Zbiórki z perspektywy mediów, aparatu państwowego, prawa, obywateli oraz działacza społecznego. Zachęcamy do zapoznania się z artykułem Łukasza Gorczyńskiego opublikowanym w serwisie proste.ngo, który jest gorącą reakcją na dwa materiały o działalności pomocowej, które na dniach ukazały się w ogólnopolskich mediach.
W działalność pomocową na rzecz osób indywidualnych zaangażowany jestem od przeszło piętnastu lat. Do napisania poniższego tekstu skłoniły mnie obawy przed konsekwencjami wynikającymi z publikacji dwóch materiałów traktujących o takiej działalności (lub jej pozorowaniu). Mowa o reportażu TVN-u pn. "Zbiórka niekontrolowana. Gdzie trafiają pieniądze z puszek ustawionych w polskich sklepach?" (oglądaj: Kliknij) i artykule opublikowanym w Krytyce Politycznej pn. "Wydziarany pan od piesków i zbiórek nową ikoną lewicy?" (czytaj: Kliknij).
Artykuł opublikowany został pierwotnie na stronie #prosteNGO, zob. Z sercem na dłoni i głową na karku.
Szukając przyczyn określonego stanu rzeczy
W reportażu "Zbiórka niekontrolowana. Gdzie trafiają pieniądze z puszek ustawionych w polskich sklepach?” wyemitowanym w telewizji TVN w ramach cyklu "Uwaga!" autor Marcin Jakóbczyk przedstawia proceder wykorzystujący ludzką dobroć pod pretekstem zbiórek na rzecz osób potrzebujących. W następstwie takich przypadków dość często pojawiającym się zachowaniem są apele o zmianę lub zaostrzenie przepisów (patrz np. "Ustawa o zbiórkach. Wspólnie stworzona, wspólnie obroniona!", czytaj: Kliknij) i ogólny spadek zaufania do instytucji dobroczynnych. Wydają się to zachowania najprostsze i najszybsze.
Znacznie rzadziej pojawia się refleksja dotycząca potencjalnego wpływu zmiany regulacji na ogólny spadek aktywności społecznej, sposobu stosowania przepisów już funkcjonujących i refleksja odnośnie własnych zachowań.
Zobrazowany w reportażu proceder dostarcza dowodów na to, iż to nie obecne prawo jest jego katalizatorem (w tym nie prawo regulujące zbiórki publiczne, bowiem schemat opisywanego działania miał też zastosowanie przed 2014 rokiem, czyli pod rygorem "starej” ustawy o zbiórkach publicznych). Na podstawie przedstawionych w reportażu wypowiedzi można natomiast postawić hipotezę, że fakt, iż proceder wciąż trwa, może mieć źródło w samym praktycznym stosowaniu prawa.
Cały arsenał przepisów
Argumentów ku obronie tej hipotezy dostarcza wielość instytucji mogących dokonać kontroli działania i wielość przepisów, do których już teraz można się odwołać.
Mowa tutaj o instytucjach takich jak właściwy ze względu na siedzibę organizacji starosta (podmiot działa w formie stowarzyszenia), Przewodniczący Komitetu ds. Pożytku Publicznego (podmiot ma status OPP), służby skarbowe (m.in. podatek dochodowy od osób prawnych, ewentualny podatek dochodowy od osób fizycznych lub podatek od darowizny), czy – przedstawiona w materiale – prokuratura.
Jeśli opisywany w materiale proceder ma znamiona oszustwa – a wiele na to wskazuje – to zastosowanie może mieć art. 286 § 1 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8).
Na gruncie art. 58 pkt 12) ustawy z dnia 1 marca 2018 r. o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu podmiot obowiązany jest do zgłoszania informacji o beneficjentach rzeczywistych i ich aktualizacji. Jeśli tego nie zrobił, to – na gruncie art. 153. ust. 3 ustawy – podlega karze pieniężnej do wysokości 1 000 000 zł.
Jak wspomniano – na gruncie art. 28 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie podmiot podlega nadzorowi Przewodniczącego Komitetu ds. Pożytku Publicznego (zgodnie z art. 29 ust. 2 ustawy Przewodniczący Komitetu może zarządzić kontrolę z urzędu), a zgodnie z art. 8. ust. 5 pkt 2) ustawy z dnia 7 kwietnia 1989 r. Prawo o stowarzyszeniach – nadzorowi starosty właściwego ze względu na siedzibę stowarzyszenia. Ponadto starosta – na mocy art. 25a ust. 1 ustawy sprawuje kontrolę nad działalnością stowarzyszenia będącego instytucją obowiązaną w rozumieniu przepisów też już wspominanej ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu.
Cały osobny zestaw mechanizmów kontrolnych i sankcji zawierają przepisy podatkowe.
Pisząc obrazowo – szeroko rozumiany aparat państwowy ma więc kilka strzelb, z których może wystrzelić. Pozostaje pytanie, czy osoby działające w imieniu tego aparatu, które mają te strzelby do dyspozycji, korzystają z nich odpowiednio szybko i celują we właściwe miejsca. To pytanie rodzi się szczególnie po przedstawionych w reportażu wypowiedziach prokuratury.
Kontynuując metaforę – realizując potencjalny postulat zmiany lub zaostrzenia przepisów, możemy wyposażyć osoby w wyrzutnię rakiet. Wciąż możemy nie osiągnąć celu prewencyjnego, a brak konieczności zachowania precyzji może spowodować jeszcze poważniejsze skutki dla otoczenia.
Wzrost obowiązków formalnych w połączeniu ze wzrostem sankcji za ich niedopełnienie u osób i instytucji działających zgodnie z literą prawa zawsze skutkuje bowiem spadkiem efektywności – więcej czasu i zasobów ludzkich oraz finansowych przeznaczonych zostaje na biurokrację. Może też powodować zaniechanie podejmowania określonej aktywności (np. wciąż niewielkie korzystanie przez organizacje pozarządowe z loterii fantowych).
Dobrze dobrzy
Czy wobec braku reakcji instytucji do tego przewidzianych lub w przypadku długiego oczekiwania na taką reakcję jesteśmy, jako obywatele, bezbronni wobec osób, które próbują wykorzystać naszą ufność i naszą chęć wsparcia określonych osób lub inicjatyw? Oczywiście, że nie. Podobne przykłady, jak opisywany, w żaden sposób nie powinny wpływać na moralną słuszność naszej postawy (tytułowe serce), powinny jednak zachęcić do refleksji nad racjonalnością własnych zachowań (tytułowa głowa).
Oczywiście kontekst, kiedy stojąc w sklepie czytamy opis na puszce, który przedstawia czyjąś trudną sytuację i widzimy określone zdjęcie, nie jest łatwy. Działają emocje. Jednocześnie jednak – czemu wyłączamy emocje, kiedy podchodzi do nas osoba w kryzysie bezdomności i prosi o pomoc? Mamy przed sobą osobę z krwi i kości, a często nawet na tą osobę nie spojrzymy. Dlaczego? Najczęściej dlatego, że nie ufamy, że nasza pomoc zostanie wykorzystana efektywnie (na boku zostawiam refleksję nad tym, czy taka postawa jest słuszna).
Czemu więc ufamy, że dziecko, którego nigdy osobiście nie poznaliśmy, którego to dziecka znamy tylko imię (tak to wygląda w omawianym materiale) w istocie efektywnie skorzysta z naszej pomocy? Skoro jeszcze gdzieś pomiędzy jest pośrednik (stowarzyszenie), którego nazwa, zamiast być gwarantem jakości wsparcia, zupełnie nic nam nie mówi? Dlaczego pieniądze przekazujemy na taką inicjatywę, a nie na wsparcie fundacji lub stowarzyszenia prowadzonego przez koleżankę z pracy lub kolegę z bloku, których znamy osobiście lub na pomoc dziecku z naszej gminy?
To nie jest apel o zaniechanie wspierania organizacji obywatelskich, to jest apel właśnie o wspieranie takich organizacji, a nie inicjatyw, które się pod nie podszywają.
Mimo – być może – nieograniczoności dobrego serca, nie mamy nieograniczonej ilości pieniędzy. Pomagajmy na tym samym poziomie, ale z jeszcze większym zaangażowaniem i wrażliwością (bo do tego to się w istocie sprowadza).
Ile państwa w państwie
Na samym końcu kilka jeszcze refleksji w ogóle o niesieniu wsparcia na rzecz osób indywidualnych znajdujących się w trudnej sytuacji zdrowotnej.
Tu pretekstem jest inny materiał wzmiankowany we wstępie, tj. opublikowany w Krytyce Politycznej artykuł Kajetana Woźnikowskiego pt. "Wydziarany pan od piesków i zbiórek nową ikoną lewicy?”, opisujący postać nowo wybranego posła Łukasza Litewki. Zgadzam się z ogólną charakterystyką zjawiska przedstawionego w artykule, mój sprzeciw budzi jednak uproszczenie, z jakim podchodzi się do znaczenia działalności dobroczynnej. Nie dotyczy to tylko fragmentów z opisywanego artykułu (które przytaczam poniżej), ale pewnej narracji, która przeciwstawia sobie zindywidualizowaną działalność charytatywną i system państwowy.
W artykule czytamy, że "(…) działalność charytatywna pomaga tylko doraźnie, jednocześnie maskując niewydolność systemu. Przenosi ciężar prowadzenia polityki społecznej z państwa na obywateli. (…)”. W mojej opinii nie ma – i nigdy nie będzie – możliwości, aby Państwo zaspokoiło wszystkie zdrowotne potrzeby każdego obywatela i obywatelki. Nawet gdyby o kolejne procenty podnieść składkę zdrowotną. Są takie terapie, które muszą być zastosowane tu i teraz. Nie są nawet "państwowe”, a czasami są tak eksperymentalne, że balansują na granicy prawa. Takich działań nie da się ubrać w ramy systemu lub czasem trzeba długo o to zabiegać (patrz np. ostatnie działania zw. z SMA, czytaj np. Kliknij). Systemowy może być postęp profilaktyki, medycyny, technologii, edukacji, ale nigdy nie będzie on w stanie objąć wszystkich jednostek.
Działania systemowe i oparte na indywidualnym zaangażowaniu jednego człowieka na rzecz drugiego człowieka powinny sobie towarzyszyć, a nie wzajemnie się wykluczać. O poprawę systemu należy zabiegać, ale nie drogą zaniechania działalności charytatywnej. Dyskutować można o proporcjach. Mam też spore wątpliwości, czy "system” jest na tyle domyślny, że spadek działań dobroczynnych (nawet skutkujący większą ilością osób umierających) spowodowałby wzrost systemowej interwencji państwa.
W artykule czytamy też, że "(…) w przypadku zbiórek często zachodzi szantaż emocjonalny, bo jeśli nie zbierze się odpowiednia kwota, jakieś dziecko nie będzie miało szans na przeżycie”. To nie są szantaże emocjonalne, tylko prawda. Chyba że ktoś robiąc zbiórkę fałszywie informuje o możliwości śmierci w przypadku nieuzbierania kwoty lub działa nieuczciwie, tak jak w przypadku przedstawionym w opisywanym wyżej reportażu. Wówczas mamy do czynienia z kłamstwem (kategorie moralne), czy nawet przestępstwem (kategorie prawne).
"Z drugiej strony [zbiórki – dop. własny] dają poczucie władzy – możemy zdecydować, komu pomożemy”. Być może tu się różnimy w ocenie ludzkiej natury, ale stawiałbym bardziej na to, że osoby pomagają, bo chcą być po prostu dla siebie miłe, chcą pocieszyć innych. Żadnego poczucia siły lub władzy. Warto też zauważyć, że przy działalności "zrzutkowej” bliżsi jesteśmy do działalności o relacjach poziomych – samopomocowej, niż pionowych – filantropijnych (za tą refleksję dziękuję Piotrowi Frączakowi i przy okazji przypominam tekst Piotr sprzed prawie 20 lat – Kliknij).
Chęć pomocy nie wynika ze złych uczuć, ale chęci włączenia kogoś z powrotem do "cyklu dobra”, braku cierpienia, itp. Odnoszę się tutaj do tych osób, które wspierają, przekazują pieniądze, nie do influencerów (dusza influencera może być rzeczywiście nieco bardziej zniuansowana).
Co do reszty kontekstów przedstawionych w artykule – zgadzam się, kto ma większy kapitał społeczny, ma w przypadku zbiórek większe szanse na lepsze życie lub po prostu życie. I tu system powinien iść w tym kierunku, aby szanse wyrównywać. Ale – raz jeszcze – jedno drugiego nie wyklucza.
Nowe zachęty
Na zakończenie – chciałem przypomnieć, że w ramach dokumentu programowego Koalicji Obywatelskiej "100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów” znajdują się zapisy wprost dotyczące zachęt dla darczyńców („Ułatwimy organizacjom pozarządowym pozyskiwanie środków prywatnych, tworząc system zachęt podatkowych dla darczyńców” – Kliknij).
Bardzo jestem ciekaw rezultatu prac nad tym postulatem. Mam nadzieję, że w prace te szeroko włączy się i zostanie włączony sektor pozarządowy i mam nadzieję, że pojawi się nowy impuls do praktykowania przez obywateli postaw prospołecznych.
Artykuł opublikowany został pierwotnie na stronie #prosteNGO, zob. Z sercem na dłoni i głową na karku.
Źródło: #prosteNGO
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.