Korzystając z bliskości tego jednego dnia w roku, kiedy świętujemy uchwalenie konstytucji, rozpoczynam cykl mało optymistycznych tekstów o fikcyjnych konstytucyjnych wolnościach. Dzisiaj o wolności wyrażania poglądów.
Konstytucja 3 Maja: Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucji narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje, i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą egzystencyją polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą, dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia ojczyzny naszej i jej granic, z największą stałością ducha niniejszą konstytucję uchwalamy i tę całkowicie za świętą, za niewzruszoną deklarujemy, dopóki by naród w czasie, prawem przepisanym, wyraźną wolą swoją nie uznał potrzeby odmienienia w niej jakiego artykułu. Do której to konstytucji dalsze ustawy sejmu teraźniejszego we wszystkiem stosować się mają.
Choć tekst nie będzie o tej konstytucji, której święto obchodzimy, nie mogłam sobie odmówić przytoczenia jej pięknej preambuły, owijającej w niezbędny na takie historyczne okazje patos całkiem niezłe wyjaśnienie, czemu ma służyć konstytucja, jak jej używać i co z nią zrobić, gdy przestanie przystawać do aktualnych potrzeb i wyzwań.
Konstytucja niepoważnie traktowana
Nasza obecna konstytucja preambułę ma całkiem ładną, ale swoją naturalną rolę swoistej instrukcji obsługi państwa pełnić przestała tak dawno, że trudno dziś nawet wrócić pamięcią do czasów, kiedy zgodnie uznawana była „za świętą, za niewzruszoną”.
Wybiórcze stosowanie poszczególnych jej artykułów, poddawanie każdego z nich dowolnej interpretacji tak, aby obsłużyła bieżące polityczne – a najczęściej po prostu partyjne –potrzeby zdaje się nie przeszkadzać w stopniu wymuszającym podjęcie intelektualnego i politycznego wysiłku niezbędnego do napisania jej od nowa. Kolejne zgłaszane przez polityków, najczęściej w ramach przedwyborczego wzmożenia, pomysły wpisania do niej wszystkiego, co akurat chcieliby wyborcom obiecać – jak zakaz wprowadzenia podatku katastralnego, podniesienia wieku emerytalnego czy zmian w świadczeniach 500+ – tylko potwierdzają, jak bardzo niepoważnie traktują teoretycznie najważniejszą ustawę, próbując ugrać polityczne punkty na związaniu rąk swoim następcom.
Z pewnością nie pomaga (samo)dewaluacja Trybunału Konstytucyjnego, którego wyroki można ze stuprocentową pewnością przewidzieć wyłącznie na podstawie tego, kto daną ustawę zaskarżył. A historia motywowanych politycznie rozstrzygnięć sięga niestety dalej niż rządy PiS, które zrobiło sobie ze strażnika konstytucji partyjną przybudówkę, a niektórymi nominacjami potwierdziło, że partii tej nie zależy nawet na pozorach.
Mamy więc nieprecyzyjną konstytucję i żadnego organu cieszącego się autorytetem niezbędnym do rozstrzygania wątpliwości, a to sprawia, że wszystkie nasze konstytucyjne prawa i wolności niewiele nam gwarantują.
O wolności wyrażania poglądów
Korzystając z bliskości tego jednego dnia w roku, kiedy świętujemy uchwalenie konstytucji – co prawda nie tej obowiązującej, ale każda okazja jest dobra – rozpoczynam cykl mało optymistycznych tekstów o fikcyjnych konstytucyjnych wolnościach. Dzisiaj o wolności wyrażania poglądów.
Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
Art. 54 Konstytucji
Z wielu przyznanych nam konstytucją wolności, to właśnie wolność wyrażania poglądów jest chyba najbardziej fikcyjna. Kodeks wykroczeń i kodeks karny zawierają tyle artykułów pozwalających karać za słowa, że odechciewa się zabierać głos.
Z samego tylko niesławnego artykułu 212 kodeksu karnego – który każda partia chce likwidować, gdy jest w opozycji, ale żadna nie próbuje tego zrobić, gdy już rządzi – sądy skazują rocznie setki osób. Czasami w sprawach tak kuriozalnych jak ta przeciwko dziennikarzowi lokalnej gazety, skazanego za wysłanie do spółki energetycznej e-maila z pytaniem o łączenie przez jednego z jej pracowników funkcji członka rady nadzorczej z funkcją burmistrza gminy, która ze spółką współpracuje. W mailu dziennikarz przytoczył też krążące na ten temat plotki, które chciał zweryfikować u źródła.
W 2015 roku prawomocne wyroki zapadły wobec 227 osób, w ośmiu przypadkach była to nawet kara pozbawienia wolności (choć z warunkowym zawieszeniem jej wykonania). W kolejnych latach to się nie zmieniło i pewnie nie zmieni się szybko, skoro rządzącym obecnie ministerstwem sprawiedliwości osobom – wywodzącym się z organizacji prawoczłowieczych – nie udało się to przez blisko 1,5 roku. Najczęściej krytykowany przez polityków artykuł kodeksu karnego spokojnie przetrwa zatem kolejną władzę, służąc za poręczne narzędzie dyscyplinowania nie tylko obywateli, ale też dziennikarzy.
Innym przepisem skutecznie ograniczającym wolność słowa jest artykuł 135 § 2 kodeksu karnego, który dopuszcza nawet karę więzienia do trzech lat za znieważenie prezydenta (to tylko o dwa lata mniej niż grozi za czynną napaść na niego). Najgłośniejszą sprawą ściganą z tego artykułu była niedawna próba ukarania pisarza Jakuba Żulczyka za nazwanie Andrzeja Dudy „debilem”, ale kto żyje dłużej i pamięć mu służy wie, że ponad 20 lat temu z tego samego artykułu na rok i cztery miesiące więzienia (w drugiej instancji zamieniony na wysoką grzywnę) skazany został Andrzej Lepper. Powód? Nazwał ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego „największym nierobem w Polsce”.
W 2010 roku wyrok – z innego artykułu kodeksu karnego pozwalającego wsadzać do więzienia za słowo (art. 226 – znieważenie funkcjonariusza publicznego) – wydany 10 lat wcześniej za znieważenie urzędującego ministra prawie pozbawił Leppera biernego prawa wyborczego, bo Państwowa Komisja Wyborcza pierwotnie odmówiła rejestracji jego kandydatury z powodu karalności (ostatecznie zmieniła decyzję, gdy okazało się, że wyrok już się zatarł).
Teoretycznie w Polsce można pójść do więzienia na rok i utracić bierne prawo wyborcze nawet za znieważenie Putina, bo art. 136 kodeksu karnego penalizuje znieważenie głowy obcego państwa, a nawet ambasadora.
Gdy zaczynałam pisać ten tekst, zamierzałam przyjrzeć się wszystkim konstytucyjnym wolnościom, które ustawodawca nam skutecznie ograniczył w kodeksach. Potem uznałam, że na wszystkie nie starczy mi miejsca więc omówię tylko wolność słowa. 6 000 znaków później nie jestem nawet w połowie wymieniania wszystkich artykułów i muszę skończyć, żeby nie męczyć tych, którzy dotarli do tego miejsca.
Może więc obiecane przed wyborami przywracanie praworządności mogłoby uwzględnić także solidny przegląd wszystkich przepisów łamiących nasze konstytucyjne prawa?
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.