Lokalna gazeta to nie folder reklamowy, a dziennikarz nie jest osobistym PR-owcem organizacji [film]
Informacje lokalne są dla nas ważne. Czerpiemy je w pierwszej kolejności od… znajomych. To rodzi wiele wyzwań dla lokalnych mediów, dziennikarzy i dziennikarek – z Katarzyną Sroczyńską i Maciejem Starczewskim z Fundacji Media Forum rozmawiamy o tym, jak korzystamy z mediów lokalnych, kogo dziennikarz spotyka w kolejce po bułki i co z tego wynika oraz o czym organizacje powinny pamiętać, podejmując współpracę z lokalnym tytułem.
Przejdź do wybranego momentu rozmowy
00:00:00 Co wynika z badań o konsumpcji mediów lokalnych w Polsce dla Fundacji Media Forum? Co się zmieniło w tym, jak Polki i Polacy korzystają z mediów lokalnych?
00:01:54 Skąd Polki i Polacy czerpią wiedzę i informacje?
00:07:43 Wiek a sposób pozyskiwania informacji (informacje lokalne, internet, social media)
00:11:54 Czy sprawdzamy źródła informacji?
00:16:57 Czy dziennikarze lokalni mają mechanizmy i narzędzia do obrony przed na dezinformacją?
00:19:11 Jakie szkolenia i działania Fundacja Media Forum kieruje do dziennikarzy i dziennikarek lokalnych?
00:24:00 Wsparcie prawne dla dziennikarzy i dziennikarek lokalnych
00:29:56 O dziennikarstwie obywatelskim
00:31:29 Tematy, które nie znajdują lokalnie zainteresowania
00:35:53 Jak nawiązywać kontakt z mediami lokalnymi?
Przeczytaj tekst
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Jako Fundacja Media Forum już po raz drugi zrobiliście badania na temat konsumpcji mediów lokalnych, czyli, prościej mówiąc, próbowaliście się dowiedzieć, skąd mieszkańcy miast, miasteczek i wsi czerpią informacje o tym, co się dzieje w sprawach lokalnych. Co Was najbardziej zaskoczyło w porównaniu z wynikami badań z 2021 roku?
Katarzyna Sroczyńska, Fundacja Media Forum: – Badania z 2023 roku bardzo różniły się w samych założeniach i w strukturze od tych, które prowadziliśmy dwa lata wcześniej. Tym razem skupiliśmy się przede wszystkim na badaniach ilościowych. Wybraliśmy cztery powiaty z czterech różnych województw i sprawdzaliśmy, w jaki sposób mieszkańcy tych powiatów dowiadują się o tym, co się u nich dzieje i co myślą o informacjach, które do nich trafiają.
Mnie nieustająco zastanawia, jak ważne są dla nas wszystkich sprawy lokalne. 83% ankietowanych mówiło, że informacje lokalne są dla nich bardzo ważne. 86% – że aktywnie szuka tych informacji. I okazuje się, że media lokalne są drugim źródłem pozyskiwania informacji. Po znajomych i przyjaciołach.
Też mnie zaskoczyło, że głównym źródłem informacji są rozmowy ze znajomymi, z sąsiadami, potem lokalne portale internetowe albo strony urzędów, plakaty informacyjne i dopiero pojawiają się media regionalne, jak telewizja, właśnie papierowe gazety lokalne czy lokalne radia. O czym świadczy taki rozkład głosów i jakie wyzwania to stawia przed lokalnymi mediami?
Maciej Starczewski, Fundacja Media Forum: – Takim wyzwaniem na pewno jest rozpoznawalność. Z tym mamy największy kłopot i to nam wraca jak bumerang. Ludzie, odbiorcy mediów, bardzo często nie rozróżniają, jakie to są media. Niezależne czy zależne? Samorządowe czy media prywatne? Z badań, ale także z naszych obserwacji wynika, że to ich nie interesuje. Ich interesuje po prostu informacja.
I to jest problem. Prowadzimy w Media Forum, na nasze potrzeby, bazę danych mediów lokalnych. I wynika z niej, że na przykład w województwie lubelskim mamy około 370 mediów jako takich, z czego dwie trzecie to są tak zwane media samorządowe. Jeśli w ogóle możemy nazwać gazetki samorządowe mediami. Pojawiają się więc ze swoim komunikatem wszędzie. A jaki ten komunikat zwykle jest, to wszyscy wiemy.
K.S.: – Chociaż trzeba powiedzieć równocześnie, że ponad 40% ankietowanych mówiło, że to media niezależne od władz samorządowych są dla nich wiarygodnym źródłem informacji.
M.S.: – Mówiąc o wyzwaniach wynikających z tego, że się jest takim bliskim źródłem informacji, trzeba zauważyć, że to przede wszystkim wymaga czujności i trzymania ręki na pulsie. Nierzadko może się zdarzyć, że znajomi są szybsi niż ten lokalny portal. Jeżeli chcę nadążyć, to naprawdę muszę być blisko wydarzeń. A to wymaga czasu, wymaga ludzi, którzy nie siedzą za biurkiem, tylko są w terenie. To wymaga pieniędzy.
K.S.: – Kolejne wyzwanie pojawia się w rozmowach z uczestnikami i uczestniczkami naszych szkoleń. Fundacja Media Forum prowadzi od lat szkolenia dla dziennikarzy mediów lokalnych. Oni mówią o tym, że gdy masz medium lokalne, to jednym z Twoich zadań jest patrzenie lokalnej władzy i lokalnemu biznesowi na ręce.
Piszesz o tym, że coś jest nie w porządku. Ujawniasz nieprawidłowości, a następnego dnia rano stoisz po bułki w kolejce razem z bohaterami swoich tekstów. I to jest niewątpliwie wyzwanie, które wymaga odwagi, poukładania swoich priorytetów, wartości. Przypominania sobie stale, po co ta dziennikarska praca jest. Powiedziałabym nawet, że to jest wyzwanie moralne.
M.S.: – Trzeba tutaj także powiedzieć o finansach. Dzisiaj dla mediów jest bardzo ważne, żeby zrozumieć, gdzie i w jakim kierunku podąża internet. I zrozumieć, że dla prasy w tradycyjnej formie to już są ostatnie chwile. Chociaż jeszcze w wielu miejscowościach papierowe gazety mają się bardzo dobrze, co podkreślają ci, którzy je wydają. Ale choćbyśmy nie wiem co robili, nie powstrzymamy tej zmiany. Wydaje mi się, że to jest olbrzymie wyzwanie dla wielu wydawców, redaktorów naczelnych, a i dla samych dziennikarzy. Przekaz, który jest w portalu, na Facebooku, czy Instagramie – przez te kanały dziennikarze często komunikują się ze swoimi odbiorcami – jest zupełnie inny niż ten, który publikuje się w tradycyjnej drukowanej prasie.
Z waszych badań wynika też, że sprawami lokalnymi interesują się głównie osoby starsze. Co być może jest związane też z tym, że te papierowe wydania się jednak nadal jakoś trzymają. To jest to pokolenie, które pamięta papierowe gazety, a nie do końca jest tak zaprzyjaźnione z Internetem i z nowymi technologiami. Czy może po lokalne informacje sięga się wraz z upływem lat?
M.S.: – Wtedy się szuka innego rodzaju informacji. Tak, chyba tak ta linia przebiega. Na pewno problemem jest subskrypcja i czy jesteśmy gotowi płacić za informacje. Okazuje się, że ci, którzy chcą, którzy doceniają informacje, jak słusznie zauważyłaś, to jest grupa wiekowa powyżej 40. roku życia, a nawet wyżej. Osoby młodsze zdecydowanie uznają za pierwsze źródło informacji Internet, a Internet nam wszystkim, niestety lub stety, kojarzy się z informacją darmową.
K.S.: – Ale mamy wrażenie, że ta sytuacja bardzo powoli się zmienia. Kiedy w 2021 roku pytaliśmy badanych o to, czy byliby skłonni płacić za jakościowe treści lokalne, to mówili, że absolutnie nie. Robili zdziwione oczy „O czym mówisz? Przecież to wszystko jest w Internecie”. Kiedy pytaliśmy o to rok temu, to 19% badanych powiedziało, że wyobraża sobie płacenie za treści. Pewnie też portale streamingowe zmieniają nasze przyzwyczajenia. Przyzwyczajamy się do tego, że dostęp do różnych stron, do ciekawych rzeczy mamy za pieniądze.
A to pozwala mieć nadzieję, że gdy produkuje się, pisze, robi filmy, audycje takie, których gdzie indziej nie ma i pojawiają się tam informacje w żaden inny sposób niedostępne, interpretacje rzeczywistości, których gdzie indziej się nie znajdzie, to ludzie są gotowi w większym stopniu, niż jeszcze dwa lata temu, za to płacić.
M.S.: – Kasia cytuje optymistyczną reakcję Andrzeja Andrysiaka, który, gdy usłyszał wyniki badania, to powiedział „Kurczę, ludzie chcą subskrypcji”. Ja odebrałem to inaczej, ponieważ jednak ponad 70% ludzi nie jest gotowa płacić za informacje.
K.S.: – Tak, przyzwyczailiśmy się, że wszystko jest za darmo, nieodpłatnie. Ale proszę pamiętać, że przyzwyczajanie nas do streamingu, do płatnych serwisów, też trwało parę lat. Netflix nie cieszył się wielkim zainteresowaniem na początku, więc myślę, że i tutaj to się zmieni. Mam taką nadzieję.
Z Waszych badań wynika także, że połowa badanych, to dotyczyło użytkowników portali społecznościowych, sprawdza źródło pochodzenia informacji. Czy to jest Waszym zdaniem dobry wynik? I czy to znaczy, że te lokalne społeczności są odporne na manipulację?
K.S.: – Byłabym ostrożna. To może o tym świadczyć, ale w czasie tych badań nie było czasu, aby to potwierdzać. To były badania ilościowe, nie było czasu na prowadzenie dogłębnych rozmów z badanymi, ale to może znaczyć, że gdy dostają jakąś informację w serwisie społecznościowym, to sprawdzają, z którego z lokalnych tytułów ona pochodzi: czy to ten tygodnik, czy tamta gazeta, kto to napisał. Myślę jednak, że to nie jest jakoś dokładnie sprawdzane, skąd ta informacja pochodzi.
Jako Fundacja pracujemy też nad innym projektem, dotyczącym sprawdzania informacji w Internecie, wiarygodności i tzw. media literacy, czyli krytycznego podejścia do treści, których dostarczają media, w tym te społecznościowe. I stąd wiemy, że jako społeczeństwo jesteśmy bardzo nieostrożnymi odbiorcami.
M.S.: – To się kształtuje z wiekiem. Im jesteśmy młodsi, tym mamy mniejszą skłonność do sprawdzania informacji, do weryfikowania ich. Odbiorcy w naszym badaniu co prawda deklarowali rzeczywiście, że czasami sprawdzają, ale jednak 51% nie sprawdza.
Jest to szczególnie niepokojące w dobie sztucznej inteligencji, która mocno wspiera rynek fake newsów. I mówimy tutaj o tak zaawansowanych „fejkach”, jak na przykład te z Tomem Cruisem, gdzie osoba, której twarzy nie znamy, bo była cały czas znanym nam aktorem, mówiła jego głosem i robiła przed kamerą rzeczy, których on by nigdy nie zrobił i nie powiedział, jak i o mniej zaawansowanych „produktach”, które na bieżąco zmieniają lub korygują wszelkie newsy wiarygodne i z podpisem zacnych redakcji jak np. BBC znów rozpowszechniają w sieci. Niestety, jako odbiorcy nie mamy nawyku ani praktyki sprawdzania takich informacji.
Zresztą, my sami, jako osoby, które przez wiele lat pracowały w mediach i dla mediów, wiemy, że to wcale nie jest takie proste. I tutaj odwracam sytuację, bo można sztuczną inteligencję zaprząc do tego, żeby za nas sprawdziła, czy rzeczywiście jest to prawdziwa informacja. Wbrew pozorom może być to najskuteczniejsze narzędzie, ponieważ ma wielką moc, jest w stanie przejrzeć portale, różne źródła, gdzie potencjalnie taka czy inna informacja mogłaby się pojawić i ją – przynajmniej w podstawowym stopniu – zweryfikować.
Jest to rzeczywiście poważny problem, tak w mediach, światowych, ogólnopolskich, jak i lokalnych. Dzisiaj słyszałem historię o Krośnie, w którym działają dwa media lokalne: jedno rzetelne i przez wiele lat obecne na tamtejszym rynku, ma swoich dziennikarzy i drugie, które nazywa się w bardzo podobny sposób i codziennie zasysa z tego pierwszego informacje, przeredagowuje je automatycznie i publikuje jako swoje. Nie ma tam człowieka, który by coś z tym materiałem robił, tylko ktoś napisał bardzo sprytny algorytm, zrobił CMS-a i stronę internetową. Kłopot polega na tym, że ludzie trafiają i tu i tu. Nie czytałem tych wszystkich przeredagowywanych informacji, ale jednak grozi to jakąś manipulacją. To jest nasz codzienny problem.
Może to dotyczyć nie tylko odbiorców tych informacji, ale i twórców. Czy lokalni dziennikarze są odporni na takie dezinformacje? Czy potrafią sobie z tym radzić?
M.S.: – Pomagamy w tym, aby sobie radzili. Od tego między innymi jesteśmy.
K.S.: – Pierwsze i bardzo spontaniczne szkolenie dotyczące radzenia sobie z dezinformacją robiliśmy kilka dni po wybuchu pełnoskalowej inwazji w Ukrainie, kiedy pojawiło się mnóstwo fałszywych informacji, trollingu. Chwilę potem zorganizowaliśmy większe szkolenie dotyczące tego tematu. Myślę, że wszyscy stale musimy się tego uczyć. Dziennikarze dlatego, że poświęcają zbieraniu informacji mnóstwo godzin swojej pracy zawodowej, ale to dotyczy nas wszystkich.
Tamten warsztat był o tym, jak rozmontowywać mechanizmy dezinformacji, ale podczas naszych szkoleń podstawowych także mamy zajęcia o weryfikowaniu informacji, na których dajemy mnóstwo najnowocześniejszych narzędzi. Anna Gielewska z Fundacji Reporterów, która te szkolenia prowadzi, jest jedną z osób, które w Polsce znają się na tym, jak mało kto. Nasi dziennikarze mają też możliwość uczenia się bardziej zaawansowanych technik docierania do źródeł informacji.
Możecie powiedzieć nieco więcej o Waszych szkoleniach? Nie dotyczą one bowiem tylko przeciwdziałania dezinformacji. Co jeszcze oferujecie lokalnym dziennikarzom, w jaki sposób ich wspieracie?
K.S.: – Wszystkie nasze działania odbywają się w ramach projektu „Media Forum. Rozwój Lokalny”, który jest częścią programu „Pro Publico Bono” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności. Główną częścią naszego programu są szkolenia, na najróżniejszym poziomie: dla osób, które są początkujące w zawodzie, które zajmują się dziennikarstwem od lat i dla bardzo doświadczonych osób.
Pierwsze szkolenia organizowaliśmy w 2021 roku. Od tego czasu mamy dziennikarzy, którzy z nami zostali, przyjeżdżają na kolejne spotkania też po to, żeby poznawać nowych ludzi, innych dziennikarzy.
To jest część naszych działań związana z tworzeniem wspólnej przestrzeni dla osób, które są rozproszone w całym kraju i brakuje im spotkań z ludźmi, którzy robią to samo, co oni, tylko w innym miejscu. Tworzenie przestrzeni do tych spotkań to jeden z naszych głównych celów. Myślę, że w naszych szkoleniach jest to równie cenne, co spotykanie mistrzów, mentorów, od których można uczyć tajników warsztatu.
M.S.: – Nazywamy to pięknie sieciowaniem, ale to rzeczywiście służy poznawaniu innych, ich metod pracy, problemów. To nas natchnęło, żeby trochę wyjść poza program „Media Forum. Rozwój Lokalny” i zaczęliśmy też tworzyć swoje produkty, jak na przykład Cafe Lokalna. To jest niesamowite przedsięwzięcie: cykliczne spotkania, podczas których rozmawiamy o jakimś problemie, czy o zdarzeniu, które dotyczy głównie mediów lokalnych.
Mieliśmy tam na przykład spotkanie z Argymirem Iwickim, który – jak twierdzi – po naszym szkoleniu uwierzył, że dziennikarstwo ma jeszcze sens. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że Argymir odkupił od Agory, która wtedy miała zamknąć ten tytuł, „Czas Chojnic”. Z przyjaciółmi zaczął tę gazetę redagować. To była jedna z pierwszych osób, które zaprosiliśmy do Cafe Lokalna, bo chcieliśmy pokazać, jak fantastyczne rzeczy dzieją się na tym rynku. Nie tylko dlatego, że sami mieliśmy ogromną satysfakcję, bo zainspirowaliśmy go do pewnych działań, ale też dlatego, aby pokazać, że coś, co wielkiemu koncernowi medialnemu nie przynosiło oczekiwanego dochodu, czy też nie było po jego linii, może sprawiać… radość ludziom, którzy tam pracują, a przede wszystkim dawać mieszkańcom jakieś dobre, rzetelne informacje. Z tego, co wiemy, gazeta jest, ma się dobrze i cały czas się rozwija.
Mamy także konkurs grantowy, który robimy przy wsparciu Funduszu Obywatelskiego imienia Henryka Wujca. Szukamy tam dobrych, ciekawych, jakościowych tekstów, czy też materiałów audio lub wideo, które miałyby być publikowane, a które z jakiejś przyczyny, najczęściej finansowej, nie mogą być wyprodukowane. Pieniędzmi, które otrzymaliśmy od Funduszu Obywatelskiego wspieramy te projekty. Pierwszy etap tego programu się niedawno zakończył, za chwilę, mam nadzieję, uruchomimy następny.
Wspieracie dziennikarzy także prawnie. Często korzystają z tej pomocy?
K.S.: – To też jest część programu „Media Forum. Rozwój Lokalny”. Wszyscy uczestnicy tego programu mają prawo do stałych konsultacji z prawnikiem. Trafiają do niego bardzo różne pytania: od takich „uprzedzających”, gdy osoba prowadzi śledztwo dziennikarskie albo zastanawia się, jak powinna się zachować w danej sytuacji, żeby być odważnym, ale jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo sobie i redakcji, dla której pracuje. Są też pytania o to, jak sobie radzić, kiedy urzędy nie reagują na dziennikarskie pytania. To jest bardzo częsta sytuacja: można zatrzymać każde dziennikarskie śledztwo, czy próbować je zatrzymać, uporczywie nie odpowiadając na pytania, pisma itd. Są też poważniejsze sytuacje, kiedy pojawiają się w redakcjach groźby pozwów. W wypadku małych organizacji, małych redakcji często oznacza to zagrożenie dla ich egzystencji.
M.S.: – Zainteresowanie jest bardzo duże. Nasz prawnik, Paweł ma pełne ręce roboty. Od tych prostych porad, o których mówiła Kasia, po sprawy bardziej zaawansowane, aż po reprezentowanie dziennikarza czy redakcji w sądzie. Niestety nie możemy wtedy bezpośrednio się angażować, ale często pomagamy pokazując, do kogo można się zwrócić i kto może takiej pomocy udzielić.
Warto też dodać, że oprócz tych szkoleń długofalowych, o których mówiła Kasia, mamy też szkolenia „ad hoc”, które dotyczą pojedynczych problemów i spraw. Mieliśmy szkolenie o sztucznej inteligencji, jak może być przydatna w pracy dziennikarskiej. Czy jak radzić sobie, mając smartfona, z fotografią prasową. Tego typu wiedza może się dziennikarzom i dziennikarkom przydać na bieżąco. Co jest kluczowe, a chyba nie powiedzieliśmy, to wszystko jest nieodpłatne. Dzięki naszym donatorom, głównie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, ale też wielu innym instytucjom, które z nami współpracują. A pracujemy z najlepszymi fachowcami, bo wśród naszych wykładowców jest m.in. Ewa Ewart, Wojtek Bojanowski, Magdalena Rigamonti, Andrzej Andrysiak, świetny dziennikarz śledczy i wydawca, Jacek Pawłowski, dziś redaktor w TVN, ale z bardzo bogatym doświadczeniem pracy w mediach lokalnych. Mnóstwo ludzi związanych i z mediami ogólnopolskimi, i z mediami lokalnymi. Staramy się też sięgać po ekspertów z mediów lokalnych i prosić ich o to, żeby się dzielili swoją wiedzą.
Można zapytać, jaki know-how może sprzedać dziennikarzowi lokalnemu na przykład Ewa Ewart czy Wojtek Bojanowski. Otóż może.
Oprócz tego, że oczywiście są to rady warsztatowe, to najwięcej nasi kursanci czerpią od nich inspiracji i poczucia, że coś warto robić, że da się coś zrobić, że media mają ogromną siłę. Ta wiara jest naprawdę potrzebna.
Co innego jest pracować w dużej redakcji, gdzie jest wielu kolegów, którzy osiągają widoczne efekty i wydaje się, że zmieniają świat, a co innego być lokalnym „skrybą”, który musi sobie radzić z bardzo trudnymi często problemami, rozważyć: opisać, czy nie napisać, a później mieć problem, jak to mówi Kasia, w kolejce po bułki, bo ktoś się odwróci i go zwyzywa. To jest zupełnie inna przestrzeń. Takie osoby jak Ewa czy Wojtek dają niesamowitą energię. Widzimy to, bo ci ludzie wychodzą ze szkoleń uśmiechnięci, zmienieni i zainspirowani.
Na takie osamotnienie zwraca uwagę także Watchdog Polska w odniesieniu do aktywistów i aktywistek, którzy prowadzą media obywatelskie. Czy wśród odbiorców waszych szkoleń też są przedstawiciele i przedstawicieli organizacji pozarządowych, które prowadzą media albo pojedyncze osoby, które w tej działce próbują się odnaleźć?
K.S.: – Mieliśmy i organizacje, i pojedyncze osoby, które budują swój autorytet, dostarczając informacji. Tutaj mamy kolejną niesamowitą historię. Na jednym z naszych szkoleń pojawił się człowiek, który od kilku lat mieszka w nowym regionie i tam z grupą sąsiadów postanowili założyć medium lokalne, ponieważ byli zmęczeni narracją innych o swoim terenie. Chcą sami tworzyć tę opowieść. To jest taki region Polski, w którym się wiele ostatnio działo i dzieje, i oni chcą móc tę historię opowiadać sami.
Nikt z nich nie ma związku z mediami, ani wykształcenia dziennikarskiego, ale chcą to robić. To jest stricte obywatelskie dziennikarstwo. Pragnienie, zamiar, który się w tych ludziach zrodził z niezgody na to, co jest obecne w przestrzeni informacyjnej.
W Waszych badaniach z 2021 roku pojawił się wątek lokalnych autorytetów, działaczy społecznych. Informacje o nich są odrzucane przez odbiorców jako nieistotne, obojętne, drażliwe albo kontrowersyjne. Skąd to się bierze? Rozumiem, że jeżeli odbiorców to odrzuca, to media lokalne nie poruszają tych tematów, bo nie są one interesujące dla czytelników i czytelniczek.
M.S.: – Przypomniałem sobie historię, którą opowiadał nam Andrzej Andrysiak, o pewnym wybitnym człowieku, który pół świata objechał, wielkie nagrody pozdobywał i wydawałoby się, że to będzie super temat na okładkę, że taka niezwykła osoba mieszka koło nas. Tekst powstał. Zrobiono piękne zdjęcia. Wszystko ukazało się w Gazecie Radomszczańskiej na pierwszej stronie. Gazeta sprzedała się najgorzej ze wszystkich. Nikt tego nie kupił. Natomiast, jeśli na pierwszej stronie pojawi się jakiś przekręt w spółce miejskiej, jakiś wypadek, czy nie daj Boże tragedia rodzinna , gazeta się wyprzedaje na pniu. Nie wiem, trzeba zapytać pewnie odbiorców, ale tak już jest. A później padają pytania, dlaczego media pokazują tylko takie rzeczy. A no, takie rzeczy powodują, że te media żyją, niestety. Tacy jesteśmy. Pewnie więcej miałby tu do powiedzenia socjolog czy psycholog.
K.S.: – Inna sprawa, że wiele zależy też od sposobu, w jaki o czymś opowiadamy. Bardzo łatwo o sztampę i nudę, gdy opowiada się historię o kimś, komu się udało, albo kto się spełnia w czymś. Myślę, że organizacje pozarządowe dobrze o tym wiedzą, że wcale nie jest łatwo opowiadać o bohaterach.
Łatwo jest zrobić nudną historię o bohaterze. Mamy takie sytuacje na styku NGO-sy i media lokalne. NGO-sy przychodzą do dziennikarzy z pretensjami „Przecież mamy tutaj takiego fajnego gościa, dlaczego o nim nie piszecie?”. Bo nie mamy, wszyscy jak tu siedzimy, pomysłu na to, jak o nim fajnie opowiedzieć.
To jest taki moment, gdy warto sobie uświadomić ciemną część ludzkiej natury, bo przecież to my wszyscy jesteśmy odbiorcami mediów, nie tylko jacyś „oni”. I nasz „gadzi” mózg reaguje intensywniej, kiedy słyszy złe informacje, niż kiedy słyszy dobre. To nie znaczy, że tych dobrych nie należy opowiadać, tylko czasem trzeba się bardziej wysilić.
M.S.: – Słynna historia matki Madzi. Wszyscy byliśmy zdziwieni, dlaczego tak dużo, tak poważne media, po kilka razy dziennie wracają do tej sprawy. Otóż tylko dlatego, że redaktorzy naczelni i prezesi cały czas dostawali słupki i wykresy, które pokazywały, że jak zejdą z tematu matki Madzi, to natychmiast tracą oglądalność, słuchalność, tracą odbiorców.
Jesteśmy w portalu dla organizacji pozarządowych, więc chciałam was zapytać też o ten pozarządowy kontekst. My często doradzamy organizacjom, żeby nawiązały kontakt z lokalnymi mediami, że to im pomoże wypromować swoje działania albo lepiej opowiadać o tych działaniach. Z drugiej strony, wy zwracacie uwagę, że te relacje są czasem przez organizacje nadużywane. Traktują dziennikarza lub dziennikarkę, z którymi uda się nawiązać współpracę jak osobistego PR-owca, oficera prasowego. Jak to zatem zrobić, aby ten dziennikarz chciał z organizacją rozmawiać, ale też nie naruszać jego lub jej granic? Na co tu zwrócić uwagę?
K.S.: –
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że lokalna gazeta to nie jest folder reklamowy, a dziennikarz właśnie nie jest PR-owcem.
On czy ona mają prawo szukać dziury w całym, mają prawo zadawać pytania, mają prawo sprawdzać od podszewki. I to niekoniecznie jest przeciwko nam. Chociaż, jak nabroiliśmy, to może być oczywiście przeciwko nam, ale na tym polega praca dziennikarzy. Mają to prześwietlić, sprawdzić.
Często też potrzebują haczyka, potrzebują opowiedzieć historię, której do tej pory jeszcze nie opowiadano, a organizacje nierzadko przychodzą z tym, co robią cyklicznie, co roku i chcą, żeby to było opowiedziane w taki sposób, w jaki one to widzą. Myślę, że warto czasem zaryzykować i pozwolić komuś opowiedzieć naszą historię tak, jak on ją widzi. Rozumiem, że to jest ryzyko i wymaga odwagi. Zachęcamy.
M.S.: – Słusznie powiedziałaś, Kasiu, że chodzi o historię. Tym się karmią media. Musi być człowiek i historia. W ten sposób najlepiej i najłatwiej coś intrygującego sprzedać. Najlepiej, jak to jest coś odbiegającego od szablonu, nietypowego. Liczby, piękne grafiki i prezentacje niestety się nie sprzedadzą.
Katarzyna Sroczyńska – współzałożycielka Fundacji Media Forum; dziennikarka i redaktorka. Od ponad 20 lat związana z redakcjami gazet i magazynów, m.in. „Wprost”, Polskiej Agencji Prasowej, „Focusa”, „Coachingu” i „Przekroju”. Gościnnie pojawia się jako autorka w serwisie OKO.Press i na łamach „Więzi”. Współtworzyła Archiwum Historii Mówionej przy Kancelarii Senatu RP, prowadziła szkolenia dla polonijnych dziennikarzy i kursy polskiego dla uchodźców. Współpracuje z organizacjami wspierającymi osoby dotknięte przemocą.
Maciej Starczewski – prezes Fundacji Media Forum. Manager, działacz 3 sektora, producent i reżyser telewizyjny. Długoletni pracownik redakcji prasowych, radiowych i telewizyjnych. Od początku istnienia przez 13 lat pracował w TVN 24, gdzie tworzył Dział Reportażu oraz Sekcję Projektów Specjalnych. Wcześniej realizował filmy dokumentalne oraz reportaże dla TVP 1, TVP 2 oraz RTL 7. Był między innymi wydawcą serwisów informacyjnych w radiu Wawa, prezenterem serwisów informacyjnych w Radiu Kolor oraz reporterem w Radiu Zet. Podczas studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskim współpracował z mediami lokalnymi – białostockim oddziałem Gazety Wyborczej, tygodnikiem Ostrołęckim oraz Radiem Oko. Właściciel i prezes Wydawnictwa Kompania Mediowa. Od lat szkolnych zaangażowany w sprawy społeczne i organizacje pozarządowe. Współtwórca Fundacji Republika Marzeń oraz Fundacji Media Forum. Prywatnie ojciec Tosi i Hani. Miłośnik psów, rowerów, podróży i dobrej książki.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.