W zabrzańskim schronisku dla bezdomnych łączy obowiązki pracownika administracji, koordynatora projektów, fundraisera i zaopatrzeniowca. Jednego dnia głowi się nad tym, jak ograniczyć problem bezdomności, drugiego – jedzie do hurtowni po 100 kilo wędlin i 10 kilo ketchupu.
Pracę w trzecim sektorze rozpoczął jeszcze na studiach. Trafił do Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta – organizacji pomagającej bezdomnym. – To był kompletny przypadek. Nie wiedziałem nic na temat bezdomności – wspomina.
Organizacja uruchamiała wówczas punkty aktywizacji dla bezrobotnych. – Powstawały w dwunastu miastach w Polsce. Moim zadaniem było stworzyć takie miejsce w Zabrzu – opowiada.
Półtora roku później zwolniło się stanowisko ogólnokrajowego koordynatora projektu. Zaproponowano mu, aby to on je objął. Zmiana pracy wymusiła przeprowadzkę do Wrocławia. Zmienił również studia: ekonomię w Katowicach zamienił na administrację publiczną we Wrocławiu.
Po ośmiu latach pracy administracyjnej wrócił do Zabrza i zatrudnił się w lokalnym schronisku dla bezdomnych mężczyzn. – Łączę obowiązki pracownika administracji, koordynatora projektów, fundraisera i zaopatrzeniowca – mówi. Jednego dnia pracuje nad lokalnym programem rozwiązywania problemu bezdomności, drugiego – jedzie do hurtowni po zakupy dla mieszkańców schroniska. To 40 mężczyzn – trzeba się nadźwigać. Ostatnio na jego liście zakupów znalazło się: 100 kg wędlin, 10 kg ketchupu, 10 kg musztardy, 3 kg chrzanu i 1,2 kg kawy.
– Praca w zabrzańskim schronisku to i tak tylko część moich obowiązków – przyznaje. Przewodniczy Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności, jest członkiem Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności przy Rzeczniku Praw Obywatelskich, jest też reprezentantem Polski w Europejskiej Federacji Organizacji Krajowych Pracujących z Osobami Bezdomnymi (FEANTSA).
– Kuba o bezdomności wie chyba wszystko – mówi Adriana Porowska, dyrektorka Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, znajoma Jakuba. – A jeśli czegoś nie wie bądź nie rozumie, nie ma problemu z tym, żeby obdzwonić ludzi i dopytać – opowiada. Spotykają się podczas najróżniejszych konferencji na temat bezdomności. – Kuba siedzi przyklejony do laptopa i skrzętnie notuje – opowiada. – Jest otwarty, potrafi słuchać i przyjmować argumenty drugiej strony. A jeśli nie uwzględnia czyjeś opinii, robi to w taki sposób, że jego rozmówca nigdy nie czuje się urażony – dodaje.
Koalicja w słusznej sprawie
Pomysł utworzenia Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności zrodził się w 2013 roku. Powstała, aby ułatwić pracę organizacjom, które pomagają bezdomnym. Federacja zrzesza czternaście fundacji i stowarzyszeń, spośród których część to organizacje sieciowe. Nie zatrudniają pracowników, nie mają też zaplecza organizacyjnego. Działają w oparciu o składki członkowskie.
Gdy we wrześniu zeszłego roku weszły w życie przepisy, zgodnie z którymi w noclegowniach i schroniskach dla bezdomnych nie mogą przebywać osoby niezdolne do „samoobsługi”, członkowie Federacji bili na alarm. – Gdyby zastosować się do takich wytycznych, musielibyśmy wystawić za drzwi dwie trzecie naszych podopiecznych – mówi Jakub Wilczek.
Członkowie Federacji zwrócili się do ministerstwa z prośbą o doprecyzowanie, co stoi za sformułowaniem „być zdolnym do samoobsługi”. Urzędnicy odpowiedzieli, że za taką osobę można uznać kogoś, kto bez pomocy innych jest w stanie chodzić, jeść i skorzystać z toalety. Ministerstwo wyszło z założenia, że pozostała grupa bezdomnych (ci niesamodzielni) dla swojego dobra powinna przebywać w Domach Pomocy Społecznej. Nie wzięło tylko pod uwagę, że na miejsce w DPS-ie trzeba nieraz zaczekać kilka lat. – Gdzie ci schorowani ludzie mają się podziewać w tym czasie? – pyta. I stwierdza, że w systemie istnieje luka.
Największe bolączki systemu
To niejedyny problem. Schroniska dla osób bezdomnych w Polsce są w stanie pomieścić około 25 tys. osób. – Mimo to, są ciągle zapchane, bo nie udało nam się wypracować skutecznego systemu wychodzenia z bezdomności – mówi Jakub Wilczek. – Polski system dba o to, aby bezdomny miał schronienie i wyżywienie – to pozwala założyć, że nie umrze. I to wystarcza. Człowiek może spędzić resztę życia w schronisku, a system będzie z tego zadowolony. A przecież powinniśmy dążyć do tego, aby wyprowadzić człowieka z bezdomności i zintegrować go ze społeczeństwem – zwraca uwagę.
Z drugiej strony, kuleje system prewencji. – Nikt nie interesuje się ludźmi, którzy mają zadłużone mieszkanie. Powinni otrzymać profesjonalne wsparcie, tymczasem dostają pisma od komorników i groźby. System zacznie im pomagać dopiero wtedy, kiedy stracą wszystko – zwraca uwagę Jakub Wilczek.
Kolejnym problemem jest nieszczelność systemu. – Mamy w Polsce sporą grupę osób, które straciły dach nad głową, ale próbują się jakoś ratować: pomieszkują kątem u znajomych, wyprowadzają się na działkę albo zajmują pustostan – mówi. – System nie interesuje się takimi ludźmi. A powinien, bo zanim zapukają do drzwi schroniska, upłynie dużo czasu, w którym można by im pomóc – zwraca uwagę. – Długotrwała bezdomność i bezrobocie mają destrukcyjny wpływ na naszą psychikę. Im więcej czasu upłynie, tym trudniej będzie takiej osobie pomóc – dodaje.
Prawdziwa twarz bezdomności
Według rządowych statystyk, mamy w Polsce około 33 tys. bezdomnych. – Wbrew stereotypom, nie jest to jednorodna grupa – mówi Jakub Wilczek. – Oprócz długotrwale bezrobotnych mężczyzn po pięćdziesiątce, mamy dwudziestoparoletnich bezdomnych po nieudanym starcie w życie z pieczy zastępczej, a także kobiety z dziećmi, które uciekają przed przemocą domową – wylicza.
– Polacy myśląc „bezdomny”, widzą brudnego, cuchnącego człowieka, który błąka się w okolicach dworca. Tymczasem większość osób, które mieszkają w schroniskach, to ludzie, którzy nie mają problemów z utrzymaniem higieny. Często dorywczo pracują, ale nie zarabiają wystarczająco, aby móc się usamodzielnić. To klasyczni „pracujący biedni” – wyjaśnia.
Tata z brokatową koroną na głowie
Czym zajmuje się poza pracą? – Prywatnego życia nie mam za wiele – przyznaje Jakub Wilczek. Dlatego każdą wolną chwilę stara się poświęcać rodzinie.
– Mam pięcioletnią córkę. Właśnie uczymy się jeździć na rowerze – opowiada. – Nie chciałbym, być dla niej „tym panem”, który przychodzi wieczorem do domu i daje buziaka przed pójściem do łóżka – żartuje. Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej zapewnia, że to mu akurat nie grozi. – Kuba ma świetną relację z córką. Jest ojcem, który potrafi założyć brokatową koronę i bawić się lalkami Barbie – dodaje Porowska.
W wolnym czasie lubi też napić się dobrego piwa. Jakiś czas temu wkręcił się w domowe browarnictwo, zamówił sobie nawet specjalistyczną aparaturę do domowej produkcji piwa. – Stoi w piwnicy i czeka, aż znajdę trochę wolnego czasu – śmieje się Jakub Wilczek. Na razie zadowala się czytaniem blogów innych piwowarów i za każdym razem zazdrości im, że mają czas, żeby się w to bawić.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Nikt nie interesuje się ludźmi, którzy mają zadłużone mieszkanie. System zacznie im pomagać dopiero wtedy, kiedy stracą wszystko.