W polskim systemie oświaty ocenianiu podlegają nie tylko osiągnięcia edukacyjne uczniów, ale też ich zachowanie. Jedna i druga ocena pobudzają do dyskusji, debat i przewijają się w rozlicznych rozmowach o systemie edukacji – szkoła wszak ocenianiem stoi. I nie jest to chyba stwierdzenie na wyrost, a na pewno jest w nim sporo prawdy. Z całego szkolnego ekosystemu oceny, jak na razie, wydają się być jednym z bardziej kluczowych elementów. Bo przecież sporo się dyskutuje o czerwonych paskach, średnich ocen, źle ocenionych kartkówkach.
SOS dla Edukacji (Sieć Organizacji Społecznych dla Edukacji) przedstawia pomysły na mądrą, wrażliwą i nowoczesną szkołę. Na łamach ngo.pl w ramach cyklu tekstów pisanych przez liderki i liderów organizacji pozarządowych, SOS dla Edukacji proponuje wizję tego, jak polska szkoła może wyglądać po wyborach.
→ Przeczytaj: „Dobre i złe strony korepetycji”
Wreszcie, czy nie są czymś ikonicznym hasła: „A czy to jest na ocenę?”, „Proszę pani, a kiedy będzie można to poprawić?”, „Czy to się będzie liczyło do średniej?”. Są one, tak mi się wydaje, nieodłączną częścią szkolnego folkloru, czymś immanentnie ze szkołą związanym i czymś, co jest odbiciem tego, co w szkole uważa się za ważne.
O zaletach i wadach szkolnego oceniania można mówić sporo, a szczególnej uwagi w tej mierze wymaga ocena zachowania – bo to specyficzna ocena. Nie jest to ocena za wiedzę czy umiejętności, za spełnienie pewnych (mniej lub bardziej konkretnie zarysowanych) kryteriów, za coś w jakimś stopniu mierzalnego. To ocena zachowania, postawy, sposobu bycia czy postępowania danej osoby (przy czym warto zaznaczyć, że nie jest to ocena „z zachowania”, jak się nieraz mylnie mówi). To ocena tego, kim uczeń jest, w jakim stopniu zinternalizował normy społeczne odnoszące się do powinnych zachowań i w jakim zakresie przestrzega zasad zachowania, które obowiązują w danej szkole (zarówno tych formalnych, wskazanych w statucie szkoły, jak i nieformalnych). Zgodnie z ustawą o systemie oświaty, ocenianie zachowania polega bowiem „na rozpoznawaniu (…) stopnia respektowania przez ucznia zasad współżycia społecznego i norm etycznych oraz obowiązków określonych w statucie szkoły” (art. 44b ust. 4).
Zasady współżycia społecznego i normy etyczne to pojęcia nieostre, nieokreślone, przez każdego pewnie nieco odmienne interpretowane. A już na pewno inaczej dekodują pojęcie norm etycznych uczennice i uczniowie, a inaczej nauczyciele.
Inne zasady współżycia społecznego za właściwe będzie uznawała dyrektorka szkoły, a inne – uczennice i uczniowie. Te różnice będą wynikiem chociażby tylko różnicy pokoleniowej, a pamiętajmy przecież, że na odmienne rozumienie tych pojęć mogą wpływać dodatkowe czynniki, jak środowisko, w którym dziecko dorasta. Mimo to ustawodawca zdecydował się zobligować wychowawców, innych nauczycieli oraz uczniów danej klasy (te trzy grupy biorą bowiem udział w ustalaniu oceny zachowania – zob. art. 44h ust. 1 ustawy o systemie oświaty), by w takim zakresie – tj. przestrzegania norm etycznych i zasad współżycia społecznego – oceniać uczennice i uczniów.
Jeśli spojrzy się ponadto na określone w rozporządzeniu w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych obszary, w których należy oceniać zachowanie, nie powinno się mieć wątpliwości, że ocenianie zachowania jest próbą ustandaryzowania zachowań uczniów według nieprecyzyjnych kryteriów, które mogą nawet w ogóle nie odpowiadać temu, co oni sami rozumieją jako prawidłowe, właściwe zachowanie. W rozporządzeniu przeczytamy (w § 11), że ucznia oceniać powinno się m.in. w obszarach: postępowania zgodne z dobrem społeczności szkolnej; dbałości o honor i tradycje szkoły; dbałości o piękno mowy ojczystej; godnego i kulturalnego zachowania się w szkole i poza nią; okazywania szacunku innym osobom.
O, ileż te wyznaczone przez prawodawcę obszary mogą rodzić trudności!
Pierwsze z brzegu: postępowanie zgodne z dobrem społeczności szkolnej. Czy za niewłaściwe w myśl tego kryterium będzie napisanie negatywnej, ale prawdziwej, opinii o szkole w Google’u? A złożenie skargi do kuratorium oświaty na niezgodny z prawem statut? Czy można wymagać od ucznia dbałości o honor szkoły, gdy uczeń ten uważa, że nie ma specjalnych podstaw, by o ten honor dbać? Czy sprzeciwienie się nierzetelnemu ocenianiu, jakie stosuje jeden z nauczycieli, poprzez dobitną wypowiedź na forum klasy, może naruszać obowiązek okazywania szacunku innym osobom? A czymże jest godne zachowanie się poza szkołą? Któż władny jest oceniać, czy uczeń się godnie zachował (lub zachował niegodnie) – a przede wszystkim, kto zdefiniuje zachowania godne i niegodne, kulturalne i niekulturalne?
Wydawałoby się, że chociaż wymóg przestrzegania przez uczniów obowiązków określonych w statucie szkoły nie powinien budzić kontrowersji interpretacyjnych, bo jest dostatecznie ścisły. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze, jak pokazuje lektura szkolnych statutów (to czasami przednia rozrywka), obowiązki te są określane równie nieszczegółowo i niejasno, co wskazane w rozporządzeniu obszary podlegające ocenie (pozostaje zauważyć tylko, że szkoły idą za przykładem ministra, który wydał rozporządzenie). Po drugie, niejednokrotnie są one po prostu absurdalne. Gombrowiczowskie wręcz. Uczeń ma uwielbiać i kochać swoją szkołę, albowiem szkoła jego jest wielka i zacna oraz zachwyca, ach jak zachwyca. A jak nie zachwyca? To tym gorzej dla tego, który niezachwycony.
A największą bolączką oceniania zachowania jest sposób, w jaki się to robi. Punktowe (lub podobne) systemy są czymś, co powinno zostać czym prędzej wyrugowane.
Punkty dodatnie za przyniesienie nakrętek, punkty ujemne za ubliżanie kolegom; punkty dodatnie za upieczenia słodkości na kiermasz, punkty ujemne za ściąganie; punkty dodatnie za udział w konkursie, punkty ujemne za brak mundurka. I tak dalej, i tak dalej. A na koniec roku: targ. Handel. Ile punktów dodatnich za dziesięć kilo makulatury? Jakie zaświadczenia przynieść, żeby dostać +20 pkt? Od ilu punktów będzie ocena bardzo dobra? A wychowawca z liczydłem w ręku. Słusznie prof. Sylwia Jaskulska nazwała to „niemoralną matematyką”.
Czy taki system w ogóle uwzględnia to, że uczennice i uczniowie są różni? Że nie da się ich zachowań przełożyć na język tabelki z punktami dodatnimi i ujemnymi?
Czy ktoś w ogóle, zanim wpisał do statutu te tak głupie (nie boję się tego słowa) przepisy, zastanowił się choć na chwilę, czy są one sprawiedliwe? Czy dają gwarancję równego oceniania, z uwzględnieniem możliwości każdego ucznia – bo przecież każdy może być „wzorowy”. Tylko że niekoniecznie według szkolnego schematu.
Przepisy nakazują uwzględniać wpływ zaburzeń lub dysfunkcji na zachowanie ucznia, ale tylko jeśli zostały one stwierdzone na podstawie orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego lub orzeczenia o potrzebie indywidualnego nauczania lub opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej, w tym poradni specjalistycznej. A co z całą resztą osób, która nie posiada orzeczenia, ale nie wpisuje się – by znów przywołać Gombrowicza – w formę? W formę, która pozbawia indywidualności, charakteru, wyjątkowości. Bo, jak widać, dopasowanie się do klucza nie jest zmorą tylko podczas matury.
O autorze
Łukasz Korzeniowski – założyciel i prezes Stowarzyszenia Umarłych Statutów, działacz na rzecz praw ucznia, społecznik. Student IV roku prawa na Wydziale Prawa i Administracji UJ. Autor licznych artykułów popularnonaukowych z zakresu prawa oświatowego i praw ucznia. Redaktor książki „Prawa ucznia w Polsce. Raport z badań” (Kraków 2023) oraz współautor publikacji "Statut nieumarły. Wzór statutu szkoły z komentarzem"
Źródło: Koalicja SOS dla Edukacji