Przez 12 lat biegał po niebezpiecznych praskich ulicach w poszukiwaniu dzieciaków, które na nich piją albo ćpają. Dziś koordynuje pracę innych streetworkerów ze Stowarzyszenia Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej Warszawa Praga Północ. Ostatnio wspólnie z rzeźbiarzem Pawłem Althamerem udało im się postawić szeroko komentowany pomnik Pana Gumy.
Czym się zajmuje
Naszą rozmowę co chwila przerywa telefon z prośbą, żeby pamiętał o podpisaniu dokumentu albo znalazł księgową. – Tak to w tej chwili wygląda – tłumaczy się. – Jestem prezesem Stowarzyszenia Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej Warszawa Praga Północ.
Odpowiada za „papierkową robotę”. Przygotowuje wnioski i je rozlicza. Dba o PR stowarzyszenia, zabiega o sponsorów i dobre kontakty z urzędnikami. – Obowiązków jest jeszcze więcej, bo koordynuję pracę streetworkerów – dodaje.
Jako streerworker przepracował na Pradze 12 lat. Miejsce pracy to ulica, podwórko, przestrzeń otwarta. Szukał dzieciaków, które z różnych powodów nie chcą, albo nie są w stanie funkcjonować w tradycyjnym systemie. – Strach jest wszechobecny. Zastanawiam się, co będzie, kiedy dzieciaki w tramwaju przeklinają albo plują, a nie mogę ich uspokoić. Myślę, że zaraz inni pasażerowie zaczną nerwowo reagować, czy ktoś wstanie i będzie na nich krzyczeć, czy mi zwróci uwagę. Jest też strach o bezpieczeństwo fizyczne, bo ulica jest niebezpieczna. Stale słyszy się na niej o morderstwach albo handlu narkotykami. Dzieciaki często opowiadają o tym, co się dzieje w ich domu. Boję się też o dzieciaki, z którymi pracuję. Nie jestem pewien, czy wykorzystają czas, który dla nich mam i nauczą się tego, co powinny, na ile to im się sprawdzi w życiu – opowiada o swoich wątpliwościach.
Ważna jest współpraca z rodziną. – Godzina rozmowy poświęcona matce dzieciaka, które przychodzi do mnie do grupy na zajęcia, znaczy dla niej bardzo wiele. Prosi nas, żebyśmy poszli z nią do szkoły, bo dawno tam nie była, ponieważ po prostu się wstydzi. Sąd, kurator, placówka poprawcza to też instytucje, które na co dzień mają z nią kontakt, a ona sobie z nimi nie radzi. Pomagamy mediować – opowiada o swojej pracy. – Kiedyś dzieciaki schowały mi plecak i musiałem go szukać. Oni mieli dobrą zabawę, a ja zorientowałem się, że po prostu nie chcą wracać na Pragę. Zdarzyło się też, że przestawili sobie zegarki i próbowali mnie „wkręcić”, że to mój zegarek źle działa. Tłumaczyli mi, że mamy jeszcze godzinę i możemy coś jeszcze zrobić.
Dlaczego to robi
Do dziś pamięta swój pierwszy dzień na ulicy. Było to w 1996 roku. Trafił na grupę dzieciaków, która na ul. Stalowej rzucała kamieniami w okna pustostanu. Zdziwili się, że ktoś się nimi zainteresował, ale nie wyjął im kamieni z rąk, tylko zaproponował, żeby jutro wspólnie zagrali w piłkę. – Następnego dnia można tylko sobie wyobrazić moje zdziwienie, że te dzieciaki przyszły, oraz zdziwienie tych dzieciaków, że my przyszliśmy – śmieje się. Potem już się potoczyło. Ulica jest ciągle zmieniającą się przestrzenią, nie ma w niej miejsca na coś stałego.
Wyszedł na ulicę z przypadku, zaciekawienia i żyłki społecznikowskiej, którą przekazali mu rodzice. Mama jest pracownikiem socjalnym, a tata - pracownikiem pogotowia opiekuńczego. Śmieje się, że zawsze chciał być dziennikarzem i zdawał na dziennikarstwo, ale się nie dostał. Skończył pedagogikę. Poza tym wychował się na Pradze i wydawało mu się, że ją świetnie zna, ale był w błędzie. Zaczął poznawać dzielnicę, kiedy wchodził do jej kamienic, biegał po podwórkach w poszukiwaniu dzieciaków i poznawał historię Pragi poprzez ludzi, którzy w tej historii uczestniczyli, bo mieszkają w tej dzielnicy od pokoleń. Dopiero dziś może powiedzieć, że zna lepiej Pragę i jej specyfikę.
Pedagodzy francuscy, którzy go szkolili, powiedzieli, że najważniejsze narzędzia to: komórka, plecak i gazeta oraz mnóstwo pomysłów w głowie. – Dziś wiem, że to rzeczywiście ważne narzędzia, ale równie istotna jest metodyka działań. Ona jest bardzo potrzebna, żeby nie zwariować. To niezwykle trudne środowisko i człowiek, który nie ma z nim styczności, może mieć duży problem. Sam fakt, jakim językiem porozumiewają się te dzieci – pełnym wulgaryzmów, gwary więziennej, bo wielu ich rodziców, rodzeństwa przebywało w zakładzie karnym – może przerażać. Przeraża też widok palącego, pijącego czy ćpającego dziesięciolatka. Boli, kiedy dziecko pokazuje, że mieszka w pokoju z dziesięcioosobową rodziną, w którym są dwa łóżka i rozścielone koce do spania – przyznaje. Wie, że nie może podarować dzieciakom pieniędzy, pracy czy mieszkania, ale może wzbogacić ich kapitał społeczny czy kulturowy, żeby mogli sami to sobie wypracować. Streetworker powinien mieć w sobie olbrzymie pokłady cierpliwości i umiejętności słuchania. Nie wolno mu oceniać ludzi, z którymi pracuje. Musi zaakceptować warunki, w których żyją i ich zachowanie. Ważne jest też poczucie humoru. Nie można ustawić się w roli miłosiernych pomagaczy.
Ul. Brzeska na Pradze to socjalne getto. Od dwóch lat dzieją się na niej akcje artystyczno-społeczne. Wcześniej była to kompletna pustynia i ludzie, którzy tam mieszkają, byli pozostawieni samym sobie. – Zanim ci ludzie zaczną się otwierać na takie akcje, minie jeszcze parę lat. Dla nich ich ulica jest żywiołem. Ona ich nakręca. Jeśli jednak popatrzeć na to, jakie patologie tam się dzieją, ile razy w ciągu miesiąca jest tam samochód TVN Uwaga, to obraz Brzeskiej jest dla przeciętnego człowieka po prostu niebezpieczny – wyjaśnia.
Rok temu zszedł z ulicy. Ma 31 lat. Pomyślał, że teraz jest czas na budowanie stowarzyszenia, żeby zwiększyć efektywność działań, zatrudnić więcej pedagogów i zadbać o budżet. Lecz kontaktów z byłymi podopiecznymi i rodzinami nie zrywa. Kiedy przebywa na Pradze, na której już nie mieszka, spotyka ich i rozmawia z nimi, stara się pomóc, np. załatwić terapeutę albo jakąś legalną pracę. Kontakt jest dla nich ważny, wiedzą, że w ich życiu jest ktoś bliski, na kogo w trudnej sytuacji mogą liczyć.
Kiedy rozmawia z osobami, które decydują o przyznawaniu gratów, posługuje się czasem skrótem myślowym: „przychodzimy do nich, żeby nie zostali złodziejami”. Zawsze jednak powtarza przyszłym streetworkerom, że idą pracować wśród normalnych ludzi. – Nie negujemy tego, co ci ludzie już mają, ich doświadczeń i umiejętności, jak żyłka do handlu, czy wynoszenie różnych rzeczy z obcych domów – wyjaśnia. – Dajemy im nowe umiejętności, jak negocjowanie zamiast bicia się, czy rezerwacja pociągu, hostelu na wyjazd, czy po prostu wyjazd poza ich dzielnicę, bo dla nich wyjazd z Pragi to jak dla mieszkańców lewobrzeżnej Warszawy wyjazd do innego kraju. Jeśli oni nie potrafią skasować biletów, to jak możemy od nich oczekiwać za kilka lat znalezienia pracy? – pyta.
Największy sukces
Dwa konkrety: było mu dane zostać streetworkerem, być na Pradze i współpracować z jej mieszkańcami oraz zbudować stowarzyszenie, które z roku na rok rośnie w siłę.
Praca w grupie z dzieciakami jest sukcesem, kiedy poprzez poszczególne zadania, które im się zadaje, zmieniają siebie. Trzeba im powiedzieć (bo nie mają o tym pojęcia), żeby skasowali bilety, potem oni chcą sami kupić te bilety. Nie pójdą wtedy do kiosku i nie powiedzą: „ty stara k…daj mi bilety”, tylko powiedzą: „proszę o bilety”, bo im zależy, żeby szybko je dostać, bo chcą dojechać do ważnego miejsca. – Jedziemy z nimi na Wolę na basen, a nie zostajemy na basenie na Pradze, bo chcemy, żeby zobaczyli inny świat i innych ludzi. Kiedy wracam po tygodniowym urlopie i słyszę od nich, że byli sami na basenie na Woli i zawodach pod Pałacem Kultury, to myślę, że się udało. Zaczęli organizować sobie czas wolny, a przedtem stali w bramie i z nudów podpalali pustostany albo strzelali z procy do gołębi, za co mieli sprawę w sądzie – opowiada.
Zadowolony jest też wtedy, kiedy dawny jego podopieczny dzwoni i pyta, jak można załatwić sobie legalną pracę, lub dzieli się informacją o skończonym technikum. – To jest duża zamiana mentalna – cieszy się. – Oni posiadają olbrzymią wiedzę, jak nielegalnie zarobić, ale już nie chcą z niej korzystać.
Od kilku lat stowarzyszenie współpracuje ze znanym rzeźbiarzem Pawłem Althamerem. Pewnego dnia przyszedł do grupy pedagoga Andrzeja Orlińskiego i zapytał, jaki pomnik postawić, żeby był symbolem Pragi Północ. Dzieci zaproponowały Pana Gumę, takiego praskiego pijaczka. Teraz są dumne z postawienia pomnika i nie rozumieją, dlaczego wzbudza on kontrowersje. – Ale to jest kolejny pretekst do rozmowy z nimi, że ludzie mają różne punkty widzenia i nie należy ich negować – wyjaśnia.
Dzielnica zmienia się pozytywnie. Wokół Gumy zbierali się mieszkańcy Pragi Północ i protestowali. Ci ludzie nie mają przestrzeni, gdzie mogliby powiedzieć, co ich boli. Tutaj przystanęli i mówili, żeby nie traktować ich jak meneli, nie wrzucać do jednego worka. – Choć wiedzą, że piją i mają życie zmarnowane, to nie chcą być źle postrzegani. Jest w tym szansa i nadzieja, że jeśli oni widzą w sobie problem, to będą chcieli zmotywować się do jego naprawy, a w konsekwencji do zmiany swojego obrazu. Potrzeba więcej streetworkerów, świetlic i klubów, bo to są miejsca, gdzie można jeszcze w miarę szybko i prosto zmieniać świadomość – przekonuje.
Największa porażka
Wspomina pewnego podopiecznego, którego ojciec był wielokrotnym mordercą i przebywał właściwie od zawsze w więzieniu. Z kolei jego młodociana matka nie potrafiła zapewnić mu emocjonalnego ciepła. Chłopak szybko zaczął się zmieniać pozytywnie, ale wdał się w bójkę i trafił do zakładu poprawczego. Wtedy Szczepański stracił na moment wiarę w sens swojej pracy. Wydawało mu się, że sukcesy są nietrwałe. W międzyczasie chłopak wyszedł z poprawczaka i podjął pracę sanitariusza w szpitalu. Nie wrócił do swojego patologicznego środowiska. – Wtedy zdałem sobie sprawę, że ta praca to ciągły proces, bo czasem nie wiadomo, kiedy coś, co wydawało się porażką, może przynieść korzyść – tłumaczy.
W zawód, jaki uprawia, są wpisane porażki, które dzieją się co dnia na jego oczach. Nie ma innej rady, jak nauczyć się z nimi radzić. Prostych rozwiązań nie ma, trzeba mieć dystans. – Ale tego można się nauczyć. Streetworker nie może być samotną wyspą. Oparcie znajduje się w zespole, superwizjach, wspólnych projektach społecznych – wymienia. – W tej pracy nie ma szybkich efektów, czasem nie ma ich wcale.
Co lubi
Bardzo interesuje się filmem dokumentalnym, choć to niespełnione zainteresowanie. Gdy znajdzie czas, będzie kręcił filmy. Musiałby wtedy niestety ograniczyć pracę w swojej organizacji.
Ważny jest też sport. Lubi pływać i jeździć na nartach. Szczególnie ceni czas spędzony w domu. Ma żonę i pięcioletniego syna, Kubę. Dom to dla niego odskocznia. Jeszcze parę lat temu 80 proc. swojego czasu spędzał na ulicy, potem się ożenił i okazało się, że proporcję praca – dom można wyważyć. Żona zna i rozumie jego problemy, i jest dla niego dużym oparciem.
Plany na przyszłość
Rozwój Stowarzyszenia Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga Północ.
Planów dalekosiężnych nie ma. – Czas pokaże – śmieje się. Chciałby zadbać o własne mieszkanie, bo ma dosyć tułaczki po wynajętych. Być może na stare lata zacznie kręcić filmy dokumentalne. Kiedyś dostał nawet propozycję przygotowania Przedszkola Filmowego. Ma gotowy scenariusz na film dokumentalny o Pradze.
Tomasz Szczepański – ur. 22 kwietnia 1977 r., w Warszawie. Pracownik socjalny, pedagog, absolwent Policealnego Studium Pracowników Służb Społecznych oraz Akademii Pedagogiki Specjalnej.
Od urodzenia związany z Pragą Północ. W 1996 roku był jednym z inicjatorów i realizatorów eksperymentalnego programu pedagogicznego i streetworkerskiego na warszawskiej Pradze. W 1999 r. jeden z założycieli Stowarzyszenia Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga Północ (GPAS), które do dziś kontynuuje program pedagogiki ulicy na rzecz najtrudniejszych wychowawczo dzieci zagrożonych marginalizacją i wykluczeniem społecznym na Pradze Północ.
Od kilku lat upowszechnia idee pracy streetworkerskiej i pedagogiki ulicy poprzez szkolenia nowych pedagogów w całej Polsce oraz biorąc czynny udział w konferencjach i seminariach. W latach 2006-2008 jako ekspert koordynował dla Fundacji Wspólna Droga kampanie społeczne poświęcone problemowi „dzieci na ulicy”.
Inicjator i realizator wielu projektów społecznych i kulturalnych tworzonych wspólnie z dziećmi – podopiecznymi GPAS.
W 2004 r. jego stowarzyszenie otrzymało nagrodę Ministra Pracy i Polityki Społecznej za wybitne osiągnięcia na rzecz osób zagrożonych marginalizacją oraz za nowatorskie rozwiązania w dziedzinie pomocy społecznej.
Obecnie kierownik Centrum Pracy Środowiskowej Zespołu Ognisk Wychowawczych im. K. Lisieckiego „Dziadka” oraz Prezes Stowarzyszenia GPAS Praga Północ a także członek zarządu Związku Stowarzyszeń Ogólnopolska Sieć Organizacji Streetworkerskich OSOS oraz ekspert zespołu zadaniowego „Rodzina” wypracowującego Społeczną Strategię dla miasta Warszawy na lata 2009-2020.
Prywatnie od 5 lat żonaty, ma syna Jakuba (5 l.), wraz z rodziną mieszka na Saskiej Kępie.
Źródło: inf. własna ngo.pl