Nowelizacja stowarzyszeń. Ewolucje i rewolucje, by stowarzyszeń było więcej
"Udało się w ostatnim momencie, wślizgiem, trochę jak Lewandowski w meczu ze Szkocją, w ostatniej sekundzie!". Ustawa o zmianie ustawy Prawo o stowarzyszeniach już niedługo zacznie zmieniać kształt III sektora. O tym, jak powstawała, opowiada ngo.pl Henryk Wujec, który pilotował nowelizację jako przedstawiciel projektodawcy i szczęśliwie doprowadził projekt do końca.
Magda Dobranowska-Wittels, Rafał Kowalski, ngo.pl: – Czy był taki moment, że przestał pan wierzyć, że się uda?
Udało się, ale prace nad projektem w Sejmie trwały długo (od lutego do września odbyło się 14 posiedzeń podkomisji) – duży w tym udział Ministerstwa Sprawiedliwości…
Jeden z prawników powiedział, ale to był oczywiście taki złośliwy żart, że gdyby prawnik o takim charakterze dostał grzebyk, to nie mógłby go używać, bo musiałby napisać instrukcję użycia grzebyka, no bo jednak to jest skomplikowana rzecz i trzeba wiedzieć jak, bo on może spowodować niebezpieczeństwa różnego rodzaju, więc to trzeba obudować dużym pakietem różnych warunków prawnych.
Coś takiego działo się również z ustawą, co nie znaczy, że w działaniach Ministerstwa Sprawiedliwości nie było dobrych rzeczy. Np. mieliśmy w projekcie prezydenckim zapisy, że stowarzyszenie rejestrowe można przekształcić w stowarzyszenie zwykłe, w spółdzielnię socjalną, łączyć je. Jak ministerstwo przygotowało pytania i zastrzeżenia, których część była zasadna, to myśmy się poddali.
Wypadł w ogóle ten fragment?
Drugi przykład: zawieszenie działalności. Sądy zawsze miały z tym kłopoty, było dużo martwych stowarzyszeń. Z tego też zrezygnowaliśmy, właśnie w wyniku dialogu z ministerstwem, bo okazało się, że wcześniej nastąpiła nowelizacja ustawy o Krajowym Rejestrze Sądowym, która dała prawo sądom do podejmowania decyzji o rozwiązaniu stowarzyszenia.
Były więc pozytywy, ale jednocześnie to strasznie przedłużyło prace. Trzeba jednak dodać, że przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości podchodzili do sprawy bardzo rzetelnie.
Jakie mamy zmiany w ustawie: rewolucyjne czy to tylko poprawki?
Geneza była taka, że w Senacie poprzedniej kadencji powstał projekt ustawy o zrzeszeniach. Pracowali nad tym senator Łukasz Abgarowicz i mecenas Jan Stefanowicz, z którymi jestem zaprzyjaźniony. Wychodzili z założenia, że nasze prawo nie daje możliwości zrzeszania się wszystkim. Że wybiera. Na przykład, osoby fizyczne mogą tworzyć stowarzyszenia, a osoby prawne nie. Stowarzyszenia mogą tworzyć związki stowarzyszeń, ale już nie stowarzyszenia. Gdyby na przykład kilka podmiotów prawnych chciało stworzyć stowarzyszenie, to nie mogą.
W Polsce jest milion czy więcej przedsiębiorców, osób fizycznych. W zasadzie oni są ubezwłasnowolnieni, jeśli chodzi o możliwość zrzeszania się jako osoby prowadzące działalność gospodarczą. Mogą stworzyć stowarzyszenie jako osoby fizyczne, ale nie jako osoby prowadzące działalność. Więc należałoby stworzyć możliwości elastycznego zrzeszania się wszystkich ze wszystkimi. I to proponował projekt Abgarowicza.
W konsekwencji przewidywano likwidację wcześniejszych ustaw regulujących stowarzyszanie się. Było to więc zupełnie nowe spojrzenie. Fantastycznie, rewolucja! Jednak zmiana okazała się za duża dla organizacji pozarządowych. Oznaczałaby, że większość z nich musi dostosować statuty.
Krytykowano ustawę również za to, że większy nacisk kładła na działania gospodarcze niż na obywatelskie, a w końcu chodzi o działania obywatelskie. W wyniku krytyki, która była zaskoczeniem dla senatorów (to był dla nich szok!), zaniechano inicjatywy.
Już w nowej kadencji, w senackim zespole ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi (chodziłem tam jako reprezentant kancelarii prezydenta), zaproponowałem, że należy zmienić ustawę o stowarzyszeniach. Ale nie trzeba tworzyć nowej ustawy, tylko modyfikować obecną. Doświadczenie wskazywało, że Prawo o stowarzyszeniach nieźle funkcjonuje, ale jest szereg rzeczy koniecznych do zmiany. Jednocześnie obszaru, który wymaga stworzenia nowego prawa o zrzeszeniach, nie można zostawić. Czyli należy podzielić robotę na dwie części. Zaczęto od stowarzyszeń.
Przyjęliśmy zasadę, że nie może być tak, żeby jakaś oświecona grupa prawników przygotowywała propozycję. Same organizacje pozarządowe wypracowują założenia. Wziął to na siebie OFOP. To była chyba roczna praca. Ustalono, że w ustawie trzeba zmienić właśnie ilości osób zakładających stowarzyszenie, zasadę podległości organom nadzorującym, zwiększyć uprawnienia stowarzyszeń zwykłych, szereg innych rzeczy. Pismo z założeniami trafiło do kancelarii prezydenta z propozycją, żeby kancelaria dalej nad tym pracowała, oczywiście z udziałem organizacji.
Założenie było więc od początku ewolucyjne: nie rewolucja, tylko ewolucja. Zakładamy, że ustawa działa, ale trzeba nakreślić zakres zmian taki, który ułatwi zakładanie i funkcjonowanie stowarzyszeń, a zarazem pozwoli potem dokonać dalszych prac, już w zakresie zwiększenia prawa do zrzeszania się. I jeszcze jedna rzecz: że teraz nie wchodzimy na tereny ustaw finansowych i rachunkowości, bo się w tym wszystkim pogubimy.
Jednak w zakresie stowarzyszeń zwykłych to jest rewolucja. Zmienia się ich charakter.
To próba wykreowania zupełnie innego modelu stowarzyszeń zwykłych?
Ale jeżeli stowarzyszenie zwykłe ma być podmiotem prawa, to musi nastąpić zmiana. Chodzi o to, żeby stowarzyszenie zwykłe miało ułomną osobowość prawną, mogło zawierać umowy, wchodzić w relacje prawne. To konieczne, żeby traktować je jako jedną z instytucji, które mogą działać w obrocie prawnym.
Czy obecne stowarzyszenia zwykłe z takiej możliwości skorzystają?
Czyli w przypadku tego konkretnego stowarzyszenia w praktyce niewiele się zmieni?
To była trudna dziedzina. Największe kontrowersje budziła zasada, że wszyscy w stowarzyszeniu zwykłym będą ponosić taką samą odpowiedzialność (w stowarzyszeniu rejestrowym odpowiedzialność ponosi zarząd). Ale jeśli przystępuję do stowarzyszenia zwykłego, to wiem o tym. Jeśli nas jest pięciu, to w pięciu decydujemy i ponosimy za to odpowiedzialność, na przykład wynajmując lokal.
Chcieliśmy ułatwić takie proste inicjatywy lokalne: na przykład potrzebujemy zbudować ścieżkę rowerową, zagospodarować park czy ogródek, skrzykujemy się, składamy się sami po parę złotych, występujemy do samorządu o pięćset złotych. A samorząd ma podstawę prawną do udzielenia wsparcia, bo jesteśmy podmiotem, który może brać udział w obrocie prawnym, podpisujemy umowę itp.
Ta instytucja ma więc ułatwiać działania obywatelom. Już trzech obywateli może założyć stowarzyszenie zwykłe. Mam nadzieję, że pozwoli to zwiększyć liczbę stowarzyszeń, bo obecnie trend jest taki, że powstaje więcej fundacji, bo ich zakładanie jest prostsze. Zobaczymy.
Wspomniał pan już trochę o tym, co z pierwotnego projektu wypadło. Czego panu najbardziej szkoda?
Pewnie już wszyscy zapomnieli, ale w projekcie były też ułatwienia dla cudzoziemców. Tego również nie uwzględniono?
Doszliśmy do wniosku – a to jest moje podejście pragmatyczne – żeby zostawić jak jest. Obecnie ustawa pozwala. Cudzoziemcy mogą zakładać stowarzyszenia, tylko musi być większość obywateli polskich, ale w momencie, jak się założy, mogą przyjąć każdego. Powiedzieliśmy sobie: lepiej nie ruszajmy tego, niech będzie jak jest, bo jak ruszymy, to nie wiadomo do czego dojdziemy i może być gorzej.
Jak skomentuje pan akcję Społecznej Sieci Ratunkowej i pana prezesa Jerzego Płókarza. Na ile to był realny głos jakiejś części organizacji, na ile poważne argumenty?
Krytykować można, tylko trzeba mieć argumenty. To była krytyka absolutnie bez argumentów. Nowelizacja nie oznacza żadnego "pójścia w komercję", tylko właśnie wręcz przeciwnie, pewne uporządkowanie tych kwestii, które teraz są załatwiane w postaci różnych wybiegów. Trudno było prowadzić z panem Płókarzem dyskusję merytoryczną. Z jakichś przyczyn ta ustawa mu się nie podobała, ale nie potrafił dokładnie sprecyzować dlaczego. Trudno, takie jest życie w organizacjach pozarządowych, że trzeba się zderzyć z różnymi opiniami. Prezes Płókarz miał prawo do swojego zdania, ale nie przekonał komisji sejmowych i senackich. Poniósł porażkę, ale oznacza to korzyści dla organizacji pozarządowych. Tak uważam.
Źródło: inf. własna (poradnik.ngo.pl)
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.