– Widzimy, że władza o aktywności społecznej myśli w ten sam sposób, co o innych sferach życia publicznego. Również nas zaczyna się dzielić na dobrych i złych, na prawdziwych społeczników i tych, mówiąc brutalnie, „gorszego sortu” – mówi Łukasz Domagała z OFOP w podsumowaniu roku 2016.
Ignacy Dudkiewicz: – W portalu ngo.pl trwa debata podsumowująca rok 2016. Ty jednak chciałeś wypowiedzieć się dłużej. Aż tyle jest do podsumowywania?
Łukasz Domagała, Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych: – To był wyjątkowy rok dla organizacji pozarządowych. Wyjątkowo się nawet zaczął, kiedy w ostatnich dniach 2015 roku minister Rafalska unieważniła akredytację około 50 organizacjom, które miały wspierać podmioty ekonomii społecznej. Nikt nie wiedział, dlaczego tak się stało. To był pierwszy akord ciężkich miesięcy dla NGO.
Ale zdecydowanie nie ostatni.
Które momenty uważasz za najtrudniejsze?
Ł.D.: – Zdecydowanie najcięższy był czas burzy w mediach publicznych. Przez tydzień słyszeliśmy, że organizacje otrzymują środki dzięki znajomościom, nie wiadomo, co się z nimi dzieje, a do tego wypłacają pracownikom pensję – a to przecież mieli być społecznicy! Oskarżano konkretne osoby, ale sugerowano też, że w ogóle jest to sfera, którą należy „uporządkować”, bo za publiczne pieniądze dzieją się w niej rzeczy niepożądane. Nie pamiętam takiej sytuacji od 1989 roku – żeby atakowano całe środowisko, a nie jedynie piętnowano udowodnione nadużycia. Co oczywiste, czarne owce mogą się zdarzyć w każdym środowisku.
W sukurs mediom poszli politycy…
Ł.D.: – Niestety. Przez chwilę pojawiła się nadzieja, po przeprosinach premiera Glińskiego, że w rządzie jest więcej zrozumienia dla aktywności społecznej. Ale niedługo później sam premier Gliński na politycznym wiecu wołał do członków Klubów Gazety Polskiej, że „to wy jesteście prawdziwym, polskim społeczeństwem obywatelskim”. A to znaczy, że o aktywności społecznej myśli się w ten sam sposób, co o innych sferach życia publicznego. Również nas – środowisko NGO – zaczyna się dzielić na dobrych i złych, na prawdziwych społeczników i tych, mówiąc brutalnie, „gorszego sortu”.
No ale przecież ludzie pracujący w NGO też mają poglądy polityczne…
Ł.D.: – Oczywiście. Ale dotąd ta różnorodność była ewentualnie naszą siłą, a nie przyczynkiem do tego, by nas dzielić. Nie rozumiem, dlaczego świat organizacji stał się kolejną areną walki politycznej. Dlaczego akurat to, co jest najgorsze w naszym życiu społecznym i publicznym, czyli walka plemion, jest przez polityków przenoszone na nasze środowisko. Na regionalnych spotkaniach przedstawicieli rządu z organizacjami nadal próbuje się napuszczać jedne organizacje na drugie.
Czy to naprawdę możliwe, by w sytuacji tak olbrzymich napięć obecnych w polskim społeczeństwie, to właśnie NGO ich uniknęły? To nie jest płonna nadzieja?
Ł.D.: – Na pewno musimy zrobić wszystko, co możemy, żeby się nie dać podzielić.
Ale już jesteśmy podzieleni! Zarówno wewnątrz sektora, jak i w obrębie całego społeczeństwa.
Ł.D.: – Powoływanie się na to, że świat jest, jaki jest, byłoby dla mnie wymówką. To, że często w polityce, mediach i czasem na ulicy widzimy zwalczające się plemiona, nie oznacza, że sami musimy iść tą drogą. Decyzja jest w naszych rękach. I tak, wierzę, że świat organizacji może być enklawą, może być przestrzenią, która będzie łagodziła napięcia i procesy podziału. Widzę to na co dzień – blisko współpracuję z ludźmi, którzy mają inne poglądy polityczne niż ja. Jesteśmy w stanie razem działać – bo wspólny cel, misja i wartości są ważniejsze.
Aż chce się zapytać: co robić?
Ł.D.: – Z jednej strony – jakkolwiek banalnie to brzmi – róbmy swoje. A z drugiej – zabierajmy głos, kiedy trzeba, mówmy „STOP, nie zgadzamy się”. Miejmy większą łatwość podpisania się pod listem, pójścia do posła, uczestnictwa w spotkaniach i mówienia: „nie niszczcie!” Mówmy: „możecie mieć inne pomysły, realizujcie je, ale nie niszczcie przy okazji zaufania do bardzo różnorodnej aktywności obywatelskiej w całej Polsce!”.
Usłyszysz: „nie takiej znowu różnorodnej, bo dotąd niektóre organizacje były wykluczane z możliwości korzystania ze środków publicznych”.
Ł.D.: – To teza efektowna, ale nieprawdziwa. Prawo zapewnia wszystkim równy dostęp do funduszy w oparciu o jasne i przejrzyste zasady. Niestety, również do naszego środowiska dotarł koncept wymiany elit. Tyle tylko, że ci, których się do tej obecnej „elity” zalicza, to żadna burżuazja, tylko po prostu ci, których pomysł oceniono najwyżej lub – czasem subiektywnie – najbardziej spodobał się oceniającym. Środków zawsze jest za mało, ale mówienie o wykluczeniu to polityczne żerowanie na frustracji. Każdy, kto działa w organizacjach, jej doświadcza, gdy widzi, że jego oferta nie uzyskała dofinansowania.
Zresztą osoby z jednej organizacji często mają różne poglądy – lewicowe, prawicowe, centrowe.
Dziennikarze „Wiadomości” powiedzą, że to zagłaskiwanie rzeczywistości, a tak naprawdę o tym, kto dostawał pieniądze i kto miał wpływ na prawo, decydowały układy rodzinne, zawodowe i towarzyskie.
Ł.D.: – Stanowisko dziennikarzy, którzy muszą szukać obecnie taniej sensacji, mało mnie przekonuje. Zwłaszcza gdy przez tydzień medialnej nagonki nie podali żadnego dowodu na swoją tezę.
A powiązania towarzyskie? Przecież zdecydowana większość z tych, których teraz się atakuje, świetnie zna choćby premiera Glińskiego, czasem przez lata z nim współpracowała. Nie chcę, żeby moje kilkanaście lat pracy społecznej było sprowadzane do tego, że z jednej strony kiedyś byłem w domu u profesora Glińskiego, a z drugiej współpracowałem z kancelarią prezydenta Komorowskiego. Gdyby myśleć o tym w ten sposób, to okaże się, że wszyscy jesteśmy „częścią układu” – jedni PiS-owskiego, inni Platformerskiego, a jeszcze innych nie uda się w ogóle zaklasyfikować. Tyle tylko, że tak wygląda świat polityki. A nasza rolą jest powiedzieć „Stop! To, że wasz świat tak wygląda, nie oznacza, że macie prawo niszczyć nasz”.
Ale w naszym świecie też potrafią być plemiona. Jak w przypadku pewnego stowarzyszenia, które wysłało do wszystkich szkół pismo z apelem, by nie wpuszczać edukatorów antydyskryminacyjnych w ich progi...
Ł.D.: – Żyjemy w demokracji. Mamy prawo do różnych poglądów. Organizacja ma więc także prawo wysyłać takie listy, jakie chce. Ale jesteśmy odpowiedzialni za solidarność między sobą, za otwartość, za budowanie zaufania – wtedy nawet skrajności są w stanie ze sobą współistnieć.
To kluczowy moment?
Ł.D.: – Tak sądzę. Nie możemy dać sobie wmówić, że nasza rzeczywistość musi być podobna do tej, jaką widzimy w relacjach z Sejmu. Nie musi. I dotąd nie była. Nie mamy wpływu na to, w jaki sposób o tym opowiadają rządzący. Ale mamy wpływ na to, co sami robimy i mówimy, na nasze działania i na osoby w naszej działalności. Powinniśmy się nawzajem wspierać i nie dać się podzielić. Możemy mówić o innych organizacjach, że choć reprezentują odmienne poglądy, to robią rzeczy ważne i potrzebne, wykonują dobrą robotę. Przykład dał tu Caritas i WOŚP. Jeżeli tego nie zrobimy, dopuścimy się zaniechania.
Mówisz o atakach, dzieleniu organizacji, niechęci wobec nich wśród rządzących. Ale cały ten rok można też opowiedzieć inaczej.
Ł.D.: – Spróbuj.
Prawo i Sprawiedliwość było jedyną partią, która szła do wyborów z konkretnym programem dotyczącym organizacji pozarządowych i społeczeństwa obywatelskiego. Powołano Pełnomocnika Rządu do spraw Społeczeństwa Obywatelskiego. Odbyła się konferencja z udziałem najwyższych przedstawicieli rządu rozpoczynająca prace nad Narodowym Programem Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Narodowe Centrum to pomysł na to, by podnieść rangę spraw dotyczących organizacji, którymi dotąd zajmował się ministerialny departament. Słowem: obecna władza interesuje się i rozumie organizacje pozarządowe.
Ł.D.: – Mam ten komfort, że nie jestem politykiem, nie muszę się nikomu przypodobać. Oceniam nie tylko słowa i intencje, ale także fakty. Rzeczywiście, w poprzednim parlamencie organizacje pozarządowe nie były traktowane poważnie i wiele spraw szło jak po grudzie. Tak samo było na poziomie rządu. W większości nie rozumiano nas i traktowani byliśmy czasem po macoszemu. Oczywiście, dzięki pojedynczym politykom, którzy rozumieli więcej, trochę udało się zrobić, na przykład uchwalić nowoczesną ustawę o zbiórkach, prawo o stowarzyszeniach czy wprowadzić uproszczoną księgowość.
Rzeczywiście, czytając program PiS-u, byłem zaskoczony, ile miejsca poświęcają organizacjom. Pomyślałem sobie wtedy – ciekawe, są nowe pomysły…
Zaraz pewnie powiesz „ale”…
Ł.D.: – Tak. Bo są też inne fakty, które sprawiają, że nie sposób ocenić działalności tego rządu pozytywnie.
Jakie to fakty?
Ł.D.: – Treść ustawy o Narodowym Centrum została ujawnione dopiero pod koniec roku po minimum kilku zapytaniach w trybie dostępu do informacji publicznej. Nawet nie konsultowano jej z osobami, które zostały zaproszone do zespołów przy Pełnomocniku. Co więcej, zaproszono do nich osoby indywidualne, według niejasnego, autorskiego klucza, a nie organizacje pozarządowe. A przecież w rozwoju dialogu sektora z władzą byliśmy już dużo dalej! Mechanizm Rady Działalności Pożytku Publicznego jest oparty o suwerenność stron, o dialog z organizacjami, a nie osobami.
Prace tych zespołów też są oceniane różnie.
Ł.D.: – Sposób ich pracy, to, że odbyły się dwa lub trzy spotkania przez ponad pół roku, nie było jasnego planu działania, konkretnych podsumowań, pokazał, że nie mamy do czynienia z dobrze zorganizowaną pracą ekspercką.
Pojawiły się też wypowiedzi pani premier, która przekonywała, że na wsparcie organizacji rząd przeznacza miliardy, ale często trafiają one do „fundacji byłych polityków”. Przez chwilę można było uwierzyć, że ktoś ją po prostu źle poinformował. Ale w tym samym czasie pokazywany był cykl materiałów w „Wiadomościach”.
To fakty z poziomu współpracy z całym rządem lub mediami…
Ł.D.: – A jest jeszcze sfera współpracy organizacji z konkretnymi ministerstwami. Widzimy choćby, jak wyglądał dialog w Ministerstwie Kultury – zniknęły lub przestały działać konkretne ciała konsultacyjne. Znamy również historie konkursów odwoływanych już po rozstrzygnięciu, jak w przypadku konkursu ogłoszonego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej na konsultacje ustawy oświatowej. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych pieniądze dostała organizacja, która nie powinna nawet przejść oceny formalnej, bo nie miała wystarczającego doświadczenia w określonym obszarze. Dziennikarze prawicowi powołują nagle organizacje i w chwilę później dostają kilka milionów złotych na portal o ekologii.
Takie prawo władzy?
Ł.D.: – Nie całkiem. Każda władza ma prawo, a nawet obowiązek, przedstawić swoje nowe pomysły, zaproponować zmiany, wzmocnić i rozwinąć rozwiązania, które uważa za dobre. Ma też prawo wspierać pewne obszary, które realizują te same cele, które sobie stawia rząd. Ale nie ma prawa przy okazji niszczyć współpracy, standardów i zaufania do wypracowanych przez długie lata mechanizmów i procedur. A teraz wygląda na to, że skoro władza jest przekonana o tym, że kiedyś niektóre organizacje były wykluczane z dostępu do środków, choć nie ma na to dowodów, to za słuszne uważa wprowadzenie ręcznego sterowania przyznawaniem środków. Widzimy tego symptomy. To ma się dziać w Narodowym Centrum, które nie będzie korzystało z dotychczas wypracowanej procedury konkursowej. Czy naprawdę dla kilku organizacji, które czują, że były dyskryminowane, warto niszczyć cały system i zaufanie do działalności społecznej? Przecież politycy znają siłę mediów!
Mocne słowa.
Ł.D.: – Stawiam te pytania, bo nie rozumiem tych działań. Gdyby jeszcze w rządzie brakowało osoby, która rozumie i zna nasz sektor... Ale premier Gliński jest taką osobą. Aż chciałbym zaapelować: panie premierze, chce pan zmieniać i naprawiać? Zgoda, ale nie zgadzamy się na niszczenie wizerunku organizacji, zaufania do nich, nie zgadzamy się na tworzenie prawa bez współpracy ze środowiskiem, na dzielenie NGO na lepsze i gorsze. To samo chciałbym powiedzieć innym przedstawicielom władzy.
Bo wszystkie te działania, o których mówimy, powodują wiele zniszczeń, wywołują niepewność w zakresie prawa czy źródeł finansowania na przyszłość. Wywołują również niepewność, jeśli chodzi o wiarę w możliwość dochodzenia swoich praw. Rozmaite elementy dotychczasowej układanki – takie jak rola mediów, funkcje parlamentu, sądownictwo, Trybunał Konstytucyjny – ulegają przeobrażeniom. A to są elementy konstrukcji określającej bezpieczeństwo naszej działalności. Możliwość dochodzenia praw i wolności zapisanych w Konstytucji jest istotna także dla nas. Nie można uciekać w przekonanie, że to nas nie dotyczy. Bo jako obywatele jesteśmy równi wobec prawa, ale względem państwa zawsze jesteśmy słabsi.
Widzisz jednak pozytywy ostatniego roku?
Ł.D.: – Jestem z natury optymistą. Czasem powtarzam sobie, że nadzieja umiera ostatnia.
A że nadzieja jest matką głupich?
Ł.D.: – To też jest prawda. Biorę to na klatę.
Ale każda trudna sytuacja kryzysowa zawiera w sobie szansę. To moment mobilizacji, odwołania się do prawdziwej, dobrze rozumianej solidarności, budowania nowej energii, gromadzenia ludzi i przyjrzenia się wartościom, które nam towarzyszą w działalności społecznej. Wbrew wszystkiemu dla całego środowiska organizacji pozarządowych jest to także moment szansy.
Na co?
Ł.D.: – Dobrze byłoby, gdyby organizacje ponownie zwróciły się do obywateli o wsparcie. Wiemy, że z dobroczynnością w Polsce jest nie najlepiej. I właśnie dlatego musimy się zaangażować w jej rozwijanie. Jeżeli przekonamy członków lokalnych społeczności do regularnego wspierania naszych działań, na przykład comiesięcznymi, małymi kwotami, zwiększymy naszą niezależność i bezpieczeństwo finansowe. I, co jeszcze ważniejsze, na nowo zakorzenimy się w tej społeczności, która będzie się bardziej interesować naszymi działaniami, a może w kolejnym kroku sama się w nie zaangażuje.
To praca na lata, ale ostatni rok jeszcze wyraźniej pokazał, że jest to praca potrzebna.
„Praca na lata” prowadzi nas wprost do myślenia także o Strategicznej Mapie Drogowej.
Ł.D.: – To prawda. To ważne, żebyśmy działali niezależnie od władz. Rząd tworzy rozmaite strategie, które po wyborach mogą pójść do kosza. Dlatego potrzebujemy własnej strategii, własnej wizji rozwoju działalności społecznej w Polsce. Dzięki temu możemy być partnerem dla rządu. Gdy władza mówi, że chce stworzyć Radę Dialogu Obywatelskiego, możemy odpowiedzieć: mamy gotowy pomysł na nią, możemy stawiać warunki, zgłaszać oczekiwania. Jesteśmy gotowi.
Tylko czy umiemy się z tym przebić?
Ł.D.: – Organizacje pozarządowe zawsze trzymały się z dala od polityki partyjnej. I to dobrze. Ale ubocznym efektem takiego stanu rzeczy jest to, że nasza umiejętność komunikowania się z politykami jest niewielka. Powinniśmy coś w tej sferze zrobić, oczywiście zachowując autonomię i nie dając się wpleść w partyjne gry. Podobnie zaniedbaliśmy zdolność opowiadania obywatelom, także w mediach, o tym, czym są organizacje pozarządowe i jak funkcjonują.
Musimy wreszcie jasno komunikować, na co się nie zgadzamy. Że chcemy, żeby to organizacje były w dialogu z rządem, a nie prywatne osoby, że chcemy, żeby procedura wydawania środków była przejrzysta, a nie zależała od pracownika Narodowego Centrum. Im powszechniej będziemy stawiali granice, robiąc jednocześnie swoje i dbając o siebie nawzajem w duchu solidarności, tym większa będzie szansa, że wyciągniemy z obecnych, trudnych czasów więcej dobrego niż złego.
Wierzysz w to?
Ł.D.: – Wierzę. Bo warto – tego sobie i wszystkim życzę – żebyśmy umieli sami kreować rzeczywistość, a nie tylko ulegać temu, jak ona obecnie wygląda. Wierzę, że rządzący odkryją, że nie trzeba niszczyć wszystkiego, co jest, żeby coś poprawić. Ja po prostu wierzę w ludzi. Mimo że czasem efekty ich działań są przeze mnie bardzo krytycznie oceniane. Mam nadzieję, że te rzeczy dobre nam się wydarzą.
Łukasz Domagała – członek zarządu Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Od kilkunastu lat związany z Siecią SPLOT – federacją centrów wpierania organizacji pozarządowych. Współtwórca i przewodniczący zarządu RCWIP, centrum działającego w województwie dolnośląskim. Współpracownik Kancelarii Prezydenta RP w latach 2013-2015. Zaangażowany w rozwój przedsiębiorczości społecznej oraz tworzenie dobrego prawa dla aktywności społecznej i obywatelskiej.
Nasza rolą jest powiedzieć „Stop! To, że wasz świat tak wygląda, nie oznacza, że macie prawo niszczyć nasz”.