Nowa definicja gwałtu nie rozwiąże wszystkich problemów [wywiad]
– Jeżeli prawo nie jest stosowane, to nawet najlepsze przepisy niewiele zmienią i nikogo nie ochronią – mówi Joanna Gzyra-Iskandar z Fundacji Feminoteka, z którą rozmawiamy o nowej definicji gwałtu, związanych z nią wątpliwościach oraz wyzwaniach systemowych.
Jędrzej Dudkiewicz, ngo.pl: – Niedawno przegłosowano zmianę definicji gwałtu, o co starano się od lat. Wiele osób i organizacji ogłosiło sukces. Słusznie?
Joanna Gzyra-Iskandar, Fundacja Feminoteka: – Obawiam się, że nie do końca. To oczywiście dobrze, że polski parlament na poważnie zajął się reformą prawa, aby wreszcie stało ono po stronie osób, które doświadczyły gwałtu. Widzimy, że nasze społeczeństwo bardzo potrzebuje debaty o zgodzie i granicach w seksie. Mam nadzieję, że zmierzamy tu w dobrym kierunku.
Jako Feminoteka uważamy jednak, że nowe brzmienie przepisów przyjętych przez Sejm nie tylko nie realizuje w pełni postanowień Konwencji Stambulskiej, ale przede wszystkim obawiamy się, że nie przyczyni się do realnej poprawy ochrony osób, które doświadczyły gwałtu. A przecież o to chodzi.
Obecne brzmienie przepisu różni się od tego, które było proponowane na początku prac legislacyjnych, ale i ono nie byłoby idealne. Pierwotny projekt zakładał np. dookreślenie zgody przymiotnikami: dobrowolna i entuzjastyczna. Okazało się jednak, że te dodatkowe słowa nie były potrzebne, ponieważ na gruncie polskiego prawa karnego mamy już pojęcie zgody i ono dobrze funkcjonuje.
O czym jeszcze rozmawiano w trakcie procesu legislacyjnego?
– Dyskusje dotyczyły chociażby tego, jaki powinien być wymiar kary, czy powinno się go zmieniać, bo to wpływałoby też na to, do jakich sądów trafiałyby sprawy gwałtu. Czy zostawić je w sądach rejonowych, których jest więcej i są zwykle bliżej miejsca zamieszkania osoby pokrzywdzonej, do tego krótsze są w nich terminy oczekiwania na rozprawę? Czy lepiej przenieść te sprawy do sądów okręgowych, które są dalej, co może rodzić problem wykluczenia komunikacyjnego, ale z drugiej strony poszkodowana mogłaby czuć się bardziej komfortowo. Jeżeli sprawa byłaby prowadzona dalej od jej miejsca zamieszkania, możliwe byłoby zachowanie większej anonimowości. Koniec końców zostaliśmy z propozycją sformułowaną przez profesora Włodzimierza Wróbla z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który jest też szefem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości: jako, że dolny wymiar kary nie został podwyższony, sprawy te zostały w sądach rejonowych.
Co budzi wątpliwości w nowej definicji gwałtu? Czy chodzi o to, że podlega różnym interpretacjom? Czy poza typem sądu, do którego trafia sprawa, ma znaczenie, że dolny wymiar kary to dwa, a nie trzy lata?
– Moim zdaniem kwestia progów kar nie jest akurat problemem. Problematyczny jest sposób wprowadzenia do tego przepisu braku zgody. Brzmi on „Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku jej zgody, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15”. Chodzi mi o fragment „w inny sposób mimo braku jej zgody”. Było bardzo dużo dyskusji, czy ten brak zgody odnosi się tylko do innego sposobu, czy do całego przepisu. To nie jest oczywiste i może być interpretowane na niekorzyść osób pokrzywdzonych.
Konwencja Stambulska mówi po prostu o braku zgody. W momencie, gdy brzmi to „w inny sposób mimo braku zgody”, wydaje się, że musi zadziać się coś jeszcze oprócz braku zgody. Innymi słowy, sam brak zgody może nie być wystarczający do tego, by uznać dane zdarzenie za gwałt.
Dodatkowo propozycje przeprocedowane przez parlament wprowadzają jeszcze punkt, którego wcześniej nie było. Mówi on „tej samej karze podlega, kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego wykorzystując brak możliwości rozpoznania przez nią znaczenia czynu lub pokierowania swoim postępowaniem”. Mamy też artykuł 198 kodeksu karnego, który mówi o wykorzystaniu bezradności innej osoby. Do niego zostało dodane sformułowanie o znacznym ograniczeniu zdolności do rozpoznania znaczenia czynu. Czyli mamy w kilku przepisach „inny sposób doprowadzenia do obcowania płciowego”, „brak możliwości rozpoznania czynu”, „bezradność” i „utrudnienie w rozpoznaniu czynu”. Dochodzi do wielopoziomowej kolizji, ponieważ zakresy tych czterech sformułowań w ogromnej mierze się ze sobą pokrywają. Na jakiej zasadzie prokuratura ma zdecydować, jak będzie kwalifikować dany czyn, jak decyzję ma podjąć sąd? A wiadomo, że w sytuacjach takich dylematów trzeba rozstrzygać na korzyść sprawcy. Dostrzegamy więc wewnętrzną sprzeczność w zaproponowanych przepisach.
Na coś jeszcze należy w tym kontekście zwrócić uwagę?
– Nowe brzemiennie artykułu 197 stoi w pewnej kolizji również z artykułem 200, który dotyczy obcowania płciowego z osobą poniżej 15. roku życia. Dotychczas było tak, że art. 197 mówił o doprowadzeniu takiej osoby do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej przemocą, groźbą albo podstępem. Natomiast artykuł 200 dotyczył sytuacji, gdy do obcowania płciowego doszło bez znamion przemocy, podstępu lub groźby. W związku z tym bardzo jasny był podział, co jak należy kwalifikować. W momencie, gdy w artykule 197 pojawia się brak zgody, każde obcowanie płciowe z osobą poniżej 15. roku życia podpada pod ten przepis, bo taka osoba w sensie prawnym po prostu z definicji nie może wyrazić zgody. Dlatego komisja senacka zaproponowała – rekomendowaną również przez Rzeczniczkę Praw Dziecka – poprawkę, która na nowo by to wszystko porządkowała, ale została ona odrzucona. Znowu więc mamy bałagan.
A to jeszcze nie wszystko, bo artykuł 198 brzmi „kto wykorzystując bezradność innej osoby lub wynikający z upośledzenia umysłowego, choroby psychicznej lub innego zakłócenia czynności psychicznych znaczne ograniczenie zdolności rozpoznania”. Abstrahując od tego, że obecnie powiedzielibyśmy, że ktoś wykorzystuje czyjąś niepełnosprawność umysłową,
w praktyce oznacza to, że zgwałcenie osoby z niepełnosprawnością umysłową jest zagrożone niższą karą niż osoby bez niepełnosprawności umysłowej. To jawna dyskryminacja, w związku z czym przepis ten jest wprost niezgodny z Konwencją Stambulską.
GREVIO, komitet monitorujący jej wdrażanie, dawał rekomendacje, żeby z takich przepisów rezygnować. Niestety nie zrobiono tego. Mamy więc uzasadnione obawy, czy zmiany, o których rozmawiamy nie okażą się pozorne. Na pewno będziemy to monitorować.
Obawy budzi także podejście do sytuacji, gdy zaatakowana kobieta doświadczy zamrożenia, co jest przecież częstą reakcją. Może się okazać, że takie zamrożenie nie będzie interpretowane jako brak wyrażenia zgody?
– Także się tego obawiamy. Dlatego chciałyśmy – jako Feminoteka, ale i wiele innych organizacji pozarządowych – zmiany definicji gwałtu, bo prawo, które mamy cały czas nie obejmuje tego typu przypadków. Nie mamy jednak pewności, czy nowe przepisy to zmienią. Także dlatego, że z przepisów wykluczone są przestępstwa w zamiarze ewentualnym. Chodzi o sytuacje, w których osoba ani nie wyraża jasno zgody, ani się nie sprzeciwia. Druga osoba nie upewnia się, czy zgoda jest czy jej nie ma i kontynuuje swoje działania. Na tym polega zamiar ewentualny – sprawca musi liczyć się z tym, że może w ten sposób popełnić przestępstwo, a mimo to nie zaprzestaje swojego działania.
Niektórzy zgłaszają, że może to oznaczać zniesienie zasady domniemania niewinności. Wyjaśnijmy to.
– Zarzut ten rzeczywiście często pojawia się w debatach, tym bardziej należy podkreślić, że to oczywiście nie jest prawda.
Domniemanie niewinności jest absolutnie podstawową zasadą kodeksu karnego, która nadal będzie obowiązywać, także w świetle nowych przepisów. Oskarżona osoba zachowuje wszelkie prawa, łącznie z prawem do obrony i nieskładania wyjaśnień.
Ciężar dowiedzenia, że doszło do przestępstwa nadal będzie spoczywał na oskarżycielu, czyli prokuraturze, przy ewentualnym wsparciu oskarżyciela posiłkowego, czyli osoby pokrzywdzonej.
Skoro teraz ogłoszono wielki sukces, a po pół roku od wejścia w życie przepisów (tyle ma trwać vacatio legis) okaże się, że niewiele one zmieniły, to może pojawić się narracja, że przecież organizacje kobiece i feministyczne brały udział w tworzeniu nowelizacji i były zadowolone, nie ma więc sensu znów zmieniać…
– Takie obawy nie są bezzasadne. Oczywiście będziemy nadal wspierać prawnie wszystkie osoby, które doświadczyły przemocy, także po wejściu w życie nowych przepisów. Trzeba będzie również monitorować sytuację, sprawdzać statystyki i zbadać, czy udało się coś faktycznie zmienić na lepsze. Poza wszystkim należy pamiętać, że litera prawa to jedno, ale bardzo ważne jest, jak te przepisy są stosowane w praktyce, co pokażę na przykładzie. Monitorowałyśmy, jak wygląda stosowanie prawa dotyczącego natychmiastowej izolacji sprawcy przemocy. To nowe uprawnienie, które policja dostała trzy lata temu, polegające na tym, że gdy patrol jest wzywany na interwencję w związku z przemocą domową, może nakazać sprawcy przemocy opuszczenie lokalu na dwa tygodnie. Oczywiście taka osoba może zabrać niezbędne rzeczy do pracy, a policja wskazuje jej, dokąd może się udać na nocleg. I tak więc jest traktowana lepiej niż wiele kobiet uciekających z domu przed przemocą, często bez dokumentów, telefonu, z dzieckiem na ręku. Okazało się, że skala stosowania tego przepisu w województwach wygląda bardzo różnie. Podejrzewamy, że wynika to z braku wystarczających szkoleń dla policji, jak rozpoznawać przemoc domową i w jakich okolicznościach należy sięgać po to uprawnienie. Obawiamy się, że bez szkoleń tak samo może być z nową definicją gwałtu.
Nawet jeżeli definicja prawna gwałtu będzie najlepsza z możliwych, to nie wiadomo, jak będzie na co dzień stosowana. Jak to obecnie wygląda systemowo? Zacznijmy od policji.
– Okazuje się, że często policja wcale nie jest aż tak źle przygotowana, jak się niekiedy wydaje. Oczywiście zdarzają się sytuacje, że kobieta, która została zgwałcona, idzie na komisariat złożyć zawiadomienie i jest potem przesłuchiwana osiem godzin. To absolutnie wbrew kodeksowi postępowania karnego, który mówi, że w takich sytuacjach policja ma obowiązek przyjąć jedynie podstawowe informacje, np. co się stało, gdzie, kiedy, dane sprawcy oraz jakie dowody należy zabezpieczyć. Nie ma możliwości, żeby trwało to osiem godzin.
Są też sytuacje, że nawet jeżeli procedury są stosowane odpowiednio, to wydarzają się rzeczy niejako obok nich. To znaczy policjanci wychodząc na papierosa mijają na korytarzu poszkodowaną osobę i rzucają „ale naprawdę było tak źle? Może pani coś źle zrozumiała?”. W trakcie przesłuchań wciąż padają też pytania o orientację seksualną albo o to, w jakiej relacji poszkodowana była ze sprawcą, czy czasem nie był to jej chłopak – w domyśle, że gdyby pozostawali w relacji, to gwałtu nie było. Tak więc nawet jeżeli procedura jest stosowana, to nadal funkcjonują różne stereotypy i mity dotyczące przemocy, które potwornie krzywdzą i wtórnie traumatyzują poszkodowane osoby.
Nasze psycholożki mówią, że dla kobiet przejście procedury karnej bywa porównywalnie traumatyczne do samego gwałtu, co jest gigantyczną czerwoną flagą dla naszego systemu. Powinien on przecież wspierać i chronić poszkodowane osoby. Problem polega na tym, że mamy do czynienia z loterią, na kogo trafimy. Są empatyczne policjantki i policjanci, którzy szkolili się we własnym zakresie i wiedzą, jak postępować, ale można trafić gorzej.
Zaczęłyśmy już zresztą rozmowy z policją na ten temat i widzimy otwartość z ich strony na podnoszenie kompetencji funkcjonariuszek i funkcjonariuszy. Mamy więc nadzieję, że uda się to zrobić.
A co z resztą systemu?
– Obawiam się, że podobnie jest w przypadku ochrony zdrowia. Pamiętam historię kobiety, która opowiedziała nam, że potrzebowała pomocy medycznej po doświadczeniu gwałtu i ze szpitala została odesłana na komisariat z poleceniem „niech pani przyjdzie ze swoim policjantem, to wtedy się panią zajmiemy”. Udzielenie wsparcia medycznego było uzależnione od zgłoszenia przestępstwa – to jakiś kosmiczny absurd. Żadna pokrzywdzona osoba nie powinna być stawiana w takiej sytuacji. Znów mamy więc do czynienia z loterią, na kogo trafimy. Tak samo jak w sądach, gdzie potrafią padać pytania „a czemu pani tam z nim poszła?”, „co pani na sobie miała?”, etc.
Rekomendujemy kobietom, żeby nie składały zawiadomień na policji, tylko od razu na piśmie do prokuratury, co pozwala ominąć jeden szczebel procedury. Ona mówi zresztą też o tym, że osoba po gwałcie powinna być przesłuchana raz, w tzw. niebieskim pokoju, czyli bezpiecznej przestrzeni, w obecności biegłej psycholożki lub psychologa. I ewentualnie, jeżeli pojawią się jakieś nowe dowody, można ją ponownie wezwać. Znamy historie kobiet, które były traktowane naprawdę koszmarnie. Doktora Dominika Czerniak zrobiła niedawno badanie akt sądowych dotyczących spraw o gwałt w całej Polsce i opowiedziała nam o kobiecie, która została zgwałcona na imprezie i nie pamiętała tego. Wiedziała jednak, że kładła się spać w ubraniu, a obudziła się rozebrana i związana. Poszła to zgłosić, a w trakcie przesłuchania sąd zapytał, czy jej się to czasem nie przyśniło. Trudno to nawet skomentować… Uważamy więc, że powinien istnieć standard postępowania z osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej i szeroko zakrojone szkolenia z jego stosowania.
Jakie są statystyki, jeżeli chodzi o gwałty w Polsce?
– Wiemy, że bardzo niewiele kobiet w ogóle zgłasza gwałt. Szacunki mówią, że jest to około 8%. Do tego w prokuraturze wiele spraw jest umarzanych. Za to jeżeli akt oskarżenia trafia już do sądu, to w większości przypadków dochodzi do skazania, co jest pozytywne. Tym niemniej wcześniej przez dwa „sitka” odpada mnóstwo spraw, więc trudno mówić o sprawiedliwości dla osób po gwałcie.
Co jest kluczowe dla zmiany tego stanu? Żeby gwałtów było jak najmniej, a prawa poszkodowanej osoby jak najlepiej chronione?
– Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja, co przełożyłoby się na zmianę mentalną w społeczeństwie. Musiałoby ono żyć w większej równości, mniejszej hierarchii. Innymi słowy, trzeba by dotrzeć do bardzo głębokich źródeł nierówności na wielu poziomach, które skutkują przemocą. To ogromne wyzwanie, o którym nie zapominamy, ale staramy się też pracować nad rozwiązaniami bliższymi, „tu i teraz”.
Obecnie we współpracy z biurem Rzecznika Praw Obywatelskich, Ministrą ds. Równości, Ministerstwem Zdrowia i biurem Rzecznika Praw Pacjenta dyskutujemy nad stworzeniem ośrodków medycznego wsparcia po gwałcie, przynajmniej po jednym w każdym województwie. Mogłyby one zostać powołane przy szpitalach, w których są SOR, oddział ginekologiczny, psychiatryczny oraz chirurgiczny. W takiej jednostce powinny pracować osoby przeszkolone z odpowiedniego postępowania z poszkodowanymi osobami. Bardzo ważna byłaby też możliwość przechowywania dowodów biologicznych. Obecnie, kiedy ktoś zgłasza się do szpitala i chce zabezpieczyć dowody, trzeba zadzwonić po policję, która przyjedzie ze specjalnym pakietem i dopiero wtedy można to zrobić. Jednocześnie od razu policja ma informację o przestępstwie i musi wszcząć postępowanie z urzędu, bo tak jest skonstruowane prawo. A osoba poszkodowana niekoniecznie musi chcieć to od razu zgłaszać. Proponujemy więc wprowadzenie rozwiązania, które działa m.in. w Wielkiej Brytanii i Norwegii, że przez pół roku albo rok dowody są przechowywane w takim centrum wsparcia, co daje poszkodowanej osobie czas na spokojne podjęcie decyzji, czy chce zgłosić swoją sprawę. To szalenie ważne, bo oddaje sprawczość pokrzywdzonej osobie, a gwałt jest przecież próbą odebrania tej sprawczości.
Dobrze byłoby także, gdyby istniały specjalne jednostki w ramach wymiaru sprawiedliwości, które zajmowałyby się tylko sprawami przemocy ze względu na płeć, w tym seksualnej. Skoro możemy mieć jednostki ścigające np. przestępstwa VAT-owskie, to możemy stworzyć i takie. Naszym zdaniem zwiększyłoby to zaufanie pokrzywdzonych osób do systemu i pomogłoby też w ściganiu i skazywaniu przestępców. A, jak pokazują amerykańskie badania, sprawca skazany za gwałt skrzywdził średnio od 7 do 11 osób. Tak więc złapanie go i odizolowanie od społeczeństwa na wczesnym etapie jest także formą profilaktyki.
Jak dotąd takich centrów wsparcia medycznego nie ma, za to Feminoteka rok temu otworzyła pierwszy w Polsce punkt pomocy kobietom po gwałcie Femka. Opowiedz o nim.
– Pierwszy i na razie jedyny, w dodatku powstał bez wsparcia ze strony państwa. Femka jest bezpiecznym miejscem, o utajnionym warszawskim adresie. Żeby skorzystać z pomocy, trzeba się zgłosić na naszą infolinię: dla osób polskojęzycznych 888 88 33 88, dla osób mówiących po ukraińsku, rosyjsku i angielsku 888 88 79 88. Świadczymy kompleksowe wsparcie, od pomocy prawnej, przez pomoc psychologiczną, psychotraumatologiczną, socjalną, medyczną, aż po towarzystwo asystentki w Warszawie i okolicach w trakcie zgłaszania sprawy na policję, wizyty w szpitalu czy podczas rozprawy sądowej. Wszystko to oczywiście jest całkowicie bezpłatne.
Przez pierwszy rok z Femki skorzystało 200 kobiet, przy czym każda może wybrać, czego potrzebuje. Zgłaszają się np. kobiety, które doświadczyły gwałtu jako dzieci, dwadzieścia, trzydzieści lat temu, więc pomoc medyczna nie jest potrzebna, prawna też nie zawsze, za to przydaje się wsparcie psychologiczne. Zawsze dostosowujemy ofertę do potrzeb danej osoby, bo wierzymy, że należy stawiać ją w centrum i przywracać maksymalnie dużo decyzyjności i sprawczości.
Wierzysz, że świat bez przemocy seksualnej jest możliwy?
– Świat bez przemocy, w tym przemocy seksualnej, to oczywiście nasze marzenie, ale przed nami jeszcze wiele pracy, aby kiedyś dotrzeć do takiego punktu.
Joanna Gzyra-Iskandar – kulturoznawczyni, polonistka i feministka. Od dziesięciu lat zawodowo zajmuje się PR-em i komunikacją, od pięciu lat w organizacjach pozarządowych. Jako aktywistka działa w obszarach zwalczania przemocy ze względu na płeć, dostępu do bezpiecznej aborcji oraz praw osób LGBTQ+.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.