Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Tanie, dostępne mieszkalnictwo komunalne jest w interesie niemal wszystkich mieszkańców miasta, na pewno zaś w interesie tych, których nie stać na to, żeby ot tak, z dnia na dzień kupić sobie mieszkanie. Czyli zdecydowanej większości – przekonuje Piotr Ciszewski w kolejnym wywiadzie z cyklu „Miasto obywateli”.
Trzy zmiany, których potrzebuje Warszawa, według Piotra Ciszewskiego:
-
Zwiększenie liczby budowanych lokali komunalnych.
-
Powstrzymanie reprywatyzacji lub przynajmniej podjęcie działań ograniczających jej zasięg.
- Zwiększenie zakresu przejrzystości polityki mieszkaniowej.
Ignacy Dudkiewicz: – Rozmawiamy w skłocie „Syrena”. Jaki jest status prawny tego miejsca?
Piotr Ciszewski, prezes Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów: – Jest to pustostan, który został zajęty przez ludzi prowadzących działalność społeczną. W budynku mieszkają też częściowo dawni lokatorzy. Podobnych budynków, w których pozostali pojedynczy lokatorzy lub nie ma już żadnych, w okolicy jest bardzo dużo: wystarczy przejść się wieczorem Chmielną, Wilczą, Kruczą i zobaczyć, w ilu mieszkaniach pali się światło. Niektóre z tych budynków za kilka, kilkanaście lat nie będą istnieć, rozlecą się. Budynek, o który pytasz, też nie był remontowany przez prywatnego właściciela.
Co zrobić z takimi budynkami? Nie do wszystkich przecież wprowadzą się skłotersi.
P.C.: – Powinno istnieć prawo wymagające od prywatnych właścicieli, aby nie doprowadzali do niszczenia tego mienia. W rzeczywistości niszczą nie tylko swoją własność, ale także zasób miejski, część tego miasta. To, że między użytkowanymi budynkami stoją niezamieszkałe pustostany i rudery, wpływa na ogólną jakość życia w mieście.
W Warszawie jest gdzie mieszkać?
P.C.: – Jest i nie ma jednocześnie. Jest, bo gdyby na przykład zagospodarować właśnie należące do miasta pustostany na mieszkania komunalne, można byłoby pozyskać nawet dwa tysiące mieszkań. Kolejka oczekujących na lokale komunalne liczy w tej chwili nieco ponad pięć tysięcy rodzin. Sporo pustostanów należy też do właścicieli prywatnych, ale miasto mogłoby się starać część z tych niszczejących budynków odkupić, zwłaszcza od tych spośród właścicieli, którzy nie mają pieniędzy na ich utrzymanie.
A dlaczego nie ma gdzie mieszkać?
P.C.: – Bo brakuje mieszkań dla ludzi mniej zarabiających, a nawet średnio zamożnych. Pełnowartościowych mieszkań komunalnych jest coraz mniej, w latach 2013-2017 ten ubytek lokali wyniesie prawie pięć tysięcy w skali miasta. Nowych mieszkań komunalnych buduje się bardzo mało. To, co twierdzi administracja pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, że przed jej rządami niemal ich nie budowano, to prawda, ale niewiele się zmieniło. W skali miasta na lata 2013-2015 planowana jest budowa jedynie 542 mieszkań!
Są sposoby, by budować ich więcej?
P.C.: – Można to robić na przykład na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego. Miasto przekazywałoby grunty pod inwestycje w zamian za udostępnienie przez deweloperów na nowo budowanych osiedlach odpowiedniej liczby lokali komunalnych. Budowanie mieszkań w ramach dużych projektów, bez pośrednictwa deweloperów, na zasadzie współpracy miasta z firmami budowlanymi, to inna alternatywa. Jest tańsze niż wznoszenie pojedynczych budynków czy wykupywanie już gotowych lokali od deweloperów.
Czemu władze tego nie robią?
P.C.: – Bo łatwiej jest mienie komunalne oddawać na masową skalę w ramach reprywatyzacji, pozbywając się też generowanych przez nie kosztów. Czynsze komunalne nigdy nie będą przynosiły takich środków, żeby generować zysk. Wszelkie raporty Najwyższej Izby Kontroli i organizacji społecznych alarmują, że skala zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych Polaków jest bardzo słaba. A skoro lokali komunalnych ubywa, to kolejkę oczekujących na nie rodzin można skracać tylko w jeden sposób…
Zaostrzając kryteria dochodowe.
P.C.: – Otóż to. A to doprowadza do paradoksu, kiedy kryteria dochodowe są tak wyznaczone, że osoby, które je spełniają, niedługo będą miały problem z utrzymaniem mieszkań komunalnych. Jednocześnie bowiem podwyższa się czynsze. Zmierzamy ku sytuacji, w której zasób mieszkań komunalnych nie będzie dostępny ani dla osób średnio zamożnych, które byłyby w stanie je utrzymać, ani dla osób niezamożnych, dla których czynsze okażą się zbyt wysokie.
A jakie są inne kryteria, poza dochodowym?
P.C.: – Problemem jest także to, że procedury przyznawania mieszkań komunalnych są bardzo nietransparentne, żeby nie powiedzieć: mętne. Zdarzały się przypadki, że dzielnica nie przyznawała lokali na postawie kolejki oczekujących, tylko organizowała swego rodzaju konkurs na dobrego lokatora.
Co masz na myśli?
P.C.: – Nowe mieszkania komunalne przyznawano ludziom, którzy już mieszkali w takich lokalach. Jeżeli spełniali warunki: nie zalegali z czynszem i nigdy nie korzystali z pomocy czynszowej, oferowano im nowe i większe mieszkania. Natomiast mieszkanie, które opuszczali, wcale nie było przydzielane kolejnej rodzinie oczekującej na lokal komunalny, tylko było zagospodarowywane na mieszkania socjalne. Stworzono kilka mechanizmów pozyskiwania lokali socjalnych, jednocześnie ograniczając zasób lokali komunalnych.
Skąd się wziął ten pomysł?
P.C.: – Prawo nakłada na samorząd obowiązek zapewnienia lokalu socjalnego w przypadku eksmisji. Zobowiązanie dotyczące mieszkań komunalnych jest z kolei znacznie mniej kategoryczne i nieobwarowane sankcjami. Ponadto standard lokali socjalnych może być niższy, dzięki czemu większe lokale komunalne można podzielić na kilka socjalnych.
Jakie to będzie miało skutki dla mieszkańców miasta?
P.C.: – Zasób mieszkaniowy będzie się degenerował, a jego standard będzie się obniżał. Pojawiają się też pomysły tworzenia gett socjalnych, przede wszystkim kontenerowych. Kiedy pytaliśmy, dlaczego władze Bemowa starają się budować kontenery, podczas gdy nie budują mieszkań, odpowiedziano nam, że mają one być straszakiem na lokatorów, którzy nie płacą czynszów. Dochodzimy więc do kwestii podejścia do lokatorów zasobu komunalnego, ale także zreprywatyzowanego. Wielu ludzi uważa, że jeśli ktoś nie płaci, to nie znaczy wcale, że należy mu pomóc, tylko że jest chytry, nie chce mu się wydawać pieniędzy, więc należy go ukarać poprzez zsyłkę do kontenera czy do socjalnej rudery. Na szczęście na Bemowie projekt budowy kontenerów został jak na razie zarzucony.
Wieloletnie niepłacenie czynszu nie jest problemem?
P.C.: – Do niedawna funkcjonował mechanizm naliczania karnego odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokali komunalnych. Jeśli lokator komunalny nie był w stanie płacić czynszu, po trzech miesiącach, zgodnie z prawem, wypowiadano mu umowę najmu, po czym zaczynano mu naliczać odszkodowanie za bezumowne korzystanie. Przecież jeśli ktoś nie był w stanie płacić sześciu złotych czynszu za metr kwadratowy, to nietrudno przewidzieć, że nie zapłaci także siedemnastu złotych odszkodowania za metr. I nagle się okazało, że niektórzy lokatorzy mają po sześćdziesiąt tysięcy zaległości czynszowych. Urzędnicy rzeczywiście powiedzą, że jest to wynik wieloletniego niepłacenia…
Czym to skutkowało?
P.C.: – Tym, że ludziom nie opłacało się takiego długu spłacać. Cóż bowiem z tego, że będą regularnie spłacać po pięćset czy tysiąc złotych miesięcznie, skoro ich zadłużenie urosło do takich rozmiarów, że wcześniej czy później i tak zostaną eksmitowani? Udało nam się jednak wywalczyć rezygnację z tego mechanizmu.
Czy wszystko, co udaje się osiągnąć organizacjom lokatorskim, jest efektem wywalczenia, czy też istnieje jakaś płaszczyzna współpracy?
P.C.: – Kwestia odszkodowań była omawiana podczas tak zwanych Otwartych Spotkań Mieszkaniowych, których mechanizm, nieco wymuszony na mieście, polega na tym, że przedstawiciele miasta spotykają się z przedstawicielami organizacji lokatorskich i dyskutują. Spotkania miały być negocjacjami i mieć charakter konsultacji społecznych, ale w przypadku Warszawy ten mechanizm się nie sprawdził. Udało nam się załatwić pewne drobne rzeczy, natomiast na ogół urzędnicy jedynie komunikują nam swoje pomysły i prezentują politykę miasta, co najwyżej oczekując aprobaty dla ich działań. Żeby cokolwiek zmienić, trzeba z nimi bardzo ostro walczyć i mocno się ścierać. Zastanawiamy się więc nad sensem dalszych spotkań w tej formule.
Walczycie też w sprawie reprywatyzacji.
P.C.: – Gdyby nie było protestów organizowanych przez stowarzyszenia lokatorów, miasto zapewne nadal zaprzeczałoby, że reprywatyzacja jest poważnym problemem, przekonując, że chodzi o jednostkowe przypadki. Dopiero nasze działanie pokazały, jaka jest skala zjawiska. Szacowana liczba toczących się i możliwych roszczeń reprywatyzacyjnych stale rośnie. Kiedyś mówiono o sześciu tysiącach możliwych roszczeń w Warszawie, później o ośmiu, obecnie zaś pojawiają się szacunki, według których nawet dwanaście tysięcy różnych nieruchomości może być objętych roszczeniami reprywatyzacyjnymi.
W czym tkwi problem?
P.C.: – W Warszawie odbywa się dzika reprywatyzacja. Oddaje się wszystko i wszystkim, którzy mają siłę przebicia na tyle dużą, żeby głośno się swoich roszczeń domagać. Miasto nie sprawdza nawet, czy dawnym właścicielom były już wypłacane odszkodowania, co powinno oznaczać, że nie mają już prawa do zwrotu w naturze. Część dawnych właścicieli otrzymała już rekompensatę za utracone mienie na podstawie umów indemnizacyjnych, które Polska zawarła z czternastoma państwami. Polska wypłacała odszkodowanie tym państwom, a one wypłacały je swoim obywatelom, którzy stracili swoje mienie między innymi w wyniku dekretu Bieruta. Spisy takich osób znajdują się w Ministerstwie Finansów i są bardzo łatwo dostępne. Brakuje jednak woli ze strony miasta, żeby korzystać z tych mechanizmów.
W innych miastach jest inaczej?
P.C.: – Niektóre miasta powołały zespoły rzeczoznawców i prawników, sprawdzających, czy za niektóre nieruchomości nie były wypłacane odszkodowania. Dlaczego w warszawskim ratuszu, w Biurze Gospodarki Nieruchomościami, nie ma departamentu tym się zajmującego? Ponieważ BGN jest jednym z głównych czarnych charakterów warszawskiej polityki mieszkaniowej.
A wiadomo przynajmniej, które nieruchomości są objęte postępowaniami reprywatyzacyjnymi?
P.C.: – Wymogliśmy pojawienie się bardzo ułomnej, ale jednak jakiejkolwiek listy nieruchomości objętych możliwymi lub toczącymi się roszczeniami reprywatyzacyjnymi. Niektórzy lokatorzy wywalczyli sobie też dostęp do informacji na temat tego, czy wobec budynków, w których mieszkają, toczą się takie postępowania. Jednak w wielu dzielnicach urzędnicy wciąż jeszcze, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych, odmawiają mieszkańcom takiej informacji. Często nie toczy się postępowanie, ale wiadomo, że roszczenie może być zgłoszone. W takich budynkach się nie inwestuje, nie przeprowadza remontów.
Wciąż czekamy na ustawę w tej sprawie.
P.C.: – Tak. Od dawna obiecuje się nam, że kwestie dekretu Bieruta zostaną uregulowane. Ale poza zapewnieniami nie widzimy woli działania. Oba zgłoszone przez Platformę projekty ustaw są niedopracowane i szczątkowe.
Oczekiwałbyś w tej sprawie lobbingu ze strony władz Warszawy?
P.C.: – Oczywiście. Jeśli pani Gronkiewicz-Waltz jest wiceprzewodniczącą współrządzącej partii, to twierdzenie, że władze Warszawy nic nie mogą zrobić, jest po prostu nieprawdziwe.
Jak czujecie się traktowani?
P.C.: – Odbiór naszych działań jest bardzo różny. Na początku próbowano nas przedstawić jako zadymiarzy i krzykaczy. Teraz to podejście się zmieniło o tyle, że ratusz chce prowadzić rozmowy i udaje, że słucha postulatów lokatorskich, chce się spotykać i dyskutować. Według mnie to jedynie działania wizerunkowe, które nic nie dają. Pan wiceprezydent Olszewski może nie nazywa lokatorów komunalnych „roszczeniowcami”, a organizacji lokatorskich „garstką polityków, którzy zbijają kapitał”, jak to czynił jego poprzednik, ale cóż to realnie zmienia w sytuacji ludzi mieszkających w reprywatyzowanych budynkach? Tak jak byli oddawani w ręce prywatnych właścicieli, tak są oddawani nadal.
Czy stowarzyszeniom lokatorskim udaje się w tych sprawach tworzyć wspólny front?
P.C.: – Zdecydowanie. Organizujemy wspólne spotkania z mieszkańcami, a kiedy trzeba wystąpić do ratusza w ramach Otwartych Spotkań Mieszkaniowych czy na Radzie Warszawy, zawsze działamy wspólnie. Są między nami pewne różnice, ale jeśli chodzi o najważniejsze kwestie, w dużej mierze się dopełniamy.
Nie mogę cię nie zapytać. Skąd wziąć pieniądze na realizację waszych postulatów?
P.C.: – Warszawa jest miastem dosyć zasobnym, a w tej chwili na mieszkalnictwo przeznacza ułamek procenta swojego budżetu. Jakiekolwiek przesunięcia budżetowe w tym zakresie byłyby więc dużym wsparciem. Po drugie, często nie potrzeba na to ogromnych nakładów, jak w przypadku adaptowania pustostanów na lokale komunalne. Można też wprowadzić możliwość porozumienia się z ludźmi oczekującymi na mieszkania, że w zamian za przeprowadzenie częściowo z własnych funduszy remontu mieszkania, dostaną oni uprawnienie do lokalu komunalnego. Po trzecie, można ograniczyć wszelkie kwestie reprezentacyjne, na które miasto wydaje bardzo duże pieniądze w momencie, kiedy brakuje na podstawowe potrzeby, takie jak właśnie zapewnienie mieszkańcom dachu nad głową. A nie da się mniej mieszkać.
Ktoś może powiedzieć, że on przecież wynajmuje mieszkanie za duże pieniądze i sobie radzi.
P.C.: – Jeżeli powstanie odpowiednia liczba mieszkań, jeśli będzie tania, komunalna, czynszowa i dostępna alternatywa wobec kupowania mieszkań na kredyt i komercyjnego wynajmu, to naturalne jest, że czynsze w mieszkaniach wynajmowanych komercyjnie muszą spaść. Tanie, dostępne mieszkalnictwo komunalne jest w interesie niemal wszystkich mieszkańców miasta, na pewno zaś w interesie wszystkich tych, których nie stać na to, żeby ot tak z dnia na dzień kupić sobie mieszkanie. Czyli zdecydowanej większości.
Piotr Ciszewski – politolog, absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, publicysta, dziennikarz portalu lewica.pl i działacz związkowy, współzałożyciel i prezes Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.