200 osób znanych jako ursynowskie „Mrówki” z początkiem lutego zostało bez pracy. Cierpiący na psychiczne schorzenia, zagrożeni wykluczeniem społecznym pracownicy Stowarzyszenia Ekon do tej pory zajmowali się odbiorem i utylizacją śmieci na Ursynowie. W nowym systemie gospodarowania odpadami zabrakło dla nich miejsca. Pojawiła się jednak szansa na rozwiązanie problemu.
Nowy porządek
Pierwszego lutego na terenie ośmiu warszawskich dzielnic weszła w życie śmieciowa rewolucja – gospodarowaniem, czyli odbiorem, segregacją i utylizacją odpadów w poszczególnych częściach miasta zajęły się wyłonione w przetargu przedsiębiorstwa. Na Ursynowie te obowiązki od kilku dni spoczywają na firmie Sita.
Ursynów na tle innych warszawskich dzielnic jest jednak wyjątkiem. Do tej pory mieszkańcy nie uskarżali się na problem z odpadami. Częściowo ich odbiorem i utylizacją zajmowali się pracownicy Stowarzyszenia Ekon.
Mrówki to w dużej mierze osoby cierpiące na choroby psychiczne, dla których zatrudnienie oznaczało nie tylko źródło stałego dochodu. Dzięki stałej pracy mogli zachować niezależność i wymknąć się wielu zagrożeniom, takim jak wykluczenie społeczne. - Ci ludzie byli po prostu potrzebni – mówi Marta Jabłońska, przewodnicząca zarządu stowarzyszenia. Ich działanie było bardzo proste: raz w tygodniu za darmo odbierali od mieszkańców szkalne butelki, papiery i plastiki skąd transportowali je do należącej do Ekonu sortowni. Pensje były wypłacane z pieniędzy, jakie udawało się zarobić dzięki sprzedaży surowca wytworzonego ze zutylizowanych śmieci. Stowarzyszenie postarało się też o dofinansowanie z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dzięki temu pracownicy Ekonu mogli liczyć na najniższą krajową pensję, czasem na premie.
Dziś z prawie trzystu zatrudnionych w sortowni „Mrówek” pracę ma tylko osiemdziesiąt osób. Dwustu osobom nie przedłużono umów. Wszystko przez brak porozumienia z firmą Sita.
- Próbowaliśmy rozmawiać z przedsiębiorstwem od czerwca ubiegłego roku. Nie udało nam się spotkać z zarządem firmy. Przez telefon tłumaczono nam jedynie, byśmy przesłali propozycję współpracy. Tak też zrobiliśmy – tłumaczy Marta Jabłońska. - Zaproponowaliśmy dalszą działalność w tych spółdzielniach, w których pracowaliśmy do tej pory. Zadeklarowaliśmy, że będziemy przestrzegać wszystkich norm, to jest zbierać odpady do 60-litrowych worków, odbierać śmieci furgonetką spełniając obowiązujące wymogi. Oczekiwaliśmy za to wsparcia finansowego w wysokości 350 złotych za każdą tonę odebranych od mieszkańców odpadów – wyjaśnia.
Zdaniem Marty Jabłońskiej Sita mogła przystać na te warunki zwłaszcza, że miasto płaci firmie za tonę odebranych odpadów prawie 500 złotych. - 150 złotych pozostawałoby w kasie przedsiębiorstwa praktycznie za nicnierobienie – dodaje.
W sprawę zaangażował się nawet Urząd Miasta. W dokumencie przesłanym do zarządu firmy Sita Miasto zaapelowało o zawarcie porozumienia z Ekonem, ale również i w tym przypadku nic nie udało się wskórać. W środę Ekon wydał oświadczenie, w którym poinformował o zaprzestaniu działalności na terenie Ursynowa.
Nie koniec batalii
Władze przedsiębiorstwa Sita sprawę widzą inaczej. W oświadczeniu przesłanym do warszawa.ngo.pl sygnowanym przez prezesa zarządu Jeana-Michaela Kaletę, firma pisze, że jest otwarta na współpracę z Ekonem. Dodaje jednak, że do tej pory na przeszkodzie stały przyczyny formalne:
„Sita odpowiada przed Miastem za wykonanie usług zgodnie z wymogami umowy, a w szczególności za oddawanie odpadów opakowaniowych do Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych (RIPOK) oraz ważenie odpadów w momencie ich odbioru. (…) Jak wiadomo Ekon nie jest RIPOK oraz nie posiada wymaganych przez Zamawiającego pojazdów wyposażonych w wagi.” - czytamy w oświadczeniu.
Zarząd firmy Sita tłumaczy, że apelował do Urzędu Miasta by utworzył dla Ekonu wyjątek na przykład w postaci programu pilotażowego, dzięki któremu przedsiębiorstwo mogłoby zgodnie z prawem zlecić część zadań wynikających z umowy pracownikom Stowarzyszenia. Władze Sita twierdzą więc, że nie otrzymały do tej pory żadnej propozycji spełniającej wymogi nowej ustawy, czekają jednak, aż taka propozycja wpłynie.
Marta Jabłońska uważa natomiast, że proponowana do tej pory forma współpracy w pełni odpowiada wymogom stawianym przez nowe przepisy. Nadal jednak liczy, że dotychczasowi pracownicy Ekonu będą mogli wrócić do swoich obowiązków.
- W tym celu spotkam się z prezesem Sita i jeszcze raz przedstawię zasady, na których moglibyśmy wrócić do gospodarowania odpadami na Ursynowie. W tych zasadach niewiele się zmieniło, ale mam nadzieję, że tym razem zarząd przedsiębiorstwa będzie chętny do dialogu. Bardzo nam na tym zależy – mówi.
Termin spotkania został wyznaczony na piątek.
Alternatywa
Przedstawiciele Stowarzyszenia Ekon mogą liczyć na jeszcze jedno spotkanie. Ma się ono odbyć w najbliższym czasie w miejskim Biurze Gospodarki Odpadami Komunalnymi.
- Co prawda mimo naszego zaangażowania nie udało się jak na razie doprowadzić do porozumienia między Sitą a Ekonem. Mamy jednak dla stowarzyszenia inną propozycję współpracy – mówi Agnieszka Kłąb z wydziału prasowego Urzędu Miasta.
Na razie miasto nie chce zdradzać szczegółów. - Propozycja również dotyczy zbierania i segregowania odpadów i to nie tylko na terenie Ursynowa, tak żeby pracownicy Ekonu mogli kontynuować swoją dotychczasową pracę, którą zresztą wykonują bardzo dobrze. To byłaby usługa dodatkowa, ponad to, co zostało zlecone firmom w ramach przetargu. Myślę, że jest to ciekawa alternatywa dla Ekonu nie tylko by zachować status quo, ale wręcz by rozwinąć swoją działalność na inne dzielnice Warszawy – podsumowuje. Pismo z propozycją dotarło do stowarzyszenia.
- Nie jest to jeszcze na tyle konkretna propozycja, żebym mogła mówić, jak taka współpraca mogłaby wyglądać, ale wkrótce omówimy tę sprawę z dyrektor Biura Gospodarki Odpadami Komunalnymi. W ogólnym zarysie mowa jest o powstaniu mobilnych punktów zbiórki odpadów – mówi Jabłońska.
Agnieszka Kłąb potwierdza, że jeśli Ekon porozumiałby się w tej sprawie z Urzędem Miasta, dwieście osób, które zostało bez pracy, mogłoby ją odzyskać.
- O to przede wszystkim nam chodzi – mówi Jabłońska. - Dla tych ludzi już zaczął się dramat. - Część z nich już trafiła do szpitali na oddziały psychiatryczne, część jest na zwolnieniach lekarskich od lekarzy psychiatrów. Są i tacy, którzy nadal codziennie przychodzą do nas w nadziei, że będą mieli co robić. Oni na to czekają – dodaje.
Źródło: warszawa.ngo.pl