Martyna Cziszewska-Klejnowska: Podczas "Stołecznych sojuszy" można długo o sobie opowiadać
Pod koniec lipca ruszyła trzecia edycja spotkań pod hasłem "Stołeczne sojusze". Co dwa tygodnie w różnych dzielnicach Warszawy odbywają się spotkania, podczas których aktywni społecznie mieszkańcy i mieszkanki stolicy mogą się poznać, wymienić doświadczeniami i zainspirować do wspólnych działań. O projekcie rozmawiamy z Martyną Cziszewską-Klejnowską z Fundacji Kulturotwórczej "Grupa w Działaniu".
Pod koniec lipca rozpoczął się kolejny cykl spotkań „Stołeczne sojusze”. Skąd wziął się pomysł na takie spotkania i na czym one polegają?
Martyna Cziszewska-Klejnowska, prezeska Zarządu Fundacji Kulturotwórczej Grupa w Działaniu: – „Stołeczne sojusze” zostały wymyślone, kiedy składaliśmy ofertę na Warsztat Warszawski. Przez krótki czas prowadziliśmy to miejsce. Kiedy się o to staraliśmy, to pomyślałam, że Warsztat jest wyjątkowym miejscem aktywności lokalnej, ponieważ właśnie nie działa tak bardzo lokalnie, ale ma zasięg ogólnowarszawski.
Z własnych obserwacji widzę, że bardzo są potrzebne takie wydarzenia, podczas których ludzie mogą się wygadać, poznać, wymienić doświadczeniami. Różne formy takich spotkań w Warszawie funkcjonują, ale jednak mam wrażenie, że one są zamknięte dla osób, które nie są związane z organizacjami pozarządowymi czy z instytucjami. Wolne elektrony, osoby szukające grupy, do której mogłyby się podłączyć – mają problem ze znalezieniem czegoś dla siebie.
Stąd pomysł na "Stołeczne sojusze" w Warsztacie warszawskim. Idea była taka, że spotykamy się regularnie, cyklicznie wokół jednego tematu. Rzucamy propozycję tematu, aby dać impuls do rozmowy.
Podczas pierwszego cyklu spotkań, organizowanych w Warsztacie warszawskim, powstała grupa, która regularnie do nas przychodziła. Tak się zgrali, że chętnie brali udział w kolejnych spotkaniach. Oczywiście od czasu do czasu ktoś dochodził, odchodził, ale był stały trzon tej grupy. W pewnym momencie pojawiła się w nich potrzeba sprawdzenia się w działaniu: „Tak się sieciujemy, rozmawiamy, wymieniamy się wiedzą, to może zróbmy coś wspólnie i sprawdźmy, jak to sieciowanie działa w praktyce”. Wtedy udało się przeprowadzić taki mini festiwal sąsiedzki, który nazwaliśmy „Dzianie”. Osoby w grupie się dogadały i w swoich dzielnicach zorganizowały różne wydarzenia. Bardzo spontanicznie, w bardzo krótkim czasie, bez żadnego budżetu powstały bardzo fajne działania.
Na przykład?
– Na przykład zamalowywanie wulgarnych graffiti na Pradze, warsztaty stolarskie i dziergania ze starych ubrań. Było sąsiedzkie śpiewanie, spacer improwizowany w Śródmieściu – bardzo ciekawa formuła. Niby odrębne były to wydarzenia, ale fajnie współgrały.
Mamy też swoją grupę na facebooku, która służy do bieżącej wymiany informacji – co kto robi, albo kogo szuka do współpracy. Widzę tam, że te osoby utrzymują ze sobą kontakt. I nadal działają, już poza "Stołecznymi sojuszami".
Druga edycja Sojuszy miała charakter zdalny…
– Tak, to się wiązało m.in. z decyzją o zamknięciu Warsztatu warszawskiego. Sojusze przeszły na online. To też było ciekawe doświadczenie, ponieważ spotkania zdalne dawały możliwość dołączenia do spotkań jeszcze innym osobom, ale ta forma też ogranicza. Spotkanie bezpośrednie jest dla mieszkańców łatwiejsze i sprzyja sieciowaniu: po oficjalnym spotkaniu można jeszcze do kogoś podejść i zagadać, a podczas spotkania zdalnego takiej możliwości nie ma.
Teraz organizujemy "Stołeczne sojusze" – zarówno podczas spotkań bezpośrednich, jak i online – w ramach projektu, który realizujemy dzięki dotacji z Centrum Komunikacji Społecznej. Jest to duży projekt wsparcia Miejsc Aktywności Lokalnej i oddolnych inicjatyw mieszkańców. Udało nam się tutaj „przemycić” "Stołeczne sojusze", aby miały swoją kontynuację.
Pomysł na tę trzecią edycję jest taki, że będziemy jeździć do różnych miejsc, aby je pokazać i dać poznać mieszkańcom, np. MAL-e. Tym razem nastawiamy się na sieciowanie dzielnicowe, bo Warszawa jest ogromna i nie zawsze można znaleźć czas, aby wszędzie przyjechać. Próbujemy różnych form sieciowania, trochę eksperymentalnie.
Zależy nam na tym, aby dać przestrzeń do rozmowy, do wymiany doświadczeń. Dlatego na przykład nie przerywamy, gdy ktoś ma ochotę o sobie poopowiadać. Zazwyczaj, przy okazji różnych spotkań czas jest ograniczony i zazwyczaj jest ucinana ta część, podczas której się przedstawiamy. My mamy taką zasadę, że można długo o sobie opowiadać.
Utrzymaliście też tę zasadę, że każde spotkanie jest poświęcone konkretnemu tematowi?
– Temat narzuca miejsce, ponieważ skupiamy się na tym, aby opowiedzieć o miejscu, w którym odbywa się spotkanie. Pierwsze Sojusze w tym nowym cyklu były w MAL-u we Włochach. Osoby, które prowadzą to miejsce, opowiadały o tym, jak wygląda ich codzienna praca. A oni się koncentrują na działaniach międzykulturowych, np. organizują śniadania i podwieczorki międzykulturowe. Wypracowali sobie i mają fajną specyfikę.
Kolejne "Stołeczne sojusze "odbędą się na Bemowie, w miejscu, które nazywa się MALtana. Jest to nowe miejsce, inna forma miejsca aktywności lokalnej. Tam chcemy pogadać o miejscach zewnętrznych, które są otwarte na działania lokalne. Temat powoduje, że spotkanie jest uporządkowane, jest pretekst do rozmowy, a do tego wokół konkretnego tematu łatwej zebrać zainteresowane osoby.
Staracie się utrzymać co dwutygodniowy cykl spotkań?
– Tak, uznaliśmy, że to jest dobra częstotliwość. Co tydzień to jest zbyt intensywnie, raz w miesiącu za rzadko. Co dwa tygodnie działało dobrze, więc będziemy to kontynuować.
Powiedziałaś, że na spotkaniach w Warsztacie pojawiała się właściwie stała grupa uczestników. Gdy jeździcie po różnych miejscach w Warszawie, to trudno taką stałą grupę stworzyć i utrzymać. Kto przychodzi na te spotkania?
– Trzecią edycję dopiero rozpoczęliśmy od spotkania w MAL-u we Włochach. Na spotkania przychodzą różne osoby. Są ludzie z organizacji pozarządowych, bardzo otwarci na sieciowanie, chcą powiedzieć o sobie, ale też szukają osób do współpracy.
Mieliśmy też grupę harcerek, które bardzo ciekawe rzeczy nam opowiedziały. Stwierdziły na przykład, że teoretycznie są różne portale, które wystawiają ogłoszenia organizacji poszukujących kogoś do współpracy, ale im – jako harcerkom – trudno znaleźć takie oferty. Chciałyby w czymś pomóc, wziąć udział w jakiejś akcji. W Stołecznych sojuszach zobaczyły właśnie szansę, aby dołączyć do kogoś, kto organizuje jakieś wydarzenie.
Jest pan Janek ze Stowarzyszenia Oleandrów – bardzo aktywnie tam działa. On jest na każdych "Stołecznych sojuszach". Ale są też osoby, które działają bardziej artystycznie i projektowo. Mogą i chcą się dzielić swoimi zasobami. Gdyby jakaś grupa sąsiedzka chciała coś zrobić i szukała kogoś, aby im coś zaprojektować, zbudować itd., to te osoby są chętne pomóc.
Najczęściej jednak informacja o naszych spotkaniach dociera do osób zrzeszonych. Kanały komunikacyjne tak działają, że dużo łatwiej dotrzeć do osób, które działają w organizacjach pozarządowych. Ale działa też poczta pantoflowa, znajomi znajomym i na spotkaniach pojawiają się wolne elektrony, które wnoszą coś nowego .
Ostatnio rozmawiałam z badaczami z Fundacji Stocznia, którzy robili badania warszawskiej młodzieży. Wynika z nich m.in., że młodzież obecnie nie korzysta z informacji zamieszczanych w różnych serwisach, aby znaleźć wydarzenie, w którym chcieliby wziąć udział. Czy macie jakiś sposób, aby przyciągnąć na Wasze spotkania młodych ludzi?
– Harcerki do nas dotarły. Ale gdy pracujemy z Miejscami Aktywności Lokalnej, to rzeczywiście widzimy, że to jest grupa, do której trudno dotrzeć ponieważ oni korzystają z innych kanałów komunikacyjnych. Jeszcze tego nie robiliśmy, ale planujemy bardziej uruchomić Instagram czy TikTok. I spróbować w taki sposób do nich dotrzeć, ale to jeszcze przed nami.
Pamiętam, że na któreś spotkanie "Stołecznych sojuszy" w Warsztacie warszawskim pewna pani przyprowadziła młodego chłopaka, ale jednak okazało się, że w grupie, gdzie były osoby w innym wieku, trudno było się mu odnaleźć. Nie czuł się na tyle komfortowo, aby odważnie się zaangażować, bo blokowała go grupa. To jest trudne w takich spotkaniach. To nie jest też łatwe dla nas, jako organizatorów. Ale myślimy o tym, aby zrobić jedno ze spotkań tylko dla młodzieży. Zainteresować się nimi, aby mogli się w swoim gronie poznać i porozmawiać, a dopiero potem, stopniowo wprowadzać ich w bardziej zróżnicowaną wiekową grupę.
Po pierwszej edycji udało Wam się przeprowadzić rożne ciekawe wydarzenia. Czy obecnie też do tego dążycie?
– Na razie nie myślimy o wspólnym wydarzeniu, a raczej o tym, by stworzyć bazę wszystkich kontaktów.
Osoby z tej grupy projektowej, która pojawiła się na spotkaniu we Włochach powiedziały, że one nie mają czasu, aby brać udział we wszystkich spotkaniach, ale bardzo chciałyby się zaangażować w jakieś działania. Chcieliby zostawić swoją wizytówkę, aby w momencie, kiedy ktoś będzie potrzebował pomocy – mógł zajrzeć do bazy kontaktów i wybrać, co mu jest potrzebne. Jest to dla nas wyzwanie, aby to dobrze zorganizować. Żeby faktycznie ci ludzie nie czuli się zobowiązani, że muszą przychodzić na spotkania. Aktywniejsze osoby biorą udział w bardzo wielu wydarzeniach. Trudno na wszystko znaleźć czas.
Chcemy wypracować taką formułę, aby można było przyjść na jedno spotkanie, albo przychodzić raz na jakiś czas, ale też się odnaleźć i móc korzystać z tego zasobu, który dają "Stołeczne sojusze".
Do kiedy chcecie prowadzić te spotkania?
– Na pewno przynajmniej dopóki mamy projekt, czyli do 2024 roku, ale to jest taka formuła, którą chcielibyśmy utrzymać niezależnie od dotacji i projektów.
Najbliższe spotkanie "Stołecznych sojuszy" odbędzie się w czwartek 25.08 o godz. 17:00 w MALtanie przy ul. Rozłogi 10, na Bemowie.
Więcej aktualnych informacji o "Stołecznych sojuszach" można szukać na profilu fb: https://www.facebook.com/grupawdzialaniu
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23