Raz, dwa razy w roku, jak meteor, przelatuje po polskich mediach sensacyjna informacja o obywatelach naszego kraju, którzy w XXI wieku żyją w mieszkaniach bez łazienki i toalety. Jest ich niemało: wedle danych Głównego Urzędu Statystycznego około 2,3 mln Polaków żyje w warunkach, które nijak nie pasują do statusu obywatela kraju wysoko rozwiniętego.
Przy odrobinie szczęścia taki artykuł przeczytamy w kontekście reklamy toalety cyfrowej. Za niespełna 10 tysięcy złotych można zaopatrzyć się w ten zaawansowany gadżet: opatrzone elektronicznym wyświetlaczem urządzenie oferuje funkcję podgrzewanej deski, bidetu i masażu.
Niezamierzona ironia tej reklamy kontekstowej jest żywą ilustracją przepaści, jaka dzieli obywateli wykluczonych i zapomnianych od „ludzi sukcesu”. Niestety, życie bez łazienki to nie drobna niedogodność, albo kwestia estetyczna. To często konieczność pracy fizycznej związanej z wynoszeniem ekskrementów, czy to z domu, czy niemal zabytkowej sławojki, trudnej do wykonania dla samotnego seniora. To czasem wspólna dla wielu mieszkań łazienka, z której korzystanie wyznaczają niepisane grafiki, okupione stresem i brakiem intymności użytkowników.
Co gorsza, obie te sytuacje oznaczają ryzyka dla zdrowia, związane z utrzymaniem higieny. Pomijając kwestie chorób pasożytniczych, proszę spróbować sobie wyobrazić życie osoby po poważnej operacji, albo ze znaczną niepełnosprawnością, w sytuacji, gdy mycie wymaga miski z wodą, a potrzeby fizjologiczne – spaceru „za dom” lub do wspólnego dla wielu mieszkań korytarzowego kibelka na półpiętrze.
Leczenie onkologiczne, przeszczep, a nawet zwykła grypa przebiegająca z dużą gorączką stają się śmiertelnym zagrożeniem, gdy nie da się zachować podstawowych warunków sanitarnych w miejscu zamieszkania.
Łazienka to oczywistość dla większości z nas, jak to więc możliwe, że taka duża liczba naszych współobywateli musi sobie radzić z potrzebami fizjologicznymi tak, jak ubodzy bohaterowie kina niemego?
Dlaczego łatwiej dostać dofinansowanie na termomodernizację kotłowni, fotowoltaikę i pompę ciepła, aniżeli na dobudowanie lub wygospodarowanie łazienki z przestrzeni mieszkania? Akcja różowych skrzyneczek pragnie zwrócić uwagę na trudną sytuację dziewcząt i kobiet, których nie stać na podpaski. Brak łazienki jest jednak jeszcze bardziej drastycznym przypadkiem ubóstwa menstruacyjnego. Wspólne toalety dla wielu mieszkań to nie tylko brak podstawowego zdawałoby się w tej części świata komfortu, to także dodatkowe ryzyko sytuacji trudnych, a nawet narażenia na przemoc.
W krajach rozwijających się problem braku toalet traktowany jest z całą powagą, ze względu na jego powszechne występowanie. W Polsce mieszkania bez łazienek to przykład „przeterminowanego” wyzwania rozwojowego. Przeterminowanego, gdyż większość ludzi sobie z nim w taki czy inny sposób poradziła. Pozostali naprawdę bezradni, ubodzy i starsi ludzie, często zawstydzeni własną biedą, którzy nie wynajmą lobbystów, by wywalczyć dla siebie program specjalnych dotacji na, excusez le mot, „ukiblowienie”.
Skalę wyparcia problemu obrazuje język opisu programów PFRON, skierowanych na remonty i dostosowanie łazienki do specjalnych potrzeb osób z niepełnosprawnościami, pisanych tak, jakby łazienka była oczywistym atrybutem każdego lokum. Czy jednak ci, którzy żyją bez łazienki, nie wymagają równie pilnego wsparcia, co osoby potrzebujące wymiany wanny na prysznic? Ilu z nas słyszało o dylematach lekarza, który boi się wypisać chorego do domu, ze względu na warunki mieszkaniowe zagrażające jego życiu? O pacjentach, którzy po zastosowaniu nowoczesnej terapii zmarli, bo wrócili do niehigienicznej nory niegodnej miana lokalu mieszkalnego?
Ludzie bez toalet w mieszkaniu są niewidzialni. Pozostała im do odegrania rola taniej, przelotnej sensacji medialnej, która nie tyle wzrusza, co dziwi, jak rzadki żółw na kanale geograficznym.
Ostatnio temat wrócił (i dobrze!) dzięki Kartografii Ekstremalnej na Facebooku. A jednak ponad dwa miliony ludzi, dla których własny kibel jest luksusem to skandal, nie sensacja.
Polska polityka społeczna jest nieludzko reaktywna: odpowiada na nacisk zorganizowanych grup interesu, ciche ofiary niezrównoważonego rozwoju pozostawiając cynicznie na peronie zamkniętej stacji, na którym nie zatrzyma się już żaden pociąg.
Dr n.med. i n. o zdr. Maria Libura – kierowniczka Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, wiceprezeska Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej, członek Rady Ekspertów przy Rzeczniku Praw Pacjenta, przewodnicząca Zespołu Studiów Strategicznych Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. zdrowia, współpracowniczka Nowej Konfederacji.
Źródło: informacja własna ngo.pl