FKDS. Skąd idziemy? Dokąd zmierzamy? 20 lat dialogu społecznego w Warszawie [relacja]
Skąd idziemy? Dokąd zmierzamy? Te dwa pytania towarzyszyły uczestniczkom i uczestnikom Forum Komisji Dialogu Społecznego, które odbyło się we wrześniu i poświęcone było 20 rocznicy dialogu społecznego w Warszawie.
– Gdy w 1989 uchwalono ustawę o stowarzyszeniach, w Warszawie mieliśmy około 4,5 tysiąca organizacji pozarządowych, które działały w 11 niezależnych od siebie gminach. Każda z tych gmin miała swoich radnych, swój Ratusz i niezależny budżet, a obok tego istniał Urząd Miasta z Prezydentem na czele. Największa była Gmina Centrum, która składała się z siedmiu dzielnic – wspominał Zbigniew Wejcman, podczas panelu otwierającego wrześniowe Forum Komisji Dialogu Społecznego. Zbigniew Wejcamn podkreślał, że dopiero co powstające organizacje były słabe, bez zasobów, a do tego musiały działać w bardzo skomplikowanej strukturze administracyjnej.
Kamienie milowe
W panelu poświęconym historii dialogu społecznego w Warszawie wzięli udział Ewa Kolankiewicz, Pełnomocniczka Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy z organizacjami, Mirosław Starzyński, Naczelnik Wydziału Spraw Społecznych Urzędu Dzielnicy Ochota, siostra Małgorzata Chmielewska, prezeska Fundacji „Domy Wspólnoty Chleb Życia” i Zbigniew Wejcman, ekspert zajmujący się współpracą administracji z organizacjami pozarządowymi ze Stowarzyszenia BORIS. Paneliści i panelistki starali się wskazać „kamienie milowe” w rozwoju dialogu społecznego w Warszawie.
– W pewnym sensie to były piękne czasy, które warto przypomnieć wszystkim umordowanym umowami: Marek Łagodziński z Fundacji „Sławek” napisał do ówczesnego prezydenta Warszawy Stanisława Wyganowskiego, że potrzebuje 3 mln zł na różne wydatki. Wyganowski tylko napisał na kartce „Proszę zrealizować” i pieniądze zostały przekazane bez żadnej umowy. Fantastyczne czasy – opowiadała siostra Chmielewska.
Jako pierwsze potrzebę współdziałania poczuły organizacje zajmujące się osobami w kryzysie bezdomności, ponieważ zauważyły, że są rzeczy, których same nie mogą załatwić. 1 marca 1992 roku powstała Rada Opiekuńcza, nad którą patronat sprawował Prezydent Warszawy.
– Ustanowienie Rady przy prezydencie miasta było ważne, aby bezdomność zaistniała w świadomości społecznej, ponieważ w PRL to był temat tabu – podkreślała siostra Chmielewska. – Chodziło też o to, abyśmy nie byli ciałem nikomu nie znanym, ale by świadomie wprowadzić temat bezdomności w relacje samorządu i organizacji.
Od 1993 roku działania, które podejmowano w zakresie polityki społecznej – były decydowane na Radzie i przez nią inicjowane. Dzięki temu np. w schroniskach dla osób w kryzysie bezdomności zaczęto realizować programy socjalne i pojawili się pracownicy socjalni. Powstał także dedykowany osobom ubogim zakład leczniczy, umywalnia, pralnia.
– To pozwalało zminimalizować koszty. Doszliśmy do wniosku, że bez sensu jest, by każde schronisko prowadziło swoją pralnię, więc powstała wspólna – mówiła siostra Chmielewska.
– Rada Opiekuńcza w ogromnej większości składała się z ludzi nawiedzonych, ale też osobistości. Elżbieta Tarkowska, ks. Czarnowski, ks. Malinowski, ks. Palczeny. Robili niektóre rzeczy nieudolnie, ale starali się – wspominała siostra Chmielewska. – To nie było pisanie projektów o pieniądze. To był pomysł, zaczęcie czegokolwiek w warunkach bardzo trudnych i dopiero potem szukanie rozwiązań systemowych.
Rada mierzyła się z wieloma wyzwaniami, np. lokalowymi – trzeba było znajdować budynki i miejsca, w których można by służyć pomocą. Jednak – jak podkreślano podczas spotkania – zawsze można było liczyć na współpracę z władzami samorządowymi, niezależnie od opcji.
Organizacje biorące udział w pracach Rady nie tylko się spotykały, ale także się wspierały.
– Gdy mieliśmy za dużo kartofelków, dzwoniło się do innych organizacji. Komuś brakowało materacy, zaraz znalazł się ktoś, kto ich miał więcej. To była współpraca, mimo że różniliśmy się poglądami – wspominała siostra Chmielewska. – Ta współpraca do dzisiaj istnieje, ale tak została zabetonowana strukturami, że część organizacji stała się częścią systemu, który zostawia wielu ludzi samym sobie. To jest niebezpieczeństwo dla organizacji.
Jak to się stało, że z jednej rady powstało ich tak wiele?
– Rada opiekuńcza to był wzór. Drugie takie ciało powołały organizacje zajmujące się osobami z niepełnosprawnościami. Dzięki temu Forum utworzono w Warszawie pierwszych 80 miejsc parkingowych dla osób z niepełnosprawnościami – opowiadał Zbigniew Wejcman. – To Forum właśnie wystąpiło z taką inicjatywą, aby powołać społecznych obserwatorów prac komisji Rady Warszawy. Byłem jednym z takich obserwatorów. Brałem udział w spotkaniach komisji, która wypracowała tryb przyznawania dotacji celowych na zadania społeczne. W 1995 roku w Warszawie został ogłoszony pierwszy otwarty konkurs na dotacje dla organizacji. Do tej pory te organizacje, które nie znały nikogo w Urzędzie, nie mogły dostać pieniędzy. To było wsunięcie nogi w drzwi.
Kolejny krokiem było opracowanie (wspólnie przez przedstawicielki i przedstawicieli organizacji pozarządowych, radnych i radne oraz urzędników i urzędniczki) zasad współpracy gminy Warszawa Centrum i organizacji społecznych. Zasady te zostały przyjęte w 1997 r. i odnosiły się zarówno do współpracy finansowej, jak i pozafinansowej.
Ważnym momentem w relacjach organizacji z Urzędem był rok 1998 r. i przyjęcie ustawy o finansach publicznych. Zgodnie z interpretacjami jej zapisów samorząd nie mógł od tej pory przekazywać dotacji organizacjom społecznym.
– Warszawa się nie ugięła. Wsparła protesty organizacji – opowiadał Zbigniew Wejcman.
Kolejny trudny moment, który jednak przyczynił się do zjednoczenia organizacji i urzędników to powstanie samorządu powiatowego: powiaty bowiem otrzymały dużo zadań publicznych i żadnych pieniędzy na ich realizację.
Przyjęcie w 2003 r. Ustawy o działalności pożytku publicznego sprawiło, że w Warszawie powstały kolejne komisje, a potem przyjmowano kolejne programy współpracy, w których znalazły się między innymi zapisy o konsultowaniu ogłoszeń konkursowych przez komisje dialogu społecznego.
– Poprzez to organizacje mogły kształtować polityki Miasta. Miasto poczuło siłę organizacji i dało im głos w decyzyjnych sprawach – mówił Zbigniew Wejcman.
Zdaniem Ewy Kolankiewicz, Program współpracy był krokiem milowym w rozwoju dialogu, ale rozwiązania ustawowe powodowały także powstawanie różnych barier.
– Potrzeba regulacji ustawowej spowodowała, że różne rzeczy do tej pory możliwe, już takimi nie były, dlatego uważam, że należy unikać przeregulowania na poziomie ustawowym. Lepiej, aby zapisy w ustawach były otwierające. Precyzyjne zapisy zamykają różne możliwości działania – mówiła Pełnomocniczka Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy. – Wydawało nam się, że wszystko musimy uregulować, opisać i wszyscy na tym ucierpieliśmy. Pierwszy kryzys objawił się tak, że komisje dialogu społecznego przestały działać. Wtedy podjęliśmy decyzję, aby przeprowadzić proces „Miasto w dialogu” i zastanowić się, jak wyjść z impasu. Trwało to 1,5 roku. Zaangażowanych mnóstwo ludzi. To, co zostało wypracowane wpisaliśmy w system współpracy. I totalnie przeregulowaliśmy KDS-y. Organizacje protestowały, że nie mają czasu na formalności. Po dwóch latach zaczęliśmy odpuszczać: w programie współpracy jest swoboda działania dla KDS-ów. Jedyny obowiązek to informowanie o spotkaniach z wyprzedzeniem. Inne rzeczy odpuszczono, ponieważ się nie sprawdzały.
Gdzie jesteśmy?
Druga część spotkania odbywała się przy stolikach, gdzie osoby uczestniczące w Forum mogły porozmawiać o aktualnych problemach organizacji korzystających z systemu dialogu społecznego w Warszawie. Rozmawiano m.in. o problemach komisji dialogu społecznego w dzielnicach, o roli WRDPP w rzecznictwie interesów organizacji pozarządowych, o konflikcie interesów w komisjach oceniających oferty konkursowe.
Dokąd zmierza dialog społeczny?
W trzeciej części spotkania znów można było wysłuchać głosów panelistów i panelistek, którzy tym razem zastanawiali się nad tym, dokąd zmierza dialog społeczny w Warszawie. W dyskusji udział wzięli Adriana Porowska – wiceprezydentka m.st. Warszawy odpowiedzialna za sprawy społeczne, komunikację społeczną oraz dialog społeczny, Bartłomiej Włodkowski – współprzewodniczący Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego oraz Anna Czyżewska, prezeska Federacji Mazowia i członkini Mazowieckiej Rady Działalności Pożytku Publicznego.
– Musimy mówić o tym, jakie mamy standardy w Warszawie – mówiła Anna Czyżewska, przywołując przykład mazowieckiej organizacji, w której działa córka urzędnika samorządowego i w kanałach społecznościowych zamieszcza zdjęcie, jak odbiera czek na dotację od ojca. – W Warszawie działamy w innej rzeczywistości. Jako Federacja Mazowia jesteśmy członkami BKDS ds. organizacji wspierających, będziemy oceniać oferty, które wpłyną na konkurs na nowe SCWO. Ponieważ przyjaźnimy się, znamy i korzystamy z usług organizacji realizujących SCWO, rozmawiamy o tym, aby do oceny zaprosić ekspertów spoza Warszawy, chociaż formalnie nie spełniamy definicji konfliktów interesów. W niektórych samorządach w ogóle to nie jest rozważane. Jesteśmy dobrym przykładem i praktyką, o której powinniśmy mówić. We wszelkich możliwych miejscach. W tym mieście jest wspaniale. Czuję, że mam przywilej w nim działać.
Anna Czyżewska zwróciła też uwagę na brak reprezentacji warszawskich organizacji.
– To ważne i konieczne, aby Rada Działalności Pożytku Publicznego występowała w różnych ważnych sprawach, ale nie zawsze interes Miasta jest spójny z interesem organizacji, zarówno w WRDPP, jak i w KDS-ach. Niezwykle ważne jest w tym przypadku rola sieci współpracy i zrzeszeń organizacji, a w Warszawie brakuje głosu organizacji, nawet nieformalnego, w postaci porozumienia – mówiła. – Głosu warszawskich organizacji brakuje także w Mazowieckiej Radzie Działalności Pożytku Publicznego, w kontekście reprezentowania naszych potrzeb, ale i mówienia o standardach.
Adriana Porowska mówiła o konieczności przemyślenia raz jeszcze, jak KDS-y powinny działać.
– Ludzie mają wielką potrzebę wypowiedzenia do Prezydenta swoich problemów, ale to nas nie pociągnie. Musimy się zatrzymać i przemyśleć , jak KDS-y powinny działać. Potrzebujemy rozmowy czym są KDS – jaka jest ich rola, czym powinny się zająć. Jakość polityki społecznej zależy od jakości KDS-ów – mówiła wiceprezydentka, zwracając uwagę, że są organizacje, które już mają doświadczenia, ale są i nowe, które się w systemie dialogu społecznego w Warszawie gubią i przychodzą wprost do Prezydenta. – Potrzebna jest ciągła, ogromna praca Centrum Komunikacji Społecznej, aby te organizacje poprowadzić, pokazać im.
Jej zdaniem kwintesencją KDS-ów nie powinno być tylko spotykanie się (chociaż jest to ważne), ale także wspólne występowanie w spawach ważnych dla całego środowiska (np. do ministerstw) i dzielenie się doświadczeniami.
– Bez organizacji pozarządowych nie byłoby bardzo wielu działań i eksperckości – podkreślała Adriana Porowska.
Zdaniem Bartłomieja Włodkowskiego, aby ożywić KDS-y, konieczne jest wciągnięcie do nich młodych osób.
– To prawda, w Warszawie jest świetnie. Mamy ugruntowany system dialogu społecznego. Jest program współpracy, który co roku wymaga tylko kosmetycznych zmian. Jest program wieloletni, w którym pozwalamy sobie na marzenia. Tylko dlaczego nadal wiele organizacji ma problemy? Wiele tematów zostaje, bo nie ma na nie siły. Wracają jak bumerang. Ani urzędnicy, ani organizacje nie maja już sił – mówił Bartłomiej Włodkowski, wymieniając takie sprawy jak np. przekazywanie prowadzenia instytucji publicznych organizacjom, czy konkursy wieloletnie w dzielnicach. – W tym dobrze funkcjonującym systemie mamy zmęczenie materiału, czyli osób, które działają w KDS-ach. Żadne zapisy tego nie rozwiążą. Jesteśmy tam, bo chcemy i mamy poczucie, że powinniśmy tam być, ale ważne jest, aby pomyśleć, jak młodych ludzi wciągać do KDS-ów.
Jest to szczególnie ważne w nadchodzącym czasie, gdy trzeba będzie odpowiedzieć na wielkie wyzwanie związane z budżetem dla organizacji.
– Skarbnik już od dawna nas ostrzega, że prognozy finansowe są złe, konieczne będą ograniczenia. Potrzebny będzie dialog, jak ten budżet podzielić. To ogromne wyzwanie. Głos samej Rady nie wystarczy – mówił Włodkowski.
– Mogę być Waszym ramieniem, ale wiem także na co te pieniądze są potrzebne – deklarowała Adriana Porowska.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23