Opiekun: – Gdzie znajduje się jeż? Straż miejska: – Ile czasu jest pani w stanie przebywać tam z jeżem? Taksówkarz: – Ja pani mówię jako obserwator: jeży jest mnóstwo! Nie wierzę, że wyginą. Reportaż o tym, kto w Warszawie ratował z nami jeża.
Wracam po pracy do mieszkania J. wynosić gruz po remoncie. Niby zgodziłam się, ale teraz widzę wór na gruz i już nie chcę wynosić… Od kilku minut powłóczę więc nogami. W tym tempie mijam J., który taszcząc wiadra z gruzem rzuca przez ramię:
– Znalazłem małego jeża, nie wiem co z nim zrobić.
Jeż, wielkości piłki tenisowej, leży zwinięty na trawie, tuż przy wewnętrznym, osiedlowym chodniku w dzielnicy Praga Południe (informacja, gdzie znajduje się jeż, będzie jeszcze w tej historii istotna). Jeż jest uroczy, ale oddycha ciężko i wygląda na wyczerpanego – choć nie są to obserwacje o wartości weterynaryjnej. W momencie odnalezienia jeża moje wiadomości ograniczają się do historii z elementarza. Wyszukuję w pamięci po słowach kluczowych: jeż, liście, jabłko, las. Na tej podstawie wyciągam dwa bezrefleksyjne wnioski: pierwszy – „odłóżmy jeża na miejsce”, drugi – „kupmy jeżowi jabłko i może w ogóle trochę owoców”… Tej ostatniej myśli nie formułuję na szczęście głośno, bo J. komentuje moją pierwszą myśl mówiąc, że nie wie, gdzie jest „miejsce jeża”, więc nie może go nigdzie „odłożyć”. Ten przytomny, jakże celny komentarz być może ratuje jeżowi życie.
„Czynny” obowiązek ochrony
Pyjor mówi, że trudno będzie znaleźć opiekuna, bo w Warszawie co chwila ratowane są jeże – opiekunowie jeżami obłożeni. Dużo później, jak już jeż będzie spał, ogrzany, dowiem się, że jeże są pod ochroną „czynną”. Oznacza to, że istnieje obywatelski, wymagany prawem, obowiązek pomocy jeżowi. Dobry człowiek z tego J. – rozczulam się nagle.
Według brytyjskiego raportu jeże, przeżywszy 60 mln lat, wymrą ostatecznie w roku 2026, bo nie dają sobie rady z człowiekiem. Giną pod kołami samochodów, z głodu - w przesadnie wypielęgnowanych ogródkach, od pestycydów lub trucizny na ślimaki.
Proszę zważyć jeża
Drugą osobą, która pomaga jeżowi, jest wiceprezes Stowarzyszenia „Nasze Jeże”, Jerzy Gara. Dyżuruje pod telefonem „pilna pomoc jeżom”, rozmawia ze mną z Kłodzka.
– Gdzie znajduje się jeż?
– Na wewnętrznym, osiedlowym chodniku w dzielnicy Praga Południe – staram się być rzeczowa, dzwonię przecież na pogotowie.
– To kiepsko. Oznacza, że wyszedł z gniazda z głodu i pewnie już tam nie wróci… Nie zostawiać, zabrać. Duży? Ile waży?
– Mały, mniejszy od piłki tenisowej. Nie wiem, ile waży, chyba mało…
– Proszę zważyć jeża – poleca pan Jerzy nagle, rzeczowo i kategorycznie.
– Ale ja nie mam wagi – tracę rezon… Skąd ta waga nagle?
– Bez wagi nie powiem, czym nakarmić jeża. Bez niej nie wiem przecież, ile jeż ma tygodni.
J. waży jeża w dłoniach, wspólnie orzekamy, że nie ma stu gramów.
Pan Jerzy nie odpuszcza, widać wie, co robi: – Proszę wagę pożyczyć od sąsiadów i zadzwonić do mnie. Ja postaram się, by jeża ktoś odebrał. Tylko proszę nie dawać mu mleka! Żadnego mleka, żadnego nabiału!
Ach, Internet: jeże nie trawią laktozy! Jeż z Pragi nie przetrwałby na mleku, chyba, że dla szczeniąt… Odkrywam nagle, że Praga jest na wskroś usługowa – pędzę do pobliskiej przychodni weterynaryjnej. Jest po zmierzchu, ale domagam się wstępu po godzinach. Nie ma weterynarza, nie ma kasy fiskalnej, nie ma mleka dla szczeniąt. Recepcjonistka dzwoni kluczami i radzi:
– Proszę zadzwonić do Straży Miejskiej. Przyjedzie Eko-patrol, jeża od pani odbierze, zwierzę zawiezie do ZOO.
Zwierząt do przejęcia mamy bardzo dużo
Straż Miejska, dyspozytariuszka: – Gdzie znajduje się jeż?
Ja: – Obecnie w kartonie po popularnym trunku, w mieszkaniu J., w dzielnicy Praga Południe – nigdy nie dzwoniłam do Straży, więc staram się nadać sprawie jeża odpowiednią rangę.
– Ile czasu jest pani w stanie przebywać tam z jeżem?
– Do późnych godzin wieczornych lub nocnych – deklaruję obywatelsko.
– Pytam, bo my oczywiście zajmiemy się jeżem. Jednakże na patrol trzeba będzie czekać, bo się nie wyrabia. Zwierząt do przejęcia mamy bardzo dużo.
– Proszę nie oddawać jeża Straży, ja po niego przyjadę! – mówi telefonicznie Opiekunka Anna, cudownie znaleziona na „mojej” Ochocie.
Pani Anna poleca nam jeża przez noc przetrzymać u siebie. W domu ma już jedno rehabilitowane zwierzę, jak również działkę nad Bugiem, jeże „uwalnia”, bo to nie jest zwierzę domowe. Jeż pani Anny do 400 gramów spasł się – dostaje już robaki z fabryki robaków (!), uczy się polować. Gdyby komuś przyszło do głowy chować jeża na diecie bezmięsnej i nieinsektowej – niech wie, że naraża go na ubytki w uzębieniu i kamicę nerek! Kiedy jeż pani Anny urośnie do 700 gramów, zostanie wypuszczony do lasu ze startowym pakietem „żywej” karmy w posagu. Z naszego jeża też będą jeszcze ludzie – uspokaja.
Nie wierzę, że jeże wyginą
Jeż jedzie taksówką na Ochotę, nocować. Oczywiście, pan taksówkarz jest ekspertem od jeży. Zwierza się, że miał jeża. Karmił go mlekiem, więc mnie, posiadającej już wszakże niezbędną wiedzę o jeżach, zjeżył się włos na głowie: trująca laktoza! Pan taksówkarz nie wierzy również, że jeże są pod ochroną.
– Ja pani mówię, jako obserwator: jeży jest mnóstwo! Nie wierzę, że wyginą.
Swojego jeża pan taksówkarz oddał. Ani wytresować, ani przytulić. Teraz ma psa dużego. Pies lepszy.
Na Ochocie jeż zjada pół strzykawki mleka dla noworodków za 38 zł, z apteki całodobowej. Martwię się, że jeż nie strawi mleka, a bez mleka padnie. Aplikuję niewprawnie, jeż prycha, ale oblizuje wlot insulinówki. Sen mam płytki. Śni mi się, że jeż tupta, chociaż przecież śpi. Dla pewności budzę się, i on jednak tupta. Znaczy – trochę ożył! Czwarta rano, dla pewności sprawdzam, czy z głodu tupta – schodzi cała strzykawka. O szóstej budzę się sama, jeż śpi i nie potrzebuje karmienia. O siódmej przekazuję jeża. Trochę mi żal, fajnie byłoby z takim jeżem… J. pisze, że wychodząc do pracy szukał pozostałych.
– Jak jeż? – dopytuje.
Gdybym jeszcze raz znalazła jeża...
Prostuję się na krześle, jak czytam, lecz rozumiem. Już wiem przecież, jak życie jeża się liczy.
O ósmej dostaję SMS od „rodziny zastępczej” o naszym Jeżu z Pragi. Krótki i rzeczowy, zawiera informacje diagnostyczne dotyczące jeża:
– Ma piętnaście dni, waży osiemdziesiąt gramów, to chłopak.
Choć jeże podlegają ścisłej i czynnej ochronie i są zagrożone rychłym wyginięciem, to żadna z organizacji je chroniących, również w Warszawie, nie otrzymuje państwowego ani samorządowego wsparcia.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)