drugiej pod presją ekonomiczną i… prawną. Zacznijmy od tej drugiej.
W 1934 roku weszła nowelizacja ustawy, która była elementem budzącego się interwencjonizmu państwowego. Nowelizacja nie była bardzo inwazyjna, ale zwiększała rolę Rady Spółdzielczej, wprowadziła dodatkowe ograniczenia przy rejestracji spółdzielni (konieczność przedstawienia oświadczenia związku rewizyjnego lub Rady Spółdzielczej o celowości założenia spółdzielni). Jednak dużo większe znaczenie miały kwestie finansowe.
Interwencjonizm państwa pozwalał na wymuszanie wstępowania do związków rewizyjnych (np. ustalenie listy związków rewizyjnych, zrzeszających spółdzielnie kredytowe, których wierzytelności nie podlegają przepisom ustawy z dnia 29 marca 1933 r. o ulgach w zakresie oprocentowania i terminów spłaty wierzytelności hipotecznych oraz przepisom rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 24 października 1934 r. o konwersji i uporządkowaniu długów rolniczych [KLIKNIJ] czy przymuszenie zintegrowania się Unii i Zjednoczenia.
Ciekawe jest pozostawienie poza obszarem wymuszonej integracji dwu związków: Związku Spółdzielni Wojskowych i Związku Spółdzielni i Zrzeszeń Pracowniczych, które z uwagę na rolę wojskowych i urzędników państwowych traktowane były jako “z natury” propaństwowe. Z drugiej strony pozostały poza tymi dużymi strukturami również związki mniejszości narodowych. Trzy główne grupy mniejszościowe (oczywiście były i inne) to żydowskie, niemieckie i ukraińskie. Z punktu widzenia państwa, szczególnie te dwie ostatnie grupy, stanowiły problem. Oto w czasie zaborów polska spółdzielczość była ostoją tradycji narodowej. Nie dziwi więc że i ludność niemiecka i ukraińska, szczególnie na obszarach gdzie stanowiła znaczące skupiska, wykorzystywała je do budowania tożsamości i samoorganizacji. Dla władzy państwowej, szczególnie po zbliżeniu sanacji z narodową demokracją pod koniec II RP, był to problem, który próbowano rozwiązywać (tak jak wcześniej czyniły to władze pruskie wobec spółdzielni polskich), w administracyjny sposób. I tak jak władze pruskie, władze II RP mogły się przekonać, że to nieskuteczna metoda. Ukraińska spółdzielczość często była stawiana wśród polskich spółdzielni za wzór zaangażowania.
Jak się rzekło organem doradczym, który miał być pomostem pomiędzy rządem a ruchem spółdzielczym, miała być Rada Spółdzielcza. Nie spełniała ona oczekiwać spółdzielców, a administracja wykorzystywała ten twór do wsparcia polityki państwa (m.in. w procesie “wspieranej” integracji). Do Rady Spółdzielczej, która czasem spotykała się tylko raz do roku, były duże zastrzeżenia i pod koniec lat trzydziestych wypracowano w ruchu spółdzielczym alternatywną wizję Izby Spółdzielczej, ale rzecznictwo na rzecz tej zmiany przerwał wybuch II wojny światowej.
Podsumowując
Ruch spółdzielczy był w czasach II Rzeczypospolitej prawdziwym ruchem społecznym.
Opartym na oddolnej aktywności i samoorganizacji.
Zachowującym, mimo wszystko, znaczną niezależność od administracji.
Stanowiącym ważny element systemu gospodarczego.
Był więc ruch spółdzielczy ważnym elementem społeczeństwa, który próbował z jednej strony ograniczać negatywne strony tzw. “wilczego kapitalizmu” - z drugiej szukał rozwiązań mogących być podstawą bardziej obywatelskiej ekonomii.
Pozostaje pytanie czy spółdzielczość już wypełniła swoją misję dziejową, czy może wręcz przeciwnie - to ona jest szansą dla nowych rozwiązań?
Na to pytanie odpowie praktyka.
przeczytaj koniecznie 👉 Wspólnymi siłami. Krótka historia spółdzielczości polskiej. Cz. 1
O projekcie
Projekt „SAMO-ES. Samoorganizacja przedsiębiorstw społecznych jako odpowiedź na wyzwania społeczne” realizowany jest w partnerstwie, które tworzą Ogólnopolski Związek Rewizyjny Spółdzielni Socjalnych (lider), Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem” z Cieszyna, Stowarzyszenie na rzecz Spółdzielni Socjalnych, Stowarzyszenie Klon/Jawor.
ℹ️ Odwiedź nas: www.samo-es.pl
Projekt „SAMO-ES. Samoorganizacja przedsiębiorstw społecznych jako odpowiedź na wyzwania społeczne”otwiera się w nowej karcie jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach programu Fundusze Europejskie dla Rozwoju Społecznego 2021-2027.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.