W lipcu przedstawiciele kilku organizacji pozarządowych opowiedzieli o najważniejszych problemach związanych z działalnością w III sektorze. Tym razem mówią o rozwiązaniach. Mam nadzieję, że będzie to inspiracją do podzielenia się własnymi doświadczeniami i pomysłami. W poprzedniej części rozmówczynie zdradziły swoje pomysły na wewnętrzne problemy organizacji. Dziś skupią się na zewnętrznych – a więc finanse, lokale, procedury, a także pozytywne przykłady współpracy z administracją publiczną.
Pieniądze
– Mamy bardzo zróżnicowane źródła finansowania: miejskie, ogólnopolskie, zagraniczne, prywatne – wymienia Marta Białek-Graczyk, prezeska warszawskiego Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę". – Zawsze zachęcam, żeby nie uzależniać się od jednego grantodawcy, bo jeśli okaże się, że coś w tej współpracy szwankuje, nieważne po której ze stron, to jesteśmy na przegranej pozycji. Dzięki temu, że zbudowaliśmy tak szeroką sieć partnerów, to w sytuacjach kryzysowych mamy pewną grupę instytucji, do których możemy zwrócić o dodatkowe wsparcie. Nie wszystkie instytucje stosują procedurę konkursową. Niektóre mają ciągły nabór. Inne praktykują indywidualne rozpatrywanie ofert. Tak więc różnicowanie źródeł finansowania, elastyczność, budowanie sieci partnerów to dla nas jeden z najważniejszych sposobów na problemy finansowe.
Wkład własny
– Samorząd, zgodnie z nowelizacją ustawy o działalności pożytku publicznego, ma możliwość udzielania organizacjom pożyczek i dotacji na wkład własny – wyjaśnia Beata Jarosz, prezeska Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Gminy Wilczęta (warmińsko-mazurskie). – Od kilku lat jest to praktykowane np. w Elblągu, Ostródzie. W części samorządów jest to nowa rzecz, ale przygotowywana w założeniach do projektu budżetu na przyszły rok.
Organizacje najczęściej starają się zapewnić wkład własny poprzez zbiórki publiczne lub darowizny od sponsorów.
– Wyjściem jest również skupienie się wyłącznie na konkursach, które nie wymagają wkładu finansowego, bo łatwiej jest wykazać wkład rzeczowy w postaci np. pomieszczeń na zajęcia niż znaleźć kilkaset złotych – mówi Beata Jarosz.
– W przypadku naszego stowarzyszenia tylko środki od sponsorów mogą zapewnić finansowy wkład własny w realizację projektu, czyli pokrycie kosztów administracyjnych: księgowej, pracownika sekretariatu; konsultacji, opłat za lokal, telefon, pocztę i tego wszystkiego, czego nie finansuje donator – mówi Jolanta Pawlak, sekretarz Zarządu Pierwszej Warszawskiej Agendy 21. – Oczywiście działalność odpłatna może być jakimś krótkofalowym rozwiązaniem problemu, bo część kosztów administracyjnych, po nowelizacji ustawy o działalności pożytku publicznego, można uwzględnić w kalkulacji kosztów zadania, za które pobierane będą opłaty, np. za organizację kursu, wycieczki, wydanie publikacji, wystawienie spektaklu. Ale działalność odpłatna to skomercjalizowanie działalności statutowej.
– Organizacje różnie sobie z tym radzą – podsumowuje Marta Białek-Graczyk. – Niektóre prowadzą działalność gospodarczą. To też jakaś droga. My tego akurat nie robimy, ale myślę, że to jest rzecz do rozważenia i odczarowania, ponieważ może to być sposób na uniezależnienie organizacji. Moim zdaniem słowem kluczem jest "uniezależnienie", ponieważ jeśli się przyssiemy się do jednego źródła, to kiedy, nie daj Boże, tego źródła zabraknie, jesteśmy na lodzie. Tak więc trzeba próbować rożnych metod, eksperymentować.
Skomplikowane procedury, nierealistyczne przepisy
– To także wymaga super zgranego środowiska – mówi Marta Białek-Graczyk. – Środowiska, które wspólnie precyzuje cele, potrafi określić, co jest wbrew jego interesom i zabiera głos w swoich sprawach. Nie widzę innej możliwości wpływania na zmiany przepisów, ponieważ często są to postanowienia na poziomie programów operacyjnych albo ustaw. Jak wiemy, istnieją przykłady akcji typu „jeden procent na kulturę”, które potrafiły zrzeszyć duże grono instytucji i artystów. Ja na razie nie widzę w naszym środowisku takich inicjatyw, a pojawienie się ich to raczej kwestia procesu. Chciałabym też bardzo, żeby urzędy miast, czy Ministerstwo Kultury konsultowały nowe rozporządzenia na szersza skalę z organizacjami.
Procedury związane z aplikowaniem o środki finansowe
– Tutaj lekarstwem jest wczytanie się w wytyczne – mówi Beata Jarosz. – Musimy pamiętać, że nikt za darmo pieniędzy nie rozdaje. Instytucjom, które ogłaszają konkursy też na czymś zależy. Też mają cele i musimy się do tego dostosować. EFS, Urząd Marszałkowski i wojewódzka Rada Organizacji Pozarządowych prowadzą konsultacje odnośnie wytycznych, dostosowują je do możliwości organizacji, oczywiście wszystko w granicach wskazanych przez Unię Europejską. Urzędom też zależy na tym, abyśmy nie bali się sięgać po środki unijne.
– To wymaga zmiany zasad i procedur stosowanych przez organizatorów konkursów. Każda instytucja stosuje swoje kryteria. Wymaga innych dokumentów. To powinno być ujednolicone przynajmniej w podstawowym zakresie: wzoru formularza oferty i kosztorysu zadania, jednakowych załączników obowiązkowych (bez przerostu biurokracji) – postuluje Jolanta Pawlak, która podaje też przykład pozytywnej praktyki. – Organizacje, przygotowujące oferty na konkursy organizowane przez Centrum Komunikacji Społecznej w warszawskim urzędzie, mogą poprosić pracownika CKS o ich sprawdzenie pod kątem wymagań formalnych. Wymagania formalne w konkursach organizowanych przez miasto są bardzo rygorystyczne, więc niewielki błąd lub brak w dokumentacji dyskwalifikuje wniosek, bez względu na jego wartość merytoryczną. To dobra praktyka, bo daje możliwość poprawienia błędów i uniknięcia odrzucenia oferty ze względów formalnych.
Informacje o przyczynach odrzucenia wniosku, brak jasnego systemu oceny wniosków
– To wielki problem, który tylko w niewielkiej mierze od nas zależy, choć zawsze możemy walczyć o przejrzystość rozwiązań i informację zwrotną – mówi Marta Białek-Graczyk. – Ale aż się prosi, żeby skorzystać z dobrych procedur, które przecież istnieją. Jeżeli chodzi o Fundusze Unijne to można różne rzeczy o nich mówić, lecz trudno zarzucić im brak przejrzystości. Są niezależni eksperci, którzy składają deklaracje, że nie są w żaden sposób związani z ocenianym projektem. Przedstawiają swoje oceny, które są potem porównywane i jeśli różnica między ocenami jest zbyt duża, wnioski ocenia trzeci ekspert. To wszystko jest upubliczniane, a organizacje otrzymują informację zwrotną, karty ocen ekspertów do wglądu.
– Dobrą praktyką jest również publikowanie listy kosztów kwalifikowanych, założeń programu, które będą oceniane i zakresu punktacji – dodaje Marta. – Dzięki temu możemy dowiedzieć się, że dostaniemy więcej punktów za to, że nasza organizacja działa od wielu lat, albo, że działa w jakimś obszarze, który jest priorytetowy dla danego grantodawcy. W ten sposób możemy sprawdzić, czy rzeczywiście pasujemy do projektu i czy warto składać wniosek.
– Potrzeba też więcej naszej aktywności. Upominajmy się o informację dlaczego nasz wniosek nie został przyjęty, jakiego rodzaju błąd popełniliśmy – radzi Marta. – Po drugiej stronie też siedzą ludzie. Nie bójmy się zadawać pytań. Trzeba pamiętać, żeby samemu też być uczciwym i nie robić takich rzeczy, jakie czasami można zauważyć w warszawskich konkursach, kiedy ten sam wniosek jest wysyłany do pięciu dzielnic. I przede wszystkim radźmy się mądrzejszych od nas, szukajmy informacji, bo te informacje są. To jest tylko kwestia determinacji, żeby je znaleźć. I uważnie czytajmy regulaminy konkursów
Lokale
– Siedziba naszego stowarzyszenia mieści się pod moim adresem prywatnym – mówi Beata Jarosz. – Mamy nieodpłatnie udostępnioną świetlicę przez urząd gminy, ale warunki nie pozwalają na przechowywanie tam dokumentacji. Zajęcia są prowadzone w świetlicy, nie płacimy za to, a biuro organizacji jest w moim domu. Wiem, że z jednej strony dąży się do profesjonalizacji III sektora, żeby stowarzyszenia miały swoje biura i pracowników. Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że dla nas jest to na razie jedyne możliwe rozwiązanie. Wiele organizacji dochodzi do podobnych porozumień z samorządem. W zależności jakie mają zasoby, starają się pomóc.
Z kolei Marta Białek-Graczyk opowiada o interesującej praktyce, która pojawiła się w Warszawie.
– Wiceburmistrz Śródmieścia jest autorem koncepcji konkursu na lokale dla organizacji kulturalnych rozpatrywanego nie tylko z uwagi na stawkę jaką organizacja jest w stanie zaproponować, ale również ze względu na program jaki proponuje dla miasta.
Współpraca z administracją publiczną i innymi grantodawcami
– Widzę to w kategorii długiego procesu. – mówi Marta. – Samorząd lokalny, czy Ministerstwo Kultury musi mieć po drugiej stronie silnego partnera, który reprezentuje coś więcej niż tylko interesy jednej, dwóch, czy trzech organizacji. Dopiero wtedy jest możliwość podjęcia dialogu. Jeżeli chodzi o formy, które już istnieją to odsyłam do Komisji Dialogu.
Marta wspomina też akcję Reanimator, którą "ę" przygotowało dwa lata temu we współpracy z Grzegorzem Lewandowskim z Chłodnej 25 i z Martą Wójcicką ze Studia Teatralnego „Koło”.
– Był to cykl spotkań dla aktywistów warszawskich i urzędników. Dotyczyły tematów, które uznaliśmy za ważne: polityki lokalowej, strategii dla kultury, finansowania kultury, realizowania projektów w przestrzeni publicznej. Dobre jest to, że w ogóle doszło do takich spotkań, ale na pewno jest jeszcze dużo do zrobienia i fajnie by było to kontynuować. To przykład, że czasem sprawdzają się najprostsze rozwiązania, czyli: usiądźmy i porozmawiajmy. Z czasem okazuje się, że poprzez dyskusje, wielokrotne powracanie do tematu, a także dzięki urzędnikom, którzy myślą w sposób nowoczesny i nie boją się eksperymentować, dochodzi do zmian, które trudno byłoby wyobrazić sobie kilka lat wcześniej.
– Są już dobre praktyki – dodaje Marta. – Na przykład kilka warszawskich organizacji kulturalnych dostało list od Zastępcy Burmistrza Dzielnicy Śródmieście. Zamierza on utworzyć rodzaj rady, która miałaby za zadanie ewaluować działalność organizacji w lokalach, które otrzymały od miasta oraz oceniać, czy są to działania przydatne miastu, i czy np. organizacja rzeczywiście musi w tym celu mieć lokal w centrum. Taki system weryfikacji. Można dyskutować, czy to dobry pomysł, ale na pewno jest to krok do przodu. I bardzo fajny gest, że w liście, była również prośba o zgłoszenie osób, które mogłyby w takiej radzie zasiadać. Trudno wyrokować co z tego wyjdzie, ale na pewno jest to zachęcająca do zabrania głosu procedura, która wyszła ze strony urzędu.
– Tę kwestię reguluje czas – podsumowuje Beata Jarosz. – Obie strony powinny nauczyć się ze sobą pracować. Nie jest to łatwe, bo stereotypy i uprzedzenia są po obu stronach, a czasami brak ludzkiego zwyczajnego zrozumienia. Inaczej wygląda sytuacja, gdy urzędnicy, wójt, radni są lub byli zaangażowani w stowarzyszeniach. Ważne, abyśmy nie traktowali siebie jak rywala i wroga za murem, który tylko atakuje. Kiedyś na spotkaniu, w którym brałam udział padł "wariacki" pomysł, aby samorządowców wysłać na staż do organizacji, a III sektor posadzić w urzędzie. Ciekawe, co by z tego wyszło?
Pobierz
-
zredagowane, nie przysłała zdjęcia, nie mam siły się awanturowAXC, NADAJE SIĘ NA PIERWSZĄ...
574305_201007191851470666 ・38.72 kB
-
(ciąg dalszy artykułu „W czym problem?)
589188_201009221603260337 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl