Nie masz z kim wyjść? Wyjdź z inicjatywą – takim hasłem promują inicjatywę lokalną urzędnicy. Na Bemowie mieszkańcy wcielili to hasło w życie i zapomniany Fort Bema zamieniają w ogród społecznościowy.
Zasadzić inicjatywę na Bemowie
Inicjatywa lokalna to szansa dla niezrzeszonych mieszkańców, którzy chcą być aktywni. Wystarczy pomysł, jak zmienić swoje najbliższe otoczenie, a urzędnicy w tym pomogą. Tak było w przypadku zaniedbanego i opuszczonego Fortu Bema.
– Kojarzyłam ten zakątek, bo często chodziłam tam na spacery – mówi Paulina Fabrowska, mieszkanka Bemowa. – Często się zastanawiałam, dlaczego nikt się tym miejscem nie zainteresował i dlaczego leży odłogiem. Kiedy usłyszałam, że są ludzie, którzy chcą zagospodarować je na sąsiedzki ogród, zapaliłam się do tego pomysłu.
Jego inicjatorami są głównie mieszkańcy dzielnicy, choć nie tylko – Anna Mazur, Małgorzata Gyra-Rusińska, Anna Górecka-Jakimcio, Kamil Baj i Agnieszka Skórska z inicjatywy Pszczelarium, Sławek Sendzielski oraz Karol Podyma z Fundacji Łąka. W Warszawie inicjatywy lokalne można zgłaszać urzędnikom od dwóch lat. W ten sposób zrealizowano już kilkanaście projektów. Szlaki przetarli aktywiści z Otwartego Jazdowa. Na Bemowie to pierwszy taki projekt.
– Nie jest to niełatwe miejsce, jeśli chodzi o tożsamość – mówi Paulina Fabrowska. – W sumie nie wiadomo, jakie to Bemowo jest. Czy ma jakąś historię, czy mieszkańcy czują się z nim związani. Częściowo pewnie właśnie dlatego niewiele się do tej pory u nas działo jeśli chodzi o oddolne działania mieszkańców na rzecz swojej najbliższej okolicy – dodaje.
Oddolne kiełkowanie pomysłów
W ramach inicjatywy lokalnej z jednej strony pomaga miasto, z drugiej wybrana organizacja pozarządowa, dzięki której laikom łatwiej przebrnąć przez biurokratyczny gąszcz. Taką rolę w tym przypadku odegrała Fundacja Łąka.
– Zacząłem współpracować z inicjatywą Pszczelarium, która zajmuje się miejskim pszczelarstwem – opowiada Karol Podyma z Fundacji Łąka. – Szukali na Bemowie miejsca, gdzie można ustawić pasiekę. Ania Górecka-Jakimcio, aktywistka z ekologicznym zacięciem, która mocno działa dla dzielnicy, pokazała mi teren sadu, który znajduje się w Forcie Bema, obecnie w stanie zarastania inwazyjnymi gatunkami drzew. Postanowiliśmy coś zrobić z tym problemem i ten sad uratować – tłumaczy Karol.
Pod koniec lutego złożyli wniosek do dzielnicy Bemowo, ale umowę udało się podpisać dopiero 13 sierpnia. – Wszystko długo trwało, pomagali nam ludzie z CKS (Centrum Komunikacji Społecznej), którzy bardzo nas dopingowali, żebyśmy nie rezygnowali z tego pomysłu – mówi Karol.
Tuż po podpisaniu dokumentów 15 sierpnia zorganizowali sąsiedzki piknik na terenie przyszłego ogrodu, który powstanie przy ulicy Waldorffa. Wspólnie odbudowali hotel dla zapylaczy, było też chodzenie po linie, wystawa zdjęć przyrodniczych i warsztat robienia bomb ogrodniczych.
To tylko przedsmak tego, co aktywiści szykują na przyszły sezon. W planach są warsztaty ekologiczne, pszczelarskie, ogrodnicze, powstaną grządki warzywno-ziołowe oraz pasieka. – Jako fundacja założymy tam też łąkę kwietną, będziemy wprowadzać dzikie gatunki roślin – mówi Karol. – Chcemy, żeby to miejsce stało się Centrum Edukacji Ekologicznej. Czegoś takiego w Warszawie brakuje – dodaje.
W gąszczu biurokracji
Pionierzy, którzy długo czekali na rozpatrzenie wniosku, przyznają, że początkowy entuzjazm nieco się przez to wytracił. – W pewnym momencie nastąpiło załamanie materiału – mówi Karol Podyma. – Uznaliśmy, że może byłoby lepiej, gdybyśmy się starali tylko o pozwolenie na działania na tym terenie bez wsparcia miasta – przyznaje.
To wsparcie i tak jest niewielkie, w przeliczeniu na pieniądze to ok. 5 tysięcy złotych. Z założenia inicjatywa lokalna nie przewiduje jednak przekazywania żadnych środków finansowych. Miasto ma zapewnić kompost, duże baniaki na wodę i sprzęt. Inicjatorzy ze swojej strony dają specjalistów, którzy będą prowadzić warsztaty.
– Samo napisanie wniosku jest proste, ale po jego złożeniu w urzędzie dzielnicy długo nic się nie działo. Najtrudniejsze było przebrnięcie przez tę całą biurokrację – podsumowuje Karol. Jak zaznacza, teraz władze Bemowa, konkretnie wydział Ochrony środowiska, często się do niego odzywają. Właśnie są w trakcie ustalania terminu wycięcia niepożądanych gatunków drzew, które znajdują się w sadzie.
– Idzie to w dobrym kierunku – mówi Karol i dodaje, że sam pomysł inicjatywy lokalnej jest dobry, ale jeszcze świeży. – Z zbiegiem czasu, kiedy stanie się bardziej popularna, wypracowane zostaną odpowiednie standardy – mówi Karol.
Paulina jest podobnego zdania: – To pierwszy projekt tego typu na Bemowie, więc jesteśmy królikami doświadczalnymi dla siebie nawzajem, urzędnicy dla nas i my dla urzędników – mówi. Zwraca też uwagę, że w przypadku inicjatywy lokalnej trudnością może być wyłonienia lidera, który musi się prędzej czy później wyklarować i wziąć na swoje barki reprezentowanie grupy przed urzędem.
Dlatego, jak tłumaczy Karol, wsparcie organizacji pozarządowych powinno być bardziej promowane. – Zapał mieszkańców po dłuższym oczekiwaniu się rozmywa, a kiedy organizacje biorą taką inicjatywę pod swoją opiekę, są bardziej zdeterminowane, żeby ją doprowadzić ją do końca – tłumaczy.
Idee rozkwitną na wiosnę
– Fajne jest to, że pojawiają się możliwości realizowania działań, które powstają zupełnie oddolnie – podkreśla Paulina. – Że grupy nieformalne, niezrzeszone mogą zrobić coś z pomocą miasta. Podoba jej się też, że ta formuła wymusza na inicjatorach, żeby zadeklarowali swój wkład pracy, inaczej niż w budżecie partycypacyjnym, gdzie zgłoszony projekt realizuje potem miasto już bez udziału pomysłodawców.
– Tutaj trzeba zakasać rękawy i samemu zaangażować się w pracę. To jest cenne – mówi Paulina. Jak podkreśla, takie działania budują lokalną wspólnotę, a poza tym generują nowe pomysły. – Dopiero startujemy, a już podczas rozmów w gronie osób zaangażowanych w tworzenie ogrodu pojawiło się kilka pomysłów na kolejne wspólne działania – dodaje.
Właśnie takiego obrotu spraw spodziewał się Karol. – Moje założenie było takie, żeby uruchomić ten łańcuszek, aby osoby, które są z Bemowa, pociągnęły to dalej. I widzę, że takie osoby się pojawiają. Są mocno zaangażowane, same bez ingerencji fundacji wymyślają różne rzeczy wprowadzają je w życie. I to jest najfajniejsze – podkreśla.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)