DUDKIEWICZ: Część tego sukcesu to pokłosie buntu wobec tego, co od ponad roku dzieje się w naszym kraju. A także zwykła przekora: jak to się nie da? Bez służb mundurowych i wsparcia publicznych instytucji nie damy rady? Oczywiście, że damy!
Nigdy nie byłam fanką Jurka Owsiaka i WOŚP. Wielokrotnie dawałam temu wyraz, czasem nawet doświadczając przez to hejtu, gdy zdarzyło mi się publicznie wygłosić krytyczne uwagi na ten temat. Najbardziej merytorycznie swoje zastrzeżenia wyłożyłam w książce habilitacyjnej, pod znaczącym tytułem „Populiści dobroczynności”. W skrócie: to nie moja estetyka, nie lubię swoistego szantażu moralnego, który od lat powodował, że unikałam wyjścia na ulicę podczas finału, bo bardziej pasuje mi kameralne pomaganie samodzielnie wybranym adresatom.
A nade wszystko denerwowało (i do dziś denerwuje) mnie podejście wielu dziennikarzy, którzy – relacjonując to wydarzenie – idą na łatwiznę, jakby WOŚP była jedyną akcją charytatywną w Polsce i każdą, najbardziej niewinną krytyczną uwagę pod adresem WOŚP traktują jak ostateczny atak, a nie zaproszenie do dyskusji. (Nie widzą przy tym, że bardzo są w tym podobni – à rebours – do tych, którzy Owsiaka odsądzają od czci i wiary, zarzucając mu totalnie absurdalne nadużycia, zupełnie nie dostrzegając zasług i osiągnięć). To moja swoista ułomność: od lat analizując naukowo działania organizacji pozarządowych, nie potrafię po prostu poddać się zbiorowemu szaleństwu, jakie ogarnia Polskę w styczniu każdego roku. Tak mi się przynajmniej wydawało…
Bo przyszła „dobra zmiana”
I nagle okazało się, że ataki na działania Owsiaka przestały już być swoistym wybrykiem „niepokornych dziennikarzy”, a stały się usankcjonowanym sposobem działania państwa i jego agend, w tym tzw. publicznych, a w rzeczywistości rządowych – jak nigdy dotąd – mediów. W efekcie – czy Owsiak tego chciał, czy nie – opowiedzenie się, także za pomocą portfela, po jego stronie stało się aktem wyboru politycznego: im bardziej władza chciała popsuć, tym bardziej wiedziałam, że specjalnie będę szukała możliwości wrzucenia do puszki sporej sumy.
Czy to koniec zastrzeżeń?
Dla jasności: do sposobu działania WOŚP, a zwłaszcza tego, jak sprzyjające jej media traktują Jurka Owsiaka (za jego, dodajmy, przyzwoleniem), wciąż mam wiele zastrzeżeń. Jednak w stylu jego działania zaszła ważna zmiana: sytuacja w Polsce spowodowała odwrót od swoistej wsobności i niezrozumiałej dla mnie wieloletniej postawy Jurka Owsiaka z gatunku „moja chata z kraja”. Wcześniej nie zabierał głosu w ogólniejszych kwestiach sektorowych. Dobrą zmianę w tym zakresie – jak się wydaje – spowodował kuriozalny atak publicznych mediów na organizacje pozarządowe sprzed kilku miesięcy.
To nie tylko sprawa WOŚP
Nie sądzę przy tym, by tego rodzaju rozważania były czynione powszechnie – przeważa stosunek emocjonalny, swoiste przywiązanie do tej akcji, zwykła chęć zrobienia czegoś dobrego, choćby tylko raz w roku. Ale to było zawsze, od kiedy gra Orkiestra. Skok wielkości zebranej kwoty nigdy nie był tak spektakularny. Skąd zatem ten 50-procentowy przyrost? Jakaś część tego sukcesu to – tak, jak u mnie – pokłosie buntu wobec tego, co od ponad roku dzieje się w naszym kraju. A cała reszta to zwykła przekora: jak to się nie da? Bez służb mundurowych i wsparcia publicznych instytucji nie damy rady? Oczywiście, że damy!
Te reakcje oczywiście nie są całkiem rozbieżne, ale ten drugi wątek jest znacznie ważniejszy dla przyszłości polskiego społeczeństwa obywatelskiego, dla poczucia sprawczości, podmiotowości, swoistego empowermentu: podobnie, jak gwałtowny sprzeciw czarnych parasolek może stanowić przejaw działania zasady, że im gorzej, tym lepiej, bo im trudniej, tym większa jest społeczna determinacja, by obronić to, co ważne.
Czekamy na Wasze głosy (maks. 4500 znaków) plus zdjęcie na adres: redakcja@portal.ngo.pl