Od urodzenia był niedowidzący. Resztki wzroku utracił w wieku dwunastu lat. Dzięki kochającej rodzinie, świetnym wychowawcom i wykształceniu niczego mu w życiu nie brakuje. Wie, że nie każdy niewidomy ma takie szczęście, dlatego założył fundację „Szansa dla Niewidomych”.
Czym się zajmuje
Jest społecznym prezesem fundacji „Szansa dla Niewidomych” oraz prezesem firmy tyfloinformatycznej Altix. To są dwa główne obszary jego działań.
Dlaczego to robi
Od urodzenia był niedowidzący. Resztki wzroku utracił w wieku dwunastu lat. Mówi, że od początku świadomego życia działał społecznie wśród osób niewidomych. – W latach 70., w samym środku PRL, działał prężnie Polski Związek Niewidomych, a ja w nim. Przyłączyłem się w wieku szesnastu lat. Potem w liceum i na studiach ciągle coś organizowałem. Dużo ciekawych rzeczy: wyjazdy, spotkania, sport, kabaret, to były naprawdę ciekawe rzeczy – opowiada. Potem przyszła praca informatyka w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Bez przerwy ktoś musiał mu w pracy pomagać, bo, co prawda miał komputer w domu i w pracy, ale jako niewidomy nie miał narzędzi, żeby się nim posługiwać. – Kto miał się tym zająć, jak nie informatyk i szef ruchu studenckiego? – pyta retorycznie.
Razem z dwoma innymi niewidomymi informatykami założył firmę Altix, która zajęła się produkcją syntezatorów mowy. Po dwóch latach powstała fundacja, bo chciał się dzielić zarobionymi pieniędzmi bez względu na to, czy są to małe, czy duże fundusze. Przez siedemnaście lat fundacja działała na zasadach wolontariatu. Trzy lata temu udało się założyć biuro, bo pojawiły się projekty, które musieli obsługiwać stali pracownicy.
– Niczego w życiu mi nie brakuje. Jestem szczęśliwy. Ale żeby tak żyć, trzeba spełnić liczne kryteria. Pierwsze to wykształcenie, drugie to kochająca rodzina. Proszę sobie teraz wyobrazić niewidomego, który rodzi się na wsi i ma prostą, biedną rodzinę. To jest niesprawiedliwe. Rodzina nie pomoże, sąsiedzi nie rozumieją. Od urodzenia są dostosowani do tego, żeby umyć podłogę i pościerać kurz i tak rok po roku całe życie im minie. Co to za życie? – irytuje się. – Nigdy się nie dowiedzą, że mogą pójść do szkoły. Czasem ktoś taki ma szczęście i trafia do naszej fundacji, dzięki temu dowiaduje się, że jest inne życie.
Sam nauczył się żyć w szkole w Laskach. – Dla mnie Laski to konkretny zbiór ludzi, a nie skomplikowany temat – tłumaczy. – Bardzo dobrze wspominam tę szkołę. Nie narzekam. Trafiłem na świetnych nauczycieli i znakomitego wychowawcę, Jacka Kwapisza.
Już od lat wszędzie jest zawożony samochodem. – W tej chwili to chyba nie umiałbym pójść do autobusu czy tramwaju, choć kiedyś świetnie sobie z tym radziłem, bo ganianie z białą laską nie jest łatwe ani przyjemne. Jest trudne i wręcz niebezpieczne. Niewidomi, którzy sobie radzą, są bohaterami – podkreśla.
Największy sukces
– Że mam co robić –mówi najpierw jedno konkretne zdanie.Podkreśla jeszcze, że zawsze miał przy sobie dobrych pomocników i przyjaciół. – Jeśli ktoś jest społecznym prezesem fundacji, to nie wypada nie zadbać o niego. Jeśli pomaga innym, to nie wypada jemu nie pomagać. Nie odczuwam braków w swoim życiu. Czuję szacunek innych ludzi – podkreśla. Ma żonę i czterech synów i jest dumny ze swojej rodziny.
Największa porażka
Długo się zastanawia. – Nie mam, nie wiem, nie powiem – wylicza, ale zaraz dodaje, że nie chciałby być zarozumiały. – Codziennie doznaję niepowodzeń, ale nie aż takich, żeby je tu wymieniać jako największa porażka, nie są one warte uwagi – mówi. – Jeśliby na siłę poszukać, to moi dwaj synowie są niedowidzący i to ja im przekazałem takie geny, ale jeśli będą szczęśliwi, to czy to jest porażka? – pyta.
Co lubi
Uwielbia podręczniki historyczne, polityczne i religijne. Czyta mu żona. Sam używa syntezatora mowy. Kupuje audiobooki. Z powieści sięga po sensację: Robert Ludlum, Frederick Forsyth, Alistair McLean, bo fascynuje go, jak się rozwija akcja, tzn. „co zrobić, żeby zrobić”. Poza tym zwraca uwagę na pisarzy, którzy rozwijają duchowo i intelektualnie, takich jak Umberto Eco czy Stanisław Lem.
Równie dużą jego pasją jest muzyka. Gra na gitarze. – Profesjonalnie nie, ale amatorsko gram nieźle bluesa, jazz i rock – chwali się. – Przyjaciele uczyli mnie w szkole dla niewidomych w Laskach. Mam tylko trochę muzycznego talentu.
Muzyczną przestrzeń otworzył przed nim przyjaciel jeszcze z podstawówki, Janusz Skowron. – Czasem myślę, Boże, czemuś mi nie dał takiego talentu jak Skowronowi? – śmieje się. – On współpracuje m.in. z Tomaszem Stańko i Krzesimirem Dębskim.
Spośród jazzmanów najbardziej ceni Milesa Davisa, Pata Metheny’ego, Johna McLauglina, Mike’a Sterna. Poza tym uwielbia Fryderyka Chopina i Siergieja Rachmaninowa. Nie zgadza się jednak ze stereotypem, że niewidomi mają lepszy słuch od widzących. – Gdy się nie widzi, zwraca się większą uwagę na to, co się słyszy. To większe zwracanie uwagi powoduje, że lepiej interpretuje się dźwięk. Po prostu lepiej się rozumie to, co się słyszy – wyjaśnia.
Plany na przyszłość
Fundacja pracuje nad „Atlasem Turystycznym dla Niewidomych”. – To pierwszy taki atlas w Polsce. Pojawi się jeszcze w tym roku. W trzech tomach znajdzie się 100 wypukłych rycin. Chyba Zamek Królewski nie był jeszcze pokazywany w formie wypukłej. Niewidomy nie wie, jak wygląda Neptun w Gdańsku czy Syrenka w Warszawie – mówi. – Taka praca jest fajna, bardzo mnie to fascynuje. Wczoraj poszedłem spać o drugiej w nocy, bo właśnie nad tym siedziałem. Rodzina powtarza, że muszę odpocząć i zadbać o zdrowie, ale nie mam na to czasu.
Drugi bardzo ważny plan fundacji to organizacja międzynarodowej konferencji „REHA FOR THE BLIND IN POLAND” (Rehabilitacja dla Niewidomych w Polsce) w Bibliotece Narodowej. Odbędzie się ona 3 i 4 grudnia, jeszcze w tym roku. – To największe spotkanie środowiska w Europie Środkowo-Wschodniej. Merytorycznie, naukowo, ale dla ludzi. Producenci sprzętu dla niewidomych z całego świata przyjadą, aby pokazać właśnie ten sprzęt. Będą delegacje z Rumunii, Ukrainy, Kazachstanu, Armenii. Pomagamy im przybyć, choć tutaj i tak jest taniej niż gdyby mieli jechać na Zachód – podkreśla.
Prywatnie chciałby mieć jednak więcej czasu. – Poczytałbym wtedy więcej i pojeździłbym. Nie wsiądę, co prawda, do samolotu. To pewnie jakaś moja fobia – wyznaje. Na usprawiedliwienie przytacza fakt, że 30% intelektualistów w USA przyznaje, że boi się wsiadać nawet do windy. – Nie spełni się moje marzenie, żeby pojechać do Ziemi Świętej, bo nie jest realne, aby pokonać taką odległość samochodem – słychać żal w głosie.
Marek Kalbarczyk, niewidomy informatyk, autor książek i podręczników, projektant i wdrożeniowiec systemów informatycznych, menadżer, absolwent wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki UW. W latach 1994–96 był współtwórcą programu telewizyjnego w TVP o niepełnosprawnych pt.: „Razem czy osobno”. Był wtedy jedynym niewidomym prezenterem telewizyjnym w Europie. W tym roku został Super Lodołamaczem za zatrudnianie niepełnosprawnych. Otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)