Z uczestniczką Szkoły Inicjatyw Strażniczych*, Anną Treit, architektką, współzałożycielką inicjatywy Ratujmy kleszczowskie wąwozy, inicjatorką ogólnopolskiego protestu „Nie oddamy Bieszczad piłom!” i ogólnopolskiej akcji Wspólny Las, która stoi za organizacją prawie 100 leśnych spacerów z okazji Międzynarodowego Dnia Lasów, rozmawia Roksana Maślankiewicz.
UWAGA! Do 3 grudnia 2023 r. trwa nabór do VIII edycji Szkoły Inicjatyw Strażniczych. Zgłoś się!
Więcej informacji na stronie: https://siecobywatelska.pl/sis
Roksana Maślankiewicz: – Pamiętasz pierwszą sytuację, która pchnęła Cię na drogę watchdogowania i twój pierwszy wniosek o informację publiczną? Czy to było przy twoich działaniach na rzecz kleszczowskich wąwozów? A może są to są dwie różne historie?
Anna Treit: – Myślę, że to są trochę dwie rozłączne historie. Działania społeczno-aktywistyczne zaczęły się dla mnie w 2017 roku, kiedy pojechałam do Puszczy Białowieskiej. Chciałam zobaczyć na żywo, co tam się dzieje. Trwała wtedy wielka obrona puszczy przed wycinkami za ministra Szyszki. Tam poznałam wiele osób, aktywistów. Potem w Krakowie przyglądałam się działaniom Cecyli Malik i gdy były protesty przyrodnicze, brałam w nich udział.
Osobiście bardzo mocno się zaangażowałam, kiedy znalazłam psa i zaczęłam z nim często chodzić do lasu. To właśnie w Kleszczowie pod Krakowem zobaczyłam, że w lesie, gdzie bawiłam się z córką w chowanego – jeden kawałek lasu zniknął, a w innym miejscu potężne buki zostały oznaczone do wycinki. Wtedy po prostu się zagotowałam, stwierdziłam – nie, taki las! W dodatku mieszka tu bardzo fajna społeczność, która z tego lasu korzysta.
Co zrobiłaś?
– Zupełnie nie miałam wiedzy przyrodniczej ani wykształcenia, nie wiedziałam, za co się zabrać. Zaczęłam od zaproszenia leśników na spotkanie, rozmowę.
Udało się?
– Przyjechało trzech panów – przywieźli tzw. zielone książeczki – 10-letnie Plany Urządzenia Lasu. Nas było około trzydziestu paru osób. Zaprosiłam też przedstawicieli organizacji zajmujących się ochroną przyrody. Potrzebowaliśmy merytorycznego wsparcia, bo z leśnikami trudno się rozmawia – używają branżowych sformułowań, które nam wszystkim wydają się czarną magią. Potem się okazuje, że to wcale nie jest takie trudne.
Las Zabierzowski, obok którego leży Kleszczów, to jeden z największych kompleksów leśnych w okolicy Krakowa i jest bardzo ciekawy przyrodniczo, a ja do końca nie wiedziałam, jakie plany wobec niego mają Lasy Państwowe. Dlatego zaczęłam korzystać z prawa do informacji i wysyłać pytania do Nadleśnictwa, bo spotkanie niewiele dało. Powiedzieli nam, że będą realizować ten swój plan i nie chcieli iść na ustępstwa. Kolejne spotkanie, już w terenie, zakończyło się tak samo.
Dostawałaś odpowiedzi na twoje wnioski?
– Tak. Ostatniego dnia, po dwóch tygodniach, bo to akurat były wnioski o informację publiczną. Wnioski o informację o środowisku też wysyłałam, na odpowiedź trzeba było czekać miesiąc, ale je również otrzymałam. Nie miałam sytuacji, by Nadleśnictwo nie odpisało, ale często odpowiedzi były bardzo wymijające i skarżyłam je. Na przykład odpowiedź o gatunki chronione zidentyfikowane na terenie lasu – to fatalnie wyglądało – praktycznie nie prowadzono inwentaryzacji przyrodniczych.
Natomiast kiedy wraz z wnioskiem o wstrzymanie wycinek przekazałam Nadleśnictwu informację o gatunkach, które ja zinwentaryzowałam, dostałam odpowiedź, że obecnie nie planujemy wycinek i że zgłoszone przeze mnie gatunki zostaną wzięte pod uwagę przy kolejnym opracowywaniu Planu Urządzenia Lasu. Ja to tak zrozumiałam, że odstąpią od tych wycinek.
Tak łatwo poszło?
– Nie. Po trzech miesiącach… ogłoszono przetarg na wycinkę w tych wydzieleniach (las jest podzielony na obszary, tzw. wydzielenia). Złożyłam skargę na Nadleśniczego do Regionalnego Dyrektora Lasów Państwowych i w ciągu 30 dni otrzymałam odpowiedź, że Nadleśniczy nieprecyzyjnie się wyraził w odpowiedzi na wniosek o wstrzymanie wycinek i został pouczony, a plan wycinki będzie faktycznie realizowany.
Usłyszałam też od kogoś, że Lasy Państwowe zamówiły ekspertyzę i badania za kilkanaście tysięcy złotych. Wyniki wsadzono do szuflady, ale ktoś się wygadał. Zawnioskowałam więc o ich udostępnienie.
Udostępniono mi bardzo ciekawe opracowania, które potwierdzały to, co ja odkryłam, plus dodano jeszcze drugie tyle gatunków. Wiadomo – jak przyszedł briolog do lasu, to wszystkie mchy i wątrobowce zbadał. Jak przyszedł ornitolog – zbadał awifauny, dodał wiele gatunków nowych ptaków, w tym chronionych, do tego napisał, że tu nie powinno się prowadzić wycinki, bo jest to cenny dla ptaków teren, mnóstwo starych drzew, dziupli itd.
Jak zabrałaś się w ogóle za inwentaryzację? Mogłaś liczyć na pomoc specjalistów?
– Ja zaczęłam inwentaryzację botaniczną, bo to jest najłatwiejsze. To była pierwsza pandemiczna wiosna, kiedy byliśmy zamknięci w domach. Chodziłam do lasu i patrzyłam, co rośnie, co kiełkuje i fotografowałam. Wypuszczałam się regularnie raz w tygodniu, na kilka godzin, więc pierwsze takie opracowanie zrobiłam sama.
Przez znajomości rodzinne, jak po kłębku szukałam, kto jest gdzieś na uczelni i kogo mam do dyspozycji. I tak dotarłam np. do geologa, Jana Urbana, który przygotował dla nas opracowanie geologiczne, m.in. na temat Jaskini Leśnych Skrzatów, która jest w Lesie Zabierzowskim. Jaskinia ma 60 metrów i nawet zorganizowaliśmy jej zwiedzanie – przyszło sporo rodzin z dziećmi, dzieciaki miały dużą frajdę.
Potem mierzyłam drzewa pomnikowe i złożyłam do gminy wnioski o powołanie 49 pomników. Powołano sześć. I tu mam średnie doświadczenia. Trwało to okropnie długo, ze strony gminy nie było kontaktu. Po półtora roku dowiedziałam się, że pomniki zostały utworzone, gdy zobaczyłam tabliczki.
Szkoda, że nie wykorzystano okazji, by zrobić coś wspólnie ze społecznością. Niestety mam wrażenie, że często jesteśmy traktowani jak problem, bo czegoś chcemy i kontakt z instytucjami jest utrudniony. Kiedyś, gdy zapytałam, dlaczego nie zaproszono nas na spotkanie Lasów Państwowych z Zespołem Parku Krajobrazowego jako strony społecznej, dowiedziałam się, co było bardzo zabawne, że spotkano się w ramach kompetencji.
A propos kompetencji, zdecydowałaś się w nie uzbroić i zrobiłaś specjalne studia?
– Tak, bo nie wiedziałam, na ile nasz las jest faktycznie cenny przyrodniczo. Dotarłam więc do dwóch profesorów z Katedry Bioróżnorodności Leśnej Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie – prof. Szwagrzyka i prof. Bodziarczyka i zaprosiliśmy ich do lasu. Od nich dowiedziałam się, że właśnie ruszają zapisy na studia z ochrony przyrody. Stwierdziłam, że nie będę czekać i się zapisałam.
Gdy weszli do naszego lasu, byli zaskoczeni. Mówili, że wożą studentów w Bieszczady czy Beskid Niski, a tutaj jest teren z tak dużą ilością martwego drewna, starych drzew, mikrosiedlisk, który mógłby być rezerwatem przyrody. Ja to podchwyciłam.
Stąd właśnie wszystkie badania, które rozpoczęłam i potem starałam się o ich finansowanie – z Funduszu Obywatelskiego im. Henryka Wujca (dwa mikrogranty), Funduszu Feministycznego, Fundacji Dziedzictwa Przyrodniczego, Funduszy Norweskich i zbiórki, którą Pracownia na rzecz Wszystkich Istot dla nas zrobiła. W sumie po prawie trzech latach badań, także bardzo profesjonalnych, sam Nadleśniczy stwierdził, że nie ma tak przebadanego terenu w Nadleśnictwie, jak nasz las. Przebadaliśmy botanikę, briologię, entomologię, nietoperze, geologię, mykologię, gady, płazy, a Nadleśnictwo ptaki.
Co ma zrobić osoba, która spaceruje po lesie, widzi drzewa oznaczone do wycinki i nie chce do niej dopuścić? Jakie pierwsze kroki byś poleciła? Mówiłaś o inwentaryzacjach, zbieraniu kontaktów…
– Lasy Państwowe mają realizować swoją gospodarkę według Ustawy o lasach, gdzie wymienia się trzy funkcje lasów – gospodarczą, czyli tą wycinkową, przyrodniczą i społeczną. Najpierw bym się zainteresowała, czy las jest cenny przyrodniczo. Sprawdziłabym, w jakim wieku są drzewa, czy są takie, które mogą mieć wymiary pomnikowe. Można to sprawdzić w rozporządzeniu o pomnikach przyrody, gdzie jest tabelka z wymiarami dla każdego gatunku. Pomnik ustanawia gmina, nie Lasy Państwowe. Jeżeli ktoś ma zaprzyjaźnioną gminę, to też może być łatwiejsze. Są jeszcze inne formy ochrony, o które można wnioskować. Rezerwat jest najwyższą, choć mało docenianą, formą ochrony. Tak samo parki narodowe.
Łatwo doprowadzić do tego, by las był w ten sposób chroniony?
– Tylko 3% lasów jest objęte właśnie taką ochroną i w ciągu ostatnich dwudziestu lat nie powstał żaden nowy park narodowy, rezerwatów też bardzo mało się powołuje. Jest duży sprzeciw leśników, żeby je tworzyć.
To co jeszcze możemy zrobić?
– Warto w Nadleśnictwie lub w Planie Urządzenia Lasu sprawdzić, co zaplanowano na dany rok i jakie faktycznie mają być wycinki. Jest Bank Danych o Lasach – tam znajdziemy interaktywną mapę Lasów Państwowych. Można nawet mieć aplikację mBDL w telefonie i przy włączonym GPS-ie zorientować się, w którym wydzieleniu lasu jesteśmy – do każdego wydzielenia są przypisane jakieś działania gospodarcze. Polecam również mapę stworzoną przez Fundację Lasy i Obywatelki – Zanim wytną Twój las – można prześledzić planowane wycinki w interesującej nas okolicy.
Jeśli las jest miejscem chętnie odwiedzanym przez mieszkańców, warto w pismach w sprawie wycinek podkreślać jego społeczną funkcję, a także angażować bywalców lasu w akcje na rzecz jego ochrony.
Tobie świetnie udało się zaangażować społeczność. Organizowaliście też nietypowe akcje, np. kolędowanie w lesie.
– Tak, u nas od tego się zaczęło. Leśnicy powiedzieli nam, że nie mogą odstąpić od wycinki, przetarg był rozstrzygnięty. Był styczeń i doszły do nas plotki, że lada moment mogą wjechać i ciąć, więc zorganizowaliśmy kolędowanie.
Zainteresowanie przerosło wyobrażenia, było 80 osób, a Kleszczów to malutka wioska licząca między 300 a 400 mieszkańców. Przyjechało też trochę osób z Krakowa. Była Cecylia Malik, był akordeon, skrzypek, śpiewaliśmy kolędy, była gwiazda, szopka. Wyszło fajne wydarzenie.
Zainteresowały się media, a to też bardzo ważne. W ogóle radziłabym angażować ludzi ze wszystkich stron – naukowców, dziennikarzy, mieszkańców. Zapraszać ich na przyrodnicze spacery, żeby po prostu pokazywać, że las jest fajny. U nas było bardzo dużo różnych spacerów – o owadach, grzybach, siedliskach, typach lasu, do jaskini. Organizowaliśmy też zabawy dla dzieci. Był Kasper Jakubowski z Fundacji Dzieci w Naturę, który ma duży dar opowiadania o przyrodzie dzieciom. Były warsztaty ceramiczne, malowanie ptaków. Rok temu mieliśmy nawet kawiarenkę na łąkach, było 120 osób i to jest aż za dużo na ten las. Organizowaliśmy dużo rzeczy, na które było zapotrzebowanie w pandemii i jest teraz. To bardzo wszystkich ludzi jednoczyło, ale wymagało dużej konsekwencji.
Co jeszcze było dla Was pomocne?
– Oprócz tych wydarzeń, to jednak też ciągłe pisanie pism, żeby leśnicy czuli, że nie odpuszczamy. Gdy tworzyli nowy Plan Urządzenia Lasu, zrobili konsultacje w terenie i pokazali mapę. Początkowo były rozmowy, że w każdy wydzieleniu wycięte zostanie 20% lub 30% lasu, a w wąwozach wycinka nie będzie prowadzona. Dla nas ta propozycja była nie do przyjęcia – wiadomo, że wycinka w wąwozach jest nieopłacalna, więc to nie było żadne ustępstwo z ich strony.
Natomiast myśmy się uparli i żądaliśmy odstąpienia od wycinki na obszarze 100 hektarów.
Nadleśniczy powiedział, że w takim razie odstępuje od wycinki i będzie zapis, że na tym terenie proponuje się utworzenie rezerwatu. Cieszę się, że na 10 lat udało się z leśnikami ustalić, że tego lasu nie będą wycinać (Plan Urządzenia Lasu przygotowuje się co 10 lat – przyp.red.).
Sukces.
– Tak, natomiast dalej mam obawy, że to jest tylko na jakiś czas, bo ten teren nie jest jeszcze rezerwatem i dlatego dalej ślę w tej sprawie pisma do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (RDOŚ). To ewenement, że instytucja, która ma w nazwie „ochronę środowiska” jest przeciwna powołaniu rezerwatu.
Dwa lata temu pierwszy wniosek o stworzenie rezerwatu został odrzucony tylko po jednej wizji terenowej. Zawnioskowałam do RDOŚ o notatkę z tej wizji i ją otrzymałam. Napisano tam, że ten teren, w porównaniu z innymi rezerwatami, nie przedstawia walorów przyrodniczych wystarczających do objęcia ochroną. Chciałam się dowiedzieć, na jakiej podstawie tak stwierdzono, czy zrobiono jakieś porównanie itd… Dostałam w odpowiedzi linki do wszystkich planów ochrony rezerwatów w tym Nadleśnictwie. Nie wiem, w jakim celu, żebym sobie to sama przyrównała?
Totalnie nie na temat…
– Nie wiem, czy jest jakaś luka prawna w wytycznych, w Ustawie, że to ma być teren, który wyróżnia się na tle innych, ale jest to bardzo uznaniowe. Wtedy padło, że to strona społeczna będzie musiała udowodnić te walory.
W marcu 2023 roku kolejny wniosek złożył Klub Przyrodników. Uznałam, że lepiej, by przeredagowany i uzupełniony o nowe dane wniosek przedłożyła jakaś znacząca instytucja, która nas popiera. Ten wniosek też odrzucono. Uzasadniono, że ten teren jest wystarczająco chroniony zapisem w Planie Urządzenia Lasu, w którym proponuje się, by powstał tu rezerwat. Sprawa jeszcze się nie skończyła. Teraz swoją opinię przedstawi Regionalna Rada Ochrony Przyrody przy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. To organ doradczy RDOŚ-u.
Czyli sam zapis, że planowany jest rezerwat, nie niesie konsekwencji, że gdy się skończy 10-letni plan dla lasu, to musi tam powstać rezerwat?
– Nie niesie większych konsekwencji prawnych. Nawet Nadleśniczy może to aneksem też czy we wpisie łatwo zmienić. Ale to i tak bardzo dużo. I dziwi mnie, że skoro leśnicy ustąpili, RDOŚ tak bardzo się upiera.
Wracając jeszcze do wątku spacerów. Czym jest inicjatywa Wspólny las?
– Działając w „Ratujmy Kleszczowskie Wąwozy”, zrobiłam sobie przyrodnicze wakacje. Zaczęłam od odwiedzenia Inicjatywy Dzikie Karpaty w Bieszczadach, Puszczy Białowieskiej i Biebrzańskiego Parku Narodowego. Zobaczyłam, jak ważne działania dla ochrony Puszczy Karpackiej podejmują aktywiści IDK i jak trudno było przebić się wtedy z tym tematem do mediów ogólnopolskich. Puszczą Karpacką i Podkarpaciem mało kto się interesuje, tylko media lokalne. Po raz pierwszy wtedy organizowałam ogólnopolską akcję – protest w obronie Puszczy Karpackiej „Nie oddamy Bieszczad piłom”. Protestowaliśmy pod 17 Regionalnymi Dyrekcjami Lasów Państwowych, w ten sam dzień, domagając się ochrony puszczy. To było bardzo fajne i to pomogło mi nawiązać kontakty w całej Polsce.
Po udanym ogólnopolskim proteście w obronie Puszczy Karpackiej i beznadziejnej sytuacji z ochroną kleszczowskich wąwozów postanowiłam zorganizować ogólnopolskie wydarzenie – leśne spacery. To było po protestach kobiet (często w formie spacerów), pierwszej pandemicznej jesieni. Na tej fali pomyślałam – spacerujmy w takim razie po lasach, pokażmy, że jest nas dużo, przy okazji zgłaszajmy proste postulaty. A oprócz tego, spotkajmy się. Nie można się spotykać w zamkniętych pomieszczeniach, więc spotkajmy się w lesie. Apelowaliśmy do decydentów o priorytetowe traktowanie funkcji społecznej i przyrodniczej w lasach ochronnych i podmiejskich oraz o ochronę najlepiej zachowanych i najstarszych lasów. Żądaliśmy realnego udziału obywateli i obywatelek w podejmowaniu decyzji o lasach.
Z tego zrodził się „Wspólny las” – inicjatywa wspólnych spacerów do lasów, puszcz i borów w całej Polsce, w którą włączyło się prawie 100 różnych grup – harcerze, uczniowie, seniorzy, sędziowie itd. To miała być jednorazowa akcja. Zbliżały się jednak kolejne okazje, np. Międzynarodowy dzień lasów, który wypada na pierwszy dzień wiosny, więc postanowiliśmy ten termin wykorzystać i zrobić oddolne Obywatelskie święto lasu.
Potem nas dopytywano, czy będą kolejne edycje. Zaczęliśmy więc organizować tematyczne, edukacyjne spacery np. o inteligencji lasu, o Matkach drzew, o podziemnych połączeniach drzew, roślin i grzybów, o połączeniach lasu i wody itd. Ludzie naprawdę na te spacery czekają, cieszą się i pytają o kolejne.
Jak myślisz, skąd wziął się sukces tej akcji, to, że udało wam się trafić do tylu osób?
– Myślę, że media podchwyciły temat, mieliśmy stronę na Facebooku, spoty filmowe, które dotarły do ludzi. Wydaje mi się, że za pierwszym razem, paradoksalnie, pandemia pomogła, bo na przykład u nas w Kleszczowie dzieci, które nie widziały się w szkole, cieszyły się, że miały możliwość zobaczenia się w lesie. Za pierwszym razem mieliśmy najwyższą frekwencję. Za drugim razem było nas nieco mniej, a teraz znowu jest więcej. W tym roku Obywatelskie święto lasu to 62 inicjatywy.
To fajnie, że ta inicjatywa okrzepła i nie był jednorazowa.
– Tak i pokazuje, że potrzebujemy wszyscy takich pozytywnych wyjść, różnych spacerów edukacyjnych czy wycieczek. Część osób na naszych spacerach się powtarza, przychodzą nowi. Rośnie też świadomość ludzi, jest wiele innych inicjatyw, jak Lasy i obywatele – prowadzą mapę zaplanowych rębni i mapę inicjatyw na rzecz lasów. Wydaje mi się, że rośnie odwaga i poczucie sprawczości.
I troska o dobro wspólne…
– Tak i oby rosła.
A skąd się dowiedziałaś o Szkole Inicjatyw Strażniczych, czy to wiąże się z twoimi działaniami na rzecz lasów?
Tak, to się bardzo łączy. Byłam na spotkaniu inicjatyw leśnych, gdzie była Marzena Błaszczyk (członkini zarządu Watchdoga) i ona mi powiedziała o Szkole Inicjatyw Strażniczych. Zgłosiłam się i jeszcze ściągnęłam koleżankę ze stowarzyszenia, które założyliśmy tutaj pod Krakowem. W Szkole w ramach treningowego monitoringu przyglądałam się razem z innymi uczestniczkami krakowskim rzekom.
Rzeki też cię interesują?
– Tak, należę do kolektywu Sióstr Rzek założonego przez Cecylię Malik. To grupa kobiet ratujących naturalne cieki wodne przed betonowaniem i regulowaniem. Razem z SR zorganizowałyśmy protest w obronie źródeł potoku Wieprzówki w Madohorze w Beskidzie Małym. O ochronę tego terenu od kilku lat wnioskuje Urząd Gminy Andrychowa przy wsparciu organizacji przyrodniczych, w tym Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, w której obecnie pracuję i przygotowuję wniosek o poszerzenie rezerwatu Madohora.
Przygotowujesz go sama, czy z jakimś wsparciem?
– Współpracuję ze specjalistami, ponieważ potrzebne są opracowania hydrologiczne i botaniczne. To też nowy temat dla leśników, dlatego w czasie spacerów w ramach „Wspólnego lasu” rozmawiamy o lesie i wodzie. Od hydrogeologa z Krakowa, który przyjechał do Madohory, dowiedziałam się, dlaczego wycinki starych drzew są tak niekorzystne, jak wpływają na osuwiska, jaką moc zatrzymywania wody i spowalniania jej spływu mają korzenie drzew i że te drzewa są właśnie tam niezbędne. Stare drzewa to strażnicy wody. Będę też współpracować ze specjalistą od siedlisk przyrodniczych, ale i od drapieżników, bo na tym terenie występują rysie, wilki i być może niedźwiedź.
Gmina Andrychów też wnioskowała o powiększenie Rezerwatu Madohory, bo miasto czerpie 90% wody z Wieprzówki. Rzeka już raz wyschła – nie było wody i gmina musiała ją drogo kupować.
Leśnicy zupełnie nie rozumieją problemu, mówią nam na przykład, że to właśnie młode drzewka zatrzymują wodę. Gdy robimy spotkania w siedzibie Gminy, Nadleśniczy w ogóle nie przyjeżdża, wysyła jakiegoś pracownika, który mówi, że on tutaj przyszedł się przysłuchiwać. Na razie osiągnęliśmy tyle, że obiecali nie robić żadnych wycinek do końca roku.
Czyli czują presję i jakiś mały sukces udało się osiągnąć.
– Napisaliśmy apel do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, pod którym podpisało się aż 50 różnych inicjatyw. Pisały o nim media. Na spotkania dotyczące rezerwatu przychodzi wiceburmistrz, przedstawiciel zespołów parków krajobrazowych, przedstawiciele lokalnej społeczności, lokalne stowarzyszenie, naukowcy, ale Nadleśniczy się nie pojawia (śmiech). Nie wiem, dlaczego tak trudno mu z nami rozmawiać, przecież nikt z nas nie walczy o wyłączenie z wycinek całego Nadleśnictwa. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że potrzebujemy drewna, że gospodarka leśna musi być prowadzona, ale dlaczego trochę jednak nie zostawiać przyrodzie? Zwłaszcza lasów górskich, na których terenie gospodarka leśna jest deficytowa, a od których zależy dostęp do wody, do którego prawo mają wszyscy.
I być w dialogu z lokalną społecznością…
– Tak, oni chyba się tego boją. I nie traktują nas jak partnerów do rozmowy. Na jednym ze spotkań padło pytanie, czy mamy przyrodnicze wykształcenie.
Bo inaczej nie będą z wami rozmawiać?
– Tak się złożyło, że ja akurat skończyłam studia w tym kierunku. I na spotkaniu z leśnikami mówiłam, że nie powinni wycinać drzew biocenotycznych (żywe lub martwe drzewo niespełniające norm produkcyjnych pozostawiane w lasach w celu zwiększenia różnorodności biologicznej – przypis red.), a w promieniu 30 m. od skał wapiennych nie należy wycinać drzew. To akurat jest napisane w opracowaniu, które sami zamówili. Leśniczy chyba nawet nie wiedział o tej ekspertyzie, byłam z nim potem w lesie i odznaczał te drzewa przy skałach.
Ewidentnie mówisz „po przyrodniczemu” i udowadniałaś, że masz stosowne wykształcenie.
– Tak, teraz na starcie mówię, że skończyłam studia z ochrony przyrody na Wydziale Leśnym Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie i wszystkim polecam. Trzy osoby z Nadleśnictwa w zeszłym roku je ukończyły.
Zostałaś ambasadorką kierunku!
– Tak, śmieję się, że się inspirują. Ale też się wiele zmieniło w międzyczasie. Został zdymisjonowany Regionalny dyrektor Lasów Państwowych w Krakowie, z którym nie dało się współpracować.
Obchodziliśmy niedawno 20-lecie Watchdoga i 20-lecie ustawy, czego sobie i nam wszystkim z tej okazji życzysz?
– Żeby ten dostęp był, trwały, bo wiemy, jak w ostatnich latach prawo się zmieniało. Mamy różne zagrożenia, na przykład „Lex Knebel”. To skandaliczna ustawa, która weszła w życie i pozwala uznać każdą inwestycję jako strategiczną i uniemożliwić udział społeczeństwa w konsultacjach. To jest dramat.
Życzę też, żeby w końcu społeczeństwo było inaczej traktowane – z szacunkiem. By informacja była nam udostępniania i to nie na ostatnią chwilę, by nie było opłat za informacje o środowisku. Żebyśmy też byli zaproszeni, żeby chciano z nami konsultować pewne sprawy i słuchać, bo od dołu może wyjść bardzo dużo potrzeb, a rządzący są przecież dla nas, a nie na odwrót. I żeby jak najwięcej osób się do was zgłaszało, jak najwięcej szkoleń było i wiedzy przekazywanej! I żeby się ludzie nie bali się korzystać ze swoich praw.
Czyli polecasz udział w Szkole Inicjatyw Strażniczych?
– Pewnie, że polecam! To bardzo ciekawe doświadczenie i zetknięcie się z tematami, którymi zajmują się inne osoby. Na niektóre bym nawet nie wpadła. Ścieżka prozwierzęca była dla mnie też bardzo inspirująca, spotkania z Anią Chęć i Karoliną Kuszlewicz, pomysły na włączanie młodzieży, wiedza o obowiązkach gminy, o których nie miałam pojęcia! Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy, ale też zatrważających i szokujących o łamaniu praw człowieka. Bardzo za to fajne były prace grupowe, spotkania z ludźmi, wymiana doświadczeń. Jest tyle przestrzeni, w których działamy. To daje energię i nowy zapał.
UWAGA! Do 3 grudnia 2023 r. trwa nabór do VIII edycji Szkoły Inicjatyw Strażniczych. Zgłoś się!
Więcej informacji na stronie: https://siecobywatelska.pl/sis
*Szkoła Inicjatyw Strażniczych organizowana jest w ramach projektu „Szkoła Inicjatyw Strażniczych – 2 regiony”. Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.
Źródło: Sieć Obywatelska Watchdog Polska