Halina Bortnowska, filozofka, publicystka, teolożka i społeczniczka, odeszła 19 czerwca 2024 roku w wieku 92 lat. Była niezwykle zaangażowaną osobą, która poświęciła swoje życie działalności społecznej i religijnej.
Od 1976 roku współorganizowała polski ruch hospicyjny, zakładając pierwsze hospicjum w Nowej Hucie. Osobiście przez kilka lat była wolontariuszką hospicyjną, , niosąc pomoc terminalnie chorym.
Współzakładała Helsińską Fundację Praw Człowieka, Stowarzyszenie „Otwarta Rzeczpospolita” Przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii oraz Grupę Działania przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii „Wirydarz”. Przed wstąpieniem Polski do UE pracowała w Fundacji „Polska w Europie”. Animowała projekty upamiętnienia ofiar getta warszawskiego, Jedwabnego i Srebrenicy. Po 1989 roku współtworzyła Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna.
Publikowała na łamach m.in. „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”. Prowadziła „Klub czwartkowy” – warsztaty dziennikarskie Stowarzyszenia Młodych Dziennikarzy POLIS.
W 2020 roku w wywiadzie dla ngo.pl Bortnowska dzieliła się swoimi refleksjami na temat patriotyzmu. Podkreślała, że patriotyzm nie może być „tani”, a wysiłek dla ojczyzny musi „coś kosztować”.
Ignacy Dudkiewicz zapytał ją m.in., czy chciała uczestniczyć w powstaniu warszawskim?
„Chciałam. Ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Nie wiedziałam, jak się przekracza ulice pod ostrzałem. Jak się przenosi przesyłki. Ściąga rannych spod kul snajperów. Dałam się więc ubłagać mojej mamie, która przekonywała mnie, że także w piwnicy mogę się przydać, robiąc papierosy dla powstańców. A kiedy dam się zastrzelić na ulicy, to nie będzie z tego żadnego pożytku. Jeszcze ktoś musiałby mnie ściągać z linii ognia, narażając także siebie. Posłuchałam, choć byłam wściekła”.
Zachęcała do aktywnej postawy obywatelskiej i zaangażowania w życie społeczne.
Trzeba brać udział w tym, co się dzieje i bardziej się obawiać wyłączenia z działania niż jego konsekwencji
Zapytana wiele lat temu o swój największy sukces, tak odpowiedziała:
Nie myślę w kategoriach „sukcesu”. Nie startuję do sukcesu. Może ubiegam się o pewną satysfakcję – że coś sensownego zostało zaczęte i dokończone. Najbardziej jestem zadowolona, kiedy ludzie nawiązują prawdziwy realny kontakt między sobą i ze mną. Czasem udaje mi się być takim słuchaczem, przy którym jakoś rozsupłują swoje sprawy. Cieszę się, gdy znajomość ze mną staje się dla kogoś impulsem do działania, do twórczości. Ale drugie słowo, którego nie lubię, to „kariera”.
Nie osiągnęłam sukcesu. Nie zrobiłam kariery. Czasem myślę, że biedni będą ci, którzy będą chcieli coś na moim pogrzebie powiedzieć, to znaczy podsumować tak zwane „osiągnięcia”.
Źródło: informacja własna ngo.pl