„Od wielu lat zwracamy uwagę, że poza dialogiem społecznym, potrzebny jest jeszcze dialog obywatelski. Taki dialog oznacza poszerzenie instytucji uczestniczących w nim także o grono organizacji pozarządowych”. O dojrzewaniu idei Rady Dialogu Obywatelskiego, w przededniu ostatniego spotkania RDPP IV kadencji, opowiada Jakub Wygnański.
Po drugie warto zacząć od tego, że istnieją w Polsce różne instytucjonalne mechanizmy komunikacji między organizacjami pozarządowymi a administracją, tą szczebla centralnego i tą szczebla lokalnego. Jednym z nich są oczywiście Rady Działalności Pożytku Publicznego – szczególnie ta na poziomie krajowym. Traktujemy to w Polsce jako nieomal oczywiste, ale bynajmniej nie jest to standard w wielu krajach i na tym tle odróżniamy się pozytywnie.
Wielokrotnie podejmowana była dyskusja na temat tego, czym właściwie RDPP i rady lokalne są: czy to jest organ doradczy administracji, czy może forma zastępcza reprezentacji sektora, jak wyłaniać jej członków w zależności od funkcji tego rodzaju ciał? Testowaliśmy różne modele. Na przykład przy powoływaniu Rady pierwszej i drugiej kadencji mieliśmy pewną formę wyborów, czy raczej parawyborów. Organizacje wskazywały, których spośród zgłoszonych kandydatów chciałyby widzieć w Radzie. Ale zawsze jednak ostateczna decyzja, mniej lub bardziej roztropnie, podejmowana jest przez ministra, który „komponował” skład rady. Mówię tu o poziomie krajowym, ale analogiczna sytuacja dotyczy też rad lokalnych. Tu wiele się zmienia i jest to, co uważam za najważniejsze, proces „uczący się”.
Trzeba pamiętać, że analogiczne wyzwanie dotyczące komunikacji z rządem i między sobą (dialog autonomiczny) mają też inne środowiska. Pewnie najbardziej znanym instytucjonalnym mechanizmem takiej komunikacji jest (a właściwie była) Komisja Trójstronna ds. Społeczno-Gospodarczych. Mówię „była” – bo od jakiegoś czasu to ciało nie działa. Pojawił się zatem w środowisku partnerów społecznych pomysł, że trzeba tę komunikację zacząć niejako od początku. Pracodawcy i związki zawodowe przystąpiły do pisania ustawy o radzie dialogu społecznego, którą w ostatnich dniach, po konsultacjach, rząd przyjął jako swój projekt.
Dokument ten od dawna był przedmiotem zainteresowania różnych środowisk, wszyscy chcieli zobaczyć, co zawiera. Rozmawiamy, gdy projekt tej ustawy jest już znany, ale trzeba wiedzieć, że kilka miesięcy próbowaliśmy się dowiedzieć, jakie propozycje on zawiera. Rada Działalności Pożytku Publicznego, bo ta ustawa jest przecież procedowana w tym samym ministerstwie, próbowała zaprosić na swoje posiedzenie przedstawicieli Departamentu Dialogu Społecznego MPiPS, ale odpowiedziano nam, że dopóki prace nie zostaną zakończone, nie zobaczymy projektu. Ten brak transparentności wzbudził uzasadniony niepokój. Nie tak wyobrażamy sobie reguły stanowienia prawa. Teraz znamy już szczegóły, ale pozostanie rodzaj rozczarowania, że ustawa powstawała w czymś rodzaju „tunelu”.
Dlaczego prace nad tym dokumentem są tak ważne dla środowiska organizacji?
Swego czasu podejmowaliśmy rozmowy o tym, aby poszerzyć Komisję Trójstronną o organizacje społeczne, organizacje pozarządowe i zmierzać w kierunku dialogu obywatelskiego. Bardzo dużą pracę na rzecz takiej zmiany wykonywała nasza nieżyjąca już koleżanka Marzena Mendza-Drozd. To, co teraz robimy, czy bardziej osobiście, to co ja staram się robić, traktuję jako kontynuację jej wysiłków.
Można chyba powiedzieć, że związki zawodowe i pracodawcy z jednej strony rozumieli taką potrzebę, ale z drugiej – wiedzieli, że jeżeli do stołu siądzie nie trzech, ale więcej partnerów, to moc negocjacyjna takiego gremium jest znacznie mniejsza. Pewnie między innymi dlatego przygotowali taki projekt ustawy, w którym organizacji pozarządowych nie ma.
Należy odpuścić, czy walczyć?
Kto miałby zasiadać w Radzie Dialogu Obywatelskiego?
A strona rządowa?
Dla nas największym wyzwaniem jest „wybieralność” sektora. To jest bardzo stara dyskusja. Jak napisać ordynację wyborczą? Po wyborach przedstawicieli organizacji do komitetów monitorujących jesteśmy trochę mądrzejsi. Dostaliśmy cenne, ale też czasem bolesne, nauczki, jak działają procedury wyborcze i jak, mówiąc ordynarnie, można ukraść wybory. Może też potrafilibyśmy teraz temu zapobiegać. Tak czy inaczej, hipoteza robocza jest taka, że byłaby to rada, w której znaleźliby się przedstawiciele rządu i przedstawiciele środowiska pozarządowego i powinno ich być istotnie więcej niż te dziesięć osób, które obecnie zasiadają w Radzie Działalności Pożytku Publicznego.
Czy jest już pomysł, w jaki sposób ta rada byłaby skonstruowana?
Czym miałaby się zajmować ta rada?
Dla przykładu, moim zdaniem, powinna się zająć tym, że obecnie poza jednym dosłownie resortem (MPiPS), inne nie mają programów współpracy z organizacjami pozarządowymi (nad kolejnymi w czterech resortach pracuje teraz OFOP i trzymajmy kciuki, żeby to się powiodło).
To musiałoby być prawdopodobnie takie miejsce, w którym dyskutuje się o zagadnieniach ważnych dla całego środowiska pozarządowego, ale także o takich, które są powiązane z kwestiami branżowymi. Tutaj pojawia się kolejne pytanie: jaka część dyskusji np. o kulturze czy o nauce mogłaby się tam toczyć. To chyba zależy od tego, na ile skutecznie działać będą dialogi „branżowe”.
Warto przypomnieć, że obecnie na ukończeniu są w parlamencie prace nad nowelizacją ustawy o działalności pożytku publicznego. Przewiduje ona m.in., że ministerstwa obowiązkowo muszą mieć programy współpracy – ich częścią może być powoływanie takich branżowych rad. Innymi słowy, może kiedyś będziemy mieli „kłopot”, że aż w trzech miejscach rozmawiamy np. na temat służby zdrowia. Życzyłbym tego sobie – na razie takiego problemu nie mamy.
Myślę, że rada w tej nowej formule mogłaby robić więcej niż aktualna RDPP z prostego powodu, że byłoby więcej rąk do pracy i silniejsze zaplecze. To, co można „pożyczyć” z Rady Dialogu Społecznego, to na przykład własny sekretariat. Projekt ustawy umieszcza go przy Ministerstwie Pracy, ale o jego kształcie i zadaniach decyduje strona związkowców i pracodawców.
Po za tym ta rada powinna także rozmawiać z innymi, np. ze związkami samorządowymi. To samo dotyczy zresztą pracodawców i pracobiorców. Warto rozważyć pomysł, aby między trzema ciałami, o których tu mowa, dochodziło do wzajemności w wymianie obserwatorów czy „ambasadorów”. W szczątkowej formie istnieje to obecnie, ale wymagałoby wzmocnienia. Z tego punktu widzenia rozsądny wydaje się postulat, aby w konstruowanej obecnie Radzie Dialogu Społecznego znalazło się miejsce dla obserwatorów spoza grona pracodawców i związkowców. Oczywiście takie zaproszenie powinno być skierowane ze strony RDPP także w drugą stronę.
Różnie zresztą można to rozwiązać, ale ważne jest, aby budować skuteczne mechanizmy komunikacji międzyśrodowiskowej i być w stanie prowadzić dialog autonomiczny czy poziomy, a nie wyłącznie dialog z rządem. Dla wielu spraw komunikacja taka byłaby bardzo pożądana. Weźmy ustawę o bezpłatnej pomocy prawnej. Dla nas stroną w tej dyskusji było niemal wyłącznie Ministerstwo Sprawiedliwości. Może niesłusznie, może nie mniej ważne jest uzgodnienie wspólnego stanowiska ze związkami samorządowymi, które w praktyce mają być organizatorem usług poradniczych. Tak zresztą sprawy powinny być prowadzone, jeśli serio traktujemy zasadę pomocniczości.
Czy Rada Dialogu Obywatelskiego miałaby zastąpić Radę Pożytku?
Jesteśmy właśnie w trakcie wyborów do nowej RDPP...
Osobiście uważam że pośpiech będzie tu złym doradcą. Rzecz jasna należy możliwie niedługo wyartykułować ten pomysł i poznawać opinie na jego temat w środowiskach politycznych, ale nad szczegółami tego rozwiązania i testowaniem rozwiązań (jeśli w ogóle zdecydujemy się na nie) trzeba będzie jeszcze długo pracować.
W tym wypadku wydaje mi się rozsądne ćwiczenie pewnych elementów tego pomysłu na podstawie dobrowolnych praktyk i dopiero w oparciu na nich zbudowanie rozwiązań legislacyjnych. Zdaję sobie sprawę, że są też inne pomysły, a zatem takie, że bez ustawy to nie ma prawa działać i będzie pozorne. Tak czy inaczej stosunkowo szybko trzeba sformułować założenia całego przedsięwzięcia, dyskutować o nich i niektóre elementy zacząć sprawdzać w praktyce.
Dobrym przykładem jest sama RDPP. W tej sprawie bardzo istotną rolę ma MPiPS i osobiście pan minister Kosiniak-Kamysz, które będzie powoływał niebawem nowy skład RDPP. Obecnie liczy ona dziesięcioro przedstawicieli organizacji wskazywanych przez Ministra na podstawie zgłoszeń samych zainteresowanych (z odpowiednimi poparciami). Znamy tę procedurę, więc nie ma potrzeby jej opisywać.
Trzeba jednak pamiętać, że w obecnie proponowanej nowelizacji ustawy o pożytku publicznym mowa jest o tym, że liczba 10 nie jest liczbą maksymalną, ale minimalną. Innymi słowy po wejściu w życie nowelizacji liczebność Rady może być większa. Być może też sposób ich wyłaniania mógłby być prototypem/testem dla przyszłych rozwiązań Rady Dialogu Obywatelskiego.
To dotyczy także sposobu traktowania takiej rozszerzonej wersji RDPP przez Ministra Pracy czy szerzej rząd i inne środowiska (samorząd i partnerów społecznych). Zmiana taka nie musi wiązać się od razu ze zmianą ustawy, ale raczej z dobrymi praktykami. Dla przykładu uczestnictwo tego ciała w procesach legislacyjnych (mówiąc wprost aktywniejsze niż obecnie wykorzystanie go w procesach konsultacji) nie wymaga zmiany prawa, ale traktowania bardziej serio tego, które już istnieje.
Gdzie taka rozszerzona rada powinna być umocowana, skoro miałaby się zajmować tak szerokim spektrum spraw?
Jak sam mówisz, dobrze by było, aby ta zmiana była wprowadzana powoli, w perspektywie kilku lat. W międzyczasie jednak mogą zacząć przy poszczególnych resortach powstawać rady branżowe. Gdyby rada dialogu obywatelskiego była umocowana przy MPiPS, to by oznaczało, że Ministerstwo nie miałoby takiej własnej rady działalności branżowej, czy miałoby dwie rady?
Są kraje, w których sprawami organizacji pozarządowych zajmują się inne resorty, np. ministerstwo kultury albo ministerstwo spraw wewnętrznych. Czasami to się dzieje na poziomie premiera czy nawet prezydenta. Trzeba pamiętać, że cały ten pomysł musi jakoś odnosić się do istniejących już ciał. Także w Polsce istnieją różnego rodzaju ciała kolegialne powiązane z centralnymi organami władzy. Takich ciał kolegialnych – doradczych (z udziałem NGO jest obecnie kilkadziesiąt).
Jest też pytanie o relacje między radami branżowymi i Radą Dialogu Obywatelskiego. Część z nich już istnieje. Nawet jeśli nie ma programów współpracy, to rady są...
Widać więc, że resorty coraz częściej myślą o takich ciałach i zdają sobie sprawę, że coraz częściej ciała takie powinny mieć więcej niż doradczy charakter, a sposób ich powoływania nie może być czysto arbitralny. Być może ta zmiana to skutek działań wokół komitetów monitorujących, być może dlatego, że wiedzą, że to jest z reguły delikatna sprawa i wolą, żeby rozstrzygały ją same organizacje. To często bardzo gorący kartofel i ktoś musi go wyciągnąć z ogniska – coraz częściej władze są zainteresowane, żebyśmy zrobili to własnymi rękami. Zrobienie tego „bez poparzeń” jest skomplikowane i wymaga solidnego namysłu.
Oczywiście narzucającym się rozwiązaniem jest albo jakaś forma wyborów, albo kopiowanie rozwiązań, jakie stosowane są w przypadku partnerów społecznych czyli zdefiniowanie pojęcia organizacji reprezentatywnych i przyznanie im prawa do wyznaczania im prawa do delegowania przedstawicieli. Być może jakiś wariant mieszany. To właśnie powinno być przedmiotem namysłu. Przeprowadzenie wyborów jest możliwe, ale dość trudne, na szczęście jesteśmy mądrzejsi po doświadczeniach z wyborów KM.
Pamiętajmy jednak, że nawet jeśli uda nam się poukładać jakoś formy instytucjonalnej reprezentacji, to nie zastąpią one komunikacji z opinią publiczną i obywatelami.
Ludzie chcieliby więcej decyzji, więcej partycypacji, czują się niewysłuchani. Pojawili się kompletnie nowi aktorzy, których nawet te nasze modyfikacje trudno by obsługiwały. Są też takie zjawiska, jak Obywatele Nauki, Obywatele Kultury czy Komitet Kryzysowy Humanistyki – to wszystko nie są formalnie organizacje pozarządowe. To są czasami grupy wpływowych osób. Internet, sam w sobie i jego plemiona, to jest coś zupełnie nowego w polskiej polityce. Są różni ludzie, którzy chcą indywidualnie do spraw podchodzić. Stąd na przykład ten cały wysiłek włożony w kodeks konsultacji publicznych, czyli takich, które przyznają prawo każdemu obywatelowi do posiadania jakiejś opinii.
Powiedziałeś przed chwilą o nowych aktorach w życiu publicznym, z którymi jest problem, jeżeli chodzi o dialog. Jak Rada Dialogu Obywatelskiego miałaby ten problem rozwiązać? Gdybyś miał iść np. do Obywateli Kultury i miał ich namawiać do poparcia tego pomysłu, to jakich argumentów byś użył?
Teraz chyba najważniejsze – ewentualne powstanie czegoś na kształt Rady Dialogu Obywatelskiego – nie kończy całego procesu modernizacji mechanizmów dialogu. Na opisanych tu trzech punktach podparcia, swoistych filarach, można by oprzeć coś na kształt polskiego odpowiednika Europejskiego Komitetu Ekonomiczno Społecznego. Ciała tego rodzaju istnieją w niektórych krajach UE. Mają bardzo różne formy – chyba najbardziej rozbudowany jest wariant francuski. W ciele tym zasiada ponad 200 osób.
Takie ciało to więcej niż suma tworzących je środowisk. Ciało takie mogłoby pełnić istotne funkcje ustrojowe i w związku z tym być może powinno mieć jakąś formę inicjatywy ustawodawczej, co najmniej takiej, jak ta, która proponowana jest w ustawie o dialogu społecznym albo nawet więcej, np. móc proponować projekty legislacyjne bez konieczności uzyskiwania 100 tys. podpisów. Do takich propozycji rząd musiałby się odnieść w poważny sposób i nie można byłoby ich tak po prostu wyrzucić do kosza.
Na początku rozmowy wspomniałeś, że inicjatorzy Rady Dialogu Społecznego niechętni są obecności organizacji w tym ciele. Sądzisz wobec tego, że byliby chętni na jakieś porozumienie z Radą Dialogu Obywatelskiego i stworzenie polskiej wersji EKES-u?
Trzeba mieć też świadomość, że całe to przedsięwzięcie będzie wymagało nie tylko przyzwolenie, ale i zaangażowania w to wielu środowisk, w tym przedstawicieli rządu. Mogę powiedzieć, że z pomysłem tym nie tylko sympatyzuje, ale właściwie go współtworzy, minister Kosiniak-Kamysz. To bardzo poważny sojusznik. Docierają też sygnały ze strony innych środowisk (w tym samorządowych), że pomysł ten jest co najmniej godny rozważenia.
To jednak, co najważniejsze na tym etapie, to zgoda i poparcie dla takiego kierunku ze strony samych organizacji pozarządowych. Wcale nie jest ono oczywiste i dlatego na proces dyskusji dotyczących tej propozycji musimy zarezerwować odpowiedni czas i przestrzeń.
To, co staram się zaprezentować czytelnikom portalu w tej rozmowie, to tylko szkic czy zarys i wierzę, że nasze środowisko zechce nad nim pracować, modyfikować i cóż, jeśli to konieczne… wywracać. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale wiem, że nie ma sensu popychać rozwiązań, których nie chce samo środowisko pozarządowe, a w każdym razie istotna jego część. Przy czym od razu chcę powiedzieć, że osobiście nie uznaję za godne szczególnej uwagi i miarodajne dla środowiska wypowiedzi anonimowych „bohaterów” Internetu napędzanych żółcią. Tęsknię za poważną otwartą dyskusją, przekonywaniem się i wspólnym poszukiwaniem tego, co najlepsze, nie tylko dla sektora, ale szerzej, dla dobra publicznego, nie zawaham się powiedzieć, dla Polski.
Za początek i tylko początek tej dyskusji można uznać spotkanie, które ma się odbyć 25 czerwca w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej w Sali Andrzeja Bączkowskiego, którego można uznać też za kogoś w rodzaju symbolicznego patrona dla naszych poszukiwań. Nie tylko sala, ale i data są dość wymowne, bo tego dnia odbędzie się też ostatnie posiedzenie obecnej kadencji RDPP.
Na spotkaniu po raz pierwszy zaprezentowany zostanie i skomentowany przez różne środowiska pomysł polskiego wariantu EKES. Wśród zabierających głos pojawią się też „weterani” prób budowania dialogu w Polsce: prof. Jerzy Hausner oraz Michał Boni. Swoje stanowiska w tej sprawie prezentować też będą przedstawiciele rządu, w tym minister Kosiniak-Kamysz. Warto pojawić się na tym spotkaniu, a w każdym razie dowiedzieć się, co z niego wyniknie, bo jednym z jego wątków ma być obmyślanie sposobu, w jakim założenia całego przedsięwzięcia mogłyby stać się tematem szerokich konsultacji.
To wszystko jest otwarciem dyskusji. Wierzę, że w naszym środowisku znajdą się chętni do uczestniczenia w niej.