Bycie częścią NGO to wyraz pasji. Pasji do zmiany, niesienia pomocy, czasem ratowania życia. Dla wielu z nas to także praca. Praca na rzecz spraw ważnych. Ale czy najważniejszych? Często ważne sprawy przekładają się na stałe towarzystwo telefonu komórkowego. Telefonu, który w rękach osoby pracującej w NGO staje się nie tylko narzędziem pracy, ale często wręcz przedłużeniem misji i tożsamości.
FOMA i misja
W ostatnich tygodniach miałam przyjemność uczestniczyć w dyskusjach na temat bezpieczeństwa i cyfrowej komunikacji w NGO. Pokłosie tworzenia ważnych polityk, których wymaga tzw. ustawa Kamilka – nowelizacja kodeksu rodzinnego. Rozmowy te w kuluarach przeniosły się na grunt służbowego korzystania z telefonu prywatnego. Jak to bywa wśród działaczy i działaczek, przerodziły się w gorącą debatę.
Jedną z głównych kwestii był temat ciągłej dostępności dla osób, które wspieramy. Chęć bycia zawsze dostępnym, szczególnie w trudnych sytuacjach, poza godzinami pracy, jest powszechna. „Co się stanie, jeśli będziemy poza zasięgiem w momencie kryzysu?” – to pytanie często zadawane podczas naszych dyskusji.
Fear of missing out (FOMA), czyli lęk przed tym, że coś istotnego może się wydarzyć, gdy nie jesteśmy online, jest czymś, co towarzyszy w pracy NGO. Obawy przed niewyłapaniem kryzysu i nieudzieleniem wsparcia w dramatycznej sytuacji są dla wielu z nas niezwykle silne.
Ta ciągła dostępność telefoniczna, messengerowa czy w social mediach – nieustannie nas napędza. Czujemy presję, że musimy być tam, gdzie jest potrzebna nasza pomoc. Ale czy ta presja zawsze jest zdrowa? Czy zawsze prowadzi do efektywnego działania?
Kto jest w centrum pomagania?
Wiele osób z sektora NGO, z którymi rozmawiam przyznaje, że trudno jest im oddzielić życie prywatne od zawodowego. Telefon staje się przedłużeniem siebie, a jego brak odczuwany jest za niemalże zaniedbanie obowiązków. Jednocześnie pojawia się w naszych rozmowach obawa, że „telefon służbowy w godzinach pracy” oznacza odejście od misji i idei, której służymy. Przeobraża się w instytucjonalne narzędzie, a przecież chcemy być blisko człowieka. Czy jednak mamy czas na to, żeby być blisko siebie samych i naszych bliskich?
Brak tradycji troski o siebie w środowisku NGO skutkuje ryzykiem wypalenia zawodowego i aktywistycznego. Przeciążenie informacyjne, ciągły stres, brak czasu na regenerację – to często towarzyszy nam w pracy. A jednak stawianie swojego dobrostanu na priorytetowym miejscu, choć wydaje się oczywiste, jest wciąż niedoceniane w NGO.
Nie możemy zapominać, że opieka nad sobą samymi to nie tylko luksus, ale konieczność. Pracownicy NGO potrzebują wsparcia, czasem bardziej niż inni.
Budowanie środowiska pracy, które nie tylko wspiera, ale i pielęgnuje ich psychiczne i emocjonalne zdrowie, powinno być standardem. W końcu, jeśli sami się nie zaopiekujemy, jak możemy skutecznie pomagać innym?
Przemądrzałe podsumowanie z nadzieją na lepsze
Telefon w NGO to narzędzie pracy, ale także lustro dla naszych ambicji i trosk. Musimy nauczyć się korzystać z niego w sposób, który nie tylko służy naszym beneficjentom, ale także nam samym. Bo w końcu, gdy opieka nad sobą stanie się priorytetem, to dopiero wtedy będziemy mogli prawdziwie pomagać innym.
Odłóż telefon!
I ja też spróbuję.
Ewa Patyk – od zawsze zaangażowana w sektorze pozarządowym, wolontaryjnie i zawodowo. Od 2007 roku związana z Gdańską Fundacją Innowacji Społecznej. Współtwórczyni Domu Sąsiedzkiego Gościnna Przystań na gdańskiej Oruni, gdzie buduje i realizuje programy społeczne oraz interwencyjne. Zakochana w społeczności lokalnej i dzielnicowym klimacie. Od 2020 kierowniczka Centrum Równych Szans, miejsca wsparcia dla osób doświadczających kryzysu. Aktywnie zaangażowana w pomoc humanitarną dla osób uchodźczych z Ukrainy. Certyfikowana facylitatorka dialogu Nansen Center for Peace and Dialogue – wierzy, że dialog może zmienić świat. Laureatka Gdańskiej Nagrody Równości, stypendystka Programu dla Innowatorów Społecznych oraz Programu Social Business Accelerator. Queerowa aktywistka. Z pasji malarka i rękodzielniczka. Żona, mama trójki dzieci oraz opiekunka dwóch kotów. Uwielbia róże w przyblokowych ogródkach.