Pospiesznie i nieprzejrzyście – tak wybór i powołanie członków powstałej w tym roku Rady Mediów Narodowych oceniają organizacje pozarządowe. W przypadku Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji było tylko nieco lepiej. Poza tym, przed NGO-sami politycy coraz częściej zamykają drzwi. Wyniki monitoringu wyboru członków do KRRiTV oraz RMN przedstawiono podczas konferencji w Fundacji Batorego.
Jest się czym niepokoić. Podsumowanie wspólnych działań monitorujących, prowadzonych przez Fundację Batorego oraz Ogólnopolską Federację Organizacji Pozarządowych, są alarmujące. Media publiczne to jedna ze sfer działania państwa, która budzi wielkie emocje. Wybór prezesa TVP śledzi cały kraj, choć wynik często jest z góry przesądzony, bo polityczny, albo mówiąc dosadniej – partyjny. Podobnie, choć może już nie tak medialne, są wybory do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji czy też obecnie do nowego organu powołanego przez rząd PiS – Rady Mediów Narodowych.
– Funkcja osób zasiadających w obu radach jest ważna, a pomysły kandydatów na ich członków powinny być elementem debaty publicznej. Tegoroczne wybory nie pozwoliły na wysłuchanie kandydatów do RMN i KRRiT. Chcemy dziś porozmawiać o funkcji i roli obu instytucji oraz czy osoby, które zostały wybrane, gwarantują właściwe funkcjonowanie tych ciał – mówiła na otwarcie czwartkowej konferencji Ewa Kulik-Bielińska, dyrektor Fundacji Batorego.
Przed organizacjami zamyka się drzwi
Problem jest o tyle bulwersujący, że cały proces odbył się niemalże za zamkniętymi drzwiami. Posiedzenia komisji sejmowej były zamknięte dla przedstawicieli organizacji. Procedura była ekspresowa (sejmowa trwała 7 dni!). Nie można było zapytać kandydatów o wizję funkcjonowania RMN i ich w niej roli. Nie zagwarantował tego ani Sejm, ani Prezydent. Wszystko to nie pozwoliło na zorganizowanie wysłuchania publicznego kandydatów.
Podczas konferencji mowa była nie tylko o mediach i organach je nadzorujących. Przedstawicielki i przedstawiciele kilku organizacji strażniczych opowiadali o swoich doświadczeniach w monitorowaniu działalności innych ciał – Rady Polityki Pieniężnej, Trybunału Konstytucyjnego czy Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.
Doświadczenia organizacji są różne. Wszyscy podkreślali, że z w ostatnich latach – do czasu ostatnich wyborów – ich działania doprowadziły do tego, że przy okazji wyborów dostęp do informacji się zwiększył. Ostatni rok okazał się jednak krokiem wstecz. Kandydaci byli anonimowi, komisja sejmowa zamykała przed organizacjami drzwi. Dlaczego monitoring był i jest tak istotny?
– Uważamy, że monitoring to okazja, by pokazać opinii publicznej działanie różnych mechanizmów. Bo nie chodzi tu jedynie o kandydatów, lecz również o same instytucje i tłumaczenie społeczeństwu, co ważnego robi np. szef GIODO i że to dotyczy każdego obywatela – wyjaśniał Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon. – Inna kwestia to pewien rodzaj presji na decydentów, żeby przy wyborze używali klucza merytorycznego.
Monitoring dziś prawie niemożliwy
Monitoring prowadzony przez organizacje stał się obecnie trudniejszy. Lista zarzutów jest dość długa: brak harmonogramu prac komisji parlamentarnych, fakt niewpuszczania przedstawicieli organizacji na posiedzenia komisji, upolitycznienie procedur, wyłączenie z nich ekspertów oraz krótki czas ich realizowania, a w konsekwencji brak wysłuchania publicznego kandydatów, anonimowość kandydatów, o których informacje ukazywały się zależnie od widzimisię ich samych albo zgłaszających ich ugrupowań.
Środowiska społeczne postulowały utworzenie Rady Mediów Publicznych. Obecnie działają za to mocno upolitycznione dwa organy. – Monitoring za pomocą organizacji obywatelskich będzie teraz niemożliwy. Jestem pesymistą, ale też wciąż pozytywistą. Nie spodziewam się jednak, żeby media publiczne stały po stronie obywateli, będą stać po stronie rządu – zaznaczył Maciej Strzembosz, prezes zarządu Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych, sygnatariusza Paktu na rzecz Mediów Publicznych.
– Zapowiadano reformę mediów publicznych, a wstawiono tylko wielką protezę, jak np. Ustawę o Radzie Mediów Narodowych – dodała Dominika Bychawska-Siniarska, członkini zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Członkowie Rady to aktywni posłowie. Rada została przyklejona do kancelarii Sejmu. Jest finansowana z jej środków. To nie daje gwarancji niezależności.
Ustanowienie Rady Mediów Narodowych może być więc przykładem polityki wykluczającej. Z założenia wyeliminowano z całego procesu stronę społeczną, możliwość zapoznania się opinii publicznej z kandydatami i sprawdzenie ich kompetencji. – Proces wyboru powinien odbywać się przy udziale organizacji pozarządowych. RMN jest do poprawki, nie ma racji bytu w demokracji liberalnej – zauważył Jan Dworak, były przewodniczący KRRiT.
Na politykę nie ma mocnych?
Błędne koło upolitycznienia obsadzania stanowisk w spółkach skarbu państwa – w tym spółek medialnych – co kolejną kadencję, to rodzaj plemiennej czystki, która ma miejsce co kilka lat. A media stają się ważnym trofeum rządzących. Czy to błędne koło da się przerwać? Polityka przekłada się na nominacje i nic nie jest w stanie tego zmienić – uważa Witold Kołodziejski, obecny przewodniczący KRRiT. – Upolitycznienie zawsze towarzyszyło wyborom. Nie było dotąd niepolitycznych prezesów TVP czy Polskiego Radia. Pomysł na udział organizacji w wyborach też tego nie zapewni, bo one też są zaangażowane politycznie. Tak czy inaczej zawsze kończy się na polityce. A najważniejszym problemem jest to, by zastanowić się, jakie mają być media publiczne – mówił.
Cała dyskusja wokół strażników ładu medialnego – KRRiT oraz RMN – sprowadziła się do tego, jak zminimalizować wpływ polityków na ich działanie i czy to w ogóle możliwe. – Do tego są potrzebne kultura i standardy, które wszyscy uznają. Drugą kwestią są procedury, które pozwolą blokować patologie. W zamian za to teraz się je usuwa – powiedział Krzysztof Luft, były członek KRRiT.
– Musimy zbudować kordon sanitarny między politykami a obywatelami. Organy regulacyjne, jak KRRiT czy RMN, nie powinny zależeć od polityków, ale przed nimi odpowiadać. A to dwie różne rzeczy. Nie może być tak, że ten, kto wygrywa wybory parlamentarne, bierze wszystko – zauważył Jakub Wygnański z Pracowni Badań i Innowacji Społecznych Stocznia.
Organizacje! Nie odpuszczajcie!
Rola organizacji strażniczych w mechanizmach działania państwa jest nie do przecenienia. Powtarzanie tego w kółko trąci być może naiwnością – ale to, co można robić, to opisywać, sugerować, rozliczać, kwestionować, chodzić i słuchać, dopytywać, analizować i tak bez końca.
Tuż po konferencji zapytałem kilkoro uczestników dyskusji, na czym powinny skupić się organizacje pełniące rolę monitorującą: powinny pozostać watchdogiem, który domaga się jawności i przejrzystości, pozostać „bazą” wiedzy eksperckiej czy szukać dla siebie nowej roli w procedurach państwa wyłaniających szefów różnych instytucji? Zdaniem niektórych nie w każdej roli da się zachować transparentność działań. W tym tkwi ryzyko.
– Znaczenie organizacji w społeczeństwie obywatelskim jest niesamowicie ważne. Konferencja pokazująca wyniki monitoringu jest tego dowodem. Myślę, że to bezpieczna rola dla organizacji – wyjaśnił portalowi ngo.pl medioznawca prof. UAM Jędrzej Skrzypczak.
– Jeżeli ktoś ma monitorować, patrzeć na ręce i opisywać, co się wydarzyło, nie powinien brać udziału w decydowaniu. To dwie różne rzeczy. Na pewno głos tego środowiska powinien być brany przy ocenie kandydatów – argumentował Grzegorz Wiaderek z think tanku Instytut Prawa i Społeczeństwa.
– W kwestii wyłaniania kandydatów jest wiele elementów, nad którymi możemy pracować. Od tego, kto ma prawo zgłaszać kandydatów, poprzez to, kto ich wybiera, z jakiej puli, jak długo trwać mają kadencje, czy są losowani. W ramach tej dyskusji zobaczymy, czy będziemy mogli coś z tego zbudować. Teraz wygląda to źle. Zobaczyliśmy, co się dzieje, gdy media stają narzędziem propagandy. To grozi wszystkim NGO-som. Niepokoi nas partiokracja i niechęć do instytucji pośredniczących, jakimi są właśnie NGO-sy. Musimy to jakoś rozsupłać – podkreślał Jakub Wygnański.
Udział sektora pozarządowego w różnych sferach działania państwa powinien być silniejszy – Grażyna Czubek z Fundacji Batorego nie ma wątpliwości. Konsultowanie, słuchanie odmiennych opinii, umiejętność rozmowy powinny należeć do dobrego obyczaju w polityce.
– Konsultacje spowalniają być może pracę prawodawców, ale z drugiej strony nie jest chyba właściwym celem stawianie sobie za cel szybkiej i skutecznej pracy legislacyjnej. A takie przykłady mamy w tej chwili. Często model konsultacyjny miał już okazję się sprawdzić. Różne grupy wnosiły bardzo konkretne rozwiązania albo pokazywały, że wpisane pierwotnie rozwiązania mogą przynieść niekorzystne efekty. Dzięki temu uzyskujemy inną jakość legislacji, lepsze regulacje – przekonywała.