Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Robią to w Australii, robią w Irlandii, robią też nad polskim morzem. Czy uda się w Warszawie? O tym, czym jest panel obywatelski, jak go zorganizować i jakie niesie korzyści dla miasta i mieszkańców – rozmawiamy z dr. Marcinem Gerwinem z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, jednym z organizatorów i koordynatorów paneli obywatelskich w Gdańsku.
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Czym jest panel obywatelski? Bo nie są to zwykłe konsultacje...
Marcin Gerwin, Sopocka Inicjatywa Rozwojowa: – Tak, nie przedstawiamy tego jako konsultacje społeczne, lecz jako formę demokracji deliberacyjnej. Od samego początku mamy w Gdańsku deklarację prezydenta, że rekomendacje panelu będą wiążące. Już to sprawia, że to nie są konsultacje. Tak samo jak budżet obywatelski – wyniki głosowania mieszkańców również mają charakter wiążący.
Reklama
Panel obywatelski to losowo wyłoniona grupa mieszkańców i mieszkanek, z uwzględnieniem różnych kryteriów demograficznych. W Gdańsku mamy cztery kryteria, dzięki którym możemy powiedzieć, że ta grupa jest reprezentatywna. Nie jest to pełna reprezentacja statystyczna, w sensie badania socjologicznego, gdzie liczba uczestników i uczestniczek jest znacznie większa. Niemniej jednak, jeżeli w mieście mamy na przykład 54% kobiet, to taki sam procent kobiet jest w składzie panelu. Inne kryteria to poziom wykształcenia, grupa wiekowa i dzielnica. Zapraszamy do udziału mieszkańców wszystkich 34 dzielnic. Ta grupa ma być niejako miastem lub państwem w pigułce, bo panel obywatelski może dotyczyć również spraw całego państwa.
Czy to musi być duża grupa?
M.G.: – Niekoniecznie. Z perspektywy jakości deliberacji wcale nie musi być duża. Aczkolwiek ława przysięgłych, która była inspiracją dla pewnych procesów deliberacyjnych, liczyła pomiędzy 12 a 25 osób, i to jest za mało. Z naszych doświadczeń wynika, że 56 osób, które mamy teraz w Gdańsku, jest w porządku. Dla większego miasta w Polsce 60 – 80 osób powinno wystarczyć. Pod uwagę bierze się także względy logistyczne, na przykład grupa musi się zmieścić w sali. Oczywiście są wielkie hale sportowe czy stadiony. Można je wykorzystać, ale wtedy uczestnicy panelu nie zdążą się wszyscy poznać.
To jest ważne, aby wszyscy się znali w takim panelu?
M.G.: – My robimy to w taki sposób, że losowo dobieramy ludzi w czteroosobowe grupki, które się zmieniają w czasie trwania panelu. Ludzie zmieniają się w tych grupach tak, żeby poznać wszystkich i żeby usłyszeć różnorodność głosów na sali. To jest jeden z aspektów uzyskiwania szerokiej perspektywy. W ten sposób paneliści i panelistki słuchają głosu nie tylko ekspertów. A tych, w części edukacyjnej panelu, jest bardzo dużo. Przez pierwsze dni trochę zarzucamy ludzi wiedzą. Może być dla nich mnóstwo nowych rzeczy do poznania. Tylko że panel oznacza podejmowanie świadomych decyzji w oparciu o wiedzę, więc ona w jakiejś formie powinna się pojawić.
Bezpośredni kontakt z ekspertami jest kluczowy. Są i inne podejścia, by na przykład przygotować stustronicowy podręcznik. Można. Tylko czy wszyscy go przeczytają? A materiałów dodatkowych może być więcej. Przygotowując się do ostatniego panelu, wiedzieliśmy, że mamy mało czasu na przedstawienie koncepcji szkół demokratycznych, dlatego tym razem paneliści i panelistki dostali książkę Petera Graya „Wolne dzieci”. Na spotkanie panelu zaprosiliśmy dyrektorów szkół i innych ekspertów, którzy przedstawiali różne sposoby organizacji pracy w szkole z podejściem demokratycznym.
Będziecie w Gdańsku wprowadzać edukację demokratyczną do szkół?
M.G.: – O tym zadecydują właśnie paneliści i panelistki. Jest to jedna z możliwych rekomendacji. Drugi dzień tego panelu, który dotyczył usprawnienia narzędzi partycypacji, był sporym wyzwaniem, jeżeli chodzi o pojawiające się nowe rzeczy. Niektórzy uczestnicy zwracali uwagę, że pojawiały się trudne słowa, jak „partycypacja”, były także przepisy dotyczące referendów lokalnych itd.
Skoro o trudnych słowach jest mowa, to co znaczy „deliberacja”?
M.G.: – W pierwszym odruchu chciałem powiedzieć, że rozmowa, ale przede wszystkim jest to rozważenie różnych „za” i „przeciw”, przyglądanie się tematowi z różnych perspektyw, zastanawianie się, co jest najlepszym rozwiązaniem w danej kwestii. Mamy proces deliberacyjny, którego celem jest przyjrzenie się jakiemuś zagadnieniu, problemowi i porozmawianie o tym, jakie będą najlepsze w tym temacie rozwiązania. To jest rozmowa, ale ukierunkowana na szukanie różnych rozwiązań, przeglądanie perspektyw, słuchanie różnych opinii itd.
„Jak pobudzić aktywność obywatelską” rzeczywiście jest tematem dość miękkim, chociaż nie prostym. Ale wcześniejsze panele były dużo bardziej techniczne, dotyczyły zapobiegania powodziom i jakości powietrza w mieście. Jak udało się to przeprowadzić?
M.G.: – Myślę, że całkiem nieźle. A są to rzeczywiście dość techniczne rzeczy czasem, jak utworzenie progów piętrzących w dolinach potoków na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, by spowolnić spływ wody deszczowej.
Format prezentacji eksperckich i proponowanych rozwiązań był bardzo skondensowany. Zaprosiliśmy na przykład eksperta od hydrologii leśnej, żeby w 12 minut przedstawił w pigułce całą swoją wiedzę. To ogromne wyzwanie. Ale zdarzały się także dłuższe prezentacje. 12 minut na to, aby opowiedzieć o zmianach klimatu to rzeczywiście było za mało, więc było na to „aż” 20 minut. Panelistom potrzebny jest spory zasób wiedzy, a to były prezentacje, które dawały tło.
Za każdym razem sposób organizacji panelu jest udoskonalany. Przy trzecim panelu mamy na przykład dodatkowy tydzień odstępu pomiędzy wypracowaniem propozycji rekomendacji a głosowaniem. Po to, aby eksperci i organizacje przesłali do tych propozycji swoje opinie i komentarze. Żeby mieć jak największy „feedback” merytoryczny. Jest to zresztą otwarte dla wszystkich zainteresowanych.
Nie oczekujemy, że nasi paneliści staną się ekspertami. Tak się nie da, to jest za krótki czas. Chcemy jednak pomóc im wyczuć temat, a przede wszystkim przedstawić im konsekwencje poszczególnych rozwiązań. Jeżeli pójdziemy w tę stronę, to będzie to. A jeśli w tę, to będzie tamto.
Mieliśmy na przykład dyskusję, czy zbiorniki retencyjne w Gdańsku mają być suche, czyli pozbawione wody, czy mają być częściowo wypełnione wodą. Dla mnie akurat było oczywiste, że powinny być suche. Myślałem, że nie będzie argumentów za ich wypełnianiem wodą. Może poza estetycznymi. Nagle okazało się, że istnieje w Gdańsku silne lobby mieszkańców, którzy chcą, żeby wypełniać te zbiorniki wodą. Są to wędkarze. Na panelu zabrał głos przedstawiciel Polskiego Związku Wędkarskiego i proponował wypełnianie zbiorników wodą, bo wędkarze chcą łowić w nich ryby. A inna grupa na to: „Ale przecież nas zalewa. Chcemy, żeby ten zbiornik przyjął jak najwięcej wody”. Ale to jest perspektywa dzielnicy, która leży w niższej części Gdańska. Perspektywy są różne. Tu mamy klasyczny przykład rozmowy o priorytetach. Czy to będzie bezpieczeństwo, czy odpowiadanie na potrzeby rekreacyjne?
I na czym stanęło?
M.G.: – Rekomendacja panelu była dość miękka w tej kwestii, że dopuszczalne są różne typy zbiorników, w zależności od lokalizacji i możliwości. Ale co istotne, to że przyjęte rozwiązania już się częściowo sprawdziły. Mieliśmy ulewę w lipcu i dzielnice, które były dotknięte tym deszczem, oceniły, że miasto było przygotowane lepiej niż rok wcześniej. I taka też była nasza intencja, żeby panel stał się impulsem do podniesienia na wyższy poziom rozwiązań, które są w mieście. Aby wyjść poza schemat dotychczasowego działania.
W ramach panelu zaprasza się ekspertów i ekspertki z Polski, w tym roku mieliśmy także gości z zagranicy. Mogą oni przedstawić rozwiązania, które nie byłyby brane pod uwagę, gdyby nie panel. To nie znaczy, że zostaną wdrożone, ale paleta tych, które można rozważyć jest większa. A do tego służy to mobilizacji urzędu miasta: też się muszą przygotować do wystąpień, zastanowić, co zrobili, co chcieliby zrobić. Dużo zależy od osoby czy wydziału w urzędzie, do którego trafia ten temat. Są urzędnicy, którzy chętnie biorą udział w panelu i oczekują od mieszkańców propozycji, co możemy zrobić lepiej. Inni mniej chętnie.
Jaki wynik głosowania panelistów jest wiążący?
M.G.: – Przyjęliśmy zasadę, że rekomendacja jest wiążąca, jeśli ma poparcie 80%. Nie tak, jak w sejmie 50% plus jeden, ani nawet nie 2/3 potrzebne do zmiany konstytucji, tylko 80%. Wtedy jest to rekomendacja wiążąca.
Dlaczego taki próg?
M.G.: – Ponieważ to znaczy, że dla tej grupy osób rekomendacja jest oczywista. Przy głosowaniu stosujemy rozbudowaną skalę oceny. Nie oceniamy propozycji tylko „tak” lub „nie”, ale „zgadzam się zdecydowanie”, „zgadzam się”, „zgadzam się, choć mam pewne zastrzeżenia”, itd. Chcemy stworzyć możliwość precyzyjnego wyrażania swojego stanowiska, a jednocześnie, żeby na koniec móc uzyskać klarowny wynik, żeby było jasne, czy udało się uzyskać 80% poparcia. Zdarza się, że w głosowaniach, które dotyczą jednej i tej samej kwestii są wykluczające się propozycje. Wtedy stosujemy głosowanie preferencyjne, czyli paneliści oznaczają w kolejności swoje preferencje, żeby zobaczyć, na którą jest największa zgoda.
Uczestników panelu losujecie. Spośród wszystkich mieszkańców Gdańska czy spośród grupy, która sama się zgłosi?
M.G.: – Proces jest dwustopniowy. Najpierw losujemy grupę osób, która otrzymuje zaproszenia. Korzystamy przy tym z pełnego rejestru wyborców. Ale zaproszenia wysyłamy od razu z uwzględnieniem kryteriów demograficznych, które pozwolą nam wyłonić idealny skład grupy. Czyli np. nie wysyłamy na całą Wyspę Sobieszewską, tylko do kobiet w wieku 18-24 lata. Później dodajemy jeszcze kryterium wykształcenia.
Jaki jest odzew na te zaproszenia?
M.G.: – W pierwszych dwóch panelach to było 10%. Na tle doświadczeń ze świata, to całkiem dużo. Teraz było 4-5%. Mniej, ale prawdopodobnie ze względu na czas, kiedy był organizowany panel. To był początek września, a to znaczy, że rekrutacja trwała przez okres wakacyjny. To jest podstawowa rzecz, której się nie robi. Zatem nie polecam.
W ilu spotkaniach biorą udział paneliści?
M.G.: – W obecnym panelu o wspieraniu aktywności obywatelskiej mamy pięć spotkań. Trzy są edukacyjne, czyli poświęcone zdobywaniu wiedzy, rozmowom z ekspertami. A dwa są przeznaczone na wypracowanie rekomendacji. Założenie jest takie, że spotkania są w soboty od godz. 10 do 16. Są też spotkania dodatkowe w niedzielę. Ostatnio zorganizowaliśmy warsztat dla chętnych z uważności w komunikacji. Jego celem było doskonalenie umiejętności prowadzenia rozmowy. Szczególnie, że w planach był temat dotyczący równego traktowania..
Osoby, które się zgodzą na udział w panelu, poświęcają swój czas bezpłatnie?
M.G.: – Nie, udział jest płatny. Paneliści otrzymują 600 zł brutto. Nie liczymy, czy panel ma cztery czy pięć spotkań, wynagrodzenie jest za całość. Doceniamy to, że ludzie przyszli, zaangażowali się, że chcą być panelistami i panelistkami. I rozumiemy, że w związku z tym ponoszą pewne koszty, np. dojazdów. Część osób mogła pracować w sobotę, więc jakaś rekompensata jest przydatna. Ktoś może też mieć małe dziecko i wówczas może pojawić się koszt opieki nad nim. Celem tej opłaty jest również to, aby umożliwić udział w panelu osobom, które niekoniecznie są bardzo zainteresowane tematem.
A gdyby motywacji finansowej nie było? Może uczestnicy przychodzą tylko dla pieniędzy?
M.G.: – Jak mówiła na panelu Claudia Chwalisz, która zbadała ponad 50 paneli obywatelskich z Australii i z Kanady, uczestnicy przychodzą przede wszystkim dlatego, że widzą sens tego procesu. Widzą, że ich głos ma znaczenie, że to jest coś ważnego. Myślę, że u nas przynajmniej dla części osób jest tak samo. Aczkolwiek, motywacja finansowa pomaga w tym, żeby w ogóle się zgłosić.
Gdyby wynagrodzenia nie było, to liczba chętnych do udziału osób zapewne byłaby mniejsza. Ktoś by spojrzał na temat i stwierdził „To mnie nie interesuje, to za dużo czasu, nie idę”. A tu mamy pewną motywację finansową. OK, temat mnie nie interesuje albo interesuje tylko trochę, ale jest jakaś korzyść dodatkowa, to może jednak bym spróbował. A potem myślę, że ludzie się wciągają w dany temat, bo panel może być naprawdę ciekawy.
„Wciągnięcie się” w temat np. zabezpieczeń przeciwpowodziowych chyba nie jest taką prostą sprawą?
M.G.: – No, nie wiem, wydaje mi się, że ludzie w znacznej mierze byli zainteresowani. Tutaj wiele zależy od organizacji panelu. Naszą rolą, jako zewnętrznych koordynatorów, jest budowanie dobrej atmosfery. Uczestnicy odczuwają, jak są traktowani, że to jest wszystko robione na poważnie. Nasze zadanie polega na zapewnieniu im komfortu pracy, dostępu do wiedzy.
Staramy się, aby spotkania były angażujące i atrakcyjne. Prezentacje celowo są krótkie. Nie chodzi nam o wykład akademicki, który będzie trwał godzinę i będzie wygłaszany niezrozumiałym językiem. To mogłoby być nie do przełknięcia dla panelistów. I tak pojawiały się zastrzeżenia dotyczące języka, że pojawiają się trudne słowa. Uczulamy naszych prelegentów na to. Poza tym, zgodnie ze statystyką i z naszym kryterium demograficznym, na sali powinno być siedem osób z wykształceniem podstawowym. To jest akurat grupa, którą jest bardzo trudno pozyskać do udziału w panelu. Większość zgłaszających się osób ma wykształcenie wyższe i średnie.
Czy osoby, które nie zostały zaproszone, wylosowane też mogą brać udział w panelu?
M.G.: – Tak, zdecydowanie. Po pierwsze, przed panelem zawsze robimy konsultacje otwarte, zatem wszyscy mogą przesłać swoje uwagi panelowi. Po drugie, w panelu mogą brać udział tzw. strony, czyli organizacje, instytucje, które są związane z danym tematem. Gdy mieliśmy na przykład temat o szkołach, to na spotkanie zaproszono wszystkie organizacje, które się zajmują tą kwestią, bez losowania. Jeżeli wiemy, że kogoś temat ten interesuje, to go zapraszamy. Organizacje mogą się zgłaszać także same, gdybyśmy kogoś na przykład pominęli z jakiegoś powodu. Zapraszamy do udziału w panelu zarówno w charakterze eksperta, jak i strony.
Planujemy także przedstawić wstępne propozycje rekomendacji przed ostatecznym głosowaniem. Będzie wówczas możliwość przesyłania uwag przez osoby indywidualne, nie tylko przez ekspertów. Chodzi przede wszystkim o to, żeby podjąć możliwie najlepszą decyzję z uwzględnieniem różnych perspektyw. Taki jest cel.
W jaki sposób są ustalane tematy do paneli?
M.G.: – Pierwsze dwa zaproponowałem prezydentowi, który się na to zgodził. Temat dotyczący aktywności obywatelskiej był jego życzeniem. Do tego dodany został wątek równego traktowania. Pomysłów na kolejne tematy było więcej: działania na rzecz ochrony klimatu na poziomie miasta, kwestie transportu. W Gdańsku możliwość wystąpienia z inicjatywą zorganizowania panelu obywatelskiego mają też radni i sami mieszkańcy. Jeśli mieszkańcy i mieszkanki zbiorą tysiąc podpisów, to jest traktowane jako wniosek do prezydenta. A jeśli będzie ich 5 tysięcy, to jest to wiążące, co znaczy, że prezydent i rada nie mogą odmówić przeprowadzenia takiego panelu. Czyli można zorganizować w Gdańsku panel obywatelski na wniosek mieszkańców.
Myślę, że fajnie byłoby zrobić otwarty nabór tematów na przyszły rok. Proponowałem prezydentowi, żeby każdy mógł zgłosić temat. Pojawia się oczywiście pytanie, kto ma potem wybrać te, które zostaną zrealizowane. Jeżeli prezydent i radni, to może być to postrzegane jako decyzja polityczna, a wręcz może być to decyzja polityczna, bo pewne tematy nie będą mile widziane. Myślałem, żeby zrobić taki eksperyment i wprowadzić zasadę, że pierwszy temat danego roku pochodzi od mieszkańców, a o wyborze decydują uczestnicy poprzednich paneli.
Metodologia i pomysł paneli obywatelskich został przeniesiony z miast zachodnich?
M.G.: – Najważniejsze były doświadczenia z Australii.
Czy tam jest to stały element kształtowania polityki miejskiej?
M.G.: – W Australii było już wiele zorganizowanych paneli, zarówno na poziomie lokalnym, jak i regionalnym. Czy są miasta, które jak Gdańsk robią to regularnie, tego nie wiem. W Australii ten proces jest w ogóle znacznie droższy. My przygotowaliśmy to w ten sposób, aby było to jak najbardziej efektywne. Dlatego można robić panel jeden za drugim, a jakość decyzji podejmowanych przez panel jest jednocześnie wysoka.
Moim marzeniem jest, aby ten proces wydłużyć, dać więcej czasu, dołożyć więcej dni edukacyjnych, nie spieszyć się, dołożyć także dni wolne. Teraz mamy dwie soboty wolne. To pozwala spokojnie „przetrawić” temat. W Irlandii np. panele spotykają się raz na miesiąc. U nas pierwszy panel był robiony w tempie ekspresowym, ponieważ była to decyzja polityczna: zróbmy na jesieni, do końca roku, żeby mieć efekt i sprawdzić, czy to działa. Okazało się, że działa. Ale teraz już nie musimy pędzić. Możemy sobie pozwolić na inny sposób pracy. Czas gra na korzyść, ale pojawia się pytanie, czy sami mieszkańcy i mieszkanki tak długi proces zaakceptują.
W jaki sposób decyzje wypracowane przez panel są przekazywane ogółowi mieszkańców?
M.G.: – To nam idzie słabo. To znaczy po naszej stronie robimy, co możemy. Transmitujemy obrady na żywo w internecie, na trzy kamery. Jest strona internetowa ze wszystkimi rekomendacjami itd. Natomiast poza naszym bezpośrednim wpływem jest relacjonowanie tego w mediach. W Irlandii na przykład, po każdym spotkaniu w prasie ukazywało się wiele artykułów. Temat dotyczył co prawda całego państwa, więc trochę inna skala, niemniej jednak relacjonowanie panelu w mediach lokalnych jest zdecydowanie słabością w Gdańsku. Mamy większe zainteresowanie z mediów ogólnopolskich. Co ciekawe, jak zauważyła znajoma dziennikarka z „Polityki”, jeden dzień panelu dla dziennikarza, który pisze do codziennej gazety, jest kopalnią tematów. Tam jest po prostu dużo ciekawych wątków.
Panel podejmuje rekomendacje, które są wiążące dla prezydenta, jeśli zostały podjęte 80% głosów...
M.G.: – Tak, dla prezydenta i dla radnych właściwie też. W Gdańsku w radzie miasta mamy taką sytuację, że samodzielną większość ma klub Platformy Obywatelskiej, który jest związany z prezydentem. I również przewodniczący klubu deklaruje, że będą wdrażać to, co panel wypracuje. W mojej ocenie te rekomendacje wychodzą po prostu dobrze, chociaż niektóre mogą być wyzwaniem dla urzędu. Na przykład w panelu antysmogowym zdecydowano o wprowadzeniu całkowitego zakazu palenia węglem w piecach domowych. W urzędzie nie spodziewano się, że to tak daleko pójdzie. Wiążą się z tym koszty i dużo pracy, bo trzeba wymyślić cały program, wsparcie itd. Panel zarekomendował bowiem, że osoby najuboższe powinny otrzymywać wsparcie, aby mogły się ogrzewać zimą.
Czy o rekomendacjach toczy się później dyskusja na posiedzeniach rady miejskiej?
M.G.: – Tego nie wiem, ale jeżeli jakaś rekomendacja jest wprowadzana uchwałą rady miasta, wówczas samo to tak wychodzi.
Czy wśród radnych jest świadomość, że te rozwiązania są wypracowane w panelu i że mają w sumie inną wartość niż to, co wynika ze zwykłych konsultacji społecznych?
M.G.: – Tak. Myślę, że oni mają tego świadomość. Radni byli na pierwszym dniu ostatnio organizowanego panelu i są także na spotkaniach tzw. zespołu sterującego. W pierwszym panelu mieliśmy w zespole radnych z Platformy i z PiS-u, bo w Gdańsku są tylko dwa kluby. Obydwaj przychodzili na spotkania i byli zaangażowani.
Spotykamy się w Warszawie. Przyjechał pan, aby opowiedzieć o gdańskich doświadczeniach. Warszawa ma potencjał, aby taki panel zorganizować?
M.G.: – Myślę, że jest dobra wola ze strony Centrum Komunikacji Społecznej i zainteresowanie tematem. Ale z drugiej strony, Hanna Gronkiewicz-Waltz już ponad pół roku temu oficjalnie ogłaszała zorganizowanie panelu obywatelskiego w sprawie polityki mieszkaniowej. To byłby dobry temat na panel i można do tego wrócić. Z mojej perspektywy – nie ma na co czekać. A tematów na pewno jest więcej.
Wprowadzenie panelu obywatelskiego jako elementu kształtowania polityki miasta nie jest możliwe bez udziału władz miasta…
M.G.: – Tak, jest to niezbędne. Dla prezydenta i radnych korzyści jest wiele. Są na przykład tematy politycznie niewygodne, kontrowersyjne, co do których oddanie podjęcia decyzji samym mieszkańcom i mieszkankom może być dla prezydenta korzystne, gdyż przestaje to być problemem politycznym. Nie ma w tym zresztą nic złego, by z demokratycznych mechanizmów korzystać. Powiedziałbym wręcz, że jest to właśnie OK. A jeżeli prezydent lub wiceprezydent od danej sprawy chce współpracować z mieszkańcami i widzi w tym wartość, to już w ogóle jest świetne. Wówczas wszystko powinno dobrze działać.
Pierwszy raz może być trudny. Ale jeśli wyjdzie, to nabiera się do całego procesu zaufania. Można zaufać, że decyzje podejmowane w ramach panelu obywatelskiego będą sensowne. Choć czasem może nie po myśli urzędu. Mieszkańcy mają bowiem inną perspektywę: zastanawiają się, co w danej sprawie jest dla nich korzystne. Generalnie perspektywa urzędu powinna być taka sama: co jest dla was korzystne? Gdy organizuje się panel, mieszkańcy przychodzą i mówią – to. I wtedy nawiązuje się prawdziwa współpraca.
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Gerwin - politolog, specjalista ds. zrównoważonego rozwoju, współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.