O sytuacji Tybetańczyków wie bardzo dużo, choć sam w Tybecie nie był. Nie jest buddystą, ale uważa Dalajlamę za wzór do naśladowania. Działa globalnie i lokalnie. Piotr Cykowski – ikona aktywisty.
Przygoda Piotra z trzecim sektorem zaczęła się dobre kilkanaście lat temu. Jeszcze w czasach licealnych wstąpił do warszawskich struktur Amnesty International, porwany ideą praw człowieka i ich przestrzegania.
– Od razu zainteresowały mnie Chiny i Tybet. Przez moment koordynowałem nawet w Amnesty sieć Akcji Chińskich. W pewnym momencie uznałem, że to za mało – wspomina tamten czas Piotr Cykowski. – Im bardziej zagłębiałem się w tematykę tybetańską, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że zdecydowanie za mało się robi w kwestii Tybetu. Zrozumiałem, że choć dla Tybetu jest wiele sympatii, tak naprawdę niewiele się dzieje.
Zakres działań Amnesty International w kwestii Tybetu szybko stał się dla Piotra za wąski.
– Amnesty nie zajmuje stanowiska politycznego. A sedno problemu Tybetu, łamania praw Tybetańczyków tkwi właśnie w nierozwiązanym problemie politycznym. Stąd podjąłem decyzję o wstąpieniu do Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Tybetu.
Stowarzyszenie już obecnie nie istnieje, ale Piotr wraz z grupą poznanych w warszawskiej grupie Amnesty przyjaciół, podjął się kontynuacji działań na rzecz społeczności tybetańskiej. Właśnie tak powstała Fundacja Inna Przestrzeń.
– Mieliśmy różne pomysły, widzieliśmy się w różnych obszarach działania. Doszliśmy do wniosku, że uzupełniamy się na tyle, że możemy stworzyć wspólną siłę. Od sześciu lat działamy razem, choć mamy bardzo szerokie spektrum zainteresowań – od Kaukazu, poprzez wielokulturową Warszawę po prawa człowieka w Tybecie, dodajmy że w Chinach także.
Zadaję Piotrowi pytanie, dlaczego upodobał sobie właśnie Tybet. Amnesty International zajmuje się przecież sprawami wielu krajów, w których łamane są prawa człowieka – mówię. Piotr zamyśla się na chwilę. – Każdy ma swoją niszę i temat, który specjalnie go ujmuje. Chyba zdecydowały historie ludzi, które poznałem, ich determinacja, heroizm osób, które bronią swojej tożsamości, religii, prawa do bycia sobą od dzieci, poprzez ludzi, którzy uciekają przez Himalaje. Wciąż porusza mnie los Panczenlamy, osoby, która została porwana przez chińskie władze w wieku sześciu lat – wymienia. Gdy Panczenlama obchodził 12. urodziny Piotr zorganizował pierwszą demonstrację pod Sejmem. – Uczyłem się akurat do matury, więc protestowałem z książkami – wspomina. – Dziś, jeśli w ogóle żyje – Panczenlama ma 23 lata. Aby opisać tę i historie innych dzieci z Tybetu, trzy lata temu wydałem pierwszy w Polsce komiks o Tybecie – dodaje.
– Nie jestem buddystą, choć wiele osób myśli, że jestem – śmieje się Piotr. – Może dlatego, że jestem wegetarianinem i na co dzień spotykam się z buddystami. Są też wśród nich osoby, które najbardziej mi imponują – dodaje.
Jedną z nich, prawdopodobnie najważniejszą, jest dla Piotra Dalajlama. – On jest ikoną walki bez przemocy, postacią, która nierozerwalnie jest złączona z Tybetem – mówi. – To wyznacznik ideałów w świecie, który jest pełen konfliktów i przez to także dla mnie jest punktem odniesienia. Jego charyzma i upór z pewnością też są dla mnie wielką inspiracją – dodaje.
Najważniejsze i najbardziej przełomowe stały się dla Piotra spotkania z Tybetańczykami, osobami, które spędziły długie lata w więzieniu, w Tybecie odważnie wypowiadały się w kwestii swojej wolności.
– Taką ikoną ruchu na rzecz Tybetu jest Tenzin Tsundue. To tybetański poeta, którego zaprosiliśmy kiedyś do Polski i pomogliśmy mu wydać tomik poezji po polsku. Był uchodźcą, który specjalnie przedostał się do Tybetu, aby zobaczyć swój kraj. Tam był więziony, ale mimo to dalej samotnie protestował. To przedstawiciel młodego pokolenia na emigracji. Jest kontrowersyjny także z tego powodu, że nie do końca zgadza się z oficjalną linią Dalajlamy.
– Tybetańscy aktywiści z całego świata mogą się czuć w Warszawie jak w domu – przekonuje Piotr. – Szczególne wrażenie robi na nich Galeria Tybetańska na warszawskiej Woli, którą tworzymy z przyjaciółmi od czterech lat. Po usilnych staraniach o nadanie nazwy „Rondo Wolnego Tybetu”, ostatecznie pozostało „Rondo Tybetu”, ale za to mamy jedyną w swoim rodzaju oficjalną tablicę upamiętniającą Tybetańczyków oraz rozrastającą się ciągle streetartową galerię.
Piotr działa także lokalnie. Dwa lata temu w Żywcu z Dariuszem Paczkowskim założył Fundację Klamra. Organizacja zajmuje się problemem dyskryminacji i uprzedzeń m.in. wobec żyjącej tam społeczności romskiej. – Naszą działalność określiłbym jako integracyjną. Wspieramy dialog polsko-romski, staramy się też stworzyć sieć aktywistów – mówi. – Niedawno skończyliśmy warsztaty, w których trzydzieści osób uczyło się różnymi metodami pracować nad tym jak rozmawiać o tolerancji w społecznościach lokalnych.
Piotr Cykowski dodaje, że Fundacja Klamra jest dla niego drugim, zupełnie innym biegunem działań. O ile w Fundacji Inna Przestrzeń działania mają charakter globalny, tutaj zmiany dokonywane są na mniejszą skalę.
– Okazało się, że udaje się nam budować mosty między społecznościami, że te nasze małe sukcesy są początkiem czegoś większego. Mam nadzieję, że kiedy za kilka lat powtórzymy badania społeczności lokalnej, okaże się, że Romowie mieszkający w Żywcu nie będą już bali się posyłać dzieci do szkół, a cała społeczność będzie miała wspólne cele. To jest właśnie ta inna perspektywa działań – przekonuje.
– I doskonale się w tej perspektywie działań sprawdza – dodaje Dariusz Paczkowski. O swoim fundacyjnym partnerze mówi w samych superlatywach: – Dał się poznać jako świetny trener antydyskryminacyjny, pomaga przy warsztatach, to są zupełnie inne sprawy, niż te, z których w Warszawie jest znany. Ma super pomysły, świetnie je realizuje, jest super kontaktowy. Ja jestem w swoich działaniach bardzo emocjonalny, a on jest bardziej rozważny. A więc się bardzo dobrze uzupełniamy – dodaje.
Piotr Cykowski sam o sobie żartuje: – Jestem pozarządowym biurokratą. Niektórzy uważają mnie tak postrzegają, chociaż paradoksalnie z biurokracją walczę – dodaje.
Coś jest jednak na rzeczy, bo jego konsekwencję i dokładność w działaniu potwierdzają osoby, którym zdarzyło się z Piotrem współpracować. Adam Sanocki, współzałożyciel polskiego oddziału organizacji Students For a Free Tibet: – Ma duże zdolności koordynacyjne, i to widać w działaniach Programu Tybetańskiego, ale także na innych polach. Rzeczywiście nie odpuszcza, przypomina się z tematem, jest bardzo konsekwentny w tym, co robi.
A. Sanocki dodaje też, że Piotr potrafi spojrzeć na swoje działania z biznesowego punktu widzenia.
– Nie chodzi o to, że jego działania są w jakiś sposób komercyjne, ale o to, że Piotr potrafi wykorzystywać biznesowe narzędzia, żeby jak najbardziej uatrakcyjnić swoje projekty.
Piotr potwierdza te słowa: – Społeczne nie musi oznaczać gorsze, tylko dlatego, że jest robione non-profit. W tym sensie powinniśmy być bardziej komercyjni, żeby być bardziej konkurencyjni. Nasze działania mają przyciągać ludzi, a więc muszą być atrakcyjne – stwierdza.
Po chwili namysłu dodaje, że często na przeszkodzie stoją absurdalne przepisy: – Niektóre rozwiązania są kuriozalne jeśli chodzi o realia działań pozarządowych. Niekiedy nawet jeśli urzędnikom coś chce się robić, to w pewnym momencie uderzamy o ścianę procedur – narzeka. – A wciąż powstają nowe pomysły, takie buble, jak choćby ustawa o zgromadzeniach. Już raz udało mi się wygrać przed sądem sprawę dotyczącą spontanicznego gromadzenia się.
Współzałożyciel Fundacji Inna Przestrzeń zdaje sobie sprawę z tego, że zajmuje się niepopularną tematyką i że ciężko jest zdobyć mu przychylność władz.
– Chiny i Polska mają strategiczne partnerstwo. Wiemy, że Polska chce rozmawiać na temat praw człowieka, ale wiemy też, że ważniejsze w tym momencie są interesy – dodaje.
To jednak nie sprawia, że jego aktywność słabnie.
– Wręcz przeciwnie. Powinniśmy mówić o Tybecie, przypominać o tym problemie politykom. Wiemy, że oni są poddawani presji, ale na szczęście nam nikt nie może nam zabronić gromadzić się na ulicach.
Zapytany o to, czy sam czuje, że działa pod presją, odpowiada:
– Kiedy myślę o strachu czy też czuję się zrezygnowany i bezsilny, zaczynam myśleć o ludziach w Tybecie. Tam nadal za wyciągnięcie tybetańskiej flagi, nieodpowiedniego sms-a, czy e-mail można pójść do więzienia. Problemy, którym my stawiamy czoła są niczym w porównaniu ryzykiem, jakie na co dzień podejmują Tybetańczycy.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)