Marta Białek-Graczyk: Czym jest „ę”? Po prostu inkubatorem [wywiad]
O uważnym przyglądaniu się rzeczywistości, dostrzeganiu potrzeb i wykorzystywaniu potencjałów. O młodzieży, seniorach i imigrantach. I o tym, że obecne wyzwania społeczne wymagają zrobienia kroku wstecz – rozmawiamy z Martą Białek-Graczyk z Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”.
Magda Dobranowska-Wittels, portal ngo.pl: – Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” działa już 20 lat. Podejmowaliście wiele tematów, prowadziliście działania w wielu środowiskach. Dla mnie znakiem firmowym Towarzystwa „ę” są projekty dla seniorów. Skąd pomysł, żeby tą grupą się zająć?
Marta Białek-Graczyk, Prezeska Zarządu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę": – Tematami senioralnymi zaczęliśmy się zajmować 14 lat temu, ale przez wiele lat to nie była nasza dominująca dziedzina. Nasza specyfika polega na tym, że wiążemy różne tematy, które wydają nam się ważne. Tych wątków było wiele w historii „ę” i nadal jest ich dużo w naszych obecnych działaniach.
U zarania naszego myślenia o tym, co chcielibyśmy robić, leżało takie założenie, że chcielibyśmy mieć propozycje dla osób od zera do stu lat.
Dlaczego się profilować? Chcieliśmy, aby z naszych różnych pomysłów, rozwiązań, przestrzeni do podejmowania własnych inicjatyw, którą tworzymy, mogły korzystać osoby w różnym wieku i z różnych środowisk. Nietypowe połączenia to nasza siła.
Od czego więc zaczęliście?
– Zaczynaliśmy od pracy z młodzieżą. Przede wszystkim z małych miejscowości. Nasz sztandarowy program to byli Młodzi managerowie kultury. Staraliśmy się wspierać młodych ludzi, którzy chcieli lokalnie, u siebie prowadzić jakieś działania. Wtedy to było coś nowatorskiego: mikro granty z szerokim wsparciem. Takie rzeczy nie istniały. Wchodziliśmy do Unii, więc dopiero rodził się Program Młodzież. To są naprawdę dawne dzieje.
Potem obserwowaliśmy tych młodych ludzi, z którymi pracowaliśmy. Zobaczyliśmy, że poniekąd inwestujemy w nich, a oni z tych swoich społeczności lokalnych wyfruwają, idą dalej w świat. I to było wspaniałe, bo nieśli różne pomysły, rozwiązania i stawali się mocniejsi dzięki temu, że wzięli udział w naszych projektach. Ale zrodziła się w nas wtedy uważność na to, co jest potrzebne.
Zadaliśmy sobie pytania: „Kto zostaje? Kto ma potencjał czasu, energii, doświadczenia, żeby dalej robić te dobre rzeczy?”. Odpowiedź przyszła sama: taką grupą są osoby starsze.
Gdy 15 lat temu pojawili się „Seniorzy w akcji”, wasz projekt dla osób starszych, to było nowatorskie spojrzenie na tę grupę i jej potencjał.
– Wtedy mało mówiło się o osobach starszych, prawie się ich nie dostrzegało w lokalnych społecznościach. My zobaczyliśmy tę grupę, jej wielki potencjał i kapitał. Popatrzyliśmy sobie na wzory zagraniczne i zobaczyliśmy, że w Stanach Zjednoczonych przy każdej lokalnej organizacji albo parafii są seniorzy wolontariusze. W muzeach są seniorzy wolontariusze. Seniorzy wolontariusze pomagają dzieciom. Otworzyły nam się oczy: „To tak może działać”. Nasze rozeznawanie spotkało z możliwościami, które przyniosła nam współpraca z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności, która poszukiwała partnera do działań właśnie z tą grupą. I tak się zaczęła ta przygoda. Od poczucia, że to jest ciekawy, niewykorzystany potencjał.
Jednak przez to, że tak dużo pracowaliśmy z młodymi i z młodymi dorosłymi, to od początku wiedzieliśmy, że zależy nam na działaniach międzypokoleniowych. Międzypokoleniowość jako forma bycia razem, wymiany, zasilania się wzajemnego.
Dostrzeganie potrzeb…
– Tak, to też mi się wydaje ważne w sposobie naszego działania.
Prowadzimy diagnozy, badania, nie zawsze bardzo rozbudowane – czasem nazywamy je „rozpoznaniami”. A dostrzeżoną potrzebę staramy się łączyć z jakimś potencjałem. Skoro jest potrzeba poprawy jakości życia społecznego w społecznościach, a młodzi wyjeżdżają, to może grupą z potencjałem będą właśnie „starsi dorośli”.
Zawsze staramy się dostrzeżoną potrzebę łączyć z jakimś potencjałem. Czasem te połączenia nie są wcale oczywiste. Tak było w przypadku seniorów. Zastanawialiśmy się, kto w tych społecznościach może robić fajne rzeczy, skoro młodzi wyjeżdżają. A wtedy młodzi masowo opuszczali swoje lokalne społeczności.
Jakie jeszcze były i są teraz te potrzeby, na które próbujecie reagować?
– Świat się totalnie zmienia i Polska też. To jest nieustający proces zmian. W historii „ę” tych wyzwań, które dostrzegliśmy i wokół których budowaliśmy swoje działania było wiele. Zaczynaliśmy na przykład od działań, które dotyczyły przywracania pamięci polsko-żydowskiej. Przez sześć lat z Fundacją Batorego robiliśmy wspólny projekt „Dla tolerancji”, w którym wspieraliśmy lokalnych działaczy przywracających tę pamięć i budujących myślenie o wielokulturowości. Kończyliśmy ten program z poczuciem, że coś dobrego zostało zasiane w kilkudziesięciu społecznościach w Polsce. Akurat powstawało Muzeum Polin, więc jako inicjatorzy wielu działań, które miały przywracać pamięć o Żydach, czuliśmy, że pewna praca została wykonana i że ten temat możemy na tę chwilę zamknąć. Po latach przychodzi refleksja, pojawiają się nowe wyzwania i trzeba będzie do pewnych tematów, w nowych odsłonach, wracać.
Innym dużym tematem, którym zaczęliśmy się zajmować w 2007 roku były domy kultury. To także efekt wcześniejszych działań w lokalnych społecznościach. Zobaczyliśmy, że młodzi wyjeżdżają, starsi zostają, można ich jakoś połączyć. Ale kto jest ich sprzymierzeńcem? Wtedy bardzo „inwestowaliśmy” w indywidualne osoby, ale zaczęliśmy się orientować, że one muszą działać w jakimś kontekście. Co by mogło być dla nich takim najlepszym kontekstem? Jakaś lokalna instytucja kultury, dom kultury, biblioteka… Zrobiliśmy wtedy pierwsze w Polsce badania domów kultury „Zoom na domy kultury” i zainaugurowaliśmy dyskusję. Piętnaście lat temu domy kultury to były zupełnie inne miejsca niż dzisiaj. Kojarzyły się bardzo stereotypowo nie najlepiej, raczej jako zamknięte, nieprzychylne ludziom. Zaczęliśmy wieloletnią misję i pracę z ośrodkami kultury w całej Polsce. Doliczyliśmy się siedmiuset miejsc, które odwiedziliśmy. Później już przestaliśmy prowadzić te statystyki tak szczegółowo. Wspieraliśmy lokalne instytucje kultury, aby otwierały się na lokalne społeczności, żeby trochę inaczej myślały, żeby były w dialogu z ludźmi, tworzyły przestrzeń do podejmowania działań.
Tu się wydarzyła prawdziwa rewolucja.
– Czuję, że dołożyliśmy do tego naszą cegiełkę.
Gdy teraz idziemy gdzieś lokalnie do centrum kultury albo miejsca aktywności lokalnej, jak w Warszawie, to na własne oczy możemy zobaczyć tę ideę, o której pisaliśmy w 2008 roku w naszym raporcie. Wówczas wywołaliśmy aferę: jak śmiemy krytykować domy kultury.
Odbyła się publiczna debata, w czasie której pokazywaliśmy, że można do lokalnej kultury podejść inaczej: dostrzec jakiś ważny temat, zbadać go trochę, przyjrzeć mu się, zaprojektować działania, przetestować samemu. My tak działaliśmy i nadal tak działamy.
Oprócz tego, że prowadzimy szersze działania, do których zapraszamy innych, przyznajemy granty, szkolimy, to też robimy różne małe eksperymenty. Staramy się najpierw na własnej skórze przetestować jakieś rozwiązania, pomysły. Tak było w przypadku domów kultury. Zanim zaproponowaliśmy im szeroki program warsztatów i szkoleń, najpierw zrobiliśmy sobie takie małe laboratorium, w którym sprawdziliśmy to nasze podejście. To jest bardzo nam bliski sposób działania: badamy, eksperymentujemy. Jeżeli coś wychodzi, to dzielimy się tą wiedzą i pewne modele udostępniamy, pokazujemy dalej.
A wracając do osób starszych, to jest niezwykle szeroki temat. Z jednej strony mamy tutaj osoby bardzo aktywne. Nadal prowadzimy działania dla liderów i liderek w tym środowisku. To są osoby pełne sił i pomysłów, które zarażają tą energią innych. Ale w 2016 roku zaczęliśmy się przyglądać grupie osób starszych z różnymi trudnościami, już nie do końca sprawnymi, nie do końca samodzielnymi. Tu się zaczęła nasza nowa przygoda z innowacjami społecznymi na rzecz osób starszych, nie tylko tych najsprawniejszych. To jest wielki temat, dla nas był nowy, ale dostrzegliśmy to jako ważną potrzebę społeczną.
Za wami te potrzeby dostrzegają potem inni – instytucje, urzędy, organizacje….
– Tak się dzieje. Inne organizacje i instytucje podchwytują pewne wątki. Gdy zaczynaliśmy zajmować się domami kultury, było nie do pomyślenia, aby taka placówka była otwarta do 21.00. Gdy zaczynaliśmy mówić, że osoby starsze mogą podejmować własne inicjatywy i że w ogóle są grupą, której należy się jakaś przestrzeń do działań, patrzono na nas ze zdziwieniem, a teraz takie podejście jest dużo bardziej powszechne. A skoro już poniekąd „zagospodarowani” zostali ci sprawniejsi starsi, to przecież są jeszcze starsze osoby z różnymi innymi wyzwaniami…
Teraz projekty, które wspieramy w naszym inkubatorze, dotyczą tak trudnych tematów, jak np. otwieranie się instytucji kultury na osoby starsze z zaburzeniami dementywnymi. To jest znowu krok dalej. Zajęliśmy się mniej aktywnymi seniorami, a teraz przyglądamy się, jakie wśród nich są grupy, jakie są wyzwania dla takich szczególnych odbiorców.
Lubimy sobie znaleźć temat, który jest nowy, inicjować nowe praktyki. Czujemy, że mamy możliwości i doświadczenia, które pomagają nam taki temat zgłębić, oswoić, zdobyć wiedzę, a potem oddać ją dalej.
Najpierw, dzięki Waszym działaniom, w ogóle zauważono grupę seniorów. Udało się „odczarować” ich wizerunek. To nie jest tylko babcia robiąca na drutach i dziadek, który na krzesełku sobie przez pół dnia przysypia. To są przecież różni ludzie, często nadal aktywni zawodowo, którzy mają swoje pasje. Przywróciliście ich do życia społecznego. Teraz z kolei pochylacie się nad tymi, którzy nie są aż tak aktywni. Zataczacie pewne koło…
– Dla mnie to jest kształt lejka. Rozpoznajemy, że gdzieś jest niedostrzeżona grupa, czy potrzeba. Gdy ta potrzeba jest już trochę zagospodarowana w życiu społecznym czy kulturowym, to ambitnie wyznaczamy sobie nowy cel: co jeszcze. Kto jest niezauważony? Kto nie ma głosu? Kto jest pominięty? Na tej zasadzie rozpoczęliśmy jeszcze w 2019 r. współpracę z Polskim Forum Migracyjnym. Zaczęliśmy się zastanawiać, w jaki sposób z naszym kapitałem wiedzy możemy połączyć osoby starsze z imigrantami. Jeszcze pół roku temu nie spodziewaliśmy się, że te nasze działania będą się tak realnie wpisywały w nową rzeczywistość społeczną w Polsce.
Powiedz więcej o tym projekcie.
– Przez dwa lata przetestowaliśmy coś, co niesamowicie zadziałało. 24 maja zorganizowaliśmy konferencję, w czasie której prezentowaliśmy wyniki tych naszych działań i tym samym otworzyliśmy dyskusję, co zrobić z tymi doświadczeniami w kontekście aktualnej sytuacji i uchodźców z Ukrainy.
Naszymi doświadczeniami podzieliliśmy się też w publikacji: Polska dla początkujących i zaawansowanych. Jak łączyć kultury i pokolenia we wspólnych działaniach.
Zaczęło się od naszej obserwacji, że zaczyna się ważny temat społeczny. Zastanowiliśmy się, co możemy zrobić. Jak połączyć tak nieoczywiste grupy i nieoczywiste zasoby, żeby coś wartościowego z tego powstało. Rozejrzeliśmy się za przykładami takich działań na świecie. Okazało się, że w wielu miejscach w Europie takie grupy są łączone, seniorzy i imigranci. Korzystając z tych przykładów i naszych doświadczeń wspólnie z Fundacją Polskie Forum Migracyjne wypracowaliśmy pewien model, który ma szansę zaistnieć w innych miejscach. Chcieliśmy to zrobić wszystko wolniej. Nie myśleliśmy, że będą takie wyzwania, jakie są dziś. Teraz musimy się pospieszyć, żeby innym instytucjom i organizacjom pokazywać ten model pracy, w którym można łączyć te dwie grupy, budować relacje, tworzyć formę integracji w oparciu o działania międzypokoleniowo-senioralno-wielokulturowe.
Wydawało by się, że z seniorami takie wielokulturowe działania mogą być trudne, ponieważ mogą mieć opory, aby wejść w jakieś relacje z migrantami…
– Badania tego nie potwierdzają. Wręcz przeciwnie: pokazują, że grupa osób starszych jest najbardziej otwarta i najbardziej skłonna reagować przeciwko aktom agresji wobec migrantów. To jest niesamowite, ale tak jest.
Ci ludzie mają po prostu tzw. życiowy bagaż, różne doświadczenia, także migracji. I stąd ich otwartość na osoby w trudnych sytuacjach. Plus seniorzy mają to, co w takich relacjach międzykulturowych, długofalowych jest bardzo, bardzo cenne: jeśli się angażują, to już na serio. To nie jest tak, że przyjdą dwa razy na spotkanie z uchodźcą i powiedzą „bye, już mnie to nie interesuje”. Jeżeli się podejmą takiej współpracy, to biorą odpowiedzialność, dają siebie, są bardzo lojalni w stosunku do tych sytuacji, w których uczestniczą. Mają też w sobie ciepło i umiejętność spokojnego, z dystansu patrzenia na pewne sprawy. Do tego seniorzy sami często mają za sobą doświadczenie migracji – to buduje porozumienie. Nie bez znaczenia jest też znajomość języka rosyjskiego. Wielu migrantów, którzy brali udział w tym projekcie powiedziało, że to były pierwsze starsze osoby w Polsce, z którymi mieli kontakt. Mówili też, że ich rodzice czy dziadkowie są daleko i dla nich to jest bardzo cenne, że mogą z tymi naszymi seniorami się spotykać.
To byli seniorzy i migranci mieszkający w Warszawie?
– Tak, to nasze laboratorium przeprowadziliśmy w Warszawie i w paru podwarszawskich miejscowościach. Plany były trochę inne, ale ich realizacja przypadła na okres pandemii, więc musieliśmy je trochę zmodyfikować. Projekt oparł się na czymś, co chcieliśmy zrobić od początku, ale wydawało nam się, że to będzie jeden z wielu elementów. Daliśmy uczestnikom możliwość konwersacji językowych, uczenia się języka polskiego. Potraktowaliśmy to jako narzędzie do budowania relacji. Kierowaliśmy się tutaj wiedzą Fundacji Polskie Forum Migracyjne. Oni nam podpowiedzieli, że to jest bardzo pożądane dobro: język polski i w ogóle różne formy nauki. Wiadomo, że rola języka dla poczucia bezpieczeństwa i zakorzenienia się jest olbrzymia. My to potraktowaliśmy jako wytrych, żeby zbudować szerszą relację. I to się udało. To się wydarzyło. Te relacje wykroczyły poza konwersacje.
Czy seniorzy, którzy wzięli udział w projekcie mieli wcześniej jakieś doświadczenia międzykulturowe?
– Daliśmy im solidne przygotowanie i z obszaru działań międzykulturowych i z podstawowej wiedzy o międzykulturowości, żeby poczuli się w tej sytuacji pewniej, swobodniej. Daliśmy im także podstawy wiedzy o nauczaniu języka. Nie dla profesjonalistów, choć wśród wolontariuszy były emerytowane nauczycielki. No i dodaliśmy szczypty magii, która w takich projektach jest niezbędna, czyli dobrze połączyliśmy ich w pary. Tutaj przydało się nasze doświadczenia w programach mentoringowych, które prowadziliśmy przez lata: jak połączyć w różnych ludzi w tandemy, żeby razem to zagrało, żeby się pojawiła tam wzajemna chemia, zaciekawienie, jakaś wspólnota kontaktów czy spojrzenia na świat. I to zagrało.
Nagraliśmy filmy o tych parach, jak ze sobą pracują. Za każdym razem, gdy je oglądam, to jestem wzruszona. Wszyscy się wzruszamy. One pokazują istotę tych relacji: że można się spotkać ponad wszelkimi różnicami: wieku, doświadczeń. Czasem trudno sobie wyobrazić, jak można być teoretycznie tak odległymi sobie osobami, a jednocześnie tak bliskimi.
Migranci nie obawiali się tych kontaktów?
– Mieliśmy kolejkę migrantów czekających na te konwersacje, a seniorów było mniej, bo oni podchodzą do tego bardzo poważnie. Nie rzucają się na każdą okazję, tylko bardzo rozsądnie zastanawiają się, czy podjąć się takiej inicjatywy.
Ale, gdy już w to wejdą, to mamy wszystko. Wspólne pasje, wycieczki po warszawskiej kulturze, wspólnie picie kawy, bo to akurat ukochany napój którejś dwójki. Są różne mniejsze i większe przyjemności, wspólne poznawanie Warszawy, ale też czasem bardzo praktyczne rzeczy, w których sobie można jakoś pomóc.
Widzimy w tym modelu gigantyczny potencjał i chcemy to rozwijać. Pokazywać innym, jak to zrobiliśmy, może też wychodzić poza konwersacje. Na świecie istnieją takie inicjatywy, w których seniorzy są przewodnikami migrantów czy uchodźców po nowej rzeczywistości i służą im wsparciem i pomocą w różnych innych dziedzinach. To ma duże możliwości rozwoju.
Widzimy też potencjał w organizacjach senioralnych. To jest teraz nasze wielkie społeczne wyzwanie, przed którym wszyscy stoimy, więc mamy nadzieje, że te nasze doświadczenia się przydadzą.
Rozmawiamy o waszych 20-letnich doświadczeniach. Powiedz mi, jak się działało na początku, a jak jest teraz? Jak się pracuje w takiej organizacji, jak Wasza? Czy wasze możliwości są większe, czy mniejsze? Czy przeżyliście jakieś kryzysy i z czym związane?
– Przez 20 lat tych kryzysów i zwątpień było wiele… Mam poczucie, że jeśli w ogóle jest coś stałego, to zmiana. I to nie jest frazes w naszym przypadku. Sposób, w jaki działamy i tematy, którymi się zajmujemy, warunki, otoczenie, kontekst prawny i społeczny w naszym kraju i na świecie – totalnie się zmieniły. My też to odczuwaliśmy i odczuwamy.
Jako organizacja zmienialiśmy się, dojrzewaliśmy.
Z organizacji, w której działali bardzo młodzi ludzie, którzy sobie jeździli po całej Polsce z różnymi pomysłami, projektami, wiecznie w drodze, staliśmy się organizacją, w której się pracuje. To są nasze zadania. Staramy się być profesjonalni, sprawni, a przy tym zachować tego ducha NGO-sowego najbardziej jak się da: być nadal zwinnymi, otwartymi, wypatrującymi wszystkich jaskółek, wyczuwającymi trendy.
Przeżyliśmy kryzys wzrostu instytucjonalnego, gdy mieliśmy nagle dwadzieścia kilka projektów i zespół, który z dziesięciu osób urósł nam do trzydziestu. Było to bardzo trudne. Wielu z nas przeżyło kryzys, kilka osób odeszło wtedy z organizacji. Musieliśmy sobie zadać pytania, czy to jest kierunek, w którym chcemy działać. Staliśmy się parasolem wielu inicjatyw, wielu wspaniałych osób, każdemu chcieliśmy jakoś pomóc, wesprzeć, każdemu dać szansę rozwoju. Było to bardzo twórcze, ale też momentami bardzo trudne.
Przez te lata wychowaliśmy całe pokolenie animatorów, edukatorów. Stworzyliśmy sieć Latających Animatorów Kultury, w której wiele osób zdobywało swoje pierwsze doświadczenia w tej dziedzinie, a teraz odnosi już wielkie sukcesy i prowadzi bardzo znaczące, samodzielne działania.
Pamiętam okres takiego poczucia, że już będzie tylko lepiej. Był taki krótki czas. Myślę, że z dziesięć lat temu. Mieliśmy wtedy poczucie, że jako organizacja mamy już sporo doświadczeń, świat jest pełen możliwości, Europa stoi przed nami otworem, a jako Polska jesteśmy w dobrym miejscu, dobrze postrzegani na zewnątrz, jesteśmy zapraszani do różnych międzynarodowych działań. Myśleliśmy sobie wtedy, że teraz już będziemy robić rzeczy coraz bardziej wyrafinowane, bo już różne praktyki będą szeroko wchodzić, nie trzeba będzie się zajmować podstawowymi rzeczami.
Teraz jednak świat nam rzuca wielkie wyzwania. Być może trzeba zrobić krok w tył i znowu zająć się dialogiem społecznym, komunikacją między ludźmi o różnych poglądach i o różnych korzeniach, doświadczeniach kulturowych. Przy pewnych rzeczach trzeba się będzie zatrzymać i spojrzeć na nie jeszcze raz.
Gdy myślę o organizacjach w Polsce, to już nie jest nasz złoty czas. W różnych dziedzinach środków jest coraz mniej i oczywiście odczuwamy to w naszej codziennej rzeczywistości.
Towarzystwo "ę" jest specyficzne. Obchodzimy 20-lecie powstania i można by pomyśleć, że nic nam nie trzeba i jeśli nie dostaniemy kolejnej dotacji, to przecież świetnie sobie radzimy, wszystko zrobiliśmy. Jednak, mimo tych doświadczeń, nie mamy znaczącego kapitału żelaznego. Prowadzimy spółkę, staramy się zdywersyfikować nasze źródła finansowania, ale wciąż zmagamy się z wieloma wyzwaniami, z którymi zmagaliśmy się na początku. Tak samo musimy zdobyć środki na nasze działania, tak samo musimy do tego przekonać donatorów, sponsorów.
Mamy kilku wieloletnich partnerów. To jest super rzecz, która buduje naszą stabilność, w porównaniu z sytuacją wielu innych organizacji, ale to nie jest nic danego raz i na zawsze. To wymaga nieustannych starań. A także cenienia siebie, swojego dorobku, swojej roli. Świadomości, że mamy naprawdę dużo doświadczeń i wiemy, co możemy zaoferować. Czasem wbrew oczekiwaniom. A oczekiwane są często jakieś fajerwerki, kolejny nowy projekt. My tego nie robimy. Nie dlatego, że nie mamy na to pomysłów, bo mamy, ale wiemy, że pewne rzeczy działają, a inne – nie. Mamy na to dowody: regularnie prowadzimy ewaluację naszych działań, przywiązujemy do tego duże znaczenie. Myślę też, że nie mamy aż takiej potrzeby, żeby się bardzo pokazywać. Bardziej się skupiamy na solidnej robocie.
Masz jakiś projekt, który najbardziej ci zapadł w serce w czasie tych 20 lat?
– Jednego ukochanego to nie mogę wskazać. Myślę, że sukcesem jest to, że potrafiliśmy i nadal potrafimy dostrzegać ważne tematy, odpowiadać na nie, zaczynać pewne wątki i troszkę zmieniać rzeczywistość. Są takie rzeczy, które nam się na pewno udały przez te lata.
Jakbym miała powiedzieć jedną rzecz o tym, czym jest „ę”, to jesteśmy po prostu inkubatorem. W czasie jednej ewaluacji ktoś bardzo ładnie powiedział, że my tworzymy przestrzeń, w której w dobrych warunkach można rozwinąć swoje działania. Ostatnio ktoś powiedział, że w naszym inkubatorze po raz pierwszy czuł, że komuś, nam zależy na jego rozwoju i projekcie. Wydaje mi się, że to jest bardzo ważne. Przez te nasze inkubatory przewinęły się dziesiątki, setki, tysiące osób, które są teraz rozpoznawalne w swoich dziedzinach.
Jest wiele rzeczy, które mnie pochłaniają, staram się jednak przy tym mieć kontakt z rzeczywistością i zawsze mam parę projektów, które sama bezpośrednio prowadzę, także takich tutorskich. I miałam właśnie wizytę pewnej seniorki, której projekt tutoruję już drugi rok. Jakiś taki refleksyjny dzień był i ona mówi „Ja się tutaj znowu czuję sprawcza, dzięki temu projektowi, który mogę u was zrobić. Chyba tylko w harcerstwie, w młodości miałam to uczucie. Przez całe moje życie nie miałam takiej możliwości, że moje pomysły wcielam w życie, że one nie pozostają w sferze idei i że coś realnie zmieniam. I że mam absolutne wsparcie w was”. To jest dla mnie istota.
Wspieramy innych ludzi, grupy i organizacje w tym, żeby realnie coś zrobić i żeby to miało sens dla społeczności, w której działają, ale też dla nich jako liderów i liderek. I nam to wychodzi.
Marta Białek-Graczyk – prezeska Zarządu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”, superwizorka linii Otwarty Sektor Kultury, koordynatorka programu „Zoom na domy kultury”. Socjolożka i dziennikarka. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Laboratorium Reportażu Collegium Civitas. Autorka projektów społecznych i książek poświęconych animacji kultury i działaniom społecznym. Prowadzi szkolenia z zakresu tworzenia i zarządzania projektami społecznymi.
Źródło: inf. własna ngo.pl